[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to powoli idzie. Tak... nowy plan.
- Podpucha - zachichotał John-Trevor.
- Może i tak. Nie wiem już, co robić. - Paul-Anthony przestał chodzić
po pokoju i spojrzał na brata. - Nie pokazywałem się jej przez jakiś czas i
to odniosło skutek, zaczęła za mną tęsknić. Też dobrze. A teraz
zamierzam się od niej nie odczepić ani na moment. Tak, ale... Tu się
objawi mój geniusz, uważasz. Będę na placu boju tylko jako zatroskany
młody ojciec. Będę mówił, że ją kocham za każdym razem, kiedy się
zobaczymy, potrzebuje tego. Ale tak raczej niedbale, na luzie.
- W stylu "Aha, żebym nie zapomniał: kocham cię"?
- Goś takiego.
- Trochę niebezpieczne, Paul-Anthony.
- Nie, będzie świetne. Pomyśli, że koncentruję się na dziecku, nie na
niej, że jest na drugim planie. Rozluzni się, przestanie się tak pilnować.
Pomyśli, że nie mogę jej zagrażać, jeśli skupiam się wyłącznie na
dziecku. Będę przy niej, ale jako ojciec, nie jako mężczyzna. Nie ma
powodu bać się ojców, to mili ludzie. Będzie myślała, że się
RS
65
kontaktujemy tylko na płaszczyznie matka - ojciec. Będę blisko Alidy
Hunter, kobiety i nawet się nie zorientuje, że tak jest. Znakomicie.
- I niebezpiecznie - powiedział John-Trevor. - Chcesz drinka?
- Nie, dziękuję.
- A ja chcę. Nawet potrzebuję. Podkochujesz się ty, a to ja mam
zszarpane nerwy. %7łyczyłbym sobie, żebyś się pospieszył, ożenił się z nią
i cześć.
- Ożenię się - odparł Paul-Anthony optymistycznie. - Możesz być
pewny.
- Dobrze - powiedział zimno John-Trevor i nalał sobie potężnego
drinka.
W poniedziałek póznym popołudniem Alida kończyła ponowne
przeglądanie papierów dotyczących niewielkiego spotkania handlarzy
samochodami, którzy organizowali sobie kolację z przemówieniami.
Kiwała głową w przód i w tył, próbując rozluznić napięte mięśnie, potem
wstała i podeszła do okna.
Nie spała dobrze poprzedniej nocy. Poszła spać natychmiast po tym,
jak Paul-Anthony wyszedł pospiesznie, ale kręciła się z boku na bok, nie
dając sobie rady z myślami. Była zupełnie zdezorientowana. Westchnęła
i lekko dotknęła dłońmi brzucha. Zastanawiała się, czy jej maleństwo
wiedziało, że miała niespokojną noc? Niedługo poczuje ruchy. Czy to
będzie delikatna dziewuszka, czy ruchliwy chłopiec? Czy będzie
podobne do niej, czy do Paula-Anthony'ego? Powinna by już zacząć
myśleć o imionach dla niego i...
- Dobry Boże, ty jesteś w ciąży!
Alida odwróciła się gwałtownie, zdumiona. Obok biurka stała Lisa,
gapiąc się na nią.
- Siedziałaś odwrócona od okna - powiedziała. - I trzymałaś ręce w
taki sposób, że... Alido, czemu mi nie powiedziałaś? - Potrząsnęła głową.
- Nie mogę w to uwierzyć, myślałam, że naprawdę jesteśmy sobie
bliskie. Mówiłam ci o swoich najskrytszych myślach, a ty... Najpierw te
róże, o których nic nie chciałaś powiedzieć, a teraz... - Oczy Lisy
zaszkliły się łzami. - Wygląda na to, że zbyt wiele od ciebie
oczekiwałam.
Alida zerwała się z krzesła, przebiegła przez pokój i uścisnęła Lisę.
- Nie mów tak. Jesteśmy przyjaciółkami, dobrymi przyjaciółkami i
bardzo to sobie cenię. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że
potrzebowałam czasu, żeby to sobie uporządkować. Powinnam była
powiedzieć, zwierzyć ci się, bo Bóg jeden wie, jak bardzo cię
RS
66
potrzebowałam, żeby się móc wypłakać. Liso, niech cię to nie rani, nie
bądz na mnie zła. Wszystko wywróciło mi się do góry nogami i utrata
twojej przyjazni byłaby gwozdziem do trumny.
- Chyba się za bardzo przejmuję - stwierdziła Lisa, pociągając nosem.
- To jest jedna z moich głównych wad i próbuję ją chować za żelazną
kurtyną, ale nic z tego. Dam sobie radę ze zranionymi uczuciami, ale to
nie o tym powinnyśmy teraz myśleć. Dobry Boże, dziecko Carla
Ambrey'a?
- Carla? Nie, Chryste, nie jego.
- Dobre i to. Kto więc jest ojcem?
Alida zamknęła drzwi i odwróciła się, by popatrzeć na Lisę.
- Liso, słowo, że nie powiesz nikomu, że jestem w ciąży?
- Tak, jasne, ale nie ukryjesz tego długo.
- Wiem. Max dostanie szału ze złości. Muszę mu udowodnić, że
jestem w stanie pracować równie wydajnie, jak do tej pory, żeby nie miał
podstaw mnie wylać. Nie ośmieli się mnie zwolnić dlatego, że jestem
samotną matką.
- To prawda, ale czemu nie wyjdziesz za szczęśliwego ojca? Czy on
wie o dziecku?
- Tak, ale nie chcę wychodzić za mąż. Nie zamierzałam się w nim
również zakochać, ale... W każdym razie, on nie wie, co do niego czuję.
- Alido, pozwalasz, żeby przeszłość rządziła przyszłością. Musisz
myśleć o dziecku.
- Skupiam się właśnie na dziecku. Będę dobrą, i cudowną matką.
Będziemy tylko we dwoje, maleństwo i ja. To lepiej, niż gdyby był tatuś,
który j by odszedł, gdyby się nami zmęczył. Takie zwykle j są te moje
miłości... chwilowe.
- Kto ci tak powiedział?
- Liso, niektórym ludziom nie jest pisane kochać i być kochanymi.
Nie wiem, czemu ten wariacki świat jest urządzony tak, a nie inaczej.
Wiem za to, że jestem kimś takim.
Lisa westchnęła i potrząsnęła głową.
- Odłóżmy to na razie. Powiesz mi, kim jest ojciec?
Alida wciągnęła głęboko powietrze, próbując zachować równowagę.
Spojrzała Lisie prosto w oczy, odpowiadając na jej pytające spojrzenie.
- Tak, powiem ci - odparła, a jej głos drżał lekko. - To Paul-Anthony
Payton.
Lisa pobladła i cofnęła się o krok.
RS
67
- Paul-Anthony... - powiedziała, opuszczając wzrok na brzuch Alidy i
podnosząc go znów na jej twarz. - Ale to niemożliwe. To jest... przecież
pierwszy raz widzieliście się tutaj, kiedy przyszedł omawiać tę
konferencję.
- Nie - odparła Alida spokojnie. - Spotkałam go jakieś sześć tygodni
wcześniej. To bardzo skomplikowane, Liso.
- Nie, nic w tym skomplikowanego - powiedziała Lisa, a jej oczy
znów napełniły się łzami. -Pozwalasz, żebym robiła z siebie idiotkę z
powodu tego faceta. Rozwodziłam się nad tym, jaki to on przystojny, jak
się wyczekał na odpowiednią kobietę i jak chciałam być tą jego panną.
Kupiłam nawet nową sukienkę, wystroiłam się jak głupia, żeby zrobić na
nim wrażenie. Musiałaś śmiać się w kułak z głupiej Lisy, kiedy tak tu
stałaś, cały czas będąc z nim w ciąży.
- Nie - rzekła Alida z udręką. - To nie tak.
- Ty uważasz, że nie masz szczęścia w miłości, a ja myślę, że mam
parszywego pecha do przyjaciół.
- Liso, posłuchaj, proszę cię...
- Nie. Dosyć tego. Boże, stanowczo dosyć! - Lisa wybiegła z pokoju,
zostawiając otwarte drzwi.
- Liso... - zawołała, potem westchnęła pokonana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
to powoli idzie. Tak... nowy plan.
- Podpucha - zachichotał John-Trevor.
- Może i tak. Nie wiem już, co robić. - Paul-Anthony przestał chodzić
po pokoju i spojrzał na brata. - Nie pokazywałem się jej przez jakiś czas i
to odniosło skutek, zaczęła za mną tęsknić. Też dobrze. A teraz
zamierzam się od niej nie odczepić ani na moment. Tak, ale... Tu się
objawi mój geniusz, uważasz. Będę na placu boju tylko jako zatroskany
młody ojciec. Będę mówił, że ją kocham za każdym razem, kiedy się
zobaczymy, potrzebuje tego. Ale tak raczej niedbale, na luzie.
- W stylu "Aha, żebym nie zapomniał: kocham cię"?
- Goś takiego.
- Trochę niebezpieczne, Paul-Anthony.
- Nie, będzie świetne. Pomyśli, że koncentruję się na dziecku, nie na
niej, że jest na drugim planie. Rozluzni się, przestanie się tak pilnować.
Pomyśli, że nie mogę jej zagrażać, jeśli skupiam się wyłącznie na
dziecku. Będę przy niej, ale jako ojciec, nie jako mężczyzna. Nie ma
powodu bać się ojców, to mili ludzie. Będzie myślała, że się
RS
65
kontaktujemy tylko na płaszczyznie matka - ojciec. Będę blisko Alidy
Hunter, kobiety i nawet się nie zorientuje, że tak jest. Znakomicie.
- I niebezpiecznie - powiedział John-Trevor. - Chcesz drinka?
- Nie, dziękuję.
- A ja chcę. Nawet potrzebuję. Podkochujesz się ty, a to ja mam
zszarpane nerwy. %7łyczyłbym sobie, żebyś się pospieszył, ożenił się z nią
i cześć.
- Ożenię się - odparł Paul-Anthony optymistycznie. - Możesz być
pewny.
- Dobrze - powiedział zimno John-Trevor i nalał sobie potężnego
drinka.
W poniedziałek póznym popołudniem Alida kończyła ponowne
przeglądanie papierów dotyczących niewielkiego spotkania handlarzy
samochodami, którzy organizowali sobie kolację z przemówieniami.
Kiwała głową w przód i w tył, próbując rozluznić napięte mięśnie, potem
wstała i podeszła do okna.
Nie spała dobrze poprzedniej nocy. Poszła spać natychmiast po tym,
jak Paul-Anthony wyszedł pospiesznie, ale kręciła się z boku na bok, nie
dając sobie rady z myślami. Była zupełnie zdezorientowana. Westchnęła
i lekko dotknęła dłońmi brzucha. Zastanawiała się, czy jej maleństwo
wiedziało, że miała niespokojną noc? Niedługo poczuje ruchy. Czy to
będzie delikatna dziewuszka, czy ruchliwy chłopiec? Czy będzie
podobne do niej, czy do Paula-Anthony'ego? Powinna by już zacząć
myśleć o imionach dla niego i...
- Dobry Boże, ty jesteś w ciąży!
Alida odwróciła się gwałtownie, zdumiona. Obok biurka stała Lisa,
gapiąc się na nią.
- Siedziałaś odwrócona od okna - powiedziała. - I trzymałaś ręce w
taki sposób, że... Alido, czemu mi nie powiedziałaś? - Potrząsnęła głową.
- Nie mogę w to uwierzyć, myślałam, że naprawdę jesteśmy sobie
bliskie. Mówiłam ci o swoich najskrytszych myślach, a ty... Najpierw te
róże, o których nic nie chciałaś powiedzieć, a teraz... - Oczy Lisy
zaszkliły się łzami. - Wygląda na to, że zbyt wiele od ciebie
oczekiwałam.
Alida zerwała się z krzesła, przebiegła przez pokój i uścisnęła Lisę.
- Nie mów tak. Jesteśmy przyjaciółkami, dobrymi przyjaciółkami i
bardzo to sobie cenię. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że
potrzebowałam czasu, żeby to sobie uporządkować. Powinnam była
powiedzieć, zwierzyć ci się, bo Bóg jeden wie, jak bardzo cię
RS
66
potrzebowałam, żeby się móc wypłakać. Liso, niech cię to nie rani, nie
bądz na mnie zła. Wszystko wywróciło mi się do góry nogami i utrata
twojej przyjazni byłaby gwozdziem do trumny.
- Chyba się za bardzo przejmuję - stwierdziła Lisa, pociągając nosem.
- To jest jedna z moich głównych wad i próbuję ją chować za żelazną
kurtyną, ale nic z tego. Dam sobie radę ze zranionymi uczuciami, ale to
nie o tym powinnyśmy teraz myśleć. Dobry Boże, dziecko Carla
Ambrey'a?
- Carla? Nie, Chryste, nie jego.
- Dobre i to. Kto więc jest ojcem?
Alida zamknęła drzwi i odwróciła się, by popatrzeć na Lisę.
- Liso, słowo, że nie powiesz nikomu, że jestem w ciąży?
- Tak, jasne, ale nie ukryjesz tego długo.
- Wiem. Max dostanie szału ze złości. Muszę mu udowodnić, że
jestem w stanie pracować równie wydajnie, jak do tej pory, żeby nie miał
podstaw mnie wylać. Nie ośmieli się mnie zwolnić dlatego, że jestem
samotną matką.
- To prawda, ale czemu nie wyjdziesz za szczęśliwego ojca? Czy on
wie o dziecku?
- Tak, ale nie chcę wychodzić za mąż. Nie zamierzałam się w nim
również zakochać, ale... W każdym razie, on nie wie, co do niego czuję.
- Alido, pozwalasz, żeby przeszłość rządziła przyszłością. Musisz
myśleć o dziecku.
- Skupiam się właśnie na dziecku. Będę dobrą, i cudowną matką.
Będziemy tylko we dwoje, maleństwo i ja. To lepiej, niż gdyby był tatuś,
który j by odszedł, gdyby się nami zmęczył. Takie zwykle j są te moje
miłości... chwilowe.
- Kto ci tak powiedział?
- Liso, niektórym ludziom nie jest pisane kochać i być kochanymi.
Nie wiem, czemu ten wariacki świat jest urządzony tak, a nie inaczej.
Wiem za to, że jestem kimś takim.
Lisa westchnęła i potrząsnęła głową.
- Odłóżmy to na razie. Powiesz mi, kim jest ojciec?
Alida wciągnęła głęboko powietrze, próbując zachować równowagę.
Spojrzała Lisie prosto w oczy, odpowiadając na jej pytające spojrzenie.
- Tak, powiem ci - odparła, a jej głos drżał lekko. - To Paul-Anthony
Payton.
Lisa pobladła i cofnęła się o krok.
RS
67
- Paul-Anthony... - powiedziała, opuszczając wzrok na brzuch Alidy i
podnosząc go znów na jej twarz. - Ale to niemożliwe. To jest... przecież
pierwszy raz widzieliście się tutaj, kiedy przyszedł omawiać tę
konferencję.
- Nie - odparła Alida spokojnie. - Spotkałam go jakieś sześć tygodni
wcześniej. To bardzo skomplikowane, Liso.
- Nie, nic w tym skomplikowanego - powiedziała Lisa, a jej oczy
znów napełniły się łzami. -Pozwalasz, żebym robiła z siebie idiotkę z
powodu tego faceta. Rozwodziłam się nad tym, jaki to on przystojny, jak
się wyczekał na odpowiednią kobietę i jak chciałam być tą jego panną.
Kupiłam nawet nową sukienkę, wystroiłam się jak głupia, żeby zrobić na
nim wrażenie. Musiałaś śmiać się w kułak z głupiej Lisy, kiedy tak tu
stałaś, cały czas będąc z nim w ciąży.
- Nie - rzekła Alida z udręką. - To nie tak.
- Ty uważasz, że nie masz szczęścia w miłości, a ja myślę, że mam
parszywego pecha do przyjaciół.
- Liso, posłuchaj, proszę cię...
- Nie. Dosyć tego. Boże, stanowczo dosyć! - Lisa wybiegła z pokoju,
zostawiając otwarte drzwi.
- Liso... - zawołała, potem westchnęła pokonana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]