[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uszanuje mężczyzny, który robi coś cholernie zle.
Czy pan się zakochał w żebraczce? zapytała ciepło Virginia.
Wręcz przeciwnie, ale zasady są te same.
I nie ma żadnego wyjścia?
Jakieś zawsze jest odparł Anthony ponuro. Stoję na stanowisku, że
człowiek może osiągnąć to, czego chce, jeżeli zapłaci określoną cenę. A czy pani
wie, jaka to jest na ogół cena? Kompromis. Kompromis jest obrzydliwy, lecz
zarzuca sidła na człowieka, gdy ten wkracza w wiek średni. Właśnie teraz na mnie
przyszła kolej. By zdobyć kobietę, jakiej pragnę, gotów jestem nawet podjąć
stałą pracę. Virginia roześmiała się.
Przygotowano mnie do zawodu.
I porzucił pan ten zawód?
Tak.
Dlaczego?
Z przyczyn zasadniczych.
Hm&
Pani jest kobietą niezwykłą powiedział nagle, zwracając ku niej głowę.
Dlaczego?
Bo potrafi się pani powstrzymać od zadawania pytań.
Dlatego że nie zapytałam pana, jakiego rodzaju zawód pan obrał?
Właśnie.
Dalej szli już w milczeniu. Zbliżali się do domu, przechodząc obok pachnącego
słodko ogrodu róż.
Zmiem twierdzić, że pani doskonale rozumie, o co chodzi powiedział
Anthony przerywając ciszę. Pani wie, kiedy mężczyzna zakochuje się w pani.
Domyślam się, że pani na mnie nie zależy, ani na nikim innym, ale, jak Boga
kocham, zmuszę panią do tego!
Sądzi pan, że udałoby się to panu? Zapytała przytłumionym głosem.
Może nie, lecz dołożę wszelkich starań.
%7łałuje pan, żeśmy się spotkali? spytała nagle.
Nie, na Boga! Wtedy właśnie zapaliła się czerwona lampka. Kiedy po raz
pierwszy panią zobaczyłem, wtedy, na Pont Street, wiedziałem, że podejmuję
ryzyko narażenia się na śmieszność. Pani twarz wywarła na mnie takie wrażenie,
93
właśnie twarz. Jest w pani jakaś siła magiczna, od stóp do głów, niektóre
kobiety mają taką właściwość, ale nigdy jeszcze nie spotkałem takiej, w której
tej siły magicznej byłoby aż tyle. Poślubi pani kogoś godnego szacunku i
zamożnego, jak przypuszczam, a ja wrócę do swojego niecnego życia, lecz zanim
odejdę, pocałuję panią, przysięgam!
Teraz pan nie może powiedziała miękko Virginia. Inspektor Battle
obserwuje nas z okna biblioteki.
Anthony spojrzał na nią.
Szatan z pani, Virginio powiedział tonem raczej obojętnym. Ale słodki
szatan. Po czym pomachał beztrosko dłonią w stronę inspektora. Złapał pan
dziś jakichś kryminalistów?
Na razie nie.
To dobrze rokuje.
Battle z zadziwiającą jak na tak flegmatycznego człowieka zwinnością
wyskoczył przez okno biblioteki i dołączył do nich już na tarasie.
Udało mi się ściągnąć profesora Wynwooda oznajmił szeptem. Właśnie
przyjechał. Rozszyfrowuje listy. Chcecie państwo zobaczyć go przy pracy?
Mówił to tonem zachwalającego wystawę marchanda. Otrzymawszy pozytywną
odpowiedz, zaprowadził ich pod okno i poradził, by zajrzeli do środka.
Przy zarzuconym listami stole siedział niewysoki, rudowłosy mężczyzna w
średnim wieku i pisał coś zawzięcie na dużym arkuszu papieru. Mruczał gniewnie
do siebie jakieś słowa i od czasu do czasu pocierał gwałtownie nos, którego
barwa skutecznie rywalizowała z kolorem włosów.
Niebawem uniósł wzrok znad stołu.
To pan, inspektorze? Po to mnie pan tu ściągnął, bym zajmował się takimi
bzdurami? Przecież każde dziecko poradziłoby sobie z tym. Dwuletni szkrab. I to
się nazywa szyfr? Sens aż bije w oczy.
Cieszę się, profesorze powiedział łagodnie Battle. Ale, wie pan, my nie
jesteśmy tacy mądrzy.
Tu nie potrzebna żadna mądrość warknął profesor. Wystarczy rutyna. Chce
pan, bym rozpracował wszystkie listy? To zajmie dużo czasu, wymaga solidnego
przyłożenia się, bacznej uwagi i żadnej inteligencji. Zrobiłem ten list datowany
w Chimneys , który, jak pan powiedział, jest najważniejszy. Mogłem zabrać
resztę do Londynu i przekazać mojemu asystentowi. Na takie rzeczy szkoda mojego
czasu. Oderwał mnie pan od bardzo poważnej pracy i chcę jak najszybciej do niej
wrócić.
Oczy mu rozbłysły.
Dobrze, profesorze zgodził się Battle. Przykro mi, że zawracaliśmy panu
głowę taką bagatelką. Wytłumaczę to panu Lomaxowi. Cały rwetes powstał z powodu
tego właśnie listu. Lord Caterham spodziewa się prawdopodobnie, że zostanie pan
na obiedzie.
Nie jadam obiadów powiedział profesor. To zły zwyczaj. Banan i sucharek
to wszystko, co zdrowy na ciele i umyśle człowiek powinien jeść w środku dnia.
Chwycił płaszcz, który leżał na oparciu fotela. Battle wyszedł przed dom i po
paru minutach Anthony i Virginia usłyszeli odgłos odjeżdżającego samochodu.
Inspektor podszedł do nich trzymając w ręku pół arkusika papieru, który
profesor mu wręczył.
Zawsze tak się zachowuje rzekł Battle nawiązując do wyjazdu profesora.
Wciąż w piekielnym pośpiechu. Ale mądry człowiek. No więc mamy tu treść listu
Jej Wysokości. Chcecie państwo rzucić na to okiem?
Virginia sięgnęła po arkusik, Anthony zaś czytał jej przez ramię. Jak
pamiętał, była to długa epistoła, tchnąca namiętnością i rozpaczą. Geniusz
profesora Wynwooda przekształcił ją w lakoniczny, rzeczowy komunikat:
Operacja przebiegła pozytywnie, ale S nas przechytrzył. Przesunął kamień z
kryjówki. Nie w jego pokoju. Szukałam. Odnalazłam następującą notatkę, która
moim zdaniem ma z tym związek: RICHMOND SIEDEM PROSTO OSIEM NA LEWO TRZY NA
PRAWO .
S? odezwał się Anthony. Oczywiście Stylptitch. Szczwany lis. Zmienił
kryjówkę.
Richmond? powtórzyła z namysłem Virginia.
Czyżby klejnot był ukryty gdzieś w Richmond?
94
To ulubione miejsce członków rodziny królewskiej zauważył Anthony.
Battle potrząsnął przecząco głową.
A ja bym się upierał przy tym, że odnosi się to do jakiegoś punktu w tym
domu.
Wiem! wykrzyknęła nagle Virginia. Obaj mężczyzni zwrócili ku niej wzrok.
Obraz Holbeina w sali obrad. Właśnie pod nim obstukiwali ścianę. A to jest
portret hrabiego Richmond. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
uszanuje mężczyzny, który robi coś cholernie zle.
Czy pan się zakochał w żebraczce? zapytała ciepło Virginia.
Wręcz przeciwnie, ale zasady są te same.
I nie ma żadnego wyjścia?
Jakieś zawsze jest odparł Anthony ponuro. Stoję na stanowisku, że
człowiek może osiągnąć to, czego chce, jeżeli zapłaci określoną cenę. A czy pani
wie, jaka to jest na ogół cena? Kompromis. Kompromis jest obrzydliwy, lecz
zarzuca sidła na człowieka, gdy ten wkracza w wiek średni. Właśnie teraz na mnie
przyszła kolej. By zdobyć kobietę, jakiej pragnę, gotów jestem nawet podjąć
stałą pracę. Virginia roześmiała się.
Przygotowano mnie do zawodu.
I porzucił pan ten zawód?
Tak.
Dlaczego?
Z przyczyn zasadniczych.
Hm&
Pani jest kobietą niezwykłą powiedział nagle, zwracając ku niej głowę.
Dlaczego?
Bo potrafi się pani powstrzymać od zadawania pytań.
Dlatego że nie zapytałam pana, jakiego rodzaju zawód pan obrał?
Właśnie.
Dalej szli już w milczeniu. Zbliżali się do domu, przechodząc obok pachnącego
słodko ogrodu róż.
Zmiem twierdzić, że pani doskonale rozumie, o co chodzi powiedział
Anthony przerywając ciszę. Pani wie, kiedy mężczyzna zakochuje się w pani.
Domyślam się, że pani na mnie nie zależy, ani na nikim innym, ale, jak Boga
kocham, zmuszę panią do tego!
Sądzi pan, że udałoby się to panu? Zapytała przytłumionym głosem.
Może nie, lecz dołożę wszelkich starań.
%7łałuje pan, żeśmy się spotkali? spytała nagle.
Nie, na Boga! Wtedy właśnie zapaliła się czerwona lampka. Kiedy po raz
pierwszy panią zobaczyłem, wtedy, na Pont Street, wiedziałem, że podejmuję
ryzyko narażenia się na śmieszność. Pani twarz wywarła na mnie takie wrażenie,
93
właśnie twarz. Jest w pani jakaś siła magiczna, od stóp do głów, niektóre
kobiety mają taką właściwość, ale nigdy jeszcze nie spotkałem takiej, w której
tej siły magicznej byłoby aż tyle. Poślubi pani kogoś godnego szacunku i
zamożnego, jak przypuszczam, a ja wrócę do swojego niecnego życia, lecz zanim
odejdę, pocałuję panią, przysięgam!
Teraz pan nie może powiedziała miękko Virginia. Inspektor Battle
obserwuje nas z okna biblioteki.
Anthony spojrzał na nią.
Szatan z pani, Virginio powiedział tonem raczej obojętnym. Ale słodki
szatan. Po czym pomachał beztrosko dłonią w stronę inspektora. Złapał pan
dziś jakichś kryminalistów?
Na razie nie.
To dobrze rokuje.
Battle z zadziwiającą jak na tak flegmatycznego człowieka zwinnością
wyskoczył przez okno biblioteki i dołączył do nich już na tarasie.
Udało mi się ściągnąć profesora Wynwooda oznajmił szeptem. Właśnie
przyjechał. Rozszyfrowuje listy. Chcecie państwo zobaczyć go przy pracy?
Mówił to tonem zachwalającego wystawę marchanda. Otrzymawszy pozytywną
odpowiedz, zaprowadził ich pod okno i poradził, by zajrzeli do środka.
Przy zarzuconym listami stole siedział niewysoki, rudowłosy mężczyzna w
średnim wieku i pisał coś zawzięcie na dużym arkuszu papieru. Mruczał gniewnie
do siebie jakieś słowa i od czasu do czasu pocierał gwałtownie nos, którego
barwa skutecznie rywalizowała z kolorem włosów.
Niebawem uniósł wzrok znad stołu.
To pan, inspektorze? Po to mnie pan tu ściągnął, bym zajmował się takimi
bzdurami? Przecież każde dziecko poradziłoby sobie z tym. Dwuletni szkrab. I to
się nazywa szyfr? Sens aż bije w oczy.
Cieszę się, profesorze powiedział łagodnie Battle. Ale, wie pan, my nie
jesteśmy tacy mądrzy.
Tu nie potrzebna żadna mądrość warknął profesor. Wystarczy rutyna. Chce
pan, bym rozpracował wszystkie listy? To zajmie dużo czasu, wymaga solidnego
przyłożenia się, bacznej uwagi i żadnej inteligencji. Zrobiłem ten list datowany
w Chimneys , który, jak pan powiedział, jest najważniejszy. Mogłem zabrać
resztę do Londynu i przekazać mojemu asystentowi. Na takie rzeczy szkoda mojego
czasu. Oderwał mnie pan od bardzo poważnej pracy i chcę jak najszybciej do niej
wrócić.
Oczy mu rozbłysły.
Dobrze, profesorze zgodził się Battle. Przykro mi, że zawracaliśmy panu
głowę taką bagatelką. Wytłumaczę to panu Lomaxowi. Cały rwetes powstał z powodu
tego właśnie listu. Lord Caterham spodziewa się prawdopodobnie, że zostanie pan
na obiedzie.
Nie jadam obiadów powiedział profesor. To zły zwyczaj. Banan i sucharek
to wszystko, co zdrowy na ciele i umyśle człowiek powinien jeść w środku dnia.
Chwycił płaszcz, który leżał na oparciu fotela. Battle wyszedł przed dom i po
paru minutach Anthony i Virginia usłyszeli odgłos odjeżdżającego samochodu.
Inspektor podszedł do nich trzymając w ręku pół arkusika papieru, który
profesor mu wręczył.
Zawsze tak się zachowuje rzekł Battle nawiązując do wyjazdu profesora.
Wciąż w piekielnym pośpiechu. Ale mądry człowiek. No więc mamy tu treść listu
Jej Wysokości. Chcecie państwo rzucić na to okiem?
Virginia sięgnęła po arkusik, Anthony zaś czytał jej przez ramię. Jak
pamiętał, była to długa epistoła, tchnąca namiętnością i rozpaczą. Geniusz
profesora Wynwooda przekształcił ją w lakoniczny, rzeczowy komunikat:
Operacja przebiegła pozytywnie, ale S nas przechytrzył. Przesunął kamień z
kryjówki. Nie w jego pokoju. Szukałam. Odnalazłam następującą notatkę, która
moim zdaniem ma z tym związek: RICHMOND SIEDEM PROSTO OSIEM NA LEWO TRZY NA
PRAWO .
S? odezwał się Anthony. Oczywiście Stylptitch. Szczwany lis. Zmienił
kryjówkę.
Richmond? powtórzyła z namysłem Virginia.
Czyżby klejnot był ukryty gdzieś w Richmond?
94
To ulubione miejsce członków rodziny królewskiej zauważył Anthony.
Battle potrząsnął przecząco głową.
A ja bym się upierał przy tym, że odnosi się to do jakiegoś punktu w tym
domu.
Wiem! wykrzyknęła nagle Virginia. Obaj mężczyzni zwrócili ku niej wzrok.
Obraz Holbeina w sali obrad. Właśnie pod nim obstukiwali ścianę. A to jest
portret hrabiego Richmond. [ Pobierz całość w formacie PDF ]