[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zależy mi na tym, by nie przynieść wstydu mężowi.
Polubiła śmiałą pokojówkę, która była od niej starsza
zaledwie o kilka lat i miała sporo zdrowego rozsądku.
- To nie do pomyślenia! Pani hrabina raczy żartować.
Proszę tylko zerknąć na pana Magnusa, kiedy się na panią
zapatrzy. Po co to gadanie o wstydzie?
- On mi siÄ™ przyglÄ…da?
- Jasne, kiedy pani hrabina nie zwraca uwagi. Każdy
powie, że od tego zachwytu po prostu ledwie żyje. - Zre-
flektowała się nagle i spuściła oczy. - Ojej, co ja gadam!
Ciągle się zapominam. Trzeba znać swoje miejsce.
Caroline chętnie gawędziłaby dalej. Ciekawe, co Lil -
lian dostrzega w oczach Magnusa. Niestety, taka rozmowa
byłaby nie na miejscu. Podziękowała służącej i kazała jej
odejść. Zastanawiała się w samotności, czy to możliwe, by
Magnus odwzajemniał jej uczucia i lękał się o tym powie-
dzieć. Nie sądziła do tej pory, by dręczyły go jakieś obawy,
ale gdy opowiedział trochę o sobie, zrozumiała, że w mło-
dości został głęboko zraniony, i dlatego ukrywał ogromną
wrażliwość pod maską łotra. Jedno pozostawało nie
wiadomą: do jakiego stopnia maska stała się jego drugą
naturÄ….
Ostatnio dokonała się w nim niemal całkowita przemia
na. Był tak czuły i troskliwy, że niemal uwierzyła w jego
szczere przywiązanie. A może chodzi tylko o dziecko?
Rychłe macierzyństwo to atut, który należy docenić. Mag
nus obsesyjnie pragnął mieć potomka. Troszczył się o nią,
bo nosiła pod sercem jego dziecko. To pewne. Czy byłaby
dla niego równie ważna, gdyby nie zaszła w ciążę? Do tej
pory nie sądziła, że pragnie być kochaną. Zapewne uwa
żała, że to nierealne. Zachowanie ojca jeszcze w dzieciń
stwie nauczyło ją ostrożności w tych sprawach. Louis We-
mbly nie był kochającym mężem. Pewnego dnia jego po
stępowanie stało się dla Caroline widomym dowodem, że
mężczyzni myślą tylko o jednym.
Z drugiej strony jednak nie wszyscy czyniÄ… tak jak
jej ojciec. Magnus był inny. Doskonale o tym wiedziała,
ale w głębi serca wciąż nie potrafiła całkowicie mu za-
ufać.
Wspomnienie ojca nie wywoływało zakłopotania ani
złości. Dawno temu uwolniła się od złych myśli, pozosta
wiając cały wstyd temu, kto naprawdę powinien go odczu
wać. Pewnego wieczoru Louis po raz pierwszy i jedyny
próbował wsunąć rękę pod jej suknię i dotknąć rozkwita
jących piersi. Osłupiał, gdy dwunastoletnia córka nie prze-
bierając w słowach zapowiedziała mu, że to się nie może
powtórzyć. Bała się, ale najlepszym przykładem była dla
niej matka, która nieustępliwie broniła dzieci i mimo nie-
udanego małżeństwa nie straciła poczucia godności. Dzię-
ki niej Caroline miała dość odwagi, by postawić na swoim.
Zmierć ojca przyniosła ulgę całej rodzinie, a po ślubie
Caroline jej najbliżsi nie musieli się troszczyć o zaspoko
jenie życiowych potrzeb. James wracał do zdrowia. Aud-
rae miała nadzieję, że wkrótce przyjadą z wizytą, jeżeli
lekarze na to pozwolą. Caroline odzyskiwała wewnętrzny
spokój, gdy myślała o bracie, na co dzień jednak nie bra
kowało jej zmartwień.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Magnus uznał, że przymusowy odpoczynek żony, która
cały dzień miała przeleżeć w łóżku, to doskonała sposob
ność, by załatwić odkładane wcześniej sprawy. Kazał
przygotować lekki powóz i wyruszył zaraz po śniadaniu.
Pogoda była okropna. Gęsta mgła miała żółtawy kolor.
Z niechęcią pomyślał, że wilgoć przenika najgrubszą weł
nę, i był pewny, że przemarznie do szpiku kości. Szczęście
w nieszczęściu, nie było wiatru. Z drugiej strony jednak
pewnie rozproszyłby mgłę. Mimo niesprzyjającej aury
Magnus nie zamierzał odkładać umówionych spotkań.
Najpierw pojechał do biura, w którym urzędował Carac-
tacus Green; przykra konieczność, zważywszy na to,że
nie lubił tego człowieka, ale od kiedy David załatwiał
z nim niemal wszystkie sprawy, zabrakło powodów do na-
rzekań. Niestety, prawnika nie było w kantorze. Magnus
zawrócił ku wytworniejszym dzielnicom.
- Rutherford! - W monotonny odgłos końskich pod
ków wmieszał się głośny okrzyk. Magnus spojrzał w bok
i zobaczył jednego ze swych dawnych kompanów biegną
cego w stronę powozu. Kazał stanąć i wysiadł z miesza
nymi uczuciami. To przecież Garding, jego przyjaciel
z Oksfordu. Zabawiali się wesoło od lat, wywołując skan-
dale i ogólną dezaprobatę. Było co wspominać, ale nie
czuł radości na widok starego kompana.
- Jak się masz, draniu? - wrzasnął Garding i uścisnął
go jak brata.
- Lepiej. A co u ciebie?
- Towarzystwo podupadło, odkąd wyjechałeś. Trady
cja zanika, ale łatwiej o kobiety do uwodzenia i głupców
do ogrania, bo wycofałeś się z interesu. Czemu nie dałeś
znać, że jesteś w mieście? Przyjdz dzisiaj do White'a. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Zależy mi na tym, by nie przynieść wstydu mężowi.
Polubiła śmiałą pokojówkę, która była od niej starsza
zaledwie o kilka lat i miała sporo zdrowego rozsądku.
- To nie do pomyślenia! Pani hrabina raczy żartować.
Proszę tylko zerknąć na pana Magnusa, kiedy się na panią
zapatrzy. Po co to gadanie o wstydzie?
- On mi siÄ™ przyglÄ…da?
- Jasne, kiedy pani hrabina nie zwraca uwagi. Każdy
powie, że od tego zachwytu po prostu ledwie żyje. - Zre-
flektowała się nagle i spuściła oczy. - Ojej, co ja gadam!
Ciągle się zapominam. Trzeba znać swoje miejsce.
Caroline chętnie gawędziłaby dalej. Ciekawe, co Lil -
lian dostrzega w oczach Magnusa. Niestety, taka rozmowa
byłaby nie na miejscu. Podziękowała służącej i kazała jej
odejść. Zastanawiała się w samotności, czy to możliwe, by
Magnus odwzajemniał jej uczucia i lękał się o tym powie-
dzieć. Nie sądziła do tej pory, by dręczyły go jakieś obawy,
ale gdy opowiedział trochę o sobie, zrozumiała, że w mło-
dości został głęboko zraniony, i dlatego ukrywał ogromną
wrażliwość pod maską łotra. Jedno pozostawało nie
wiadomą: do jakiego stopnia maska stała się jego drugą
naturÄ….
Ostatnio dokonała się w nim niemal całkowita przemia
na. Był tak czuły i troskliwy, że niemal uwierzyła w jego
szczere przywiązanie. A może chodzi tylko o dziecko?
Rychłe macierzyństwo to atut, który należy docenić. Mag
nus obsesyjnie pragnął mieć potomka. Troszczył się o nią,
bo nosiła pod sercem jego dziecko. To pewne. Czy byłaby
dla niego równie ważna, gdyby nie zaszła w ciążę? Do tej
pory nie sądziła, że pragnie być kochaną. Zapewne uwa
żała, że to nierealne. Zachowanie ojca jeszcze w dzieciń
stwie nauczyło ją ostrożności w tych sprawach. Louis We-
mbly nie był kochającym mężem. Pewnego dnia jego po
stępowanie stało się dla Caroline widomym dowodem, że
mężczyzni myślą tylko o jednym.
Z drugiej strony jednak nie wszyscy czyniÄ… tak jak
jej ojciec. Magnus był inny. Doskonale o tym wiedziała,
ale w głębi serca wciąż nie potrafiła całkowicie mu za-
ufać.
Wspomnienie ojca nie wywoływało zakłopotania ani
złości. Dawno temu uwolniła się od złych myśli, pozosta
wiając cały wstyd temu, kto naprawdę powinien go odczu
wać. Pewnego wieczoru Louis po raz pierwszy i jedyny
próbował wsunąć rękę pod jej suknię i dotknąć rozkwita
jących piersi. Osłupiał, gdy dwunastoletnia córka nie prze-
bierając w słowach zapowiedziała mu, że to się nie może
powtórzyć. Bała się, ale najlepszym przykładem była dla
niej matka, która nieustępliwie broniła dzieci i mimo nie-
udanego małżeństwa nie straciła poczucia godności. Dzię-
ki niej Caroline miała dość odwagi, by postawić na swoim.
Zmierć ojca przyniosła ulgę całej rodzinie, a po ślubie
Caroline jej najbliżsi nie musieli się troszczyć o zaspoko
jenie życiowych potrzeb. James wracał do zdrowia. Aud-
rae miała nadzieję, że wkrótce przyjadą z wizytą, jeżeli
lekarze na to pozwolą. Caroline odzyskiwała wewnętrzny
spokój, gdy myślała o bracie, na co dzień jednak nie bra
kowało jej zmartwień.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Magnus uznał, że przymusowy odpoczynek żony, która
cały dzień miała przeleżeć w łóżku, to doskonała sposob
ność, by załatwić odkładane wcześniej sprawy. Kazał
przygotować lekki powóz i wyruszył zaraz po śniadaniu.
Pogoda była okropna. Gęsta mgła miała żółtawy kolor.
Z niechęcią pomyślał, że wilgoć przenika najgrubszą weł
nę, i był pewny, że przemarznie do szpiku kości. Szczęście
w nieszczęściu, nie było wiatru. Z drugiej strony jednak
pewnie rozproszyłby mgłę. Mimo niesprzyjającej aury
Magnus nie zamierzał odkładać umówionych spotkań.
Najpierw pojechał do biura, w którym urzędował Carac-
tacus Green; przykra konieczność, zważywszy na to,że
nie lubił tego człowieka, ale od kiedy David załatwiał
z nim niemal wszystkie sprawy, zabrakło powodów do na-
rzekań. Niestety, prawnika nie było w kantorze. Magnus
zawrócił ku wytworniejszym dzielnicom.
- Rutherford! - W monotonny odgłos końskich pod
ków wmieszał się głośny okrzyk. Magnus spojrzał w bok
i zobaczył jednego ze swych dawnych kompanów biegną
cego w stronę powozu. Kazał stanąć i wysiadł z miesza
nymi uczuciami. To przecież Garding, jego przyjaciel
z Oksfordu. Zabawiali się wesoło od lat, wywołując skan-
dale i ogólną dezaprobatę. Było co wspominać, ale nie
czuł radości na widok starego kompana.
- Jak się masz, draniu? - wrzasnął Garding i uścisnął
go jak brata.
- Lepiej. A co u ciebie?
- Towarzystwo podupadło, odkąd wyjechałeś. Trady
cja zanika, ale łatwiej o kobiety do uwodzenia i głupców
do ogrania, bo wycofałeś się z interesu. Czemu nie dałeś
znać, że jesteś w mieście? Przyjdz dzisiaj do White'a. [ Pobierz całość w formacie PDF ]