download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że musi wypytywać o tyle intymnych szczegółów. I tym razem nie mogłam powstrzymać łez.
Przyjście adwokata Lindy zakłóciło odczytywanie zeznań. Przez chwilę odważyłam się spojrzeć na
moją matkę adopcyjną. Zmierzyła mnie piorunującym wzrokiem. Tymczasem stenotypistka
skończyła czytać moje zeznania. Sędzina poprosiła mnie o potwierdzenie, że wszystko się zgadza.
 To prawda. Było tak jak w opisie  przyznałam. Następnie zostały odczytane zeznania, jakie
złożyła
Linda. Okazało się, że wszystkiemu zaprzeczyła. Oznajmiła, że w żaden sposób mnie nie
maltretowała, nie biła ani nie zmuszała do ciężkiej pracy. Ponadto moje rzekome niepobieranie nauki
skwitowała tym, że owszem, chodziłam na zajęcia, jednak były to kursy zdalne, prowadzone z domu
przez internet. Po odczytaniu zeznań Linda podtrzymała wszystko, co wtedy powiedziała, a my
dopiero usłyszałyśmy. Ta kobieta miała niewiarygodny tupet!
Wtedy mecenas Peron przeszła do ataku, a każde z jej pytań było jak pocisk rakietowy wymierzony
prosto w oskarżoną.
Nie przestawałam trząść się ze strachu. Myślałam, że za chwilę Linda zerwie się z miejsca i zdemoluje
całe pomieszczenie.
 Czy często była pani w podróży, pani Okpara?  zaczęła adwokat.  Kto zajmował się domem
podczas pani nieobecności?
 Moja ciotka, pani Campbell, mnie wyręczała!  odparowała Linda.
 Czy Tina musiała jej pomagać?
 A skąd mam to wiedzieć? Przecież nie było mnie w domu! Jeśli ktokolwiek zmuszał ją do pracy, to
na pewno nie ja. Nie śledziłam dokładnie tego, co dzieje się w domu, kiedy wyjeżdżałam.
To był prawdziwy pojedynek między dwiema silnymi kobietami. Walczyły ze sobą nie tylko na
słowa. Liczyło
się każcie spojrzenie, a nawet ton głosu. Pani Peron ani na chwilę nie dawała za wygraną. Kto
zajmował się praniem pościeli? Kto robił zakupy? A kto prasował?" -zasypywała Lindę pytaniami.
 Babunia! Babunia! Babunia!" - odpowiedz zawsze brzmiała tak samo. Gdybym tylko mogła,
podeszłabym do niej i kazała się zamknąć! Kłamczucha! Jednak paraliżujący strach przywiązał mnie
do krzesła i nie pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Nawet nie byłam w stanie mówić.
Dotarło do mnie, że tak naprawdę Linda już dawno temu wygrała ten pojedynek. Udało jej się mnie
zmiażdżyć i złamać.
- Czy biła pani Tinę? - zapytała mecenas Peron.
- Nie - odparła Linda. - Nigdy nie podniosłam na nią ręki.
- Nawet wtedy, gdy czegoś nie zrozumiała albo nie posłuchała pani prośby?
- Ona zawsze była trudnym dzieckiem - brzmiała odpowiedz Lindy.
I znowu poczułam na sobie jej wzrok. Tym razem jeszcze bardziej świdrujący.
- Kiedy byłam w Lagosie, jej ojciec spotkał się ze mną. Narzekał, że nie daje sobie z nią rady. Córka
sprawiała mu wiele kłopotów. Była skłócona ze wszystkimi, których znała.
Miarowy stukot maszyny do pisania, która rejestrowała jej słowa, wbijał mi się w serce, a każde
naciśnięcie klawisza rozrywało je na jeszcze mniejsze kawałki. Mój ojciec na pewno nie mógłby
powiedzieć czegoś podobnego!
- Poprosił, żebym zabrała Tinę do siebie - ciągnęła Linda. - Wręcz błagał mnie o to. Powiedział, że
tylko
ja będę w stanie wychować ją na porządnego człowieka. Do tej upadłej dziewuchy trzeba było
wyciągnąć pomocną dłoń. Miała wtedy zaledwie dziesięć lat, a wiecie, co powiedział jej ojciec? %7łe to
największa latawica w całej okolicy! Podobno spała ze wszystkimi mężczyznami w Lagosie!
Po tych słowach nastała cisza. Chciałabym potrafić czytać w myślach pani adwokat i sędziny. To
inteligentne kobiety. Obie skończyły studia. Czy mogłyby uwierzyć w te brednie? Miały tylko moje
słowo przeciwko słowu Lindy. Której z nas zaufają? Dziecku czy dorosłej kobiecie? Młodej sierocie
przybyłej z Nigerii czy żonie znanego piłkarza?
Byłam wstrząśnięta. Moja adwokat musiała to zauważyć, ponieważ próbowała mnie uspokoić.
Zapewniła, że nie mam się czego bać; że jestem w dobrych rękach. Takie deklaracje słyszałam już
wielokrotnie. To jednak w niczym nie zmniejszało lęku, który zagniezdził się w moim mózgu jak
pasożyt.
Podczas weekendu miałam trochę czasu, żeby ochłonąć, jednak w poniedziałek popołudniu znowu
znalazłam się w gabinecie sędziowskim. Tym razem czekało mnie spotkanie z Godwinem. Ten także
do niczego się nie przyznał i zarzucił mi kłamstwo. W odróżnieniu od swojej żony nie krzyczał, nie
rzucał wyzwiskami, nie przeklinał. Mimo wszystko jego sposób obrony nie odbiegał od tego, który
prezentowała Linda. Stale byłam oczerniana i zniesławiana. Ja, ich ofiara! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •