[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Seanowi, że to od jego siostry. Kiedy Sean patrzył nieruchomym wzrokiem w telewizor,
przeczytała mu list.
Nie spostrzegła żadnej reakcji, więc przypuszczała, że nic dla niego nie znaczył. Ale na drugi
dzień przyszedł doktor Connell i powiedział, że Seanowi się pogorszyło. Muiris i Margaret stali
w kuchni, patrzyli na syna siedzącego w fotelu, okutanego kocem, i oboje wyraznie widzieli
splątaną sieć, którą wokół siebie tkał. Nie chciał jeść, leżał zwinięty w kłębek, z oczami
utkwionymi w siną dal smutku. Nie pierwszy raz rodzice słyszeli, że powinni go odesłać do
zakładu na lądzie, i nie pierwszy raz odmówili. To nie byłoby w porządku, powiedziała Margaret,
odsyłać go, jakby przynosił nam wstyd. Był ich dzieckiem i powinien zostać z nimi na wyspie,
dopóki oni tu żyli. Gdy przyszły sąsiadki w odwiedziny do chorego, Muiris wymknął się do
ogródka od frontu. Trudno mu było znieść to współczujące, bezradne grono, popijające herbatę i
modlące się, stał więc na dworze, nie zważając na mżawkę, i dzielił swoją rozpacz na słowa
układające się w nowy wiersz. Patrzył na morze i deszcz zacierające ląd w oddali i zarzucił
wędkę modlitwy w nadziei, że coś się wydarzy, że świat nie jest przypadkowy, że nieskończony
boski majestat odpowie.
Tydzień pózniej Seanowi ani trochę się nie poprawiło. Zapadał się coraz bardziej w
niewidoczny świat i jego matka postanowiła napisać o tym do Isabel. List został dostarczony do
sklepu w dniu, w którym Isabel miała dać ostateczną odpowiedz Peaderowi, czy za niego
wyjdzie. Otworzyła list, zamknęła sklep i złapała prom do domu.
Kiedy ojciec ją zobaczył i przytrzymał za rękę, pomagając wysiąść na brzeg, tak się
wzruszył, że zaczął kasłać i chrząkać, żeby ukryć łzy. Córka, ta oszołamiająco piękna kobieta,
szła u jego boku z uniesioną nieosłoniętą głową i włosami rozwianymi na wszystkie strony.
Spytała o brata, a kiedy odpowiedział, zobaczył ten sam wyraz twarzy co tamtego popołudnia,
gdy sprowadziła Seana do domu znad urwiska. Wytężył umysł, życie jego dzieci załopotało jak
rozwieszone pranie. A więc to nas teraz zbliża, pomyślał. To było jak rodzinna tajemnica, dziwna
więz, bo choć Muiris i Margaret nigdy nie mówili przy córce o wypadku, wspomnienie tamtego
dnia towarzyszyło im zawsze, kiedy znalezli się razem we czworo.
Ojciec i córka szli do domu w milczeniu, nieco się chwiejąc pod ciężarem życia, każde pod
swoim. Muiris przećwiczył całe przemowy, zagajenia, powolne podejścia do grząskiego gruntu
drugiego życia Isabel na lądzie, ale nie mógł się zebrać na odwagę i przemówić. Dlaczego,
zadawał sobie pytanie, dlaczego nie mogę jej nic powiedzieć, cokolwiek, byle zacząć? Obracał w
myślach jakieś zdanie, przygotowywał je, a potem puszczał z wiatrem. Daremne próby, nie mógł
ryzykować, że ostudzi to niewyrażone słowami ciepło, które czuli, idąc obok siebie, ale gdy
zbliżyli się do domu i Margaret otworzyła drzwi, zrozumiał, że nigdy nie doświadczy tego, co w
jednej chwili przepłynęło między matką i córką.
Isabel przywarła do matki tak ściśle jak kawałek do kawałka układanki.
Niedobrze z nim, Isabel powiedziała Margaret, cofając się i przepuszczając córkę do
pokoju Seana. Mając Muirisa u boku i patrząc, z jaką tkliwością Isabel pochyla się nad bratem,
Margaret nie mogła zwierzyć się córce ze swoich obaw, że zle zrobiła, odczytując synowi jej list.
Teraz nie mogła o tym mówić, więc razem z mężem stała i w milczeniu przyglądała się, jak
Isabel tuli głowę brata i szepce słowa powitania, nie wiedząc, czy on je słyszy.
Wiatr świszczał pod oknami, zapadł zmierzch. Kiedy Isabel przyszła do kuchni na kolację, a
Muiris znikł za drzwiami, chwytając wiatr w żagle i sterując w stronę pubu, Margaret spytała
córkę, jak się miewa.
Dobrze.
Tak trudno ci powiedzieć?
O czym?
%7łe pewnie wyjdziesz za niego za mąż.
Matka mówiła ściszonym głosem, żeby Sean w pokoju obok nie usłyszał. Isabel mieszała
łyżką zupę.
Oświadczył mi się.
Wiem. Wiem o tym. I co mu odpowiedziałaś?
Nic.
Ach tak.
Powiedziałam, że odpowiem za tydzień.
To znaczy kiedy?
Dzisiaj.
A więc nie jesteś pewna swoich uczuć?
Zadawszy do pytanie, Margaret poczuła, że się zagalopowała, że jej straszliwa tęsknota za
córką szasta się od ściany do ściany i za chwilę zawyje jak demon witający nadejście smutku i
błędów. Czemu, czemu nie zdusiła tej miłości w zarodku, kiedy jeszcze był na to czas?
Nigdy nie jestem niczego do końca pewna odparła Isabel. Czasem jestem pewna, ale na
drugi dzień się gubię. I wtedy się zastanawiam, czy ja w ogóle kiedykolwiek jestem czegoś
pewna.
Powinnaś być pewna swoich uczuć do niego. Margaret znów poczuła, że jest zbyt
natarczywa, jakby zaciskała metalową obręcz.
Ale nie jestem.
Więc nie powinnaś za niego wychodzić.
Nareszcie to powiedziała, ulżyła sobie, ryzykując, że córka odwróci się od niej; sama czuła
się już jak teściowa ta niechętna, potępiająca kobieta, której zięć nigdy nie zechce odwiedzić na
wyspie. Już była jego nieprzyjacielem, a gdyby córka wybrała jego właśnie, nie byłoby odwrotu;
jeżeli Isabel kochała choć trochę Peadera, to musiała w równym stopniu jej teraz nienawidzić.
Pogrążała się w poczuciu beznadziejności swojej sytuacji, gdy Isabel przerwała jej pytaniem.
A ty byłaś pewna?
Tak odparła szybko, przenosząc się myślami do Donegal, gdy jako młoda dziewczyna
szła ulicą i niosła w koszyku list, a potem wspominając z bólem, ni to gorzkim, ni to słodkim, jak
wracała ze spotkania, jakby skrzydła urosły jej u nóg.
Tak, byłam pewna powiedziała. I ty też musisz czuć tę pewność, Isabel, żeby znieść
wszystko, co cię czeka.
Będzie ci potrzebna. Bo czekają cię próby, a gdy będziesz im stawiać czoło, przyda ci się
poczucie, że wybrałaś tego, którego kochałaś.
W pokoju jęknął Sean tak cicho, jakby opadł kurz ale Isabel wstała, żeby do niego
zajrzeć.
Nie mam pewności powiedziała i odeszła.
6
Deszcz ustał na drugi dzień i Isabel wyprowadziła Seana na dwór w wysłużonym twardym
wózku. Drogi na wyspie były raczej wydeptanymi przez wieki ścieżkami i wózek podskakiwał na
nierównościach, gdy oddalali się od domu i wychodzili ku swobodniejszym powiewom od
morza. Sean siedział przechylony na bok, a Isabel czuła jego bezwładny ciężar i zaczęła się z nim
szarpać, ledwie wydostali się z wioski. Ale pchała dalej, wywożąc go jak najdalej od domu,
zarówno ze względu na siebie, jak i na niego. Kiedy obudziła się rano, powietrze w domu
zgęstniało od odbijających się echem pytań zeszłego wieczoru. Położyła się spać w swoim łóżku
z czasów dzieciństwa, pod oknem otwartym na nocne odgłosy morza. Nie było gwiazd, ciemne
plamy chmur sunęły jak posępne duchy. Spała niespokojnie, a przy śniadaniu uczucie, że
znalazła się na skraju przepaści, przerodziło się w pragnienie, żeby zabrać Seana nad morze.
Zostawili za sobą domy i poranne pozdrowienia. Brat i siostra, oboje wyciszeni, odbywali
ponownie tę samą podróż co przed laty, gdy zdarzył się wypadek i gdy Isabel zaczęła wierzyć, że
jedynym jej dziedzictwem będą nie spełnione marzenia. Była zła na siebie, że nie wie, jak
postąpić z Peaderem, a spojrzawszy na brata na wózku, gardziła sobą za to, jakimi błahostkami
się martwi. %7łycie było bezsensownym bałaganem krzepnącym wokół niej, a pełne zachwytów i
radości dziewczęce lata odpłynęły wraz z cofającą się falą oceanu: Sean nie wrócił do zdrowia,
Peader był jak świeżo odmalowany statek, który zaczął tonąć i z którego wycieka jakaś brzydka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Seanowi, że to od jego siostry. Kiedy Sean patrzył nieruchomym wzrokiem w telewizor,
przeczytała mu list.
Nie spostrzegła żadnej reakcji, więc przypuszczała, że nic dla niego nie znaczył. Ale na drugi
dzień przyszedł doktor Connell i powiedział, że Seanowi się pogorszyło. Muiris i Margaret stali
w kuchni, patrzyli na syna siedzącego w fotelu, okutanego kocem, i oboje wyraznie widzieli
splątaną sieć, którą wokół siebie tkał. Nie chciał jeść, leżał zwinięty w kłębek, z oczami
utkwionymi w siną dal smutku. Nie pierwszy raz rodzice słyszeli, że powinni go odesłać do
zakładu na lądzie, i nie pierwszy raz odmówili. To nie byłoby w porządku, powiedziała Margaret,
odsyłać go, jakby przynosił nam wstyd. Był ich dzieckiem i powinien zostać z nimi na wyspie,
dopóki oni tu żyli. Gdy przyszły sąsiadki w odwiedziny do chorego, Muiris wymknął się do
ogródka od frontu. Trudno mu było znieść to współczujące, bezradne grono, popijające herbatę i
modlące się, stał więc na dworze, nie zważając na mżawkę, i dzielił swoją rozpacz na słowa
układające się w nowy wiersz. Patrzył na morze i deszcz zacierające ląd w oddali i zarzucił
wędkę modlitwy w nadziei, że coś się wydarzy, że świat nie jest przypadkowy, że nieskończony
boski majestat odpowie.
Tydzień pózniej Seanowi ani trochę się nie poprawiło. Zapadał się coraz bardziej w
niewidoczny świat i jego matka postanowiła napisać o tym do Isabel. List został dostarczony do
sklepu w dniu, w którym Isabel miała dać ostateczną odpowiedz Peaderowi, czy za niego
wyjdzie. Otworzyła list, zamknęła sklep i złapała prom do domu.
Kiedy ojciec ją zobaczył i przytrzymał za rękę, pomagając wysiąść na brzeg, tak się
wzruszył, że zaczął kasłać i chrząkać, żeby ukryć łzy. Córka, ta oszołamiająco piękna kobieta,
szła u jego boku z uniesioną nieosłoniętą głową i włosami rozwianymi na wszystkie strony.
Spytała o brata, a kiedy odpowiedział, zobaczył ten sam wyraz twarzy co tamtego popołudnia,
gdy sprowadziła Seana do domu znad urwiska. Wytężył umysł, życie jego dzieci załopotało jak
rozwieszone pranie. A więc to nas teraz zbliża, pomyślał. To było jak rodzinna tajemnica, dziwna
więz, bo choć Muiris i Margaret nigdy nie mówili przy córce o wypadku, wspomnienie tamtego
dnia towarzyszyło im zawsze, kiedy znalezli się razem we czworo.
Ojciec i córka szli do domu w milczeniu, nieco się chwiejąc pod ciężarem życia, każde pod
swoim. Muiris przećwiczył całe przemowy, zagajenia, powolne podejścia do grząskiego gruntu
drugiego życia Isabel na lądzie, ale nie mógł się zebrać na odwagę i przemówić. Dlaczego,
zadawał sobie pytanie, dlaczego nie mogę jej nic powiedzieć, cokolwiek, byle zacząć? Obracał w
myślach jakieś zdanie, przygotowywał je, a potem puszczał z wiatrem. Daremne próby, nie mógł
ryzykować, że ostudzi to niewyrażone słowami ciepło, które czuli, idąc obok siebie, ale gdy
zbliżyli się do domu i Margaret otworzyła drzwi, zrozumiał, że nigdy nie doświadczy tego, co w
jednej chwili przepłynęło między matką i córką.
Isabel przywarła do matki tak ściśle jak kawałek do kawałka układanki.
Niedobrze z nim, Isabel powiedziała Margaret, cofając się i przepuszczając córkę do
pokoju Seana. Mając Muirisa u boku i patrząc, z jaką tkliwością Isabel pochyla się nad bratem,
Margaret nie mogła zwierzyć się córce ze swoich obaw, że zle zrobiła, odczytując synowi jej list.
Teraz nie mogła o tym mówić, więc razem z mężem stała i w milczeniu przyglądała się, jak
Isabel tuli głowę brata i szepce słowa powitania, nie wiedząc, czy on je słyszy.
Wiatr świszczał pod oknami, zapadł zmierzch. Kiedy Isabel przyszła do kuchni na kolację, a
Muiris znikł za drzwiami, chwytając wiatr w żagle i sterując w stronę pubu, Margaret spytała
córkę, jak się miewa.
Dobrze.
Tak trudno ci powiedzieć?
O czym?
%7łe pewnie wyjdziesz za niego za mąż.
Matka mówiła ściszonym głosem, żeby Sean w pokoju obok nie usłyszał. Isabel mieszała
łyżką zupę.
Oświadczył mi się.
Wiem. Wiem o tym. I co mu odpowiedziałaś?
Nic.
Ach tak.
Powiedziałam, że odpowiem za tydzień.
To znaczy kiedy?
Dzisiaj.
A więc nie jesteś pewna swoich uczuć?
Zadawszy do pytanie, Margaret poczuła, że się zagalopowała, że jej straszliwa tęsknota za
córką szasta się od ściany do ściany i za chwilę zawyje jak demon witający nadejście smutku i
błędów. Czemu, czemu nie zdusiła tej miłości w zarodku, kiedy jeszcze był na to czas?
Nigdy nie jestem niczego do końca pewna odparła Isabel. Czasem jestem pewna, ale na
drugi dzień się gubię. I wtedy się zastanawiam, czy ja w ogóle kiedykolwiek jestem czegoś
pewna.
Powinnaś być pewna swoich uczuć do niego. Margaret znów poczuła, że jest zbyt
natarczywa, jakby zaciskała metalową obręcz.
Ale nie jestem.
Więc nie powinnaś za niego wychodzić.
Nareszcie to powiedziała, ulżyła sobie, ryzykując, że córka odwróci się od niej; sama czuła
się już jak teściowa ta niechętna, potępiająca kobieta, której zięć nigdy nie zechce odwiedzić na
wyspie. Już była jego nieprzyjacielem, a gdyby córka wybrała jego właśnie, nie byłoby odwrotu;
jeżeli Isabel kochała choć trochę Peadera, to musiała w równym stopniu jej teraz nienawidzić.
Pogrążała się w poczuciu beznadziejności swojej sytuacji, gdy Isabel przerwała jej pytaniem.
A ty byłaś pewna?
Tak odparła szybko, przenosząc się myślami do Donegal, gdy jako młoda dziewczyna
szła ulicą i niosła w koszyku list, a potem wspominając z bólem, ni to gorzkim, ni to słodkim, jak
wracała ze spotkania, jakby skrzydła urosły jej u nóg.
Tak, byłam pewna powiedziała. I ty też musisz czuć tę pewność, Isabel, żeby znieść
wszystko, co cię czeka.
Będzie ci potrzebna. Bo czekają cię próby, a gdy będziesz im stawiać czoło, przyda ci się
poczucie, że wybrałaś tego, którego kochałaś.
W pokoju jęknął Sean tak cicho, jakby opadł kurz ale Isabel wstała, żeby do niego
zajrzeć.
Nie mam pewności powiedziała i odeszła.
6
Deszcz ustał na drugi dzień i Isabel wyprowadziła Seana na dwór w wysłużonym twardym
wózku. Drogi na wyspie były raczej wydeptanymi przez wieki ścieżkami i wózek podskakiwał na
nierównościach, gdy oddalali się od domu i wychodzili ku swobodniejszym powiewom od
morza. Sean siedział przechylony na bok, a Isabel czuła jego bezwładny ciężar i zaczęła się z nim
szarpać, ledwie wydostali się z wioski. Ale pchała dalej, wywożąc go jak najdalej od domu,
zarówno ze względu na siebie, jak i na niego. Kiedy obudziła się rano, powietrze w domu
zgęstniało od odbijających się echem pytań zeszłego wieczoru. Położyła się spać w swoim łóżku
z czasów dzieciństwa, pod oknem otwartym na nocne odgłosy morza. Nie było gwiazd, ciemne
plamy chmur sunęły jak posępne duchy. Spała niespokojnie, a przy śniadaniu uczucie, że
znalazła się na skraju przepaści, przerodziło się w pragnienie, żeby zabrać Seana nad morze.
Zostawili za sobą domy i poranne pozdrowienia. Brat i siostra, oboje wyciszeni, odbywali
ponownie tę samą podróż co przed laty, gdy zdarzył się wypadek i gdy Isabel zaczęła wierzyć, że
jedynym jej dziedzictwem będą nie spełnione marzenia. Była zła na siebie, że nie wie, jak
postąpić z Peaderem, a spojrzawszy na brata na wózku, gardziła sobą za to, jakimi błahostkami
się martwi. %7łycie było bezsensownym bałaganem krzepnącym wokół niej, a pełne zachwytów i
radości dziewczęce lata odpłynęły wraz z cofającą się falą oceanu: Sean nie wrócił do zdrowia,
Peader był jak świeżo odmalowany statek, który zaczął tonąć i z którego wycieka jakaś brzydka [ Pobierz całość w formacie PDF ]