[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Okłamał, wykorzystał, porzucił.
- Po co? Zapomniałeś powiedzieć mi coś jeszcze? - spytała.
- Szczerze mówiąc, tak. - Kucnął tuż przed nią. Zajrzał jej
prosto w oczy. - Mój Boże. Jakże mi ciebie brakuje, Daze.
Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Jakby ją zahip-
notyzował.
- To właśnie zapomniałeś mi powiedzieć?
Kątem oka zauważyła zbliżający się do nabrzeża prom.
Chwała Bogu! pomyślała. Niedługo będzie mogła uciec. Wstała.
Zaczęła zbierać bagaż.
- Nie. Zapomniałem czegoś innego.
Czekała. Cokolwiek zamierzał powiedzieć, i tak nie miało to
znaczenia. Wyjeżdżała. Nieodwracalnie. Wkrótce będzie
bezpieczna od jego kłamstw, manipulacji...
S
R
- Kocham cię, Daisy.
Bagaż Daisy upadł, walizka otwarła się i zawartość rozsypała
się po nabrzeżu. Rzuciła się zbierać, ale natychmiast się cofnęła.
Znalazła się bowiem zbyt blisko Aleca. Słyszała dokoła
niewyrazny szmer głosów. Ludzie zatrzymywali się z ciekawości.
Alec tymczasem pozbierał rzeczy i podał jej walizkę.
Uśmiechał się szeroko. Poczuła żar na policzkach.
- Słyszałaś? - spytał.
- Nie. Na pewno. Brzmiało to jak...
- Kocham cię - powtórzył. Uśmiechnął się jeszcze radośniej.
Nie uwierzyła mu. Nie mogła. Byłaby najgłupszą istotą na
ziemi, gdyby pozwoliła mu zranić się jeszcze raz. Boże! Jakże
chciałby uwierzyć mu. Ale jak mogła, gdy na własnej skórze
przekonała się, do czego był zdolny, żeby dostać to, czego pragnął.
Serce tłukło jej tak mocno, że aż odbierało oddech.
- Muszę iść, Alec. Powiedz mi więc, po co naprawdę tu
przyszedłeś. - Czemu ten prom tak się guzdrze? Szybciej! Jeśli nie
ucieknę stąd natychmiast, znowu go pokocham.
Alec nie winił jej. Miała prawo nie wierzyć mu. Zasłużył na
to. Ale przecież on sam uzmysłowił to sobie raptem siedem godzin
wcześniej.
Wpatrywał się w nią jak spragniony wędrowiec na pustyni w
oazę. Była piękna. Ale smutna. Jak zraniony anioł próbujący latać.
S
R
Jej wielkie oczy pełne były nieufności. Policzki miała
zaczerwienione. Usta zaciśnięte. Zapragnął pocałować ją. Ukoić.
Lecz to by było za mało. Winien jej był znacznie więcej.
Dotknął kieszeni koszuli. Robił tak kilkanaście razy na
godzinę. Odbył podróż helikopterem do Los Angeles i z
powrotem. Był u niej w domu i tam natknął się na jej młodszego
brata, Seana, który przyjechał odebrać pocztę. Pózniej spotkał się z
całą trójką jej opiekunów. Wtedy zrozumiał, co miała na myśli,
kiedy skarżyła się na ich nadopiekuńczość. Dużo czasu zajęło mu
wytłumaczenie im sytuacji, ale w końcu się udało. Sean zdradził
mu, gdzie była, odprowadził do taksówki i życzył powodzenia. Ale
gdy znalazł ją wreszcie, nie wiedział, co powiedzieć najpierw. Tyle
tego było. A czasu miał niewiele. Prom był coraz bliżej.
- Jest mi niewymownie przykro, że nie byłem z tobą szczery,
Daze. Wiem, że zepsułem wszystko. - Potrząsnął głową. - Byłem
gigantycznym głupcem. Zlepym i głuchym. A ty byłaś tuż obok,
ukryta w pełnym słońcu. - Zauważył, że zerknęła w kierunku
promu. Czas uciekał. - Tak nauczyłem się odpychać ludzi, że nie
spostrzegłem, że to ty byłaś tą jedyną... tą jedyną, którą chciałem
zatrzymać przy sobie.
Przyłożył dłoń do serca.
- Wcześniej tego nie wiedziałem. Zrozumiałem to dopiero,
gdy odeszłaś.
S
R
Nie odzywała się. Ale przynajmniej słuchała. Siedziała na
walizce. Dłonie trzymała złożone płasko na kolanach. Kiedy ujął
jej lewą dłoń, wyczuł wyraznie szybkie tętno.
- Daisy, kocham cię. Naprawdę. - Drżącą ręką wyciągnął z
kieszeni na piersi małe, czarne pudełeczko. - Nie zasługuję na to,
ale uwierz mi, proszę, jeszcze jeden raz. Pragnę cię. Potrzebuję cię.
Nie mogę zrobić tego bez ciebie. - Kciukiem uniósł wieczko
pudełeczka. - Proszę, wyjdz za mnie i uczyń mnie uczciwym
człowiekiem.
Tłum gapiów zgęstniał, kiedy Alec wyjął migocący trzy-
karatowym brylantem pierścionek. On jednak nawet tego nie
zauważył.
Daisy patrzyła mu prosto w oczy. Jakby chciała tam znalezć
odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją pytania. Uśmiechnął się.
Wiedział, że w tej chwili całe jego serce lśniło w jego spojrzeniu.
Już wszystko w porządku, uspokajał ją w myślach. Już wszystko w
porządku.
Nieśmiały uśmiech zaczął błąkać się po jej wargach. Oczy
miała szeroko otwarte. I widać w nich było wyraznie, jak obawa
opuszcza ją z każdą chwilą.
- Chcesz ożenić się ze mną. Z zapałem pokiwał głową.
- Bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Popatrzyła na
pierścionek Zagryzła wargę.
S
R
- Naprawdę jesteś Alekiem Mackenzie? A nie jakimś kos-
mitą?
- Naprawdę. To całkowicie autentyczny ja. Twarz jej
spoważniała.
- Ja nie zrezygnowałam z mojego pensjonatu - powiedziała. -
I nie zamierzam dawać ci wygrywać w golfa.
Wykrzywił się szelmowsko. Potem poważnie pokiwał głową.
- Wiem - powiedział. - I to są dwa z powodów, dla których
cię kocham.
Teraz uśmiechnęła się radośnie. Lecz znów prędko spoważ-
niała. Zniżyła głos, żeby nikt z przechodniów nie usłyszał.
- Naprawdę uważasz, że potrafisz to zrobić? %7łe potrafisz być
tylko z jedną kobietą?
- Już za pózno, kochanie. To się już stało. - Z walącym
sercem wsunął jej pierścionek na palec. - Teraz powiedz, że
wyjdziesz za mnie.
Odwróciła głowę. Po długiej chwili położyła mu ręce na
ramionach i pochyliła się ku niemu.
Drżeli oboje. Zwiat dokoła nich przestał istnieć. Tłum gapiów
oddalił się, zniknął. Alec wiedział, że mógłby stać tak, trzymając ją
w ramionach, całą wieczność.
- Tak - wyszeptała. - Wyjdę za ciebie.
W tym momencie Alec miał wrażenie, że cały świat ode-
S
R
tchnął z ulgą wraz z nim. I zaczął wirować coraz prędzej. Przytulił
ją z całej siły i pocałował ze wszystkich sił.
Rozległ się przerazliwy ryk syreny promu. Alec uwolnił
Daisy z uścisku.
- Powiedz mi - poprosił. - Powiedz, że kochasz mnie tak, jak
ja kocham ciebie. Na zawsze, wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Uśmiechnęła się gorąco.
- Dokładnie tak cię kocham, głuptasie. Zawsze tak było.
Przytuliła go i teraz ona pocałowała go namiętnie i zachłannie.
Kiedy w końcu oderwała się od niego, żeby nabrać po-
wietrza, na nabrzeże zaczęła wylewać się z promu fala pasażerów.
- Zauważyłeś, co właśnie zrobiłam? - Posłała mu chytry
uśmieszek. Przycisnęła się do niego jeszcze mocniej, rozpalając
krew w jego żyłach. - Przełamałam twój opór i zbliżyłam się do
ciebie. Wtargnęłam za mur, którym odgrodziłeś się od wszystkich
ludzi.
Alec rozejrzał się dookoła. Po raz pierwszy w życiu zobaczył
świat w tak intensywnych, żywych barwach. Przytulił ją. Schylił
się i szepnął wprost do jej ucha: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Okłamał, wykorzystał, porzucił.
- Po co? Zapomniałeś powiedzieć mi coś jeszcze? - spytała.
- Szczerze mówiąc, tak. - Kucnął tuż przed nią. Zajrzał jej
prosto w oczy. - Mój Boże. Jakże mi ciebie brakuje, Daze.
Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Jakby ją zahip-
notyzował.
- To właśnie zapomniałeś mi powiedzieć?
Kątem oka zauważyła zbliżający się do nabrzeża prom.
Chwała Bogu! pomyślała. Niedługo będzie mogła uciec. Wstała.
Zaczęła zbierać bagaż.
- Nie. Zapomniałem czegoś innego.
Czekała. Cokolwiek zamierzał powiedzieć, i tak nie miało to
znaczenia. Wyjeżdżała. Nieodwracalnie. Wkrótce będzie
bezpieczna od jego kłamstw, manipulacji...
S
R
- Kocham cię, Daisy.
Bagaż Daisy upadł, walizka otwarła się i zawartość rozsypała
się po nabrzeżu. Rzuciła się zbierać, ale natychmiast się cofnęła.
Znalazła się bowiem zbyt blisko Aleca. Słyszała dokoła
niewyrazny szmer głosów. Ludzie zatrzymywali się z ciekawości.
Alec tymczasem pozbierał rzeczy i podał jej walizkę.
Uśmiechał się szeroko. Poczuła żar na policzkach.
- Słyszałaś? - spytał.
- Nie. Na pewno. Brzmiało to jak...
- Kocham cię - powtórzył. Uśmiechnął się jeszcze radośniej.
Nie uwierzyła mu. Nie mogła. Byłaby najgłupszą istotą na
ziemi, gdyby pozwoliła mu zranić się jeszcze raz. Boże! Jakże
chciałby uwierzyć mu. Ale jak mogła, gdy na własnej skórze
przekonała się, do czego był zdolny, żeby dostać to, czego pragnął.
Serce tłukło jej tak mocno, że aż odbierało oddech.
- Muszę iść, Alec. Powiedz mi więc, po co naprawdę tu
przyszedłeś. - Czemu ten prom tak się guzdrze? Szybciej! Jeśli nie
ucieknę stąd natychmiast, znowu go pokocham.
Alec nie winił jej. Miała prawo nie wierzyć mu. Zasłużył na
to. Ale przecież on sam uzmysłowił to sobie raptem siedem godzin
wcześniej.
Wpatrywał się w nią jak spragniony wędrowiec na pustyni w
oazę. Była piękna. Ale smutna. Jak zraniony anioł próbujący latać.
S
R
Jej wielkie oczy pełne były nieufności. Policzki miała
zaczerwienione. Usta zaciśnięte. Zapragnął pocałować ją. Ukoić.
Lecz to by było za mało. Winien jej był znacznie więcej.
Dotknął kieszeni koszuli. Robił tak kilkanaście razy na
godzinę. Odbył podróż helikopterem do Los Angeles i z
powrotem. Był u niej w domu i tam natknął się na jej młodszego
brata, Seana, który przyjechał odebrać pocztę. Pózniej spotkał się z
całą trójką jej opiekunów. Wtedy zrozumiał, co miała na myśli,
kiedy skarżyła się na ich nadopiekuńczość. Dużo czasu zajęło mu
wytłumaczenie im sytuacji, ale w końcu się udało. Sean zdradził
mu, gdzie była, odprowadził do taksówki i życzył powodzenia. Ale
gdy znalazł ją wreszcie, nie wiedział, co powiedzieć najpierw. Tyle
tego było. A czasu miał niewiele. Prom był coraz bliżej.
- Jest mi niewymownie przykro, że nie byłem z tobą szczery,
Daze. Wiem, że zepsułem wszystko. - Potrząsnął głową. - Byłem
gigantycznym głupcem. Zlepym i głuchym. A ty byłaś tuż obok,
ukryta w pełnym słońcu. - Zauważył, że zerknęła w kierunku
promu. Czas uciekał. - Tak nauczyłem się odpychać ludzi, że nie
spostrzegłem, że to ty byłaś tą jedyną... tą jedyną, którą chciałem
zatrzymać przy sobie.
Przyłożył dłoń do serca.
- Wcześniej tego nie wiedziałem. Zrozumiałem to dopiero,
gdy odeszłaś.
