download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

entuzjazm w jego spojrzeniu był tak gwałtowny, że aż zaniepokoił Kyle a. - Razem
będziemy mieli faceta na oku, panie Kyle.
- Ważniejsze - ostrzegł go z niepokojem Kyle - żebyś był cholernie
pewien, że Lewis nie ma na oku ciebie. I nawet nie myśl o załatwieniu go
w pojedynkę. Możesz mi wierzyć, jest ostrożny jak zwierzę - i jest zabójcą!
- Obserwować i meldować, nie podejmować żadnych działań. Tak jest. Ale
jak pan powiedział, mimo wszystko jest to strasznie wielka przygoda.
- To zbyt brytyjskie zdanie, żeby wymyślił je Kanadyjczyk - zmusił się
do uśmiechu Kyle. - Też czytałeś Piotrusia Pana.
- Z zapałem. Kiedy miałem dziesięć lat, był moim ulubionym bohaterem.
Kyle przestał się uśmiechać w chwili, gdy młodszy oficer odwrócił się.
Bo w rzeczywistości Piotruś Pan powiedział:  Zginąć będzie strasznie
wielką przygodą .
Po upewnieniu się, że ładunek w części dziobowej został dobrze
zabezpieczony, Kyle wciąż czuł się winny, że naraził Voorhoeve a na ryzyko, przy
którym wszelkie gwarancje, których mu udzielił, stają się śmieszne. Wyczuł
jednak, że jest już za pózno, aby wycofać swoją prośbę o pomoc. Aby po -
wstrzymać młodego poszukiwacza przygód, trzeba by go chyba zastrzelić.
Jezu, czy musiał użyć właśnie takiej przenośni?
Płynąca do Dżibuti na dziobowych międzypokładach brygada mercedesów
została wzmocniona przynajmniej batalionem poobijanych fiatów, które ustawiono
na rufowym pokładzie studniowym. Kyle, na podstawie tego, co widział, mógł
stwierdzić, że drugi oficer i Chowdhury, wspomagani przez reprezentujących różny
stopień marynarskich umiejętności chłopaków z bandy bosmana, wykonali godną
pochwały pracę. Był wśród nich - Kyle zmusił się do całkowitego opanowania -
marynarz Lewis. Cholera, Lewis nawet zerknął na niego przez otwarty luk
i uśmiechnął się, zupełnie jakby dawał Kyle owi do zrozumienia, iż wie, że jest
pod obserwacją.
Kyle dopowiedział skinieniem głowy. Nawet mając świadomość, że znowu ma
nad nim przewagę, nie mógł zmusić się do uśmiechu.
Uśmiechanie się nie znajdowało się raczej na pierwszym miejscu jego
porządku dnia. Nawet gdy przekonał się, że zamocowano dokładnie wszystko, co
znajdowało się w częściowo wypełnionych ładowniach, a każdy przedmiot na
pokładzie, który mógł zacząć poruszać się, gdy morze zacznie się burzyć - nawet
masywna kotwica zawozna umocowana pod uskokiem nadbudówki rufowej - został
podwójnie zabezpieczony dodatkowymi stalówkami zdjętymi z nieużywanych żurawików
łodziowych.
Cały problem polega na tym - pomyślał z niepokojem Kyle, przechylając
się nad zrębnicą ładowni numer pięć i zaglądając do wnętrza - że ucha pokładowe,
zaczepy, a nawet same wsporniki, do których wszystko przywiązano, skorodowały do
tego stopnia, że mają zaledwie ułamek projektowanej wytrzymałości
konstrukcyjnej.
- Przeżyjemy ten sztorm, senhor Kyle - usłyszał za sobą cichy głos,
który zaraz opatrzył tę gwarancję zastrzeżeniem. - Se Deus quiser.
Jeżeli taka będzie wola boża?
