download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Naszego figlarza? Tak, wiemy, że tu przebywa. Moi analitycy ocenili, że jest niegrozny,
choć dokuczliwy. Przez jakiś czas panowie sami będziecie się musieli przed nim bronić. Chodzi
o kogoś innego, którego zauważył jeden z moich najlepszych ludzi. O zawodowca.
 Zawodowiec mógł oznaczać tylko zawodowego zabójcę albo kogoś o podobnej profesji.
Miles skinął ze zrozumieniem głową.
- Nie wiemy, po co tu jest - ciągnął Vorreedi. - W drodze są już posiłki. Tymczasem
mamy zamiar... uciąć sobie z nim małą pogawędkę.
- Serum prawdy jest tu nielegalne. Może jej używać tylko policja i służby cesarskie,
prawda?
- Wątpię, by ten osobnik chciał się skarżyć władzom - mruknął Vorreedi z odrobinę
złowrogim uśmiechem.
- Miłej zabawy.
- Uważajcie na siebie, panowie. - Pułkownik skinął im głową i odszedł pozornie
swobodnym krokiem.
Miles i Ivan ruszyli dalej, przystając od czasu do czasu przy różnych kwietnych
eksponatach, bardziej związanych z królestwem roślin niż kocie drzewo. Miles liczył w
myślach minuty. Niedługo ucieknie i na czas stawi się w umówionym miejscu...
- Witaj, skarbie - usłyszał za sobą melodyjny głos. Ivan odwrócił się ułamek sekundy
szybciej niż Miles. Ujrzeli lady Arvin i lady Benello trzymające się pod ręce. Damy
błyskawicznie jednak rozłączyły się, obstąpiły Ivana z obu stron i każda złapała go pod ramię.
- Skarbie? - powtórzył z zachwytem Miles. Ivan spojrzał na niego spode łba i zaczął się
witać.
- Słyszałyśmy, że tu jesteś, Ivanie - mówiła blondynka, lady Arvin. Wyższa lady Benello
przytaknęła, wstrząsając kaskadą bursztynowych włosów. - Co masz pózniej w planach?
- A... nic szczególnego - odrzekł Ivan, obracając głowę to w jedną, to w drugą stronę,
żeby sprawiedliwie poświęcić każdej z nich jednakową uwagę. - Och - powiedziała lady Arvin.
- Może więc będziesz miał ochotę zjeść ze mną kolację na moim poddaszu?
114
- A jeśli nie masz nastroju na miejskie rozrywki - wtrącił lady Benello - znam takie
miejsce nad jeziorem. Każdego klienta przewozi się łódką na maleńką wyspę, gdzie podaje się
posiłek na świeżym powietrzu. To naprawdę ustronne miejsce.
Obie kobiety spojrzały na siebie z jadowitym uśmiechem. Ivan przypominał zaszczute
zwierzę.
- Ależ trudna decyzja - rozważał głośno, próbując zyskać na czasie.
- Tymczasem chodzmy obejrzeć cuda siostry lady Benello, a po drodze przemyślisz
sprawę, Ivanie - powiedziała pojednawczym tonem lady Arvin. Jej wzrok spoczął na Milesie.
- Pan także, lordzie Vorkosigan. Mam wrażenie, że strasznie zaniedbałyśmy naszego
drugiego gościa. Po dyskusji doszłyśmy do wniosku, że to pożałowania godne niedopatrzenie. -
Zacisnęła dłoń na ramieniu Ivana, posyłając swej rudowłosej przyjaciółce znaczące
spojrzenie. - Być może to rozwiąże dylemat naszego lorda Ivana. - W nocy wszystkie koty są
czarne? - mruknął Miles. - Czy raczej wszyscy Barrayarczycy?
Na dzwięk słowa  koty Ivan się skrzywił. Mina lady Arvin pozostała obojętna, lecz
Miles miał złe przeczucie, że rudowłosa pojęła żart. Tak czy inaczej oderwała się od Ivana -
czyżby przez twarz lady Arvin przemknął błysk triumfu? - po czym odwróciła się do Milesa.
- Rzeczywiście, lordzie Vorkosigan. Ma pan jakieś inne plany? - Obawiam się, że tak -
odparł Miles z nie całkiem udawanym żalem. - Właściwie muszę już iść.
- Już teraz? Och, proszę przynajmniej... zobaczyć dzieło mojej siostry. - Lady Benello nie
wzięła go pod ramię, ale miała chyba ochotę iść obok niego, mimo że wówczas Ivan przez jakiś
czas znajdowałby się we władzy rywalki.
Czas. Nie zaszkodzi dać Vorreediemu jeszcze kilku minut, by zajął się tropieniem swej
zdobyczy. Miles uśmiechnął się lekko i pozwolił się prowadzić idącej przodem lady Arvin z
Ivanem. Skóra rudowłosej nie miała owej porcelanowej delikatności cery szlachetnej Rian
Degtiar. Z drugiej jednak strony nie była tak... niedostępna. Z trudną można sobie poradzić. Ale
z niedostępną...
Przestań. Te kobiety chcą cię wykorzystać i dobrze o tym wiesz.
O, Boże, spraw, żeby mnie wykorzystano...
Skup się, chłopie, na litość boską.
Krętą ścieżką zeszli na niższy poziom. Lady Arvin skręciła w niewielki kolisty skrawek
wolnej przestrzeni, osłonięty drzewami w donicach. Ich błyszczące liście przypominały
klejnoty, ale drzewa stanowiły jedynie tło dla umieszczonej pośrodku koła głównej ekspozycji -
nieco zaskakującej pod względem artystycznym. Składała się z trzech pasm grubego brokatu w
subtelnych barwach, które w luznych splotach opadały z wysokiego słupa i wiły się na
dywanie. Gruby dywan w jakiś abstrakcyjny wzór dopasowano kolorystycznie do drzew.
- Miej się na baczności - mruknął Ivan.
- Widzę go - szepnął Miles.
115
Odziany w czerń i z uśmiechem na twarzy, lord Yenaro siedział na jednej z niskich
ławeczek pod drzewami.
- Gdzie Veda? - zapytała lady Benello.
- Przed chwilą wyszła - rzekł Yenaro, podnosząc się i witając wszystkich. - Lord Yenaro
pomagał mojej siostrze przy tej pracy - wyznała Milesowi i Ivanowi lady Benello.
- Ach tak? - powiedział Miles, rozglądając się wokół w poszukiwaniu kolejnej pułapki.
Jeszcze jej nie zauważył. - A, hm, co to za praca?
- Wiem, że nie wygląda zbyt okazale - powiedziała usprawiedliwiającym tonem lady
Benello - nie o to jednak chodzi. Jej subtelność polega na zapachu. To tkanina. Wydziela
zapach, który zmienia się w zależności od nastroju ubranej w nią osoby. Wciąż się
zastanawiam, czy nie lepiej było uszyć z niej suknię. - Ostatnia uwaga była skierowana do
Yenara. - Mogliśmy ubrać w nią jedną ze służących i postawić tu na cały dzień jako modelkę.-
Efekt mógłby być zbyt komercyjny - powiedział Yenaro. - Tak zyskamy o wiele więcej.
- To... żywa tkanina? - spytał z powątpiewaniem Ivan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •