[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiatru powiał przez cmentarz, rozwiewając włosy dziewczyn i szeleszcząc suchymi
liśćmi, zaścielającymi ziemię. Bonnie wydała jakiś stłumiony okrzyk i wszystkie
rozejrzały się wkoło, a potem nerwowo zachichotały.
- Zrobiło się ciemno - powiedziała Elena, zdziwiona.
24
- Lepiej wracajmy do domu - zaproponowała Meredith. Wstała i przypięła
sobie broszkę z powrotem. Bonnie też wstała, ssąc czubek kciuka.
- Do widzenia - rzuciła cicho Elena w kierunku nagrobka. Niecierpki rysowały
się na ziemi purpurową plamą. Podniosła leżącą koło nich morelową wstążkę i skinęła
głową do Bonnie i Meredith. - Chodzmy.
W milczeniu wspinały się na wzgórze w stronę ruin kościoła. Przysięga krwi
wprawiła je wszystkie w poważny nastrój. Kiedy mijały ruiny, Bonnie przeszedł
dreszcz. Po zachodzie słońca zrobiło się zimno i wiatr się wzmagał Każdy poryw
szeptał wśród traw i sprawiał, że stare dęby szeleściły poruszającymi się liśćmi.
- Zimno mi - powiedziała Elena, przystając na moment przy mrocznym
otworze, który kiedyś stanowił drzwi kościoła, i spoglądając na leżącą niżej okolicę.
Księżyc jeszcze nie wzszedł i ledwie widziała zarys starego cmentarza i leżący
za nim most Wickery. Stary cmentarz datował się na czasy wojny secesyjnej i wiele
nagrobków nosiło nazwiska żołnierzy. Miał zaniedbany wygląd: przy grobach rosły
jeżyny i wybujałe chwasty; bluszcz porastał rozpadający się granit. Elena nigdy tego
miejsca nie lubiła.
- Wygląda inaczej, prawda? To znaczy, po ciemku powiedziała niepewnym
tonem. Nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co przyszło jej na myśl - że to nie jest
miejsce dla żywych.
- Możemy iść dłuższą drogą - powiedziała Meredith. - Ale to oznacza kolejne
dwadzieścia minut spaceru.
- Ja mogę iść tędy - powiedziała Bonnie, z trudem przełykając ślinę.
- Zawsze mówiłam, że chciałabym zostać pochowana tam na dole, na starym
cmentarzu.
- Przestań wreszcie gadać o grobach! - ucięła Elena i ruszyła w dół wzgórza.
Ale im dalej szła wąską ścieżką, tym mniej pewnie się czuła. Zwolniła i pozwoliła się
dogonić Bonnie i Meredith. Kiedy zbliżały się do pierwszych nagrobków, serce
zaczęło jej walić szybciej. Próbowała to zignorować, ale cała skóra ją mrowiła. Czuła,
że delikatne włoski na ramionach jej się zjeżyły. Pomiędzy porywami wiatru
wszystkie odgłosy zdawały się dziwnie potęgować - chrzęst liści na ścieżce pod ich
stopami wręcz ogłuszał.
Ruiny kościoła rysowały się teraz za nimi mroczną sylwetą. Wąska ścieżka
prowadziła między pokrytymi porostami nagrobkami, z których wiele było wyższych
od Meredith. Elena pomyślała z lękiem, że są dość wysokie, żeby ktoś mógł się za
nimi schować. Zresztą niektóre z tych nagrobków mogły wystraszyć, jak na przykład
ten z aniołkiem, który wyglądał jak prawdziwe niemowlę, tyle że od rzezby odpadła
głowa i ktoś ostrożnie ułożył ją przy ciele cherubinka. Szeroko otwarte oczy
granitowej głowy miały puste spojrzenie. Elena nie mogła oderwać od nich wzroku i
serce znów jej przyspieszyło.
- Dlaczego przystajemy? - spytała Meredith.
- Ja... Przepraszam - mruknęła Elena, ale kiedy się obejrzała, natychmiast
zesztywniała. - Bonnie? - powiedziała. - Bonnie, co się dzieje?
Bonnie wpatrywała się w cmentarz z otwartymi ustami, a oczy miała szeroko
otwarte i równie puste, jak kamienny cherubin. Elenie strach ścisnął żołądek.
- Bonnie, przestań. Przestań! To nie jest śmieszne. Bonnie nie reagowała.
25
- Bonnie! - krzyknęła Meredith. Spojrzały na siebie z Eleną i nagle Elena
poczuła, że musi stamtąd uciec. Obróciła się na pięcie, chcąc iść dalej ścieżką, ale
jakiś dziwny głos odezwał się za jej plecami, więc obróciła się znów raptownie.
- Eleno - usłyszała. To nie był głos Bonnie, a przecież wychodził z jej ust.
Blada w otaczającym mroku, Bonnie nadal wpatrywała się w cmentarz. Twarz miała
zupełnie pozbawioną wyrazu. - Eleno - powtórzy! głos, a potem dodał, kiedy Bonnie
obróciła się w jej stronę. - Ktoś tam na ciebie czeka.
Elena nigdy nie mogła sobie przypomnieć, co tak naprawdę wydarzyło się w
ciągu następnych kilku minut. Wydawało się, że coś się porusza wśród ciemnych,
przygarbionych sylwetek nagrobków, że się tam przemieszcza i rośnie. Elena
wrzasnęła, Meredith też. I obie rzuciły się do ucieczki. Bonnie pobiegła za nimi z
krzykiem
Elena gnała wąską ścieżką, potykając się o kamienie i kępki wilgotnych liści.
Bonnie tuż za nią szlochała i z trudem łapała oddech. A Meredith, spokojna i cyniczna
Meredith, dziko dyszała. W gałęziach dębu nad nimi nagle coś zatrzepotało i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
wiatru powiał przez cmentarz, rozwiewając włosy dziewczyn i szeleszcząc suchymi
liśćmi, zaścielającymi ziemię. Bonnie wydała jakiś stłumiony okrzyk i wszystkie
rozejrzały się wkoło, a potem nerwowo zachichotały.
- Zrobiło się ciemno - powiedziała Elena, zdziwiona.
24
- Lepiej wracajmy do domu - zaproponowała Meredith. Wstała i przypięła
sobie broszkę z powrotem. Bonnie też wstała, ssąc czubek kciuka.
- Do widzenia - rzuciła cicho Elena w kierunku nagrobka. Niecierpki rysowały
się na ziemi purpurową plamą. Podniosła leżącą koło nich morelową wstążkę i skinęła
głową do Bonnie i Meredith. - Chodzmy.
W milczeniu wspinały się na wzgórze w stronę ruin kościoła. Przysięga krwi
wprawiła je wszystkie w poważny nastrój. Kiedy mijały ruiny, Bonnie przeszedł
dreszcz. Po zachodzie słońca zrobiło się zimno i wiatr się wzmagał Każdy poryw
szeptał wśród traw i sprawiał, że stare dęby szeleściły poruszającymi się liśćmi.
- Zimno mi - powiedziała Elena, przystając na moment przy mrocznym
otworze, który kiedyś stanowił drzwi kościoła, i spoglądając na leżącą niżej okolicę.
Księżyc jeszcze nie wzszedł i ledwie widziała zarys starego cmentarza i leżący
za nim most Wickery. Stary cmentarz datował się na czasy wojny secesyjnej i wiele
nagrobków nosiło nazwiska żołnierzy. Miał zaniedbany wygląd: przy grobach rosły
jeżyny i wybujałe chwasty; bluszcz porastał rozpadający się granit. Elena nigdy tego
miejsca nie lubiła.
- Wygląda inaczej, prawda? To znaczy, po ciemku powiedziała niepewnym
tonem. Nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co przyszło jej na myśl - że to nie jest
miejsce dla żywych.
- Możemy iść dłuższą drogą - powiedziała Meredith. - Ale to oznacza kolejne
dwadzieścia minut spaceru.
- Ja mogę iść tędy - powiedziała Bonnie, z trudem przełykając ślinę.
- Zawsze mówiłam, że chciałabym zostać pochowana tam na dole, na starym
cmentarzu.
- Przestań wreszcie gadać o grobach! - ucięła Elena i ruszyła w dół wzgórza.
Ale im dalej szła wąską ścieżką, tym mniej pewnie się czuła. Zwolniła i pozwoliła się
dogonić Bonnie i Meredith. Kiedy zbliżały się do pierwszych nagrobków, serce
zaczęło jej walić szybciej. Próbowała to zignorować, ale cała skóra ją mrowiła. Czuła,
że delikatne włoski na ramionach jej się zjeżyły. Pomiędzy porywami wiatru
wszystkie odgłosy zdawały się dziwnie potęgować - chrzęst liści na ścieżce pod ich
stopami wręcz ogłuszał.
Ruiny kościoła rysowały się teraz za nimi mroczną sylwetą. Wąska ścieżka
prowadziła między pokrytymi porostami nagrobkami, z których wiele było wyższych
od Meredith. Elena pomyślała z lękiem, że są dość wysokie, żeby ktoś mógł się za
nimi schować. Zresztą niektóre z tych nagrobków mogły wystraszyć, jak na przykład
ten z aniołkiem, który wyglądał jak prawdziwe niemowlę, tyle że od rzezby odpadła
głowa i ktoś ostrożnie ułożył ją przy ciele cherubinka. Szeroko otwarte oczy
granitowej głowy miały puste spojrzenie. Elena nie mogła oderwać od nich wzroku i
serce znów jej przyspieszyło.
- Dlaczego przystajemy? - spytała Meredith.
- Ja... Przepraszam - mruknęła Elena, ale kiedy się obejrzała, natychmiast
zesztywniała. - Bonnie? - powiedziała. - Bonnie, co się dzieje?
Bonnie wpatrywała się w cmentarz z otwartymi ustami, a oczy miała szeroko
otwarte i równie puste, jak kamienny cherubin. Elenie strach ścisnął żołądek.
- Bonnie, przestań. Przestań! To nie jest śmieszne. Bonnie nie reagowała.
25
- Bonnie! - krzyknęła Meredith. Spojrzały na siebie z Eleną i nagle Elena
poczuła, że musi stamtąd uciec. Obróciła się na pięcie, chcąc iść dalej ścieżką, ale
jakiś dziwny głos odezwał się za jej plecami, więc obróciła się znów raptownie.
- Eleno - usłyszała. To nie był głos Bonnie, a przecież wychodził z jej ust.
Blada w otaczającym mroku, Bonnie nadal wpatrywała się w cmentarz. Twarz miała
zupełnie pozbawioną wyrazu. - Eleno - powtórzy! głos, a potem dodał, kiedy Bonnie
obróciła się w jej stronę. - Ktoś tam na ciebie czeka.
Elena nigdy nie mogła sobie przypomnieć, co tak naprawdę wydarzyło się w
ciągu następnych kilku minut. Wydawało się, że coś się porusza wśród ciemnych,
przygarbionych sylwetek nagrobków, że się tam przemieszcza i rośnie. Elena
wrzasnęła, Meredith też. I obie rzuciły się do ucieczki. Bonnie pobiegła za nimi z
krzykiem
Elena gnała wąską ścieżką, potykając się o kamienie i kępki wilgotnych liści.
Bonnie tuż za nią szlochała i z trudem łapała oddech. A Meredith, spokojna i cyniczna
Meredith, dziko dyszała. W gałęziach dębu nad nimi nagle coś zatrzepotało i [ Pobierz całość w formacie PDF ]