[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale na mój widok przywiązany do drzewa Zeus natychmiast
zaczął szczekać.
Cholera!
Tristan spojrzał na mnie. Jego oczy były tak samo chmurne
jak wcześniej. Zamarł w bezruchu, woda ściekała mu z piersi na
spodenki. Przyglądałam się mu chwilę za długo, po czym
uświadomiłam sobie, że mój wzrok padał na jego twardy brzuch.
Natychmiast uniosłam spojrzenie do jego twarzy. Nie poruszył się.
Zeus nadal szczekał i merdał ogonem, próbując uwolnić się spod
drzewa.
Zledzisz mnie? zapytał ostro mężczyzna. Walnął prosto z
mostu, nie pozostawiając miejsca na rozmowę.
Co? Nie.
Uniósł brew.
Nie przestawałam gapić się na jego tatuaże. O, Grinch
zauważył, że mu się przyglądam.
Cholera, przestań, Liz.
Przepraszam mruknęłam, czerwieniąc się ze wstydu. A
właściwie to co on tu robił?
Uniósł drugą brew, ale nie drgnęłam nawet, gdy tak na mnie
patrzył. Mógł coś powiedzieć, ale najwyrazniej uznał, że
zabawniejsze jest wprawienie mnie w zakłopotanie. Niełatwo było
na niego patrzeć, ponieważ bił od niego smutek, wydawało się
jednak, że to właśnie blizny na jego duszy tak bardzo mnie
przyciągały.
Obserwowałam każdy jego ruch, kiedy odwiązał Zeusa od
drzewa i udał się w tym samym kierunku, z którego przyszłam.
Zatrzymał się.
Powoli się do mnie odwrócił.
Przestań za mną łazić syknął.
Nie łażę.
Aazisz.
Nie.
Tak.
Nie, wcale nie!
Ponownie uniósł brwi.
Jesteś jak pięciolatka. Obrócił się i ruszył, a ja zrobiłam
to samo. Co jakiś czas obracał się i burczał pod nosem, nie
zamieniliśmy jednak ani słowa. Wyszedłszy z lasu, Tristan z
Zeusem udali się wprost do zachwaszczonego ogródka domu obok.
Najwyrazniej jesteśmy sąsiadami rzuciłam ze śmiechem.
Spojrzał na mnie tak, że ścisnął mi się żołądek. W piersi
ciążył mi niepokój, mimo to gdy popatrzył mi w oczy, w środku
doznałam znajomego uczucia ekscytacji. Rozeszliśmy się do
swoich domów bez pożegnania.
Obiad zjadłam samotnie. Spojrzałam przez okno jadalni i
zobaczyłam, że Tristan również siedział sam przy stole. Jego dom
wydawał się taki mroczny i pusty. Biła z niego samotność. Kiedy
dostrzegł mnie za oknem, wyprostowałam się. Posłałam mu
zwyczajny uśmiech i lekko pomachałam. Wstał, podszedł do okna
i zasunął zasłony.
Minęło niewiele czasu, nim zorientowałam się, że okna
naszych sypialni również ze sobą sąsiadują, a on zasłonił swoje
równie szybko jak to w jadalni.
Zadzwoniłam do teściów, by sprawdzić co u Emmy, która,
sądząc po odgłosach, była zajęta cukierkami i spędzaniem czasu z
dziadkami. Około ósmej wieczorem siedziałam na kanapie w
salonie, gapiąc się przed siebie i próbując nie płakać, gdy napisała
do mnie Faye.
Faye: Dobrze się czujesz?
Ja: Dobrze.
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Nie dzisiaj. Jestem zmęczona.
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Jestem śpiąca&
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Jutro.
Faye: Kocham cię, Cycuszku.
Ja: Też cię kocham, Piersiaczku.
Pukanie do drzwi po ostatniej wiadomości wcale mnie nie
zaskoczyło. Domyśliłam się, że nie powstrzymam Faye przed
wizytą, ponieważ wiedziała, że kiedy pisałam, iż czuję się dobrze,
tak naprawdę czułam się okropnie. Niespodzianką było jednak to,
że zamiast jednej osoby, zobaczyłam całą grupkę. Przyjaciele. Na
ich czele stała Faye, trzymając największą znaną ludzkości butlę
tequili.
Potrzebujesz towarzystwa? zapytała z uśmiechem.
Zerknęłam na swoją piżamę, po czym ponownie na tequilę.
Oczywiście.
Naprawdę myślałem, że zatrzaśniesz nam drzwi przed
nosem powiedział znajomy głos za moimi plecami, gdy stałam w
kuchni, napełniając cztery kieliszki. Obróciłam się i zauważyłam
przyglądającego mi się Tannera, podrzucającego jak zwykle
monetę, więc podeszłam, by go uściskać. Cześć, Liz szepnął,
tuląc mnie mocno.
Tanner był tak bliskim przyjacielem Stevena, że myślałam, iż
mąż zostawi mnie dla tego faceta. Tanner był solidnie
zbudowanym, ciemnookim, jasnowłosym mężczyzną. Prowadził
warsztat samochodowy, który przejął, gdy zachorował jego ojciec.
Zaprzyjaznili się ze Stevenem, gdy zostali współlokatorami na
pierwszym roku studiów. I choć Tanner rzucił niedługo po tym
szkołę, by pomagać tacie, pozostali ze Stevenem w bliskiej relacji.
Tanner uśmiechnął się do mnie czule i odsunął się. Wziął
dwa kieliszki. Podał mi jeden, więc wypiliśmy, po czym wziął
kolejne dwa, które również opróżniliśmy. Uśmiechnęłam się.
Wiesz, wszystkie cztery były dla mnie.
Wiem. Postanowiłem cię trochę uratować.
Obserwowałam, jak ponownie wyciągnął z kieszeni monetę.
Nieustannie bawił się tą ćwierćdolarówką. Był to dziwaczny
zwyczaj, ale miał go już zanim się poznaliśmy.
Widzę, że dalej masz swoją monetę. Zaśmiałam się.
Nigdzie się bez niej nie ruszam odparł, nim z powrotem
wrzucił ją do kieszeni.
Przyjrzałam się jego twarzy i zatroskałam się. Pewnie o tym
nie wiedział, ale czasami w jego oczach potrafiłam dostrzec
smutek.
Jak się czujesz?
Westchnął głęboko.
Cieszę się, że znowu cię widzę. Minęło kupę czasu. Tak
jakby zniknęłaś po& Urwał. Każdy to robił, gdy miał na myśli
śmierć Stevena. I dobrze.
Wróciłam. Skinęłam głową i nalałam kolejne cztery
kieliszki. Zostaniemy tu z Emmą. Musiałyśmy tylko trochę
odetchnąć.
Wciąż jezdzisz tą kupą złomu? zapytał.
Tak. Przygryzłam wargę. Ostatnio potrąciłam psa.
Opadła mu szczęka.
Nie!
Tak. Nic mu się nie stało, ale ten cholerny samochód dostał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Ale na mój widok przywiązany do drzewa Zeus natychmiast
zaczął szczekać.
Cholera!
Tristan spojrzał na mnie. Jego oczy były tak samo chmurne
jak wcześniej. Zamarł w bezruchu, woda ściekała mu z piersi na
spodenki. Przyglądałam się mu chwilę za długo, po czym
uświadomiłam sobie, że mój wzrok padał na jego twardy brzuch.
Natychmiast uniosłam spojrzenie do jego twarzy. Nie poruszył się.
Zeus nadal szczekał i merdał ogonem, próbując uwolnić się spod
drzewa.
Zledzisz mnie? zapytał ostro mężczyzna. Walnął prosto z
mostu, nie pozostawiając miejsca na rozmowę.
Co? Nie.
Uniósł brew.
Nie przestawałam gapić się na jego tatuaże. O, Grinch
zauważył, że mu się przyglądam.
Cholera, przestań, Liz.
Przepraszam mruknęłam, czerwieniąc się ze wstydu. A
właściwie to co on tu robił?
Uniósł drugą brew, ale nie drgnęłam nawet, gdy tak na mnie
patrzył. Mógł coś powiedzieć, ale najwyrazniej uznał, że
zabawniejsze jest wprawienie mnie w zakłopotanie. Niełatwo było
na niego patrzeć, ponieważ bił od niego smutek, wydawało się
jednak, że to właśnie blizny na jego duszy tak bardzo mnie
przyciągały.
Obserwowałam każdy jego ruch, kiedy odwiązał Zeusa od
drzewa i udał się w tym samym kierunku, z którego przyszłam.
Zatrzymał się.
Powoli się do mnie odwrócił.
Przestań za mną łazić syknął.
Nie łażę.
Aazisz.
Nie.
Tak.
Nie, wcale nie!
Ponownie uniósł brwi.
Jesteś jak pięciolatka. Obrócił się i ruszył, a ja zrobiłam
to samo. Co jakiś czas obracał się i burczał pod nosem, nie
zamieniliśmy jednak ani słowa. Wyszedłszy z lasu, Tristan z
Zeusem udali się wprost do zachwaszczonego ogródka domu obok.
Najwyrazniej jesteśmy sąsiadami rzuciłam ze śmiechem.
Spojrzał na mnie tak, że ścisnął mi się żołądek. W piersi
ciążył mi niepokój, mimo to gdy popatrzył mi w oczy, w środku
doznałam znajomego uczucia ekscytacji. Rozeszliśmy się do
swoich domów bez pożegnania.
Obiad zjadłam samotnie. Spojrzałam przez okno jadalni i
zobaczyłam, że Tristan również siedział sam przy stole. Jego dom
wydawał się taki mroczny i pusty. Biła z niego samotność. Kiedy
dostrzegł mnie za oknem, wyprostowałam się. Posłałam mu
zwyczajny uśmiech i lekko pomachałam. Wstał, podszedł do okna
i zasunął zasłony.
Minęło niewiele czasu, nim zorientowałam się, że okna
naszych sypialni również ze sobą sąsiadują, a on zasłonił swoje
równie szybko jak to w jadalni.
Zadzwoniłam do teściów, by sprawdzić co u Emmy, która,
sądząc po odgłosach, była zajęta cukierkami i spędzaniem czasu z
dziadkami. Około ósmej wieczorem siedziałam na kanapie w
salonie, gapiąc się przed siebie i próbując nie płakać, gdy napisała
do mnie Faye.
Faye: Dobrze się czujesz?
Ja: Dobrze.
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Nie dzisiaj. Jestem zmęczona.
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Jestem śpiąca&
Faye: Potrzebujesz towarzystwa?
Ja: Jutro.
Faye: Kocham cię, Cycuszku.
Ja: Też cię kocham, Piersiaczku.
Pukanie do drzwi po ostatniej wiadomości wcale mnie nie
zaskoczyło. Domyśliłam się, że nie powstrzymam Faye przed
wizytą, ponieważ wiedziała, że kiedy pisałam, iż czuję się dobrze,
tak naprawdę czułam się okropnie. Niespodzianką było jednak to,
że zamiast jednej osoby, zobaczyłam całą grupkę. Przyjaciele. Na
ich czele stała Faye, trzymając największą znaną ludzkości butlę
tequili.
Potrzebujesz towarzystwa? zapytała z uśmiechem.
Zerknęłam na swoją piżamę, po czym ponownie na tequilę.
Oczywiście.
Naprawdę myślałem, że zatrzaśniesz nam drzwi przed
nosem powiedział znajomy głos za moimi plecami, gdy stałam w
kuchni, napełniając cztery kieliszki. Obróciłam się i zauważyłam
przyglądającego mi się Tannera, podrzucającego jak zwykle
monetę, więc podeszłam, by go uściskać. Cześć, Liz szepnął,
tuląc mnie mocno.
Tanner był tak bliskim przyjacielem Stevena, że myślałam, iż
mąż zostawi mnie dla tego faceta. Tanner był solidnie
zbudowanym, ciemnookim, jasnowłosym mężczyzną. Prowadził
warsztat samochodowy, który przejął, gdy zachorował jego ojciec.
Zaprzyjaznili się ze Stevenem, gdy zostali współlokatorami na
pierwszym roku studiów. I choć Tanner rzucił niedługo po tym
szkołę, by pomagać tacie, pozostali ze Stevenem w bliskiej relacji.
Tanner uśmiechnął się do mnie czule i odsunął się. Wziął
dwa kieliszki. Podał mi jeden, więc wypiliśmy, po czym wziął
kolejne dwa, które również opróżniliśmy. Uśmiechnęłam się.
Wiesz, wszystkie cztery były dla mnie.
Wiem. Postanowiłem cię trochę uratować.
Obserwowałam, jak ponownie wyciągnął z kieszeni monetę.
Nieustannie bawił się tą ćwierćdolarówką. Był to dziwaczny
zwyczaj, ale miał go już zanim się poznaliśmy.
Widzę, że dalej masz swoją monetę. Zaśmiałam się.
Nigdzie się bez niej nie ruszam odparł, nim z powrotem
wrzucił ją do kieszeni.
Przyjrzałam się jego twarzy i zatroskałam się. Pewnie o tym
nie wiedział, ale czasami w jego oczach potrafiłam dostrzec
smutek.
Jak się czujesz?
Westchnął głęboko.
Cieszę się, że znowu cię widzę. Minęło kupę czasu. Tak
jakby zniknęłaś po& Urwał. Każdy to robił, gdy miał na myśli
śmierć Stevena. I dobrze.
Wróciłam. Skinęłam głową i nalałam kolejne cztery
kieliszki. Zostaniemy tu z Emmą. Musiałyśmy tylko trochę
odetchnąć.
Wciąż jezdzisz tą kupą złomu? zapytał.
Tak. Przygryzłam wargę. Ostatnio potrąciłam psa.
Opadła mu szczęka.
Nie!
Tak. Nic mu się nie stało, ale ten cholerny samochód dostał [ Pobierz całość w formacie PDF ]