[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głową.
- Czasem warto skorzystać z wynalazków współczesnych. Miksuję je na
różową pianę...
- Gumpy - przerwała mu miękko. - Nie jestem pewna, czy chcę znać
szczegóły.
Skinął głową i zapatrzył się w ogień.
Zapadła cisza, która zupełnie Lacey nie przeszkadzała. Czuła, że słowa są
zbędne. W głębokiej ciszy zaczęła rozróżniać poszczególne zapachy,
rozchodzące się w wigwamie, słyszeć trzask pękających w ogniu gałązek.
- A więc dlaczego - odezwał się wreszcie Gumpy - zostałaś prawnikiem?
Odpowiedz, jakiej udzieliła, zadziwiła ją. Popłynęła z głębi jej duszy, a
nie z głowy.
- %7łeby zadowolić rodziców.
Przypomniała sobie zachwycone spojrzenie ojca, jakim na nią patrzył w
dniu, w którym skończyła studia. Był z niej dumny. Zaszła w życiu tak daleko,
osiągnęła to, co było nieosiągalne dla niego. Podobnie myślał o jej ślubie z
S
R
Keithem. Zupełnie, jakby jej życie miało być realizacją jego własnych marzeń.
- I co?
- Jak to co? - spytała zdumiona.
- Uszczęśliwiłaś ich?
- SÄ… ze mnie bardzo dumni.
Wiedziała, że nie jest to odpowiedz na pytanie Gumpy'ego. Gumpy, który
w tej chwili stał się nagle bardzo podobny do Nelsona Idącego-w-Góry,
przygwozdził ją spojrzeniem do miejsca.
- Więc teraz nikt nie jest szczęśliwy - powiedział miękko. - Ani oni, ani
ty.
- Jestem szczęśliwa! - zaprotestowała.
Wiedziała oczywiście, że szczęśliwa kobieta nie wsiadłaby do
pierwszego lepszego samolotu, nie poleciała w zupełnie sobie obce miejsce i
nie wsiadła do samochodu zupełnie obcego mężczyzny.
- Kiedy byłam małą dziewczynką - usłyszała własny głos - ciągle
marzyłam o jezdzie konnej. Zakładałam na głowę kowbojski kapelusz i
dosiadałam kija od szczotki. Wycinałam z gazet fotografie koni i chciałam
pojechać na Calgary Stampede.
Gumpy nie spuszczał wzroku z ognia.
- Kiedy jechałam dziś konno z Ethanem, znów poczułam się tą małą
dziewczynką. Zupełnie, jakby te marzenia nigdy nie zniknęły, tylko czekały
gdzieś we mnie ukryte na właściwy moment. Mój sen się spełnił, co więcej,
jawa była znacznie wspanialsza, niż mogłam ją sobie wymarzyć.
- Wszystkie marzenia i sny są ci dane w konkretnym celu. Nie należy ich
grzebać, ale zgłębiać. Powiedzą ci wszystko, co powinnaś o sobie wiedzieć.
Zaprowadzą cię do twojego prawdziwego ja. Do twojej radości.
Po policzkach popłynęły jej łzy. Skąd brały się te niespodziewane
S
R
uczucia? Czy były w niej uwięzione, tak samo jak jej marzenia? Niecierpliwym
gestem otarła łzy.
- To piękne, co powiedziałeś. Czy to jedno z wierzeń twojego ludu?
Gumpy sprawiał wrażenie onieśmielonego. Zaczął odpakowywać piernik.
- To Oprah - rzekł w odpowiedzi.
Ethan odłożył słuchawkę. Wyglądało na to, że matka Billa Justina będzie
mogła mu pomóc. Spełniała wszystkie wymagania. Była stara. Smażyła steki z
ziemniakami.
Za kilka dni Bill da mu odpowiedz.
Potarł oczy gestem wyrażającym zmęczenie. Powinien skakać do góry z
radości. Jednak jedyną chwilą prawdziwej radości był moment, gdy jechał z
Lacey konno na szczyt wzgórza. Nie pamiętał, kiedy odczuwał coś równie
wspaniałego. Radość, która rozpaliła jego krew jak ogień.
Był głupi, że posłuchał Gumpy'ego.
Widział, jak szła do jego wigwamu. Miał nadzieję, że będzie miała
wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, żeby go nie słuchać. Oby...
Czy mogłeś go powstrzymać?
Przez wszystkie lata, jakie minęły od śmierci Bryana, obwiniał się o to,
że go wtedy nie powstrzymał. Jej proste pytanie sprawiło, że zaczął się
zastanawiać nad odpowiedzią.
Czy mógł go wtedy powstrzymać?
Nie. Nikt nie był w stanie powstrzymać Bryana przed zrobieniem tego, na
co miał ochotę. Zastanawiał się, dlaczego opowiedział jej o Bryanie. Na pewno
nie chodziło tylko o stare fotografie.
Sądził, że ma to coś wspólnego z jej jazdą na Chiefie. Z tym, jak
dosiadając jego grzbietu, płakała z radości.
Pokazała mu skrawek swojej duszy.
S
R
Mówiąc jej o Bryanie, ukazał jej skrawek swojej.
Przypomniał sobie, jak oglądała suknię. Od pierwszej chwili wiedział, że
pasowałaby na nią jak ulał. Dokładnie wiedział, jak by w niej wyglądała.
Uwaga Doreen, że matka przeznaczyła tę suknię dla jego wybranki, tak
bardzo kojarzyła mu się z Lacey, że doznał szoku.
Od jutra za tydzień Lacey zniknie z jego życia na zawsze.
Rozum podpowiadał mu, że powinien na te siedem dni wyjechać. Dałaby
sobie radÄ™ z prowadzeniem domu, Gumpy zaÅ› zajÄ…Å‚by siÄ™ ranczo.
Jednak odezwało się w nim coś, co było znacznie silniejsze niż rozum.
Instynkt. Pierwotne, głęboko zakorzenione odczucie podpowiadające mu, żeby
nie był głupcem.
Miał przed sobą siedem dni. Dar, który powinien wykorzystać do
ostatniej sekundy!
Zadzwonił telefon.
Czyżby to dzwonił Bill? A jeśli jego matka chce przyjechać od razu?
Niechętnie sięgnął po słuchawkę.
- Tak?
To nie był Bill. To był ktoś zupełnie inny.
- Czego chcesz? Mojego startowego numeru na rodeo? Po co? - słuchał z
niedowierzaniem. - W czym biorę udział? W rodeo? Chyba się pomyliłeś.
Słucham? Ach, Nelson Idący-w-Góry. Mogłem się domyślić. Mogę zadzwonić
do ciebie jutro?
Odłożył słuchawkę i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Doprawdy, ten nieznośny stary człowiek potrafił tak zorganizować
człowiekowi życie, że nie starczało w nim czasu nawet na chwilę odpoczynku.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Kiedy Lacey wróciła od Gumpy'ego, dom pogrążony był we śnie. Była
pełna energii i wcale nie miała ochoty na sen. Zdejmując kurtkę, zastanawiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
głową.
- Czasem warto skorzystać z wynalazków współczesnych. Miksuję je na
różową pianę...
- Gumpy - przerwała mu miękko. - Nie jestem pewna, czy chcę znać
szczegóły.
Skinął głową i zapatrzył się w ogień.
Zapadła cisza, która zupełnie Lacey nie przeszkadzała. Czuła, że słowa są
zbędne. W głębokiej ciszy zaczęła rozróżniać poszczególne zapachy,
rozchodzące się w wigwamie, słyszeć trzask pękających w ogniu gałązek.
- A więc dlaczego - odezwał się wreszcie Gumpy - zostałaś prawnikiem?
Odpowiedz, jakiej udzieliła, zadziwiła ją. Popłynęła z głębi jej duszy, a
nie z głowy.
- %7łeby zadowolić rodziców.
Przypomniała sobie zachwycone spojrzenie ojca, jakim na nią patrzył w
dniu, w którym skończyła studia. Był z niej dumny. Zaszła w życiu tak daleko,
osiągnęła to, co było nieosiągalne dla niego. Podobnie myślał o jej ślubie z
S
R
Keithem. Zupełnie, jakby jej życie miało być realizacją jego własnych marzeń.
- I co?
- Jak to co? - spytała zdumiona.
- Uszczęśliwiłaś ich?
- SÄ… ze mnie bardzo dumni.
Wiedziała, że nie jest to odpowiedz na pytanie Gumpy'ego. Gumpy, który
w tej chwili stał się nagle bardzo podobny do Nelsona Idącego-w-Góry,
przygwozdził ją spojrzeniem do miejsca.
- Więc teraz nikt nie jest szczęśliwy - powiedział miękko. - Ani oni, ani
ty.
- Jestem szczęśliwa! - zaprotestowała.
Wiedziała oczywiście, że szczęśliwa kobieta nie wsiadłaby do
pierwszego lepszego samolotu, nie poleciała w zupełnie sobie obce miejsce i
nie wsiadła do samochodu zupełnie obcego mężczyzny.
- Kiedy byłam małą dziewczynką - usłyszała własny głos - ciągle
marzyłam o jezdzie konnej. Zakładałam na głowę kowbojski kapelusz i
dosiadałam kija od szczotki. Wycinałam z gazet fotografie koni i chciałam
pojechać na Calgary Stampede.
Gumpy nie spuszczał wzroku z ognia.
- Kiedy jechałam dziś konno z Ethanem, znów poczułam się tą małą
dziewczynką. Zupełnie, jakby te marzenia nigdy nie zniknęły, tylko czekały
gdzieś we mnie ukryte na właściwy moment. Mój sen się spełnił, co więcej,
jawa była znacznie wspanialsza, niż mogłam ją sobie wymarzyć.
- Wszystkie marzenia i sny są ci dane w konkretnym celu. Nie należy ich
grzebać, ale zgłębiać. Powiedzą ci wszystko, co powinnaś o sobie wiedzieć.
Zaprowadzą cię do twojego prawdziwego ja. Do twojej radości.
Po policzkach popłynęły jej łzy. Skąd brały się te niespodziewane
S
R
uczucia? Czy były w niej uwięzione, tak samo jak jej marzenia? Niecierpliwym
gestem otarła łzy.
- To piękne, co powiedziałeś. Czy to jedno z wierzeń twojego ludu?
Gumpy sprawiał wrażenie onieśmielonego. Zaczął odpakowywać piernik.
- To Oprah - rzekł w odpowiedzi.
Ethan odłożył słuchawkę. Wyglądało na to, że matka Billa Justina będzie
mogła mu pomóc. Spełniała wszystkie wymagania. Była stara. Smażyła steki z
ziemniakami.
Za kilka dni Bill da mu odpowiedz.
Potarł oczy gestem wyrażającym zmęczenie. Powinien skakać do góry z
radości. Jednak jedyną chwilą prawdziwej radości był moment, gdy jechał z
Lacey konno na szczyt wzgórza. Nie pamiętał, kiedy odczuwał coś równie
wspaniałego. Radość, która rozpaliła jego krew jak ogień.
Był głupi, że posłuchał Gumpy'ego.
Widział, jak szła do jego wigwamu. Miał nadzieję, że będzie miała
wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, żeby go nie słuchać. Oby...
Czy mogłeś go powstrzymać?
Przez wszystkie lata, jakie minęły od śmierci Bryana, obwiniał się o to,
że go wtedy nie powstrzymał. Jej proste pytanie sprawiło, że zaczął się
zastanawiać nad odpowiedzią.
Czy mógł go wtedy powstrzymać?
Nie. Nikt nie był w stanie powstrzymać Bryana przed zrobieniem tego, na
co miał ochotę. Zastanawiał się, dlaczego opowiedział jej o Bryanie. Na pewno
nie chodziło tylko o stare fotografie.
Sądził, że ma to coś wspólnego z jej jazdą na Chiefie. Z tym, jak
dosiadając jego grzbietu, płakała z radości.
Pokazała mu skrawek swojej duszy.
S
R
Mówiąc jej o Bryanie, ukazał jej skrawek swojej.
Przypomniał sobie, jak oglądała suknię. Od pierwszej chwili wiedział, że
pasowałaby na nią jak ulał. Dokładnie wiedział, jak by w niej wyglądała.
Uwaga Doreen, że matka przeznaczyła tę suknię dla jego wybranki, tak
bardzo kojarzyła mu się z Lacey, że doznał szoku.
Od jutra za tydzień Lacey zniknie z jego życia na zawsze.
Rozum podpowiadał mu, że powinien na te siedem dni wyjechać. Dałaby
sobie radÄ™ z prowadzeniem domu, Gumpy zaÅ› zajÄ…Å‚by siÄ™ ranczo.
Jednak odezwało się w nim coś, co było znacznie silniejsze niż rozum.
Instynkt. Pierwotne, głęboko zakorzenione odczucie podpowiadające mu, żeby
nie był głupcem.
Miał przed sobą siedem dni. Dar, który powinien wykorzystać do
ostatniej sekundy!
Zadzwonił telefon.
Czyżby to dzwonił Bill? A jeśli jego matka chce przyjechać od razu?
Niechętnie sięgnął po słuchawkę.
- Tak?
To nie był Bill. To był ktoś zupełnie inny.
- Czego chcesz? Mojego startowego numeru na rodeo? Po co? - słuchał z
niedowierzaniem. - W czym biorę udział? W rodeo? Chyba się pomyliłeś.
Słucham? Ach, Nelson Idący-w-Góry. Mogłem się domyślić. Mogę zadzwonić
do ciebie jutro?
Odłożył słuchawkę i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Doprawdy, ten nieznośny stary człowiek potrafił tak zorganizować
człowiekowi życie, że nie starczało w nim czasu nawet na chwilę odpoczynku.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Kiedy Lacey wróciła od Gumpy'ego, dom pogrążony był we śnie. Była
pełna energii i wcale nie miała ochoty na sen. Zdejmując kurtkę, zastanawiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]