S
R
Nie odzywała się. Ale przynajmniej słuchała. Siedziała na
walizce. Dłonie trzymała złożone płasko na kolanach. Kiedy ujął
jej lewą dłoń, wyczuł wyraznie szybkie tętno.
- Daisy, kocham cię. Naprawdę. - Drżącą ręką wyciągnął z
kieszeni na piersi małe, czarne pudełeczko. - Nie zasługuję na to,
ale uwierz mi, proszę, jeszcze jeden raz. Pragnę cię. Potrzebuję cię.
Nie mogę zrobić tego bez ciebie. - Kciukiem uniósł wieczko
pudełeczka. - Proszę, wyjdz za mnie i uczyń mnie uczciwym
człowiekiem.
Tłum gapiów zgęstniał, kiedy Alec wyjął migocący trzy-
karatowym brylantem pierścionek. On jednak nawet tego nie
zauważył.
Daisy patrzyła mu prosto w oczy. Jakby chciała tam znalezć
odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją pytania. Uśmiechnął się.
Wiedział, że w tej chwili całe jego serce lśniło w jego spojrzeniu.
Już wszystko w porządku, uspokajał ją w myślach. Już wszystko w
porządku.
Nieśmiały uśmiech zaczął błąkać się po jej wargach. Oczy
miała szeroko otwarte. I widać w nich było wyraznie, jak obawa
opuszcza ją z każdą chwilą.
- Chcesz ożenić się ze mną. Z zapałem pokiwał głową.
- Bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Popatrzyła na
pierścionek Zagryzła wargę.
S
R
- Naprawdę jesteś Alekiem Mackenzie? A nie jakimś kos-
mitą?
- Naprawdę. To całkowicie autentyczny ja. Twarz jej
spoważniała.
- Ja nie zrezygnowałam z mojego pensjonatu - powiedziała. -
I nie zamierzam dawać ci wygrywać w golfa.
Wykrzywił się szelmowsko. Potem poważnie pokiwał głową.
- Wiem - powiedział. - I to są dwa z powodów, dla których
cię kocham.
Teraz uśmiechnęła się radośnie. Lecz znów prędko spoważ-
niała. Zniżyła głos, żeby nikt z przechodniów nie usłyszał.
- Naprawdę uważasz, że potrafisz to zrobić? %7łe potrafisz być
tylko z jedną kobietą?
- Już za pózno, kochanie. To się już stało. - Z walącym
sercem wsunął jej pierścionek na palec. - Teraz powiedz, że
wyjdziesz za mnie.
Odwróciła głowę. Po długiej chwili położyła mu ręce na
ramionach i pochyliła się ku niemu.
Drżeli oboje. Zwiat dokoła nich przestał istnieć. Tłum gapiów
oddalił się, zniknął. Alec wiedział, że mógłby stać tak, trzymając ją
w ramionach, całą wieczność.
- Tak - wyszeptała. - Wyjdę za ciebie.
W tym momencie Alec miał wrażenie, że cały świat ode-
S
R
tchnął z ulgą wraz z nim. I zaczął wirować coraz prędzej. Przytulił
ją z całej siły i pocałował ze wszystkich sił.
Rozległ się przerazliwy ryk syreny promu. Alec uwolnił
Daisy z uścisku.
- Powiedz mi - poprosił. - Powiedz, że kochasz mnie tak, jak
ja kocham ciebie. Na zawsze, wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Uśmiechnęła się gorąco.
- Dokładnie tak cię kocham, głuptasie. Zawsze tak było.
Przytuliła go i teraz ona pocałowała go namiętnie i zachłannie.
Kiedy w końcu oderwała się od niego, żeby nabrać po-
wietrza, na nabrzeże zaczęła wylewać się z promu fala pasażerów.
- Zauważyłeś, co właśnie zrobiłam? - Posłała mu chytry
uśmieszek. Przycisnęła się do niego jeszcze mocniej, rozpalając
krew w jego żyłach. - Przełamałam twój opór i zbliżyłam się do
ciebie. Wtargnęłam za mur, którym odgrodziłeś się od wszystkich
ludzi.
Alec rozejrzał się dookoła. Po raz pierwszy w życiu zobaczył
świat w tak intensywnych, żywych barwach. Przytulił ją. Schylił
się i szepnął wprost do jej ucha: [ Pobierz całość w formacie PDF ]