download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

flirtuje. Dojrzałe, doświadczone kobiety, które wiedzą, jak dogodzić
mężczyznie... a może po prostu nie chciał robić jej złudzeń i dlatego...
- Cicely, musimy porozmawiać - usłyszała nad sobą głos Marka.
Kucnął obok niej i zaczął bawić się piaskiem na jej stopie. - Powinnaś
dowiedzieć się o mnie paru rzeczy.
- O, nie... - Nie była to odpowiedz na jego pytanie, ale
westchnienie, jakim zareagowała na rozkoszne uczucie, które ją
ogarnęło, kiedy ujął w dłoń jej stopę i zaczął ją lekko głaskać. Znów
rozlała się po niej słodka, gorąca fala, lecz Mark, jak gdyby
przeczuwając jak potężne wrażenie to wywołuje, cofnął rękę i usiadł
obok niej.
- Nie? Nie chcesz się wszystkiego o mnie dowiedzieć? Pokręciła
głową. Jedyne, czego chciała, to żeby ją objął
i pocałował.
- Moja siostra, Liza, powiedziała mi, że... - zaczął znowu, ale
położyła mu palec na ustach. Pewnie chciał mówić o czeku, o
rzeczach, które nie mają znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Nic,
prócz przeczucia, pewności prawie, że tylko z Markiem Dolanem
chce spędzić resztę swego życia. - Cicely, posłuchaj... - zdjął jej palec
z ust, pocałował go i jeszcze raz próbował zacząć jej coś wyjaśniać: -
111
SM
Nie mówię o tym, co teraz, ale... ale... - nie mógł dokończyć, bo znów
zakryła mu dłonią usta, przesunęła nią po twarzy, dotknęła dołków
w policzkach i delikatnie chwyciła jego ucho. - Cicely igrasz z ogniem
- ostrzegł. Ujął ją za ramiona i ułożył na kocu obok siebie. Zamknął
jej usta długim pocałunkiem. Poczuła jego ciepłe dłonie na swoich
nagich plecach i dreszcz rozkoszy przeszył ją niczym prąd. Z błogim
westchnieniem wsunęła palce w jego miękkie, gęste włosy, zacisnęła
je na muskularnym karku, a jej ciało wyprężyło się w zachłannym
wyczekiwaniu.
- Cicely, kochana, chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli.. . -
odsunął się, oparł na łokciu i kolejny raz usiłował jej coś
wytłumaczyć. Lecz jego usta były zbyt blisko. Wystarczyło tylko
lekko się unieść i ... znów cały świat zawirował. Całowała go
delikatnie i czuła, jak rośnie w nim pożądanie. W pewnym momencie
Mark westchnął i zaraz potem zerwał się na równe nogi.
- Chodz - zdecydował. - Wracamy do domu.
Tym razem Cicely nie czuła się odrzucona, a tylko rozdrażniona.
Wiedziała, że Mark pragnie jej tak samo jak ona jego. Wyczytała to w
jego oczach. Była szczęśliwa. Z radości chciało jej się krzyczeć i
głośno śmiać.
- We wszystkich romansach, które czyta Alicja, to kobieta
najpierw całuje, a potem odwraca się i ucieka - przekomarzała się z
nim.
- Bezwstydnica! - roześmiał się krótko. - Musimy wracać.
Zbieraj swoje rzeczy - Podał jej rękę, żeby mogła się podnieść. Kiedy
stanęła obok niego, pocałował ją jeszcze raz. - Obiecuję ci, kochanie,
że na tym nie koniec - oderwał się wreszcie od jej ust, - Ale najpierw
musimy porozmawiać.
Nie porozmawiali w drodze do domu. Cicely, szczęśliwa i
rozmarzona, usnęła błogo na jego ramieniu. Kiedy zajechali przed
dom, Mark obudził ją delikatnie. Cicely otworzyła oczy i zobaczyła
rozgorączkowaną Daphne, która zbiegała do nich po schodach.
- Cicely, wreszcie jesteś! Nie mogłam się doczekać! Nie
wiedziałam w ogóle, gdzie mam cię szukać. Alicja... jest w szpitalu.
112
SM
Musiałam zadzwonić po pogotowie.
Cicely była przerażona. Stała nieruchomo, niczym sparaliżowana,
na środku chodnika i nie wiedziała, co ze sobą począć. Po chwili
zaczęła gwałtownie przerzucać zawartość torby w poszukiwaniu
kluczy, rozrzucać naokoło swoje szkice i bełkotać coś bez ładu i
składu.
- Muszę się dostać do szpitala... Nie powinnam była jej
zostawiać. Przecież chciała, żebym została. Byłam taka niecierpliwa...
Mój Boże... naprawdę tego nie chciałam... O, Boże!...
- Myślę, że już jest wszystko w porządku - próbowała ją
uspokoić Daphne. - Dzwoniłam przed chwilą do szpitala.
Pielęgniarka powiedziała, że Alicja nie ma już kłopotów z oddechem.
Cicely, tak mi przykro... Nagle zaczęła się dławić i krztusić. Byłam
przerażona, od razu wezwałam pogotowie - tłumaczyła, ale
roztrzęsiona Cicely nie zwracała na nią uwagi.
Mark postanowił zapanować nad sytuacją.
- Cicely - chwycił ją za ramiona i powiedział spokojnie, lecz
stanowczo: - Zawiozę cię do szpitala, ale nie możesz tam pojechać w
takim stanie. Pójdz na górę, włóż na siebie coś bardziej
odpowiedniego i...
- Nie! - przerwała mu - muszę jechać zaraz. Nie zawracaj sobie
głowy - próbowała się wyrwać, ale Mark trzymał ją mocno.
- Mama bardzo się zmartwi widząc cię taką rozczochraną. - Ten
argument chyba odniósł skutek. Mark mówił dalej spokojnym
głosem, wymawiając wyraznie każde słowo: - Posłuchaj, Alicja jest
teraz w szpitalu. Ma tam bardzo dobrą, fachową opiekę. Idz do siebie
na górę i ubierz się porządnie, a potem pojedziemy. Chyba nie
chcesz, żeby matka zobaczyła, jaka jesteś przerażona.
- No dobrze - Cicely zgodziła się i pobiegła do domu.
- Nie wiem, co jeszcze mogłam zrobić - dziewczyna odezwała
się do Marka, kiedy zostali sami. - Wiem, jak obsługiwać respirator,
ale sama nie chciałam próbować...
- Zrobiłaś dokładnie to, co trzeba - powiedział Mark. Pozbierał
porozrzucane szkice, złożył je razem i wręczył Daphne. - Zanieś je
113
SM
teraz do jej pracowni, żeby się nie zgubiły. A potem możesz zmykać
do domu. I nic się nie martw. Dopilnowałaś wszystkiego jak należy.
Jestem pewien, że z Alicją będzie wszystko dobrze.
- Tak - odpowiedziała. - Chciałam to powiedzieć Cicely... Widzi
pan, to wszystko stało się około pierwszej.
Potem zostałam tu i czekałam na Cicely. Dzwoniłam jeszcze koło
czwartej do szpitala. Powiedzieli mi, że Alicja miała gwałtowny
nawrót.
Nie zdziwiło go to. Pacjenci tacy jak Alicja często miewają
 gwałtowne nawroty", zwłaszcza kiedy całą uwagę skupiają na sobie
i swojej chorobie.
Po kilku minutach Cicely zeszła na dół. Była trochę blada, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •