[ Pobierz całość w formacie PDF ]
usta i nos, i spojrzała w górę.
- Tylko bez wchodzenia na drabinę.
- W porządku. Po prostu uprzątaj gruz, w miarę jak będę rozwalał sufit. Chcę zbić z niego tynk.
Drew doskonale nadawał się na nadzorcę niewolników. Był bezlitosny. Sydney myślała, że padnie ze
zmęczenia i głodu, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Przekonana, że to Emma i Paul nadchodzą jej na
ratunek, wybiegła na korytarz.
Gość, który stał w progu, był tak nieoczekiwany, że przez chwilę nie mogła złapać tchu. James Fowler!
Senator wyglądał na równie zdumionego. Stał wpatrując się w nią, jakby zobaczył ducha. Wyraznie nie
poznawał zamaskowanej osoby, którą miał przed sobą. Po chwili uniósł ręce do góry.
- Poddaję się - powiedział.
Sydney ściągnęła ścierkę z twarzy i roześmiała się.
- To pani, Sydney?
- To pan, senatorze? - zawtórowała mu echem, naśladując jego zdumienie.
Jego również niełatwo było rozpoznać. James Fowler, zwykle odziany w nieskazitelnie skrojony garnitur,
miał na sobie strój do joggingu: spłowiałe szorty i sprany podkoszulek. Jego buty nosiły ślady
przemierzonych szlaków. Były stare i znoszone; z jednego wystawał nawet palec.
- Zadzwoniłem do Emmy, żeby zapytać, gdzie pani jest. Mam nadzieję, że się pani nie gniewa, że panią
wytropiłem.
- Pewnie, że nie. Dlaczego mnie pan szukał?
- Jak mnie pani wpuści do środka, to powiem. Roześmieli się oboje i Sydney odsunęła się z przejścia. Na
korytarzu pojawił się Drew.
- To ty, Grubasku? Witaj. Rany boskie, nie powiesz mi chyba, że Laureen pozwala ci pokazywać się w tym
stroju w miejscach publicznych?
- Laureen nic nie wie. Kiedy wychodziłem, była u mojego ojca.
Uścisnęli sobie dłonie. James wszedł do salonu i przez chwilę kontemplował stan robót.
- Niezle. Przerwałem wam?
- Nie. Właśnie miałem zamiar dać jej lunch. Zjesz z nami?
- Nie, dziękuję, ale chciałbym zamienić z wami kilka słów. Możemy chwilę porozmawiać?
Drew starł tynk z gołego torsu i spojrzał na Sydney.
- Poczekaj na nas w kuchni, Grubasku. Musimy się umyć.
Kiedy znalezli się w łazience, starannie zamknął drzwi.
- Ciekawe, czego on chce?
- Jak rozumiem, nie bywa tutaj częstym gościem...
- O ile wiem, nigdy nie przekroczył progu tego domu. - Drew puścił ostry strumień wody. - Musi mieć
jakąś ważną sprawę, chociaż ubrany jest raczej mało oficjalnie.
- Zupełnie jakby też coś budował albo burzył. Może przeprowadza generalny remont własnej osoby?
Sydney zdjęła koszulę, spłukała z siebie kurz i włożyła ją z powrotem. Umyła twarz i ręce, i poczekała
chwilę, aż Drew skończy ablucje.
81
Spojrzeli na swoje wymyte już twarze i wybuchnęli śmiechem. Wcale nie chciało im się opuszczać tej
łazienki.
- Musimy stąd wyjść, jeśli chcemy się dowiedzieć, po co przyszedł - powiedziała w końcu Sydney.
Senator James Fowler siedział na wysokim stołku przy kuchennym blacie ze wzrokiem wbitym w ogromną
kanapkę owiniętą w folię. Nerwowo przełykał ślinę. Sydney usiadła obok niego, Drew oparł się o lodówkę.
Spojrzała na odciski od łomu na swojej drobnej dłoni, potem przeniosła wzrok na senatora.
- No więc, senatorze? Stało się coś?
- Nie nazywaj mnie tak, mów do mnie po imieniu. Właściwie nic się nie stało. To znaczy, nic wielkiego.
Drew sięgnął do lodówki. Wyjął sałatę i pokrojonego pomidora.
- Sydney, chcesz się czegoś napić? Senatorze, może piwo?
Podał im butelki i szklanki. James nie skorzystał ze szklanki.
- Ale dobre. Boskie...
Nie spuszczał wzroku z gospodarza, który właśnie rozpakował sandwicza i wkładał teraz do niego plastry
pomidora i liście sałaty. James znowu przełknął ślinę. Sydney doskonale go rozumiała. Znała to uczucie.
- Zaraz dostaniesz, starczy dla wszystkich. James pokręcił się na stołku.
- Słyszałem, że podobno Drew robi wspaniałe kanapki. I duże. - Pociągnął łyk piwa z butelki. - Może się
skuszę na... kawałek. Odkrój mi, tylko mały.
Drew pokroił olbrzyma na trzy części, podał trzy talerzyki, położył na każdym sporą garść chipsów i
dużego korniszona. Nie czekając na innych, James rzucił się na swoją porcję tak łapczywie, jakby od kilku
miesięcy nie miał nic w ustach. Nie przerywając jedzenia, skinął głową, kiedy Drew zapytał, czy chce
jeszcze jedno piwo.
- Rany, James, czy Laureen zle cię karmi? Wygląda na to, że w twoim domu się nie przelewa.
Senator przełknął i pociągnął z butelki.
- Jestem na tej cholernej diecie. Laureen tak zarządziła. Muszę wyglądać jak człowiek. A jak wiesz, mam
skłonności do tycia. Muszę bardzo uważać. Dlatego jestem trochę głodny.
Podniósł butelkę i wpatrzył się w nią rozmarzonym wzrokiem.
- Piwko... Nie macie pojęcia, jakie to kaloryczne.
Spojrzał na nich z pogardą.
- O niczym nie macie pojęcia. Wy nie musicie uważać, nigdy nie utyjecie. Choćby nie wiem co.
Sydney była zachwycona tym, że nie musi nic mówić. Panowie świetnie się rozumieli. Jadła w skupieniu,
rozkoszując się wyborną kanapką i zimnym piwem. Błogostan jednak nie mógł trwać wiecznie. Trzeba było
przejść do sprawy. Kiedy przekomarzania umilkły, pociągnęła łyk piwa i spojrzała na senatora.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała i zaraz dodała: - I dlaczego masz pajęczynę we włosach? James
roześmiał się i przeczesał ręką czuprynę.
- Zupełnie zapomniałem. Po twoim wyjściu buszowaliśmy po strychu. - Wsparł się o blat i spoważniał. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
usta i nos, i spojrzała w górę.
- Tylko bez wchodzenia na drabinę.
- W porządku. Po prostu uprzątaj gruz, w miarę jak będę rozwalał sufit. Chcę zbić z niego tynk.
Drew doskonale nadawał się na nadzorcę niewolników. Był bezlitosny. Sydney myślała, że padnie ze
zmęczenia i głodu, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Przekonana, że to Emma i Paul nadchodzą jej na
ratunek, wybiegła na korytarz.
Gość, który stał w progu, był tak nieoczekiwany, że przez chwilę nie mogła złapać tchu. James Fowler!
Senator wyglądał na równie zdumionego. Stał wpatrując się w nią, jakby zobaczył ducha. Wyraznie nie
poznawał zamaskowanej osoby, którą miał przed sobą. Po chwili uniósł ręce do góry.
- Poddaję się - powiedział.
Sydney ściągnęła ścierkę z twarzy i roześmiała się.
- To pani, Sydney?
- To pan, senatorze? - zawtórowała mu echem, naśladując jego zdumienie.
Jego również niełatwo było rozpoznać. James Fowler, zwykle odziany w nieskazitelnie skrojony garnitur,
miał na sobie strój do joggingu: spłowiałe szorty i sprany podkoszulek. Jego buty nosiły ślady
przemierzonych szlaków. Były stare i znoszone; z jednego wystawał nawet palec.
- Zadzwoniłem do Emmy, żeby zapytać, gdzie pani jest. Mam nadzieję, że się pani nie gniewa, że panią
wytropiłem.
- Pewnie, że nie. Dlaczego mnie pan szukał?
- Jak mnie pani wpuści do środka, to powiem. Roześmieli się oboje i Sydney odsunęła się z przejścia. Na
korytarzu pojawił się Drew.
- To ty, Grubasku? Witaj. Rany boskie, nie powiesz mi chyba, że Laureen pozwala ci pokazywać się w tym
stroju w miejscach publicznych?
- Laureen nic nie wie. Kiedy wychodziłem, była u mojego ojca.
Uścisnęli sobie dłonie. James wszedł do salonu i przez chwilę kontemplował stan robót.
- Niezle. Przerwałem wam?
- Nie. Właśnie miałem zamiar dać jej lunch. Zjesz z nami?
- Nie, dziękuję, ale chciałbym zamienić z wami kilka słów. Możemy chwilę porozmawiać?
Drew starł tynk z gołego torsu i spojrzał na Sydney.
- Poczekaj na nas w kuchni, Grubasku. Musimy się umyć.
Kiedy znalezli się w łazience, starannie zamknął drzwi.
- Ciekawe, czego on chce?
- Jak rozumiem, nie bywa tutaj częstym gościem...
- O ile wiem, nigdy nie przekroczył progu tego domu. - Drew puścił ostry strumień wody. - Musi mieć
jakąś ważną sprawę, chociaż ubrany jest raczej mało oficjalnie.
- Zupełnie jakby też coś budował albo burzył. Może przeprowadza generalny remont własnej osoby?
Sydney zdjęła koszulę, spłukała z siebie kurz i włożyła ją z powrotem. Umyła twarz i ręce, i poczekała
chwilę, aż Drew skończy ablucje.
81
Spojrzeli na swoje wymyte już twarze i wybuchnęli śmiechem. Wcale nie chciało im się opuszczać tej
łazienki.
- Musimy stąd wyjść, jeśli chcemy się dowiedzieć, po co przyszedł - powiedziała w końcu Sydney.
Senator James Fowler siedział na wysokim stołku przy kuchennym blacie ze wzrokiem wbitym w ogromną
kanapkę owiniętą w folię. Nerwowo przełykał ślinę. Sydney usiadła obok niego, Drew oparł się o lodówkę.
Spojrzała na odciski od łomu na swojej drobnej dłoni, potem przeniosła wzrok na senatora.
- No więc, senatorze? Stało się coś?
- Nie nazywaj mnie tak, mów do mnie po imieniu. Właściwie nic się nie stało. To znaczy, nic wielkiego.
Drew sięgnął do lodówki. Wyjął sałatę i pokrojonego pomidora.
- Sydney, chcesz się czegoś napić? Senatorze, może piwo?
Podał im butelki i szklanki. James nie skorzystał ze szklanki.
- Ale dobre. Boskie...
Nie spuszczał wzroku z gospodarza, który właśnie rozpakował sandwicza i wkładał teraz do niego plastry
pomidora i liście sałaty. James znowu przełknął ślinę. Sydney doskonale go rozumiała. Znała to uczucie.
- Zaraz dostaniesz, starczy dla wszystkich. James pokręcił się na stołku.
- Słyszałem, że podobno Drew robi wspaniałe kanapki. I duże. - Pociągnął łyk piwa z butelki. - Może się
skuszę na... kawałek. Odkrój mi, tylko mały.
Drew pokroił olbrzyma na trzy części, podał trzy talerzyki, położył na każdym sporą garść chipsów i
dużego korniszona. Nie czekając na innych, James rzucił się na swoją porcję tak łapczywie, jakby od kilku
miesięcy nie miał nic w ustach. Nie przerywając jedzenia, skinął głową, kiedy Drew zapytał, czy chce
jeszcze jedno piwo.
- Rany, James, czy Laureen zle cię karmi? Wygląda na to, że w twoim domu się nie przelewa.
Senator przełknął i pociągnął z butelki.
- Jestem na tej cholernej diecie. Laureen tak zarządziła. Muszę wyglądać jak człowiek. A jak wiesz, mam
skłonności do tycia. Muszę bardzo uważać. Dlatego jestem trochę głodny.
Podniósł butelkę i wpatrzył się w nią rozmarzonym wzrokiem.
- Piwko... Nie macie pojęcia, jakie to kaloryczne.
Spojrzał na nich z pogardą.
- O niczym nie macie pojęcia. Wy nie musicie uważać, nigdy nie utyjecie. Choćby nie wiem co.
Sydney była zachwycona tym, że nie musi nic mówić. Panowie świetnie się rozumieli. Jadła w skupieniu,
rozkoszując się wyborną kanapką i zimnym piwem. Błogostan jednak nie mógł trwać wiecznie. Trzeba było
przejść do sprawy. Kiedy przekomarzania umilkły, pociągnęła łyk piwa i spojrzała na senatora.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała i zaraz dodała: - I dlaczego masz pajęczynę we włosach? James
roześmiał się i przeczesał ręką czuprynę.
- Zupełnie zapomniałem. Po twoim wyjściu buszowaliśmy po strychu. - Wsparł się o blat i spoważniał. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]