download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cieniutkich ramiączkach i najwyrazniej nic pod spodem. Przylegający
136
RS
materiał sukienki ładnie podkreślał okrągłości biustu i bioder. Jeszcze
kilka tygodni temu miała tylko skórę i kości. Aadna fryzurka
podkreślała piękno jej dużych oczu. Wyglądała niesamowicie
seksownie. Teraz każdy facet śliniłby się na jej widok, a na nim i
wcześniej robiła piorunujące wrażenie.
- Spózniłeś się - powiedziała, oparłszy się zalotnie o framugę.
- Wiem, przepraszam - odparł, wręczając jej butelkę wina.
Blizniaki i dziadek oświadczyli stanowczo, że nie idzie się na kolację
do kobiety bez wina. - Pewnie nieodpowiednie...
- Bardzo dobre. Zanim zaczniesz mówić o posokowcu...
Bardzo lubił psy, ale teraz nie odróżniłby pudla od pona. Nie
mógł od niej oderwać oczu. Tak się zmieniła i to właśnie w sposób,
jakiego pragnął - poradziła sobie z żałobą. Wyleczyła się. Była znów
pełna życia. Gotowa, by je odbudować.
- Pete? - Zbliżyła się do niego i zajrzała w oczy. -Wiem, że
Hortense była dla ciebie zaskoczeniem...
Sam nie wiedział, dlaczego przemiana Camille budzi w nim taki
niepokój. Może dlatego, że gdy była rozbitkiem życiowym, to go
potrzebowała. A teraz? Przypadkowo spojrzał ponad jej ramieniem.
Jego spojrzenie powędrowało przez otwarte drzwi, przez kuchnię, z
której tylne drzwi wychodziły na trawnik za domem. Nie widział
dokładnie, ale zdawało mu się, że palą się tam świece, na stole jest
serweta i chyba ładne nakrycia. Spojrzał na nią zmieszany.
- Co się dzieje?
- Kolacja, najlepiej siądzmy już do stołu, i wtedy ci wytłumaczę,
co z tym psem. - Poprowadziła go do stołu, gdzie usiedli naprzeciwko
137
RS
siebie. Nalała wino i nałożyła potrawkę na talerze. Co chwila rzucała
mu niepewne spojrzenia. Po drżeniu rąk i głosu widać było, że jest tak
samo zdenerwowana jak on.
- Spacerowałam wczoraj po polu lawendy. To były dla mnie
naprawdę przełomowe chwile. Napawałam się tym, jaka jest teraz
piękna, wkrótce wszystko zakwitnie. Moja siostra naprawdę będzie
miała pełne ręce roboty przy żniwach.
- A ciebie tu wtedy nie będzie? - spytał czujnie. Kęs jedzenia
prawie stanął mu w gardle.
- Nie. Lawenda to od tej pory sprawa Violet. Niech ona
podejmuje decyzje. Ja muszę się zająć własnym życiem i również
podjąć pewne decyzje. Kiedy chodziłam po tym polu, myślałam, jak
bardzo lawenda różni się od róż. Róże trzeba starannie pielęgnować,
pieścić się z nimi, nawozić, opryskiwać. Lawendzie wystarczyło dać
trochę ziemi, mierzwy, przyciąć ją, a ona jakby zmartwychwstała.
Lawenda kwitnie, gdy okazuje się jej miłość w szorstki sposób. Ale ty
wiesz to wszystko, prawda?
Bardzo miłe były te wszystkie refleksje, ale on myślał tylko o
jednej sprawie:
- Gdzie zamierzasz być, skoro nie tutaj? - spytał przez ściśnięte
gardło.
Podniosła palec do góry, dając znać, że musi dokończyć żucie,
po czym powiedziała spokojnie:
- Z tobą.
- Słucham?
138
RS
- Myślałam, że odgadłeś moje intencje, gdy dałam ci tego
posokowca. Gdy zaprosiłam cię na kolację. Oczywiście nie
wiedziałam, czy przyjmiesz zaproszenie - dodała cicho i odłożyła
sztućce na brzeg talerza. - Wiem, że o mało wszystkiego nie
popsułam. Przez całą wiosnę obnosiłam się ze swoim bólem.
- Miałaś do tego prawo.
- Tak, i wszyscy mi pobłażali oprócz ciebie. Chyba jestem jak ta
lawenda, Pete. Jak za bardzo się ze mną cackać, cała się rozklejam.
Ale jak ktoś da mi szansę, bym pokazała swą siłę, potrafię być silna.
- Czy mogłabyś zrezygnować z tych wszystkich pięknych
metafor i powiedzieć, co to znaczy, że będziesz ze mną?
- Zaraz do tego dojdziemy - powiedziała i podała mu bułeczkę.
Odłożył ją na brzeg talerza. Nie mógłby teraz nic przełknąć.
- Przywróciłeś mnie do życia. A ja byłam taka samolubna. Nie
zauważyłam, że ty także cierpisz, musisz się uporać ze stratą, tylko nie
pokazujesz tego po sobie ze względu na chłopców i ojca.
- To nieważne.
- Pete, tak mi przykro, że od razu cię nie doceniłam. - Przerwała
na chwilę, jakby musiała nabrać sił do dalszych wyznań.
- Kochałam Roberta. Zawsze czułam, że to akceptujesz, i jestem
ci za to wdzięczna, bo ta miłość była dobrą częścią mego życia. Ale
teraz, gdy poznałam ciebie, gdy znalazłam w tobie oparcie w tak
trudnym czasie... kiedy akceptowałeś mnie wtedy, gdy nawet ja sama
nie mogłam ze sobą wytrzymać... to głębsza miłość niż ta, którą
znałam do tej pory. Nie wiedziałam nawet, że taka istnieje. To miłość,
jakiej teraz pragnę i będę o nią walczyć.
139
RS
Zerwała się od stołu i podeszła do niego, ale potem na chwilę się
zawahała, jakby niepewna, jak on na to zareaguje. Kiedy jednak
zapraszająco odsunął się od stołu, usiadła mu na kolanach i zarzuciła
ręce na szyję, a on natychmiast ciasno ją objął.
- Czy nie zamierzasz mnie pocałować, MacDougal? - spytała
kokieteryjnie.
- Zamierzam zrobić o wiele więcej - zapewnił. - Ale na razie
muszę ochłonąć po tym, co usłyszałem. Aż trudno mi w to uwierzyć.
Bo przestałem już wierzyć w miłość, Cam.
- Ja też, więc zemsta jest słodka. Nie chciałam już nikogo
pokochać. Ale ty wszystko zmieniłeś, Pete.
- Kocham cię - szepnął namiętnie.
- Wiem. I powinnam się tego domyślić już dawno. Jak na mnie
krzyczałeś. I kiedy dałeś mi tego psa.
- Tego, którego nie zatrzymasz u siebie?
- Zatrzymam. I kota też. I chłopców. I twego tatę. Nawet
Hortense. Ale przede wszystkim zatrzymam ciebie, MacDougal. Na
zawsze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •