download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przywódcy; Neimoidianie nie potrafią samodzielnie myśleć, więc bez wicekróla na czele
przestaną być grozni.  Czekając, aż ktoś wyrazi swoją opinie o jej pomyśle, automatycznie
przeniosła wzrok na Qui-Gona.  Co o tym myślisz, mistrzu?
 To dobry plan  przyznał Jedi.  Prawdopodobnie najlepsze posunięcie, jakie Wasza
Wysokość może wykonać, aczkolwiek wiąże się z nim ogromne ryzyko. Nawet pod
nieobecność armii wicekról będzie miał dobrą straż. Wielu Gungan może zginąć.
Boss Nass prychnął pogardliwie.
 Ich bron nie przebijać naszych tarcz! My walczyć!
Jar Jar znów posłał Anakinowi wymowne spojrzenie, ale tym razem Boss Nass
zauważył to i skarcił nowego generała wzrokiem.
 Moglibyśmy zmniejszyć straty wśród Gungan, jeżeli uda nam się opanować hangar, a
nasi piloci unieszkodliwią stacjonujący na orbicie okręt dowództwa  rozmyślała na głos
Amidala.  Wówczas armia robotów stanie się zupełnie bezużyteczna.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
 Gdyby jednak wicekról zdołał się nam wymknąć, wróci z nową armią  zauważył
kwaśno Obi-Wan.  Wasza sytuacja niewiele się zmieni. Bez względu na to, co się wydarzy,
należy przede wszystkim pojmać wicekróla.
 Rzeczywiście  przyznała Padm'e.  Wszystko zależy od powodzenia tego
przedsięwzięcia: obetnij głowę, a wąż zginie. Bez wicekróla Federacja nie przetrwa długo.
Dyskusja zeszła na inne tematy; omawiano szczegóły taktyczne, podział kompetencji
dowódczych... Anakin słuchał jeszcze przez chwilę, a potem przepchnął się do Qui-Gona i
pociągnął go za rękaw.
 A co ze mną?  spytał cicho.
Mistrz Jedi pogładził go po głowie. uśmiechnął się.
 Trzymaj się blisko mnie, Annie. Słuchaj mnie, a nic ci się nie stanie.
Troska o własną skórę nie było dokładnie tym, co chłopiec miał na myśli, ale
postanowił nie wdawać się w dalszą dyskusję: dopóki będzie z Qui-Gonem, najciekawsze go
nie minie.
W sali tronowej theedanskiego pałacu hologram Dartha Sidiousa unosił się groznie
przed Darthem Maulem, dowódca robotów OOM-9 i dwójka Neimoidian. Jedwabisty, cichy
głos Sitha sączył się spod kaptura:
 Nasza młoda królowa nie przestaje mnie zaskakiwać  szepnął z namysłem Darth
Sidious.  Jest jeszcze głupsza, niż sadziłem.
 Wysyłamy całe wojsko mi spotkanie jej armii  zapewnił go pospiesznie Nute
Gunray.  Zbierają się na mokradłach. To prymitywny lud, są niegrozni, panie. Nie
przypuszczam, żeby długo stawiali nam opór.
 Wzmocniłem straże we wszystkich obozach  oznajmił OOM-9.
Darth Maul zapatrzył się w dal, a potem pokręcił rogatą głową.
 Wyczuwam, że kryje się w tym coś, o czym nie wiemy, mistrzu. Być może Jedi chcą
wykorzystać królową do własnych celów.
 Jedi nie mogą się w nic mieszać  uspokoił go Sidious. Rozłożył ręce.  Wolno im
tylko chronić królową. Nawet Qui-Gon Jinn nie złamie tej zasady, a to działa na nasza
korzyść.
Darth Maul prychnął tylko, nie mogąc się doczekać, kiedy wkroczy do akcji.
 Czy w takim razie wyrażasz zgodę na dalsze działania, panie?  spytał z wahaniem
Nute Gunray, starając się nie patrzeć w tchnące obłędem oczy młodszego Sitha.
 Tak  odparł cicho Darth Sidious.  Macie ich unicestwić, wicekrólu. Wszystkich.
ROZDZIAA 20
W południe łąki ciągnące się na południe od Theed i sięgające zamieszkanych przez
Gungan mokradeł były puste. Wiatr ucichł zupełnie, a na bezchmurnym niebie pyszniło się
palące słońce. Rozgrzane powietrze drżało leciutko ponad trawami. Panowała taka cisza, że
świergot ptaków i bzyczenie owadów niosły się na kilkadziesiąt metrów.
I właśnie wtedy transportery Federacji z pękatymi dziobami i potężnie opancerzone
czołgi zalały łąki falą lśniącego metalu.
Na bagnach również było cicho. Pod sklepieniem liści i pnączy trwał wieczny zmierzch,
niczym nie zmącone jeziorka lśniły niczym lustra, zarośła ani drgnęły w bezwietrznym
powietrzu. Tu i ówdzie jakiś owad bezgłośnie przeskoczył z miejsca na miejsce, budząc
rozchodzące się koła na powierzchni wody; zdzbła traw uginały się pod nim jak delikatne
trampoliny. Ptaki śmigały niby barwne smugi, przenosząc się z gałęzi na gałąz; drobne ssaki
ostrożnie zakradały się na skraj zbiorników, żeby się napić.
Nagle woda zmąciła się, pojawiły się zmarszczki, pękły banki powietrza i spod
powierzchni wynurzyła się armia Gungan. Głowy stworów wyskakiwały niczym korki z
butelek: jedna, dwie, dziesięć  ich liczba szła w tysiące. Na równinie i wśród bagien małe
stworzonka w panice rzuciły się do kryjówek, ptaki umykały, owady przysiadały na ziemi.
Dosiadający kaadu Gunganie wynurzyli się z ukrycia w zbrojach i ze wzniesioną do
ataku bronią: w dłoniach trzymali włócznie energetyczne o długim drzewcu, proce z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •