download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opowieści, jaką obecnie ja pamiętam.
Jak to zwykle bywało z zimami lat 60., tego wieczora elektrownia znowu wyłączyła
prąd. Siedzieliśmy więc przy buzującym piecyku wsłuchując się w trzask płomieni... Wincenty
po pewnym czasie zaczął:
Kiedy byłem w twoim wieku, pewnego wieczoru mój ojciec zapowiedział, że następnego ranka
wyruszymy w daleką drogę. Nazajutrz rano zdziwiło mnie to, że zamiast zwykłych
przygotowań do jarmarku ojciec zapakował tylko naftową latarnię, zapałki oraz zapas
jedzenia. Moja ciekawość jeszcze wzrosła, kiedy wyruszyliśmy w drogę piechotą, zamiast 
jak zwykle - furmanką... Kiedy wyszliśmy poza granicę naszej wioski, ojciec przewodzący w
milczeniu przywołał mnie do siebie.
 Wicek - powiedział - nadszedł czas, byś poznał sekret naszych przodków. Sekret ten
przekazujemy z ojca na syna od drzewniech czasów. Trzymamy go w rodzinie na czarną go-
dzinę. Oprócz mnie wie o tym kilku członków rodzin rozrzuconych, po innych wioskach. Se-
kret ten, to ukryte przejście podziemne. Bacz teraz na drogę, bo pokażę ci ją tylko raz. Musisz
więc ją dobrze zapamiętać.
Dalszą drogę odbywaliśmy w milczeniu. Podeszliśmy do podnóża Babiej Góry od
strony czeskiej (Autorowi chodziło chyba o stronę słowacką, bo ani Babia ani Barania Góra
nie ma stoków po czeskiej stronie granicy. Obie te góry leżą nieco dalej na wschód od granicy
[etnicznej i administracyjnej] słowacko-czeskiej.  przyp. RKL) - ojciec znowu się zatrzymał i
pokazał mi skałkę na wysokości około 1/3 tej góry.
 Wicek - powiedział - zważ na tę skałkę, bo zasłania ona wejście do podziemia.
Gdy wspięliśmy się do skałki, zdziwiło mnie, że żadnego przejścia nie było widać. Mój
ojciec zaparł się plecami przy narożniku i zaczął pchać. Stałem zaskoczony, bo z bliska skałka
wyglądała na zbyt dużą, by jeden człowiek mógł ją popchnąć.
- Psia... - ojciec zaklął - długo nie otwierana, musiała się zastać, nie gap się! - pomóż
mi pchać. ! Przyskoczyłem i popchnąłem - skałka drgnęła i po początkowym oporze posunęła
się zadziwiająco lekko. Odsłoniło się wejście dostatecznie duże, by przejechać przez nie
wozem. Ojciec zapalił latarnię naftową, poczym popchnął skałę na poprzednie miejsce.
Zatrzasnęła ona całkowicie otwór wejściowy. Następnie ruszył tunelem, jaki zaczynał się od
tej skałki i prowadził dość stromo w dół. Zatkało mnie z wrażenia, bowiem czegoś takiego
jeszcze w życiu nie widziałem. Tunel był ogromny i zmieściłby się w nim nie tylko wóz ale cały
pociąg. Przebiegał prosto jak strzała. Jego przekrój był kolisty, ale nieco spłaszczony od
góry. Powierzchnia była lekko pofalowana, jakby pokarbowana ostrzem ogromnego wiertła.
Zciany miał lśniące, jakby wylane szkłem. Chociaż raptownie schodził w dół, był zadziwiająco
suchy, ani śladu wody spływającej po spągu i ścianach. Zauważyłem też, że nasze buty
stąpające po szklistej podłodze nie wydawały żadnego dzwięku, jakiego można by się
spodziewać po skale, odgłos kroków był przytłumiony, jakby spąg tunelu wyłożono jakimś
tworzywem.
Po dosyć długim marszu tunel wpadł do ogromnej komory w kształcie beczki stojącej
nieco skośnie. Zciany tej komory były szkliste, jak ściany tunelu, którym przyszliśmy, ale nie
były one jednak karbowane, za to spąg i ściany były uformowane w jakiś dziwny spiralny
wzór, wyglądający jak zastygły wir. W komorze tej zbiegały się wyloty kilku tuneli. Niektóre z
nich miały przekrój okrągły, niektóre trójkątny. Ojciec położył latarnię na ziemi i przysiadł na
chwilę, by odpocząć, ja zaś zacząłem rozglądać się po pieczarze. Pod ścianami, z dala od
wylotów tuneli podłoga była zaścielona jakimiś przedmiotami, skrzyniami, beczkami oraz
najróżnorodniejszą bronią. Widziałem części zbroi rycerskich, maczugi, miecze, szable, a
także starodawną broń palną. Moja uwagę zwróciła niezwykłej roboty piękna strzelba z
bogato inkrustowaną lufą o białej kolbie.
21
Wziąłem tą strzelbę, by ją oglądnąć, ale ojciec krzyknął na mnie  nie rusz! - nie mamy
oliwy by ją znów nasmarować!"
 Możemy przecież zabrać ją ze sobą - odpowiedziałem.
 Nie - powiedział ojciec - to wszystko ma tu czekać na wypadek ciężkich czasów.
Przysiadłem więc przy ojcu. Wtedy zaczął on wyjaśniać:
 Tunele, które tu widzisz, prowadzą do każdego kraju i każdego kontynentu. Możesz
więc zajść nimi, gdzie tylko zechcesz, oczywiście jeżeli tylko wiesz, jak się w nich obracać.
Ten tunel z lewej strony wiedzie do Niemiec, potem do Anglii, dalej zaś do Ameryki, gdzie
łączy się z tunelem z prawej strony. Z kolei tunel z prawej strony wiedzie do Rosji, potem do
Kaukazu i Chin, dalej do Japonii i w końcu do Ameryki. Do Ameryki możesz dojść także
pozostałymi tunelami wiodącymi pod biegunami Ziemi. Każdy z tych tuneli posiada co jakiś
czas komorę rozgałęzną podobną do tej, w której teraz jesteśmy, gdzie łączy się z innymi
tunelami idącymi w innych kierunkach. W tym labiryncie łatwo się jest zgubić. Dlatego też
nasi przodkowie używali drogowskazów, jakie informowały, który kanał wybrać - chodz,
pokażę ci jak te drogowskazy wyglądają.
Podeszliśmy do jednego z tuneli i wtedy zauważyłem przy jego wylocie kilkadziesiąt
niezdarnych rysunków nagryzmolonych czarną farbą czy zaschniętą krwią. Ojciec wskazał mi
rysunek po rysunku, objaśniając jego znaczenie. Jeden z nich oznaczał Wawel w Krakowie
[!].
Kiedy tak objaśniał mi znaki, niespodziewanie dał się słyszeć odgłos dudnienia, syku i
metalicznego pisku - przypominało to przejeżdżający pociąg parowy, kiedy zmienia szyny na
zwrotnicach lub hamuje. Ojciec zamilkł i powiedział:
 Resztę objaśnię ci w drodze powrotnej, teraz musimy szybko wracać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •