[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potrząsnęła głową. Zanim zdążył coś powiedzieć, za-
mknęła mu usta pocałunkiem.
-Kontrakty, które powinien pan sprawdzić jak naj-
szybciej, leżą na pana biurku - mówiła asystentka Jacka,
Claire. Claire przedstawiała mu listę zaplanowanych na
ten dzień spotkań, przypominała o telefonach,
jakie miał wykonać, i o czekających go procesach. Ale
Jack myślał tylko o Lily.
Odkąd pierwszy raz kochali się jako mąż i żona, wszyst-
ko się między nimi zmieniło. Lily wyglądała na szczę-
śliwą i czuła się swobodnie w jego towarzystwie. Jack
cieszył się, że wszystkie sprawy, które two-
S
R
rzyły między nimi dystans, zniknęły. W pracy łapał się
na tym, że nie mógł się doczekać powrotu do domu.
Rankiem niechętnie wychodził. I nie chodziło tylko o
seks, ale o Lily, o dzielenie z nią różnych rzeczy. Na
przykład jej zwariowanych nocnych posiłków. Coraz
lepiej poznawał swoją żonę. Dowiedział się, że uwielbia
stare musicale, wiedział już, jaki ma wyraz oczu, gdy jest
wesoła, a jaki, gdy jest rozczulona. Zdumiewał się inten-
sywnością jej reakcji na jego ciało i dopiero teraz wie-
dział, dlaczego tak kocha starego misia. Jestem szczę-
ściarzem, pomyślał.
Gdy w jego gabinecie zaległa cisza, Jack zdał sobie
sprawę, że nie słuchał. Claire czekała na odpowiedz.
Przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
Mówiłam, że dzwonił pan Carlton. Chce wiedzieć, czy
może się pan z nim umówić na drinka w poniedziałek.
Jack zawahał się. Nie rozmawiał z Carltonem od czasu
ślubu. Wtedy właśnie powiadomił go, że nie będzie brał
udziału w wyborach do senatu. Nie chciał dzielić swoje-
go czasu pomiędzy nowe obowiązki w domu a kampanię.
Ale może winien był Carltonowi tę rozmowę.
Dobrze, zapytaj, czy może być w Country Clubie, i
umów mnie w wolnym terminie.
Tak, proszę pana - odpowiedziała, zamierzając wyjść.
Jeszcze jedno, Claire. Zadzwoń do doktor Emily Ro-
binson i zapytaj, o której moja żona ma dzisiaj wizytę.
S
R
-Oczywiście, proszę pana.
Chciał towarzyszyć Lily podczas tej wizyty. Stracił już
pięć miesięcy, ale zamierzał być przy niej przez najbliż-
sze cztery, podobnie jak przez najbliższe cztery lata. I
wszystkie lata, które będą potem. Do gabinetu zajrzała
Claire, oznajmiając:
Pani Cartwright ma wizytę o jedenastej. W tym czasie
ma pan spotkanie z panią Gifford.
W takim razie przełóż spotkanie z panią Gifford. Umów
ją na pierwszy wolny termin. Będę po lunchu.
Tak, proszę pana. - Claire nie mogła powstrzymać
uśmiechu.
Jack spojrzał na nią badawczo.
Co cię tak bawi?
Nic, proszę pana. Po prostu pomyślałam, że pani Cartw-
right ma szczęście.
Jack również się uśmiechnął.
-To ja mam szczęście.
Jack wziął płaszcz i wyszedł. Właśnie dlatego, że czuł się
tak wielkim szczęściarzem, najpierw poszedł do jubilera,
a potem do sklepu z zabawkami. Gdy wyszedł, miał w
ręku dwie torebki i tylko piętnaście minut, żeby dotrzeć
do gabinetu.
Zastał Lily w poczekalni. Czytała gazetę poświęconą
opiece nad noworodkiem. Wyglądała jak zwykle prze-
ślicznie. Gdy przed nią stanął, uniosła wzrok.
-Jack, co tu robisz? - zapytała zdziwiona, ale wyraz
nie ucieszona. W odpowiedzi pocałował ją i usiadł obok,
S
R
biorąc ją za rękę. - Mówiłam ci, że nie musisz przycho-
dzić. Wiem, jak bardzo jesteś zajęty w ciągu dnia.
-Chciałem przyjść, a ty jesteś dla mnie ważniejsza od
pracy. Poza tym jestem szefem i sam ustalam swój
grafik. Lily uśmiechnęła się i spojrzała na torebki, które
postawił między nimi. Jej oczy zwęziły się podejrzliwie.
- Co to jest?
Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzyły.
Pani Cartwright - powiedziała pielęgniarka. Lily wstała.
Jack także.
Czy mój mąż też może wejść?
- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem pielęgniarka.
Poprowadziła ich korytarzem i wskazała gabinet
dla pacjentów. - Proszę się rozebrać. Pani doktor zaraz
przyjdzie.
Gdy Lily przebrała się i usiadła w fotelu dla pacjentów,
jej wzrok spoczął na torebkach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Potrząsnęła głową. Zanim zdążył coś powiedzieć, za-
mknęła mu usta pocałunkiem.
-Kontrakty, które powinien pan sprawdzić jak naj-
szybciej, leżą na pana biurku - mówiła asystentka Jacka,
Claire. Claire przedstawiała mu listę zaplanowanych na
ten dzień spotkań, przypominała o telefonach,
jakie miał wykonać, i o czekających go procesach. Ale
Jack myślał tylko o Lily.
Odkąd pierwszy raz kochali się jako mąż i żona, wszyst-
ko się między nimi zmieniło. Lily wyglądała na szczę-
śliwą i czuła się swobodnie w jego towarzystwie. Jack
cieszył się, że wszystkie sprawy, które two-
S
R
rzyły między nimi dystans, zniknęły. W pracy łapał się
na tym, że nie mógł się doczekać powrotu do domu.
Rankiem niechętnie wychodził. I nie chodziło tylko o
seks, ale o Lily, o dzielenie z nią różnych rzeczy. Na
przykład jej zwariowanych nocnych posiłków. Coraz
lepiej poznawał swoją żonę. Dowiedział się, że uwielbia
stare musicale, wiedział już, jaki ma wyraz oczu, gdy jest
wesoła, a jaki, gdy jest rozczulona. Zdumiewał się inten-
sywnością jej reakcji na jego ciało i dopiero teraz wie-
dział, dlaczego tak kocha starego misia. Jestem szczę-
ściarzem, pomyślał.
Gdy w jego gabinecie zaległa cisza, Jack zdał sobie
sprawę, że nie słuchał. Claire czekała na odpowiedz.
Przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
Mówiłam, że dzwonił pan Carlton. Chce wiedzieć, czy
może się pan z nim umówić na drinka w poniedziałek.
Jack zawahał się. Nie rozmawiał z Carltonem od czasu
ślubu. Wtedy właśnie powiadomił go, że nie będzie brał
udziału w wyborach do senatu. Nie chciał dzielić swoje-
go czasu pomiędzy nowe obowiązki w domu a kampanię.
Ale może winien był Carltonowi tę rozmowę.
Dobrze, zapytaj, czy może być w Country Clubie, i
umów mnie w wolnym terminie.
Tak, proszę pana - odpowiedziała, zamierzając wyjść.
Jeszcze jedno, Claire. Zadzwoń do doktor Emily Ro-
binson i zapytaj, o której moja żona ma dzisiaj wizytę.
S
R
-Oczywiście, proszę pana.
Chciał towarzyszyć Lily podczas tej wizyty. Stracił już
pięć miesięcy, ale zamierzał być przy niej przez najbliż-
sze cztery, podobnie jak przez najbliższe cztery lata. I
wszystkie lata, które będą potem. Do gabinetu zajrzała
Claire, oznajmiając:
Pani Cartwright ma wizytę o jedenastej. W tym czasie
ma pan spotkanie z panią Gifford.
W takim razie przełóż spotkanie z panią Gifford. Umów
ją na pierwszy wolny termin. Będę po lunchu.
Tak, proszę pana. - Claire nie mogła powstrzymać
uśmiechu.
Jack spojrzał na nią badawczo.
Co cię tak bawi?
Nic, proszę pana. Po prostu pomyślałam, że pani Cartw-
right ma szczęście.
Jack również się uśmiechnął.
-To ja mam szczęście.
Jack wziął płaszcz i wyszedł. Właśnie dlatego, że czuł się
tak wielkim szczęściarzem, najpierw poszedł do jubilera,
a potem do sklepu z zabawkami. Gdy wyszedł, miał w
ręku dwie torebki i tylko piętnaście minut, żeby dotrzeć
do gabinetu.
Zastał Lily w poczekalni. Czytała gazetę poświęconą
opiece nad noworodkiem. Wyglądała jak zwykle prze-
ślicznie. Gdy przed nią stanął, uniosła wzrok.
-Jack, co tu robisz? - zapytała zdziwiona, ale wyraz
nie ucieszona. W odpowiedzi pocałował ją i usiadł obok,
S
R
biorąc ją za rękę. - Mówiłam ci, że nie musisz przycho-
dzić. Wiem, jak bardzo jesteś zajęty w ciągu dnia.
-Chciałem przyjść, a ty jesteś dla mnie ważniejsza od
pracy. Poza tym jestem szefem i sam ustalam swój
grafik. Lily uśmiechnęła się i spojrzała na torebki, które
postawił między nimi. Jej oczy zwęziły się podejrzliwie.
- Co to jest?
Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzyły.
Pani Cartwright - powiedziała pielęgniarka. Lily wstała.
Jack także.
Czy mój mąż też może wejść?
- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem pielęgniarka.
Poprowadziła ich korytarzem i wskazała gabinet
dla pacjentów. - Proszę się rozebrać. Pani doktor zaraz
przyjdzie.
Gdy Lily przebrała się i usiadła w fotelu dla pacjentów,
jej wzrok spoczął na torebkach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]