[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słusznie - potwierdziła Abby, siląc się na uśmiech. Zerk-
nęła na zegarek. - Ojej, muszę lecieć.
Napij się chociaż kawy - zaproponowała Mary i dodała
po chwili kusząco: - Mam dobre ciasto.
Czekoladowe? - zapytała Abby.
A istnieje jakieś inne? - zażartowała Mary.
W takim razie kawa z ciastem. To jest mi potrzebne po
takim dniu.
Złym?
S
R
Aż nie do opisania. Ale postaram się wszystko zrelacjo-
nować.
Zamieniam się w słuch - rzekła Mary i zapytała, zwraca-
jąc się do Kanea: - Przyłączysz się do nas?
-Nie, radzcie sobie same, mam swoją robotę.
Mary pocałowała męża i rzekła do Abby z uśmiechem:
-No dobrze, to zaczynaj.
Godzinę pózniej Abby, sfrustrowana, ale czując jeszcze
w ustach smak kawy i ciasta czekoladowego, wracała do
domu.
-Dzień pełen wrażeń - mruknęła do własnego od
bicia w lusterku. - I rekordowy tydzień. Usiłowanie
morderstwa. Flirtujący małżonek. No i w końcu bez
robocie.
Zacisnęła dłonie na kierownicy swojego sportowego sa-
mochodu. Rozbłysło żółte światło, więc zwolniła. Słu-
chając klasycznego rocka, spojrzała na zegar na desce
rozdzielczej: za piętnaście piąta.
Niebo pokrywały ciężkie deszczowe chmury. Wiatr roz-
rzucał żółte liście po ulicy.
Jakiś młody chłopak na motocyklu złapał gumę. Padając,
uderzył głową w kasku o brzeg chodnika. Krzyknęła,
chciała wysiąść i ruszyć mu z pomocą, ale chłopak
wsiadł na motor i odjechał. W lusterku dostrzegła jadący
za nią niebieski wóz.
S
R
I raptem pewna myśl przyszła jej do głowy: w ciągu
ostatnich paru dni przynajmniej sześć razy widziała po-
dążający za nią ten niebieski wehikuł. Zawsze jechał w
pewnej odległości, ale jechał.
Tak jak teraz.
Starała się dostrzec jak najwięcej szczegółów. Za kie-
rownicą siedziała kobieta. Znajoma twarz, ale osobiście
jej nie znała. Brązowe włosy, ciemne okulary mimo za-
padającego zmierzchu, nieoznakowany wóz najnowszej
marki.
Wystukując palcami rytm melodii na kierownicy, Abby
przyglądała się tej kobiecie, starając się przypomnieć
sobie, gdzie i kiedy ją widziała. Nic jej nie przychodziło
do głowy.
I znów to niemiłe uczucie przyspieszające bicie serca.
Ktoś chciał ją zabić. Ktoś wsypał truciznę do jej kieliszka
z szampanem. Może to właśnie ta osoba? Może postano-
wiła spowodować kraksę? %7łeby wyglądało na wypadek
samochodowy?
W ustach jej zaschło. Wyłączyła radio. Nagła cisza pora-
ziła ją. Sięgnęła do torebki po komórkę i wybrała numer
Luke'a.
- Przesadzam? - zapytała sama siebie. Ale nie prze-
sadzała i nic jej się nie wydawało. Widziała ten samo-
chód już nie raz. Tymczasem sekundy mijały, telefon
Lukea dzwonił i dzwonił. Luke nie odbierał.
Abby przeniosła wzrok z kobiety na światła, żeby
S
R
nie przegapić zmiany. Włączyła się poczta głosowa Lu-
ke'a, więc Abby nacisnęła guzik i znowu wybrała numer,
nie odrywając dłoni od kierownicy.
Zielone światło. Abby nacisnęła pedał gazu - za mocno,
jej mały sportowy samochód w jednej sekundzie skoczył
od zera do sześćdziesięciu. Pomknęła szosą, stwierdza-
jąc, że niebieski wóz dotrzymuje jej kroku. W pewnej
chwili dwa auta zrównały się. Abby zabrakło tchu, serce
jej waliło, jakby chciało się wyrwać na wolność.
-Abby?
Dotarł do niej miły, ciepły głos Luke'a. Całe szczęście!
-Luke, ktoś za mną jedzie, niebieski samochód!
Skręciła w prawo niemal na pełnym gazie, zahamowała z
piskiem opon, znowu przyspieszyła. Drzewa migały za
szybą, gdy wyjechała poza miasto, żeby czasem nie po-
trącić bawiącego się na ulicy dziecka.
Co? Ktoś za tobą jedzie?
Tak! - wrzasnęła zła, że pyta. - Nie słuchasz mnie? Nie-
bieski samochód. Kobieta prowadzi. Ostatnio często ją
widzę, ale dopiero teraz skojarzyłam:
-Abby, zaraz...
Głos zamilkł.
Abby zawróciła za jadącym powoli minivanem i wjecha-
ła na szosę szybkiego ruchu, chcąc opuścić wreszcie
Eastwick, które wydawało się nie mieć koń-
S
R
ca. Odległość między nią a niebieskim samochodem
zmniejszała się. Przecznicę przeleciała na czerwonym
świetle, kuląc się, ogłuszona klaksonami, i modląc się w
duchu.
Wciąż za mną jedzie! - mówiła. - Co mam robić?
Słuchaj mnie, Abby, nie bój się, nic ci nie grozi!
Jego głos brzmiał teraz pewnie. Roześmiała się hi-
sterycznie i nabrała powietrza w płuca, żeby się uspo-
koić.
Aatwo ci mówić! - krzyknęła. - Ktoś znowu dybie na
moje życie!
Nie, dziecinko - łagodził jej emocje. - Nie przejmuj się.
Ten samochód prowadzi moja koleżanka.
Co?!
Znów spojrzała w lusterko. Noga ją bolała od naciskania
pedału.
Moja koleżanka - powtórzył. - Ma na ciebie oko, chroni
cię.
Chroni? - Jeszcze mocniej nacisnęła pedał gazu. Przera-
żenie, jakiego doznała przed chwilą, przemieniło się we
wściekłość. Jak on mógł? Jak mógł ją tak przerazić?
Wiedział przecież, w jakim żyje napięciu, że jest u kresu
wytrzymałości.
Jadę jak wariatka, nie zważam na światła i okazuje się, że
uciekam przed twoją koleżanką?!
Wszystko ci wyjaśnię.
-Niczego nie wyjaśnisz, ty draniu! - wrzasnę-
S
R
ła, ściskając słuchawkę z całych sił. - Przestraszyłeś
mnie! Kazałeś komuś za mną jechać?! To dlaczego mnie
nie uprzedziłeś?
Zdjęła nogę z gazu i obserwowała w lusterku, jak niebie-
ski samochód zbliża się do niej. Zmrużywszy oczy, stara-
ła się rozpoznać twarz kierowcy, ale blask słońca oślepił
ją i nic nie mogła dojrzeć.
Znów ogarnął ją lęk.
-Luke...
Co jest? - zapytał, słysząc w jej głosie przerażenie.
Ten samochód... - zaczęła, nie panując nad strachem. - O,
Boże, on... nie zwalnia... jedzie prosto...
Abby, co ty mówisz?
O, Boże!
Krzycząc, upuściła słuchawkę, obiema dłońmi chwyciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Słusznie - potwierdziła Abby, siląc się na uśmiech. Zerk-
nęła na zegarek. - Ojej, muszę lecieć.
Napij się chociaż kawy - zaproponowała Mary i dodała
po chwili kusząco: - Mam dobre ciasto.
Czekoladowe? - zapytała Abby.
A istnieje jakieś inne? - zażartowała Mary.
W takim razie kawa z ciastem. To jest mi potrzebne po
takim dniu.
Złym?
S
R
Aż nie do opisania. Ale postaram się wszystko zrelacjo-
nować.
Zamieniam się w słuch - rzekła Mary i zapytała, zwraca-
jąc się do Kanea: - Przyłączysz się do nas?
-Nie, radzcie sobie same, mam swoją robotę.
Mary pocałowała męża i rzekła do Abby z uśmiechem:
-No dobrze, to zaczynaj.
Godzinę pózniej Abby, sfrustrowana, ale czując jeszcze
w ustach smak kawy i ciasta czekoladowego, wracała do
domu.
-Dzień pełen wrażeń - mruknęła do własnego od
bicia w lusterku. - I rekordowy tydzień. Usiłowanie
morderstwa. Flirtujący małżonek. No i w końcu bez
robocie.
Zacisnęła dłonie na kierownicy swojego sportowego sa-
mochodu. Rozbłysło żółte światło, więc zwolniła. Słu-
chając klasycznego rocka, spojrzała na zegar na desce
rozdzielczej: za piętnaście piąta.
Niebo pokrywały ciężkie deszczowe chmury. Wiatr roz-
rzucał żółte liście po ulicy.
Jakiś młody chłopak na motocyklu złapał gumę. Padając,
uderzył głową w kasku o brzeg chodnika. Krzyknęła,
chciała wysiąść i ruszyć mu z pomocą, ale chłopak
wsiadł na motor i odjechał. W lusterku dostrzegła jadący
za nią niebieski wóz.
S
R
I raptem pewna myśl przyszła jej do głowy: w ciągu
ostatnich paru dni przynajmniej sześć razy widziała po-
dążający za nią ten niebieski wehikuł. Zawsze jechał w
pewnej odległości, ale jechał.
Tak jak teraz.
Starała się dostrzec jak najwięcej szczegółów. Za kie-
rownicą siedziała kobieta. Znajoma twarz, ale osobiście
jej nie znała. Brązowe włosy, ciemne okulary mimo za-
padającego zmierzchu, nieoznakowany wóz najnowszej
marki.
Wystukując palcami rytm melodii na kierownicy, Abby
przyglądała się tej kobiecie, starając się przypomnieć
sobie, gdzie i kiedy ją widziała. Nic jej nie przychodziło
do głowy.
I znów to niemiłe uczucie przyspieszające bicie serca.
Ktoś chciał ją zabić. Ktoś wsypał truciznę do jej kieliszka
z szampanem. Może to właśnie ta osoba? Może postano-
wiła spowodować kraksę? %7łeby wyglądało na wypadek
samochodowy?
W ustach jej zaschło. Wyłączyła radio. Nagła cisza pora-
ziła ją. Sięgnęła do torebki po komórkę i wybrała numer
Luke'a.
- Przesadzam? - zapytała sama siebie. Ale nie prze-
sadzała i nic jej się nie wydawało. Widziała ten samo-
chód już nie raz. Tymczasem sekundy mijały, telefon
Lukea dzwonił i dzwonił. Luke nie odbierał.
Abby przeniosła wzrok z kobiety na światła, żeby
S
R
nie przegapić zmiany. Włączyła się poczta głosowa Lu-
ke'a, więc Abby nacisnęła guzik i znowu wybrała numer,
nie odrywając dłoni od kierownicy.
Zielone światło. Abby nacisnęła pedał gazu - za mocno,
jej mały sportowy samochód w jednej sekundzie skoczył
od zera do sześćdziesięciu. Pomknęła szosą, stwierdza-
jąc, że niebieski wóz dotrzymuje jej kroku. W pewnej
chwili dwa auta zrównały się. Abby zabrakło tchu, serce
jej waliło, jakby chciało się wyrwać na wolność.
-Abby?
Dotarł do niej miły, ciepły głos Luke'a. Całe szczęście!
-Luke, ktoś za mną jedzie, niebieski samochód!
Skręciła w prawo niemal na pełnym gazie, zahamowała z
piskiem opon, znowu przyspieszyła. Drzewa migały za
szybą, gdy wyjechała poza miasto, żeby czasem nie po-
trącić bawiącego się na ulicy dziecka.
Co? Ktoś za tobą jedzie?
Tak! - wrzasnęła zła, że pyta. - Nie słuchasz mnie? Nie-
bieski samochód. Kobieta prowadzi. Ostatnio często ją
widzę, ale dopiero teraz skojarzyłam:
-Abby, zaraz...
Głos zamilkł.
Abby zawróciła za jadącym powoli minivanem i wjecha-
ła na szosę szybkiego ruchu, chcąc opuścić wreszcie
Eastwick, które wydawało się nie mieć koń-
S
R
ca. Odległość między nią a niebieskim samochodem
zmniejszała się. Przecznicę przeleciała na czerwonym
świetle, kuląc się, ogłuszona klaksonami, i modląc się w
duchu.
Wciąż za mną jedzie! - mówiła. - Co mam robić?
Słuchaj mnie, Abby, nie bój się, nic ci nie grozi!
Jego głos brzmiał teraz pewnie. Roześmiała się hi-
sterycznie i nabrała powietrza w płuca, żeby się uspo-
koić.
Aatwo ci mówić! - krzyknęła. - Ktoś znowu dybie na
moje życie!
Nie, dziecinko - łagodził jej emocje. - Nie przejmuj się.
Ten samochód prowadzi moja koleżanka.
Co?!
Znów spojrzała w lusterko. Noga ją bolała od naciskania
pedału.
Moja koleżanka - powtórzył. - Ma na ciebie oko, chroni
cię.
Chroni? - Jeszcze mocniej nacisnęła pedał gazu. Przera-
żenie, jakiego doznała przed chwilą, przemieniło się we
wściekłość. Jak on mógł? Jak mógł ją tak przerazić?
Wiedział przecież, w jakim żyje napięciu, że jest u kresu
wytrzymałości.
Jadę jak wariatka, nie zważam na światła i okazuje się, że
uciekam przed twoją koleżanką?!
Wszystko ci wyjaśnię.
-Niczego nie wyjaśnisz, ty draniu! - wrzasnę-
S
R
ła, ściskając słuchawkę z całych sił. - Przestraszyłeś
mnie! Kazałeś komuś za mną jechać?! To dlaczego mnie
nie uprzedziłeś?
Zdjęła nogę z gazu i obserwowała w lusterku, jak niebie-
ski samochód zbliża się do niej. Zmrużywszy oczy, stara-
ła się rozpoznać twarz kierowcy, ale blask słońca oślepił
ją i nic nie mogła dojrzeć.
Znów ogarnął ją lęk.
-Luke...
Co jest? - zapytał, słysząc w jej głosie przerażenie.
Ten samochód... - zaczęła, nie panując nad strachem. - O,
Boże, on... nie zwalnia... jedzie prosto...
Abby, co ty mówisz?
O, Boże!
Krzycząc, upuściła słuchawkę, obiema dłońmi chwyciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]