download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dłonie malarza były teraz lodowate, czuł wyczerpanie i coraz więcej czasu
zabierało mu wykończenie każdego detalu.
O czwartej nagle opuścił pędzel i powiedział:
 To wszystko, na co mnie stać. Przepraszam.
Yincent sztywno podniósł się z krzesła, na którym siedział przez ostatnie trzy
godziny, owinięty w płaszcz. Obejrzał dokładnie błyszczący jeszcze portret, a
potem położył Aaronowi dłoń na ramieniu.
 Aaron, mówiłem, że jesteś geniuszem. Oto dowód. Cokolwiek się stanie, rzuć
konserwację. Maluj portrety, a będziesz bogaty.
 Chyba bym się napił  powiedział Aaron chrapliwym głosem. Wstał, prostując
ramiona i gimnastykujÄ…c palce.
 Teraz rytuał  powiedział Yincent.
 Teraz?  spytała Charlotta.
 Tam jest Thomas, Charlotto. To mój syn.
 Obraz jest jeszcze wilgotny.
 To nie ma znaczenia. Do rzeczy.
 U kogo słyszałem tę kwestię?  zadumał się Jack.  Och, wiem. Gary Gilmore.
315
 Rytuał powtórzył Yincent. Był zbyt zmęczony, by żartować.
Charlotta podała mu kawałek papieru, na którym zapisała te same słowa, które
dziewięćdziesiąt lat temu obdarzyły rodzinę Grayów darem nieśmiertelności. Ręce
Yincenta trzęsły się, kiedy go odbierał. Zanim zaczął recytację, wziął głęboki
oddech.
 Sanctum suum Spiritum per concedat agere Dominus nobis quod. Superatis
neÄ…uitiam multimodam eorum vobis in prius cum, imperabitis daemonibus aliis in
recte etenim tunc.
Nawet w skróconej formie rytuał był długi. Zawierał nie tylko wygłaszany na
wspak egzorcyzm, ale także ustęp o potędze czasu i potędze twórczości,
stwierdzający, że siły sprawcze tego świata były podzielone na czworo: Zło,
Czystość, Bezinteresowność i Zazdrość.
Jack i Charlotta uważnie przyglądali się Yincentowi, kiedy wygłaszał te słowa,
ale przy końcu recytacji dalej pozostał między nimi, zmęczony, ze zwieszoną
głową. Jego portret spoczywał na przenośnych sztalugach Aarona, z lekką smugą
zieleni na lewym policzku. Poranny, dojmujący wiatr bez przerwy wślizgiwał się
przez wyłamane drzwi frontowe, a śnieg, zawiewając przez próg, namalował na
podłodze rozetę.
 Nie działa  powiedział Jack.
Przez cały czas wiedział, że to nie zadziała. Wiedział, że całe to gadanie o
ludziach, domach i pejzażach, które ożywają, to bujda, że z doktora McKinnona
jest za duży ekscentryk, żeby to mogło się sprawdzić. Niewiele razy w życiu Jack
miał ochotę wsadzić sobie do ust wylot swojej trzydziestki ósemki i poczuć go na
podniebieniu, ale podejrzewał, że każdy policjant ma na to od czasu do czasu
ochotę. Dziś, z jakiejś przyczyny, mógłby to zrobić. Zimne, nieprzyjemne
dotknięcie stali, a potem wyzwolenie.
Yincent trzymał kurczowo zaciśnięte powieki. Nic się nie stało, nie został
przeniesiony do innej rzeczywistości. Ale wypowiedziane słowa wywołały w nim
jakieś niezwykłe przeczucie, że miał rację. Obrócił się z zamkniętymi oczami.
Teraz nie wiedział, w którą stronę jest skierowany, ale to nie miało znaczenia.
Ważne było, że idzie do przodu, prosto przed siebie, w ciemność.
Charlotta, Jack i Aaron widzieli, jak płynnie i bez wysiłku kroczy przez hol, po
schodach, mija drzwi wejściowe i stąpa po śniegu, który spadł wczesnym rankiem.
 Yincent! Nic ci nie jest?  zawołał Jack, ale nie było
316
odpowiedzi. Charlotta zawahała się na moment, potem podbiegła do drzwi i
wyjrzała w oślepiającą szarość ogrodu. Znikł. Odciski stóp wskazywały, że zrobił
trzy czy cztery kroki poza werandę, a potem znikł.
Jack stanął za nią i położył jej dłoń na ramieniu.
 Udało mu się  szepnął.  Znikł. Pieprzony nieśmiertelny!
ROZDZIAA DWUDZIESTY SIÓDMY
Darien, 24 grudnia
Maurice Gray palił fajkę w szkarłatnym saloniku, kiedy wszedł Thomas, stanął
przy kominku i zaczął się w niego wpatrywać. Maurice poczuł się skrępowany. Nie
cierpiał, gdy wpatrywano się w niego, podczas gdy przeglądał gazetę. Zwłaszcza
kiedy robili to młodzi chłopcy, a tym bardziej tacy, których znał od niedawna.
Usiłował przebrnąć przez dłuższy akapit o planach prezydenta Har-risona
dotyczących zakupu srebra, ale w końcu musiał złożyć gazetę.
 Tak, młody człowieku? zapytał. %7łyczysz sobie czegoś?
 Przepraszam  powiedział Thomas  czy mogę iść do domu?
Maurice westchnął z teatralnym zniecierpliwieniem. Położył gazetę na podłodze.
Zwykle takim gestem doprowadzony do ostatecznego rozdrażnienia ojciec chce
wzbudzić w synu poczucie winy.  Przerwałeś Wszechmocny Przegląd Prasy, mój
chłopcze. Mów, proszę, ale kara cię nie minie".
 Nie wiem, gdzie się znalazłem  mówił Thomas. Dolna warga zaczęła mu się
trząść, ale powstrzymywał się od płaczu.  Nie wiem, co się ze mną dzieje.
 No cóż  powiedział Maurice  sądzę, że jestem w stanie rozwiać twój niepokój
zarówno w jednym, jak i w drugim względzie. Oczywiście to, czy moja odpowiedz
cię zadowoli, pozostaje wyłącznie twoją sprawą. Jesteś w Wilderlings, w Darien,
w Connecticut. Jutro będą prezenty, pieczona gęś, ciasto ze śliwkami i wszystkie
przyjemności, jakie tylko chłopiec w twoim wieku może sobie wymarzyć. Natomiast
poprzednie wydarzenia są związane z twoim niedawnym osieroceniem. Przybyłeś więc
do nas, aby wieść pod wspólnym dachem rozkoszne i pełne przygód życie.
 Jestem sierotÄ…?
317
Maurice uśmiechnął się i zakręcił młynka palcami.
 A jak inaczej nazywa się chłopca, którego rodzice nie żyją.
 Ale mój ojciec żyje. Moja matka żyje.
 Ależ mylisz się w zupełności.  Maurice potrząsnął głową.  Ani twój ojciec,
ani matka nie przyszli jeszcze na świat. Spójrz przez okno, Thomasie, i powiedz,
co widzisz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •