download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Sama jesteś obrzydliwa.  Ojej, Kevin, ale to cudowne,
wspaniale, Kevin, jak ty coś powiesz", można zwymiotować! - Cody
spojrzał w niebo i zanucił: - Rachel ma chłopaka, Rachel ma
chłopaka!
- Zamknij się!
- Macie oboje być cicho! Zapadła cisza. Tala przełknęła ślinę.
- Jak było w szkole? - zapytała z wysiłkiem.
Pytanie zabrzmiało beznadziejnie i poczuła się jak stara nudna
matka, która potrafi tylko marudzić. Nic dziwnego, że dzieci ledwo ją
tolerują. Odpowiedział jej zniechęcony dwugłos.
- Dobrze, mamo.
W chwilę potem Rachel wrzasnęła jak oparzona. Tala mocniej
chwyciła kierownicę.
- Twoje włosy! Co ty zrobiłaś z włosami? - Rachel podskoczyła
na siedzeniu, opadła i znowu wstała.
- Mamo? - zapytał z wahaniem Cody. - Co ty... Ty obcięłaś
włosy?
Głos mu się załamał i zaczął chlipać.
- Uspokójcie się - rzekła spokojnie Tala. - To przecież tylko
włosy, a nie trepanacja czaszki.
- Ale dlaczego? - dociekała Rachel. - Dlaczego to zrobiłaś?
Miałaś takie piękne włosy. I tata tak bardzo je lubił.
- Taty nie ma, a włosy bardzo mi przeszkadzały. Zresztą
chciałam coś zmienić.
Czy ona naprawdę musi się przed nimi tłumaczyć z tego, że
obcięła sobie włosy?
- Mamo, mamo... - rozbeczał się Cody.
Rachel zamilkła. Tala czuła na sobie jej uważne spojrzenie. Cisza
zrobiła się trudna do zniesienia.
Gdy wjechali na podjazd przed domem, Cody wyskoczył z
samochodu i bez słowa pobiegł do środka. Rachel powoli, z
ociąganiem, wysiadła za nim. Zaraz pójdzie i powie babkom, że Tala
obcięła sobie głowę... Rachel jednak zatrzymała się i spojrzała na
matkę z taką wściekłością, że Tala zachwiała się.
- To wszystko przez niego! - syknęła. - Zrobiłaś to dla niego!
Wpadła do domu i pobiegła na górę; jej kroki głucho zadudniły
po schodach.
- Co tu się dzieje? - W głębi korytarza rozległ się głos Irene. - Co
napadło te dzieciaki? Jezus, Maria, Talu!
Rozdział 8
Następnego dnia rano jechała do rezerwatu z mocnym
postanowieniem, że jeśli któryś z Jacobich piśnie coś krytycznego o
jej włosach, to go zabije. Pete siedział w gabinecie, pił kawę i czytał
gazetę. Wyglądał na kogoś, kto przez ostatni rok nie zmrużył nawet
oka.
- Dzień dobry - rzekła Tala, czekając na reakcję.
- Witaj. - Rzucił na nią okiem. - Wyglądasz jakoś inaczej, chyba
coś zrobiłaś z włosami...
Tala powiesiła kurtkę na gwozdziu przy drzwiach.
- Podoba mi się - stwierdził Pete. - Wyglądasz tak jakoś...
seksownie.
Odwróciła się ku niemu.
- Podoba ci się? Naprawdę?
- Pewnie.
Mace zajrzał i zatrzymał się w progu.
- Ty, kochanie, jak masz ochotę coś zmienić, to już idziesz na
całego.
- Tylko nie zaczynaj... Uniósł ręce i roześmiał się.
- Poddaję się, nie moja sprawa. Ale Sophie się zdziwi.
Tala chciała się roześmiać, lecz głos uwiązł jej w gardle, a
ramiona zaczęły drżeć. Złapała kurtkę i wypadła na zewnątrz.
- Co jej jest? - Pete zdziwiony spojrzał na ojca.
- Idz za nią, głupcze. Ona płacze.
- Ale dlaczego?
- Idz, mówię ci, bo cię wydziedziczę.
Pete wybiegł w ślad za Talą, nawet nie biorąc kurtki. Na dworze
panował ziąb. Zlady stóp wiodły dokoła zagrody słoni ku klatce
Maleńkiej.
Tala siedziała na beli lucerny z twarzą ukrytą w dłoniach. W
krótkich włosach wyglądała jak mały leśny elf. Pete podbiegł, ukląkł
obok i wziął ją w ramiona.
- Co ja takiego zrobiłem?
Tala lekko się cofnęła, a potem poddała.
- Nie płaczę dlatego, że coś zrobiłeś. To znaczy, coś zrobiłeś, ale
nie o to chodzi. - Otarła łzy i głęboko westchnęła. - Pół nocy
przekonywałam moje teściowe i moje dzieci, że nie zamierzam
wyjechać do Nowego Orleanu i zatrudnić się tam jako tancerka tylko
dlatego, że obcięłam włosy. Potem przyjeżdżam tutaj i wy... wy
jesteście dla mnie tacy mili.
- Przecież to tylko włosy.
- Dla mojej rodziny i całego tego cholernego miasteczka moje
włosy mają symboliczną wartość rosyjskiej ikony.
Pete przysiadł obok niej na beli lucerny.
- W takim razie dlaczego je obcięłaś?
- Miałam ich dość. Były strasznie ciężkie, stale bolała mnie
głowa, nigdy nie mogłam ich dosuszyć. Chciałam coś zmienić.
Pete przechylił głowę.
- No to ludzie mają rację. To było symboliczne.
- Ale dlaczego?
Zwrócił ku sobie jej twarz i ujął ją w dłonie.
- Zmieniłaś się i to ich przestraszyło.
Pocałował ją delikatnie. Zesztywniała, a potem odwzajemniła
pocałunek. Wkrótce stał się szalony, namiętny. Tala objęła Pete'a,
tuląc się do niego całym ciałem. Nigdy dotąd...
Złowrogi pomruk Maleńkiej rozległ się jak daleki grzmot, który
zbliżał się niebezpiecznie. Tuż obok nich lwica zmrużyła żółtawe
oczy. Oderwali się od siebie. Tala wstała i poszła w stronę domu.
Pete jeszcze przez chwilę leżał na beli lucerny.
- Bardzo ci dziękuję - rzucił w stronę lwicy, która patrzyła na
niego złym wzrokiem, zupełnie jak trener, który zaskoczył swojego
najlepszego zawodnika z dziewczyną w łóżku w przeddzień
decydujących rozgrywek.
Pomruk rozległ się znowu.
- Zamknij się, już swoje zrobiłaś, wszystko popsułaś. Następnym
razem zarzucę ci koc na klatkę i będziesz siedziała cicho. Zrobię to,
przysięgam.
Cichy grzmot towarzyszył mu, kiedy odchodził. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •