download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaczęło się gremialne wyciąganie podręcznego bagażu ze
schowków lub spod foteli, a ci, co byli najszybsi, tłoczyli się już w
przejściu między rzędami foteli. Zane wstał też, i też sięgnął do
schowka nad głową. Kiedy unosił ręce, poły marynarki rozchyliły
się i przed oczyma Barri błysnęła metalowa kolba pistoletu. Zane
prawie natychmiast potrząsnął ramieniem, i poła opadła na swoje
miejsce. Był to ruch, który zapewne wykonywał wiele razy, dlatego
zrobił to bezwiednie.
Wiedziała, że jest uzbrojony. Słyszała przecież, jak zgłaszał to
ochronie lotniska. Ale podczas lotu, kiedy człowiek zwykle tępieje
114
od bezczynności i nudy, jakby zapomniała o grozie sytuacji. A teraz,
niestety, widok pistoletu przywrócił ją całkowicie do rzeczywistości.
W hali lotniska brzęczało jak w ulu. Chłodne spojrzenie Zane'a bez
przerwy lustrowało ludzi dookoła, i zawsze - Barrie zauważyła to
już wcześniej - starał się, aby ona szła przy ścianie, on ustawiał się z
drugiej strony, osłaniając ją własnym ciałem. Przypomniała sobie, że
on już kiedyś tak ją osłaniał... I wtedy też, kiedy pchnął ją na dno
łodzi, a kula przeszyła jego bok. I nagle zapragnęła podsunąć go pod
tę ścianę i osłaniać własnym ciałem, żeby już nikt... żeby już nigdy...
- Zatrzymaj się - powiedział nagle. Barrie zmartwiała z
przerażenia.
- Za...zauważyłeś coś
- Nie, nie. Czekamy na kogoś.
Spojrzał na nią. W jego szaroniebieskich chłodnych oczach zapaliła
się jakaś cieplejsza iskierka.
- Brawo, panno Lovejoy! Spisuje się pani bardzo dzielnie. I kto
by się tego spodziewał po rozpieszczonej panience!
Rozpieszczona panienka... Też wymyślił... Jednak nie zdążyła
wystąpić z błyskotliwą ripostą, bo zaczepił ich jakiś starszy
mężczyzna w garniturze, z nadajnikiem w ręku.
- Przepraszam, szeryf Mackenzie?
- Tak, to ja - odparł Zane.
- Travis Hulsey, ochrona lotniska - przedstawił się mężczyzna. -
Zgodnie z pańskim życzeniem bagaż pana został zabezpieczony.
Proszę za mną.
A więc pomyślał nawet o tym! Barrie była zachwycona. Porwanie
na lotnisku byłoby raczej niemożliwe, wszędzie kręciła się ochrona.
Ale porywacze mogli przecież czatować na nią już przy stanowisku,
gdzie wydaje się bagaż. A potem wyszliby za nią z lotniska i
śledzili, czekając na dogodny moment. A Zane to wszystko
przewidział i udaremnił.
Pan Hulsey wyprowadził ich przez boczne drzwi. Na trotuarze
grzecznie stały trzy walizki Barrie i torba podróżna Zane'a. Przy
krawężniku czekał samochód, a przy samochodzie wyprężony na
baczność młody człowiek, ubrany co prawda po cywilnemu, ale jego
włosy ostrzyżone były krótko, jak u żołnierza.
115
- Sir! Pilot Zacharias melduje się na rozkaz!
- Spocznij! - powiedział Zane, wyraznie walcząc z uśmiechem. -
Czy ty, chłopcze, przypadkiem nie mylisz mnie z moim bratem?
Pilot Zacharias wykonał  spocznij" i uśmiechnął się szeroko.
- Przepraszam, sir, ale w pierwszej chwili nie byłem pewny.
- W porządku. Powiedz mi tylko jedno. Czy jesteś na przepustce?
Nie chciałbym, żebyś poświęcał dla mnie swój wolny czas.
- Sir! Zgłosiłem się dobrowolnie. Pan generał okazał mi kiedyś
wielką życzliwość. I jestem szczęśliwy, że mogę się teraz na coś
przydać bratu pana generała.
Brat generała? Barrie ze zdziwienia uniosła brwi. Ho, ho! Najpierw
trzydzieści koni, a teraz brat generała... Ponownie uświadomiła
sobie, że bardzo mało wie o swoim przyszłym mężu.
- Barrie? Pilot Zachrias jest tak uprzejmy, że poświęca nam swój
wolny czas i swoim prywatnym wozem zawiezie nas do hotelu.
Pilocie Zachariasie, oto moja narzeczona, panna Barrie Lovejoy.
Barrie uśmiechnęła się miło i uścisnęła silną dłoń pilota Zachariasa.
Młody człowiek aż palił się do tego, żeby być użyteczny. Otworzył
szybko bagażnik, a kiedy Zane sięgnął po walizkę, niemal wyrwał
mu ją z ręki.
- Sir! Pan pozwoli, że ja się tym zajmę.
Zane z coraz większym rozbawieniem spoglądał na krzątającego
się młodego pilota.
- Jestem już w cywilu, chłopcze, i wystąpiłem z Marynarki
Wojennej Stanów Zjednoczonych...
- Ale nadal jest pan bratem generała. I...
Młody człowiek zamilkł, a potem wyrzucił z siebie to, co
frapowało go najbardziej:
- Sir! Pan naprawdę był w SEAL-u?
- Zgadza się.
- No, nie...
Pilot Zacharias aż westchnął i bardzo szeroko otworzył drzwi
swego chevroleta. Zane i Barrie z ulgą wsiedli do przestronnego
wozu ze wspaniałą klimatyzacją. Na dworze żar lał się z nieba, a tu
po prostu było chłodno. Ruszyli i wkrótce okazało się, że młody
pilot zna Las Vegas jak własną kieszeń. I doskonale wiedział, jak
116
jechać i unikać głównych ulic. Dlatego zatoczył wielkie koło i
wjechał w Paradies Road, na północ od lotniska. Przez całą drogę
zabawiał swoich pasażerów bardzo milą rozmową, taką jak trzeba, o
pogodzie, ruchu ulicznym i turystach.
Niebawem dojechali do hotelu. Barrie czekała cierpliwie u boku
Zane'a, kiedy pan w recepcji wprowadzał ich dane do komputera.
Nie miała pojęcia, że zjawili się tam jako państwo Glen i Alice
Tempie. I zignorowała znaczący uśmieszek recepcjonisty, który na
bank był przekonany, że ma do czynienia z kolejną parą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •