[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdy nie myślałeś, że przyjechał do ciebie, żeby ci pomóc,
żeby ci służyć swoim doświadczeniem w bojach z tutejszą
administracją?
Pete oparł się na widłach.
- Może. Ale prędzej czy pózniej znajdzie sobie coś innego. Mace
długo nie usiedzi w jednym miejscu.
- Myślisz, że praca z tobą mu nie wystarczy? Pete zmarszczył
czoło.
- Nigdy dotąd tak nie było.
Zdążyli przygotować zagrodę na przyjęcie słoni, a Mace się
jeszcze nie pokazał.
Niebo było czyste, dzień słoneczny, chłód nieco zelżał i mogłoby
się zdawać, że nadchodzi wiosna.
- Chodz, pokażę ci nasze pola. Zobaczymy, co robią słonice -
zaproponował Pete.
Opuścili podwórze, minęli przyczepę Mace'a i Pete z szopy
wyprowadził dziwaczny czterokołowy pojazd pochlapany błotem.
- Wskakuj.
- Nigdy czymś takim nie jechałam - jęknęła. - To musi być
bardzo niebezpieczne.
- Ale konieczne, jak się ma do objechania taki kawał ziemi.
Siadaj za mną i mocno się mnie trzymaj.
Zrobiła, co kazał, objęła go w pół i przycisnęła twarz do jego
pleców. Nie sięgała mu nawet do ramienia Czuł ciepło jej ciała i
związany z tym niepokój. Myśl, że mógłby teraz spojrzeć jej w oczy,
kompletnie go rozkojarzyła i zaraz po starcie omal nie wylądowali w
rowie. Tala krzyknęła i ukryła twarz, jeszcze mocniej wtulając się w
niego.
Pete zwolnił.
- Przepraszam.
Przez pewien czas jechali wzdłuż szpaleru wysokich dębów, a
potem wypadli na rozległe łąki. Wszędzie było znać ślady słoni.
Wydeptane połacie trawy, powyrywane małe drzewka, rozchlapane
błotniste łąki i ślady ogromnych, koliście zarysowanych stóp.
Pete zatrzymał się przy płytkim stawie.
- Rok temu to było tylko takie wgłębienie po śladzie stopy,
potem wypełniło się wodą i teraz Sophie ma tutaj w lecie swój
ulubiony basen - wyjaśnił.
- A co robisz w zimie? Podobno słonie bardzo lubią chlapać się
w wodzie.
- Musimy sobie jakoś radzić za pomocą gumowego węża;
polewam je ciepłą wodą w zakrytym pomieszczeniu. Jeśli kiedyś będę
miał pieniądze, zrobię im podgrzewany basen. A oto i Sweetie.
Tala wychyliła głowę spod jego ramienia.
- Gdzie? Nic nie widzę.
- Musisz się nauczyć je dostrzegać. - Wskazał coś ręką. - Widzisz
to duże i szare? O, teraz się porusza. Sweetie lubi samotność. Sophie i
Belle zwykle prowadzają się razem.
Znowu ruszył przed siebie i Tala ponownie kurczowo się w niego
wczepiła. Cudowne, rozległe tereny, nie do ogarnięcia wzrokiem...
Zcieżką wśród drzew zjechali w bok i Pete zahamował. Belle i
Sophie stały kilka kroków dalej, spokojnie pochłaniając wielkie liście.
Nawet nie raczyły na nich spojrzeć.
- W porządku, nie przeszkadzajcie sobie. Zobaczymy się w domu
na kolacji. - Zrobił w tył zwrot i wolno zawrócił w stronę domu. -
Wybraliśmy dla nich duży teren i podzieliliśmy go na kawałki
wielkości dwudziestu hektarów. Czekamy, aż słonie zniszczą część
roślin i wtedy przenosimy je na inny kawałek ziemi, zanim spowodują
naprawdę poważne szkody. W przyszłym miesiącu będą przenosiny.
Zagrodzimy metalową siatką wejście na zużyte pole i słonie będą
sobie musiały znalezć inne. W ten sposób staramy się utrzymać
równowagę w przyrodzie.
- Wystarczy zagrodzić im wejście zwyczajną siatką? - spytała.
- Tak. Nigdy nie stosujemy prądu. Są oczywiście te wysokie
parkany i niemal pancerna brama prowadząca na teren posiadłości, ale
to raczej po to, żeby słonie chronić przed ciekawskimi, a nie ludzi
przed słoniami.
W drodze powrotnej Sweetie wyprzedziła ich i kiedy dojechali do
domu, stała przed wejściem do zagrody. Na ich widok szybko weszła
do środka.
- Myśli, że zaraz dostanie dodatkowy posiłek, skoro wróciliśmy
do domu - powiedział Pete.
- A dostanie?
- Raczej tak. Ma większe potrzeby niż pozostałe słonie. Jest
starsza i jeszcze do niedawna miała zepsuty ząb i z powodu infekcji
trochę chorowała. Na moim wikcie schudła zresztą kilkadziesiąt kilo.
Weszli do zagrody w chwili, gdy Mace widłami podawał słonicy
wiązkę siana. Słonica delikatnie brała spore porcje i ładowała je sobie
do paszczy.
- Dzień dobry wszystkim - przywitał ich Mace - i przepraszam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Nigdy nie myślałeś, że przyjechał do ciebie, żeby ci pomóc,
żeby ci służyć swoim doświadczeniem w bojach z tutejszą
administracją?
Pete oparł się na widłach.
- Może. Ale prędzej czy pózniej znajdzie sobie coś innego. Mace
długo nie usiedzi w jednym miejscu.
- Myślisz, że praca z tobą mu nie wystarczy? Pete zmarszczył
czoło.
- Nigdy dotąd tak nie było.
Zdążyli przygotować zagrodę na przyjęcie słoni, a Mace się
jeszcze nie pokazał.
Niebo było czyste, dzień słoneczny, chłód nieco zelżał i mogłoby
się zdawać, że nadchodzi wiosna.
- Chodz, pokażę ci nasze pola. Zobaczymy, co robią słonice -
zaproponował Pete.
Opuścili podwórze, minęli przyczepę Mace'a i Pete z szopy
wyprowadził dziwaczny czterokołowy pojazd pochlapany błotem.
- Wskakuj.
- Nigdy czymś takim nie jechałam - jęknęła. - To musi być
bardzo niebezpieczne.
- Ale konieczne, jak się ma do objechania taki kawał ziemi.
Siadaj za mną i mocno się mnie trzymaj.
Zrobiła, co kazał, objęła go w pół i przycisnęła twarz do jego
pleców. Nie sięgała mu nawet do ramienia Czuł ciepło jej ciała i
związany z tym niepokój. Myśl, że mógłby teraz spojrzeć jej w oczy,
kompletnie go rozkojarzyła i zaraz po starcie omal nie wylądowali w
rowie. Tala krzyknęła i ukryła twarz, jeszcze mocniej wtulając się w
niego.
Pete zwolnił.
- Przepraszam.
Przez pewien czas jechali wzdłuż szpaleru wysokich dębów, a
potem wypadli na rozległe łąki. Wszędzie było znać ślady słoni.
Wydeptane połacie trawy, powyrywane małe drzewka, rozchlapane
błotniste łąki i ślady ogromnych, koliście zarysowanych stóp.
Pete zatrzymał się przy płytkim stawie.
- Rok temu to było tylko takie wgłębienie po śladzie stopy,
potem wypełniło się wodą i teraz Sophie ma tutaj w lecie swój
ulubiony basen - wyjaśnił.
- A co robisz w zimie? Podobno słonie bardzo lubią chlapać się
w wodzie.
- Musimy sobie jakoś radzić za pomocą gumowego węża;
polewam je ciepłą wodą w zakrytym pomieszczeniu. Jeśli kiedyś będę
miał pieniądze, zrobię im podgrzewany basen. A oto i Sweetie.
Tala wychyliła głowę spod jego ramienia.
- Gdzie? Nic nie widzę.
- Musisz się nauczyć je dostrzegać. - Wskazał coś ręką. - Widzisz
to duże i szare? O, teraz się porusza. Sweetie lubi samotność. Sophie i
Belle zwykle prowadzają się razem.
Znowu ruszył przed siebie i Tala ponownie kurczowo się w niego
wczepiła. Cudowne, rozległe tereny, nie do ogarnięcia wzrokiem...
Zcieżką wśród drzew zjechali w bok i Pete zahamował. Belle i
Sophie stały kilka kroków dalej, spokojnie pochłaniając wielkie liście.
Nawet nie raczyły na nich spojrzeć.
- W porządku, nie przeszkadzajcie sobie. Zobaczymy się w domu
na kolacji. - Zrobił w tył zwrot i wolno zawrócił w stronę domu. -
Wybraliśmy dla nich duży teren i podzieliliśmy go na kawałki
wielkości dwudziestu hektarów. Czekamy, aż słonie zniszczą część
roślin i wtedy przenosimy je na inny kawałek ziemi, zanim spowodują
naprawdę poważne szkody. W przyszłym miesiącu będą przenosiny.
Zagrodzimy metalową siatką wejście na zużyte pole i słonie będą
sobie musiały znalezć inne. W ten sposób staramy się utrzymać
równowagę w przyrodzie.
- Wystarczy zagrodzić im wejście zwyczajną siatką? - spytała.
- Tak. Nigdy nie stosujemy prądu. Są oczywiście te wysokie
parkany i niemal pancerna brama prowadząca na teren posiadłości, ale
to raczej po to, żeby słonie chronić przed ciekawskimi, a nie ludzi
przed słoniami.
W drodze powrotnej Sweetie wyprzedziła ich i kiedy dojechali do
domu, stała przed wejściem do zagrody. Na ich widok szybko weszła
do środka.
- Myśli, że zaraz dostanie dodatkowy posiłek, skoro wróciliśmy
do domu - powiedział Pete.
- A dostanie?
- Raczej tak. Ma większe potrzeby niż pozostałe słonie. Jest
starsza i jeszcze do niedawna miała zepsuty ząb i z powodu infekcji
trochę chorowała. Na moim wikcie schudła zresztą kilkadziesiąt kilo.
Weszli do zagrody w chwili, gdy Mace widłami podawał słonicy
wiązkę siana. Słonica delikatnie brała spore porcje i ładowała je sobie
do paszczy.
- Dzień dobry wszystkim - przywitał ich Mace - i przepraszam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]