Kyle odwrócił się. Kapitan spoglądał na jego zatroskaną minę z... czyżby
leciutką kpiną, błyskającą spod krzaczastych brwi? Jeżeli tak, był to pierwszy
przejaw normalności zademonstrowany przez Barrosę od momentu minięcia
Gibraltaru. Kiedy Kyle zameldował Staremu o okolicznościach, w jakich zginął
kucharz, kapitan jedynie wzruszył okrytymi piżamą ramionami i oznajmił: Ndo ha
remedio - i wyłączył światło.
Bardzo oszczędne rekwiem po człowieku Nao ha remedio. Nic się na to nie
poradzi.
Ale teraz, niecałą godzinę pózniej, Barrosabył na nogach, ogolony,
odświeżony i nawet ubrany jak przystało na pochłoniętego pracą kapitana statku
w czarne spodnie i nieco wygniecioną koszulę. Ale w dalszym ciągu miał na głowie
i Kyle absolutnie nie zamierzał odmówić mu prawa do korzystania z tak ciężko
zapracowanego przywileju - swoją wspaniałą czapkę ze złotymi liśćmi.
- Byłbym jednak spokojniejszy, gdybym mógł wspomóc Jego dłoń dobrą
praktyką morską, panie kapitanie.
- Boi się pan, senhor? - Pytanie zostało zadane bardzo rzeczowym tonem.
I wcale nie zabrzmiało jak obelga.
Czy się boję? Jasne, że się boję - rozmyślał Kyle. - Och, nie tylko
pogody, która jest zagrożeniem ściśle związanym z moim fachem, ale tego, co jak
czuję w kościach, zdarzy się w czasie kilku następnych dni, albo nawet godzin.
Gdy spełnią się wszystkie złowieszcze znaki towarzyszące temu rejsowi. Hackman
już stracił życie. A teraz śmierć może wybrać jedną z pięciu możliwości. Zabrać
Jona Lewisa, mnie, albo - Boże uchowaj - tego naiwnego Voorhoeve a. Albo
Barrosę, ponieważ najwyrazniej pragnie jej, pomimo przeżywanych od czasu do
czasu wycieczek w czasy młodości. Lub statek. I jeżeli temu ostatniemu
wydarzeniu będzie towarzyszyła taka sama okrutna przewrotność, jakiej byłem
świadkiem na Piazza Santorini, wszyscy będziemy zgubieni. Wszystkim nam śmierć
zajrzy w oczy - i większość z nas zginie.
Se Deus quiser?
- Trochę obawiam się tej prognozy pogody.
- Dobrze. Nie chciałbym mieć pierwszego oficera, który jest... eee
complacente?
Zbyt pewny siebie? Ja? - pomyślał ponuro Kyle, gdy Barrosa nagle
zachwiał się i przytrzymał zrębnicy, by zachować równowagę. - Może pan być
pewien, capitao - przy pańskim opłakanym stanie, załodze składającej się
z nieudaczników i szczurów lądowych, współspiskowcu, którego wzorem do
naśladownictwa wydaje się być Piotruś Pan i grasującym na statku szalonym
mordercy, grzech nadmiernej pewności siebie na pewno mi nie grozi!
Szczególnie po tym, gdy - jakby chcąc dodatkowo zaakcentować jego myśli,
pod delikatnym naciskiem drżącej dłoni kapitana, od krawędzi zrębnicy oderwał
się płat rdzy wielkości bosaka i rozbił się jak szkło na równie skorodowanym
pokładzie.
Poza rozgrywającym się na pokładzie psychologicznym turniejem,
rozpoczęła się również meteorologiczna zabawa w kotka i myszkę.
Której wynik z założenia był raczej niekorzystny dla myszy.
Płynęli, a niż ścigał ich przez całą drogę do czubka Półwyspu
Apenińskiego i przez Cieśninę Mesyńską. Gdy w czasie drugiej części wachty
środkowej, przewalający się z burty na burtę  Centaur zatoczył łuk ku
wschodowi, by położyć się na kurs, dzięki któremu ominąłby Kretę, to samo zrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •