[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zrobiło się dość cicho - mruknęła.
- Już sprawdzam. - Podszedł do drzwi, zajrzał do galerii i
uśmiechnął się szeroko. - Zaledwie kilku maruderów. A Neli
patrzy w przeciwnym kierunku.
Oddała mu uśmiech i podniosła się z krzesła.
- Dzięki.
- OdprowadzÄ™ ciÄ™ do samochodu.
- Przyjechałam taksówką.
- W takim razie odwiozÄ™ ciÄ™ do domu.
- Już wystarczająco dużo czasu wam zajęłam.
- To żaden kłopot. Bądz co bądz omal nie umarłaś w mojej galerii.
Roześmiała się.
- Skoro nalegasz. Ale to naprawdÄ™ nie jest...
- Nalegam.
Wyszli do sali wystawowej. June stała z Shauną i wysokim
chudym mężczyzną z hiszpańską bródką, który w ręku trzymał
notes.
Shauna, widząc ich, przeprosiła rozmówców.
- Już dobrze? - uśmiechnęła się. Yvette poczuła, że się czerwieni.
- Tak, w porządku. Przepraszam, że zakłóciłam pani wernisaż. Nie
rozumiem, co mi się stało.
Uśmiech malarki wydawał się trochę sztuczny.
- Przecież to nie pani wina.
- A skoro już rozmawiamy... Bardzo podobają mi się pani prace. Są
wspaniałe.
- Dziękuję. Jestem...
- Shauna? - June podeszła do nich. - Może od-prowadzisz Roberta?
Pewno ma jeszcze jakieÅ› pytania.
- To krytyk sztuki z Times-Picayue" - wyjaśniła June, gdy Shauna
odeszła. Spojrzała uważnie na Yvette. - Czuje się pani lepiej?
- Już tak - odparł za nią Riley. - Jest bez samochodu, więc odwiozę
jÄ… do domu.
Czoło kobiety zmarszczyło się nieznacznie. Yvette pospieszyła z
wyjaśnieniem:
- Nie chcę już sprawiać kło...
- To żaden kłopot - przerwał jej Riley. - Kłopotem byłoby czekanie
przez godzinę na taksówkę. Tak już jest w Nowym Orleanie po
Katrinie.
June się nie odezwała, choć widać było, że taki rozwój wydarzeń
wcale jej nie odpowiada. Yvette podziękowała jeszcze raz i wyszła
razem z Rileyem.
Przeszli na mały prywatny parking po drugiej stronie ulicy. Riley
pilotem otworzył bramę i poprowadził Yvette do wytwornego
czarnego nissana infiniti. Pomógł jej wsiąść, po czym usiadł za
kierownicÄ….
- DokÄ…d jedziemy?
- Niedaleko. Róg Dauphine i Governor Nìeholls. W Dzielnicy
Francuskiej. Widząc jego rozczarowaną minę, ściągnęła brwi. - Co
się stało?
- Miałem nadzieję, że mieszkasz po drugiej stronie miasta.
Postanowiła zignorować uczucie ciepła, jakie ją ogarnęło.
- Twoja siostra nie była zachwycona, że chcesz mnie odwiezć.
Widziałam to po jej minie.
- Przywykła mnie chronić.
- Uważa, że trzeba chronić cię przede mną? Roześmiał się.
- No tak, masz rację. Powinienem raczej powiedzieć,
że jest nadopiekuńcza.
- A przy tym bardzo miła. - Odchyliła się na oparcie. Skórzane
fotele były naprawdę luksusowe.
- Między nami jest piętnaście lat różnicy. Zanim skończyłem
szesnaście lat, nasi rodzice zmarli i od tego czasu zajmowała się
moim wychowaniem. Ma prawo być nadopiekuńcza.
- Sądzę, że tak.
- Jesteś głodna?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Chyba tak.
- Grill Camellii" jest długo otwarty.
Zgodziła się z ochotą i dziesięć minut pózniej siedzieli już w loży
baru, przeglÄ…dajÄ…c menu.
- Shauna była na mnie zła - powiedziała Yvette, gdy
złożyli zamówienie.
- Nieprawda.
- Skąd możesz wiedzieć? Wyglądała, jakby...
- Była trochę wkurzona, ale nie na ciebie, tylko na swojego
chłopaka. To ten facet, z którym rozmawiałaś,
zanim straciłaś przytomność.
- Rich?
- Tak, Rich.
Z jego tonu wynikało, że nie ma zbyt dobrej opinii o partnerze
Shauny. Na chwilę zapadło milczenie. W końcu przerwała je
Yvette.
- To on do mnie podszedł. Ja się do niego nie zbliżałam.
- Wiem. Widziałem.
Patrzyła w kawę, zastanawiając się, czy widział również, z jaką
zazdrością patrzyła na Shaunę. Jak bardzo pragnęła mieć to
wszystko, co ona.
- Nie zrobiłaś nic złego - powiedział miękko, przerywając
milczenie.
- Wiedziałam, że jest z nią, a mimo to pozwoliłam mu przynieść
wino i...
- To bydlak. Yvette. Nie jest sympatycznym facetem. Mówiłem to
Shaunie, a dziś sama się o tym przekonała.
- Przepraszam.
- Za co? - Spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem. - Często to
powtarzasz.
- Bo mam powód. - Nieprawda. Przykro mi też z jej powodu. -
Sięgnęła po wodę. - Znam to z własnego doświadczenia. Wiem,
jak to boli.
Znów zapadła cisza. Yvette popijała wodę, natomiast Riley
zapatrzył się w okno.
- O czym wtedy mówiłaś? Do Spencera i Stacy?
- Do kogo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Zrobiło się dość cicho - mruknęła.
- Już sprawdzam. - Podszedł do drzwi, zajrzał do galerii i
uśmiechnął się szeroko. - Zaledwie kilku maruderów. A Neli
patrzy w przeciwnym kierunku.
Oddała mu uśmiech i podniosła się z krzesła.
- Dzięki.
- OdprowadzÄ™ ciÄ™ do samochodu.
- Przyjechałam taksówką.
- W takim razie odwiozÄ™ ciÄ™ do domu.
- Już wystarczająco dużo czasu wam zajęłam.
- To żaden kłopot. Bądz co bądz omal nie umarłaś w mojej galerii.
Roześmiała się.
- Skoro nalegasz. Ale to naprawdÄ™ nie jest...
- Nalegam.
Wyszli do sali wystawowej. June stała z Shauną i wysokim
chudym mężczyzną z hiszpańską bródką, który w ręku trzymał
notes.
Shauna, widząc ich, przeprosiła rozmówców.
- Już dobrze? - uśmiechnęła się. Yvette poczuła, że się czerwieni.
- Tak, w porządku. Przepraszam, że zakłóciłam pani wernisaż. Nie
rozumiem, co mi się stało.
Uśmiech malarki wydawał się trochę sztuczny.
- Przecież to nie pani wina.
- A skoro już rozmawiamy... Bardzo podobają mi się pani prace. Są
wspaniałe.
- Dziękuję. Jestem...
- Shauna? - June podeszła do nich. - Może od-prowadzisz Roberta?
Pewno ma jeszcze jakieÅ› pytania.
- To krytyk sztuki z Times-Picayue" - wyjaśniła June, gdy Shauna
odeszła. Spojrzała uważnie na Yvette. - Czuje się pani lepiej?
- Już tak - odparł za nią Riley. - Jest bez samochodu, więc odwiozę
jÄ… do domu.
Czoło kobiety zmarszczyło się nieznacznie. Yvette pospieszyła z
wyjaśnieniem:
- Nie chcę już sprawiać kło...
- To żaden kłopot - przerwał jej Riley. - Kłopotem byłoby czekanie
przez godzinę na taksówkę. Tak już jest w Nowym Orleanie po
Katrinie.
June się nie odezwała, choć widać było, że taki rozwój wydarzeń
wcale jej nie odpowiada. Yvette podziękowała jeszcze raz i wyszła
razem z Rileyem.
Przeszli na mały prywatny parking po drugiej stronie ulicy. Riley
pilotem otworzył bramę i poprowadził Yvette do wytwornego
czarnego nissana infiniti. Pomógł jej wsiąść, po czym usiadł za
kierownicÄ….
- DokÄ…d jedziemy?
- Niedaleko. Róg Dauphine i Governor Nìeholls. W Dzielnicy
Francuskiej. Widząc jego rozczarowaną minę, ściągnęła brwi. - Co
się stało?
- Miałem nadzieję, że mieszkasz po drugiej stronie miasta.
Postanowiła zignorować uczucie ciepła, jakie ją ogarnęło.
- Twoja siostra nie była zachwycona, że chcesz mnie odwiezć.
Widziałam to po jej minie.
- Przywykła mnie chronić.
- Uważa, że trzeba chronić cię przede mną? Roześmiał się.
- No tak, masz rację. Powinienem raczej powiedzieć,
że jest nadopiekuńcza.
- A przy tym bardzo miła. - Odchyliła się na oparcie. Skórzane
fotele były naprawdę luksusowe.
- Między nami jest piętnaście lat różnicy. Zanim skończyłem
szesnaście lat, nasi rodzice zmarli i od tego czasu zajmowała się
moim wychowaniem. Ma prawo być nadopiekuńcza.
- Sądzę, że tak.
- Jesteś głodna?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Chyba tak.
- Grill Camellii" jest długo otwarty.
Zgodziła się z ochotą i dziesięć minut pózniej siedzieli już w loży
baru, przeglÄ…dajÄ…c menu.
- Shauna była na mnie zła - powiedziała Yvette, gdy
złożyli zamówienie.
- Nieprawda.
- Skąd możesz wiedzieć? Wyglądała, jakby...
- Była trochę wkurzona, ale nie na ciebie, tylko na swojego
chłopaka. To ten facet, z którym rozmawiałaś,
zanim straciłaś przytomność.
- Rich?
- Tak, Rich.
Z jego tonu wynikało, że nie ma zbyt dobrej opinii o partnerze
Shauny. Na chwilę zapadło milczenie. W końcu przerwała je
Yvette.
- To on do mnie podszedł. Ja się do niego nie zbliżałam.
- Wiem. Widziałem.
Patrzyła w kawę, zastanawiając się, czy widział również, z jaką
zazdrością patrzyła na Shaunę. Jak bardzo pragnęła mieć to
wszystko, co ona.
- Nie zrobiłaś nic złego - powiedział miękko, przerywając
milczenie.
- Wiedziałam, że jest z nią, a mimo to pozwoliłam mu przynieść
wino i...
- To bydlak. Yvette. Nie jest sympatycznym facetem. Mówiłem to
Shaunie, a dziś sama się o tym przekonała.
- Przepraszam.
- Za co? - Spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem. - Często to
powtarzasz.
- Bo mam powód. - Nieprawda. Przykro mi też z jej powodu. -
Sięgnęła po wodę. - Znam to z własnego doświadczenia. Wiem,
jak to boli.
Znów zapadła cisza. Yvette popijała wodę, natomiast Riley
zapatrzył się w okno.
- O czym wtedy mówiłaś? Do Spencera i Stacy?
- Do kogo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]