[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdzie zechce po świecie. Do preobrażeńskiego wzięli sami. Ciężko było z rodzonego sioła
wędrować. A potem już poniosło. Gdzie ja był? W frydenlandzkim, w austriackim, w trzecim
woltyżerskim! Szturm, to szturm, stać, to stać. Ech, pani gospodyni! Panny nawet w kapucyń-
skim dobywaliśmy z monastyru! Pan porucznik każe Wańka, jesteś Starykoń i Bełtowicz
%7łmudzki. Jej wielmożności pilnuj! Tak i postąpił w starykonie bełtowickie. Służba!
Więc byliście w wojsku francuskim?
Fchrancuskim? Nu wy, pani gospodyni, złym słowem nie dokuczajcie! Ludziom do-
brym służę, panom błahorodnym, a nie tam żadnym musjom", Niemcom zakamieniałym.
Ciotka Anna trąciła znacząco panią Babecką.
To wy... wy nie z Napolionem-służycie?
Drab strzyknął pogardliwie śliną.
Nie, pani gospodyni, ja z Sidorem, z %7łubrem starym, z %7łubrową, oficerską babą, z Józiu
porucznikiem moim, a Niepolion to on u mnie nieważny. W frydenlandzkim to myśmy takich
bijali, na sztyki szli z nim.
Pani Babecka na to niespodziewane zakończenie oburzyła się i chciała coś odpowiedzieć,
lecz ciotka Anna odciągnęła ją prawie przemocą na stronę i szepnęła ze zgrozą:
44
Kapl ę dl a poos zczr enj a dobawi (ros.) kroplę dla zachęty doda.
97
Musi szpieg!
Anulko!
Szpieg! powtórzyła ciotka.
W imię Ojca i Syna...
Trzeba dać znać do warty!
De, cóż ty! De, nic rozstrzelają wiadomo...
De, niechże, niechże choć przedtem ciasta namiesi! Pieróg przecie!.
Na ten słuszny argument ciotka Anna zawahała się, lecz równocześnie drab, czy posłyszał
coś z szeptów, czy uraził się naprawdę, dość, że splunął z impetem i rzucił kopyść.
Bierz czort, pani gospodyni, i pieróg! Niech go wam Fchrancuz kręci, kiedy wola, a ja
waszego pieroga i znać nie chcę.
Jak to? Co?
Nu tak i nie chcę. Niewola? Wy dla mnie tyle co ten kukisz ! %7łubrowej wolno, bo ona
baba oficerska, krzyż ma wojskowy, sławna starucha, ale innym nie pozwolę! Nie pożałowa-
liście jedzenia, to ja wam płacę! Srebrem szczerym płacę! Znacie Józiu?! Oni by wam powie-
dzieli, co psia mać, co Niepolion, a co Polion! U nas caramba była i będzie... A na mnie oczu
nie stawiajcie! Ech, wy baby zakamieniałe!...
W tym miejscu drab szurgnął nogami lekceważąco i, pomrukując sobie jakąś piosenkę,
wyszedł z izby.
Panią Babecką, aż zatknęło z alteracji i na te oczywiste obelgi.
Co ten sobie! Co on! Toż choć...
Przecież mówiłam, po wartę! De, szpieg, szpieg! Trzeba wołać. Cesarzowi groził!!!
wybuchnęła ciotka Anna.
Pani Babecka na to wezwanie wybiegła przed dwór, prosto ku miejscu, gdzie, w pobliżu,
rozlegały się miarowe kroki szyldwachów. Ciotka Anna wionęła spódnicami za naddzierżaw-
czynią. Szyldwach atoli tak grozne zgotował przyjęcie pani Babeckiej, że aż ją ogień ogarnął.
De, cóż ty mi ciągniesz Kto idzie"... Babecka jestem!!...
Ani kroku dalej! warknął szwoleżer. Kto idzie?!
Człowieku! De, widzisz przecież, nie licho żadne, jeno niewiasta, szlachcianka! Lucyna
Babecka Dobkiewiczanka!... Szpiega trza chwytać. De, rusz się acan.
Ani kroku ustąpić! groził żołnierz, ujmując wpół karabinek.
Naddzierżawczyni, wystraszona tą zapowiedzią, zawrócił w przeciwną stronę, do innego
szyldwacha, lecz i tu równie stanowcza spotkała ją odprawa. Pani Babecka nie posiadała się z
irytacji.
De, wariaty, szaleni! De, my...
Szpiega widziałyśmy! dopomagała z boku ciotka Anna.
Pomocy trzeba! Pogoni! Umknie!
Zameldować na odwachul objaśnił żołnierz. A do mnie ani kroku, bo kula!
Mnie, mnie?! De, tego to już zanadto! Dalibóg cesarzowi powiem!
Lucyś!
Taki powiem! %7łeby, żeby mnie, mnie, we własnym domu... taki, taki...
Hałaśliwa sprzeczka z drugim szyldwachem zwabiła tymczasem oficera obchodowego.
Pani Babecka pośpieszyła wyrazić mu nade wszystko swoje oburzenie.
Pani dobrodziejko, służba, rozkaz!
De, co mi pan kawaler! De, mówię, szpieg! Aapać trzeba, chwytać, a oni stoją niewie-
dzieć! Wiatru pilnują!
Oficer, nie podzielając oburzenia pani Babeckiej, wypytał ją szczegółowo, za czym dopie-
ro udał się na odwach, obchód wart powierzył koledze, a sam z plutonem szwoleżerów ru-
szyła do karczmy Aronka, kędy dziewka pani naddzierżawczyni koszyczek z jadłem nosiła.
W drodze szwoleżerzy spotkali się z patrolem żandarmerii polowej. Patrol potwierdził, że
98
istotnie widział dopiero co przechodzącego draba. Oficer dał rozkaz, aby żandarmi przyłą-
czyli się do plutonu, i poprowadził tak wzmocniony oddział ku karczmie, na rynek. Tu oto-
czył żołnierzami karczmę, a sam z dwoma szwoleżerami udał się wprost do izby szynkownia-
nej.
Izba przecież tak była szczelnie wypełniona posłaniami, na których wylegiwali się ofice-
rowie trenów wojskowych, które były nadciągnęły już do Wyłkowyszek, że oficer z niema-
łym trudem i po stoczeniu kilkunastu słownych utarczek z dąsającymi się gośćmi karczmy
dotarł wreszcie do szynkwasu i samego Aronka.
Lecz Aronek, na zadane mu pytanie o domniemanym szpiegu, jeno skulił się, jarmułką do
ziemi się skłonił i westchnął płaczliwie.
Wielmożny pułkowniku! Cy jo wim! Cy jo tu przykazuję? Kto tu nie przykazuje? Cy był
duży chłop? Gdzie tu nie ma duże chłopy? Cy jo wim?!
Nie pytam się o wojskowych! Miał tu przyjechać jeden niewojskowy, od waszecia, wóz-
kiem?
Nie woskowy? U mnie wszystkie woskowe! Mój Jojne także się już woskowym zrobił!
Ojej! Cy jo miślał?
Com ja się gom naprosiłam! jęknęła z kąta Gitla. -Co jemu z te wosko! Ci un je jaki
Napejlon", ci może syn od jaśnie pana naddzierżawcy? Oj, oj!...
Oficer, pomimo tej niepożądanej dywersji, uśmiechnął się przyjaznie.
Syn wasz się zaciągnął?
Wielmożny pułkowniku, jemu nikt ani miślał pociągnąć! Co prawda, to prawda. I
owszem, wszistkie kapiteny barda dobre. Un sam poszedł. Taki chłopiec, takie malowanie,
latoś jus mu ślicna żona miała się stręczyć. Mozie piatset dukaty by wziun. Ojej! Cemu nie
miałby wziąć. Takie malowanie! I skąd mu się zachciało strzylać? I jeszcze z czego?! Wczo-
raj powiada do mnie ja muszę strzylać z najgrubszą harmatą. Owej! Już sobie nie mógł wy-
brać mniejszy pistolet! Takie nieszczęście, takie nieszczęście!...
Nic, nic, moja karczmarko! Na człowieka wyjdzie, żołnierzem zostanie!
Ja wim! Ale, co jemu po tym. Jego dziadek po mojej babce to buł rabin wielka persona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
gdzie zechce po świecie. Do preobrażeńskiego wzięli sami. Ciężko było z rodzonego sioła
wędrować. A potem już poniosło. Gdzie ja był? W frydenlandzkim, w austriackim, w trzecim
woltyżerskim! Szturm, to szturm, stać, to stać. Ech, pani gospodyni! Panny nawet w kapucyń-
skim dobywaliśmy z monastyru! Pan porucznik każe Wańka, jesteś Starykoń i Bełtowicz
%7łmudzki. Jej wielmożności pilnuj! Tak i postąpił w starykonie bełtowickie. Służba!
Więc byliście w wojsku francuskim?
Fchrancuskim? Nu wy, pani gospodyni, złym słowem nie dokuczajcie! Ludziom do-
brym służę, panom błahorodnym, a nie tam żadnym musjom", Niemcom zakamieniałym.
Ciotka Anna trąciła znacząco panią Babecką.
To wy... wy nie z Napolionem-służycie?
Drab strzyknął pogardliwie śliną.
Nie, pani gospodyni, ja z Sidorem, z %7łubrem starym, z %7łubrową, oficerską babą, z Józiu
porucznikiem moim, a Niepolion to on u mnie nieważny. W frydenlandzkim to myśmy takich
bijali, na sztyki szli z nim.
Pani Babecka na to niespodziewane zakończenie oburzyła się i chciała coś odpowiedzieć,
lecz ciotka Anna odciągnęła ją prawie przemocą na stronę i szepnęła ze zgrozą:
44
Kapl ę dl a poos zczr enj a dobawi (ros.) kroplę dla zachęty doda.
97
Musi szpieg!
Anulko!
Szpieg! powtórzyła ciotka.
W imię Ojca i Syna...
Trzeba dać znać do warty!
De, cóż ty! De, nic rozstrzelają wiadomo...
De, niechże, niechże choć przedtem ciasta namiesi! Pieróg przecie!.
Na ten słuszny argument ciotka Anna zawahała się, lecz równocześnie drab, czy posłyszał
coś z szeptów, czy uraził się naprawdę, dość, że splunął z impetem i rzucił kopyść.
Bierz czort, pani gospodyni, i pieróg! Niech go wam Fchrancuz kręci, kiedy wola, a ja
waszego pieroga i znać nie chcę.
Jak to? Co?
Nu tak i nie chcę. Niewola? Wy dla mnie tyle co ten kukisz ! %7łubrowej wolno, bo ona
baba oficerska, krzyż ma wojskowy, sławna starucha, ale innym nie pozwolę! Nie pożałowa-
liście jedzenia, to ja wam płacę! Srebrem szczerym płacę! Znacie Józiu?! Oni by wam powie-
dzieli, co psia mać, co Niepolion, a co Polion! U nas caramba była i będzie... A na mnie oczu
nie stawiajcie! Ech, wy baby zakamieniałe!...
W tym miejscu drab szurgnął nogami lekceważąco i, pomrukując sobie jakąś piosenkę,
wyszedł z izby.
Panią Babecką, aż zatknęło z alteracji i na te oczywiste obelgi.
Co ten sobie! Co on! Toż choć...
Przecież mówiłam, po wartę! De, szpieg, szpieg! Trzeba wołać. Cesarzowi groził!!!
wybuchnęła ciotka Anna.
Pani Babecka na to wezwanie wybiegła przed dwór, prosto ku miejscu, gdzie, w pobliżu,
rozlegały się miarowe kroki szyldwachów. Ciotka Anna wionęła spódnicami za naddzierżaw-
czynią. Szyldwach atoli tak grozne zgotował przyjęcie pani Babeckiej, że aż ją ogień ogarnął.
De, cóż ty mi ciągniesz Kto idzie"... Babecka jestem!!...
Ani kroku dalej! warknął szwoleżer. Kto idzie?!
Człowieku! De, widzisz przecież, nie licho żadne, jeno niewiasta, szlachcianka! Lucyna
Babecka Dobkiewiczanka!... Szpiega trza chwytać. De, rusz się acan.
Ani kroku ustąpić! groził żołnierz, ujmując wpół karabinek.
Naddzierżawczyni, wystraszona tą zapowiedzią, zawrócił w przeciwną stronę, do innego
szyldwacha, lecz i tu równie stanowcza spotkała ją odprawa. Pani Babecka nie posiadała się z
irytacji.
De, wariaty, szaleni! De, my...
Szpiega widziałyśmy! dopomagała z boku ciotka Anna.
Pomocy trzeba! Pogoni! Umknie!
Zameldować na odwachul objaśnił żołnierz. A do mnie ani kroku, bo kula!
Mnie, mnie?! De, tego to już zanadto! Dalibóg cesarzowi powiem!
Lucyś!
Taki powiem! %7łeby, żeby mnie, mnie, we własnym domu... taki, taki...
Hałaśliwa sprzeczka z drugim szyldwachem zwabiła tymczasem oficera obchodowego.
Pani Babecka pośpieszyła wyrazić mu nade wszystko swoje oburzenie.
Pani dobrodziejko, służba, rozkaz!
De, co mi pan kawaler! De, mówię, szpieg! Aapać trzeba, chwytać, a oni stoją niewie-
dzieć! Wiatru pilnują!
Oficer, nie podzielając oburzenia pani Babeckiej, wypytał ją szczegółowo, za czym dopie-
ro udał się na odwach, obchód wart powierzył koledze, a sam z plutonem szwoleżerów ru-
szyła do karczmy Aronka, kędy dziewka pani naddzierżawczyni koszyczek z jadłem nosiła.
W drodze szwoleżerzy spotkali się z patrolem żandarmerii polowej. Patrol potwierdził, że
98
istotnie widział dopiero co przechodzącego draba. Oficer dał rozkaz, aby żandarmi przyłą-
czyli się do plutonu, i poprowadził tak wzmocniony oddział ku karczmie, na rynek. Tu oto-
czył żołnierzami karczmę, a sam z dwoma szwoleżerami udał się wprost do izby szynkownia-
nej.
Izba przecież tak była szczelnie wypełniona posłaniami, na których wylegiwali się ofice-
rowie trenów wojskowych, które były nadciągnęły już do Wyłkowyszek, że oficer z niema-
łym trudem i po stoczeniu kilkunastu słownych utarczek z dąsającymi się gośćmi karczmy
dotarł wreszcie do szynkwasu i samego Aronka.
Lecz Aronek, na zadane mu pytanie o domniemanym szpiegu, jeno skulił się, jarmułką do
ziemi się skłonił i westchnął płaczliwie.
Wielmożny pułkowniku! Cy jo wim! Cy jo tu przykazuję? Kto tu nie przykazuje? Cy był
duży chłop? Gdzie tu nie ma duże chłopy? Cy jo wim?!
Nie pytam się o wojskowych! Miał tu przyjechać jeden niewojskowy, od waszecia, wóz-
kiem?
Nie woskowy? U mnie wszystkie woskowe! Mój Jojne także się już woskowym zrobił!
Ojej! Cy jo miślał?
Com ja się gom naprosiłam! jęknęła z kąta Gitla. -Co jemu z te wosko! Ci un je jaki
Napejlon", ci może syn od jaśnie pana naddzierżawcy? Oj, oj!...
Oficer, pomimo tej niepożądanej dywersji, uśmiechnął się przyjaznie.
Syn wasz się zaciągnął?
Wielmożny pułkowniku, jemu nikt ani miślał pociągnąć! Co prawda, to prawda. I
owszem, wszistkie kapiteny barda dobre. Un sam poszedł. Taki chłopiec, takie malowanie,
latoś jus mu ślicna żona miała się stręczyć. Mozie piatset dukaty by wziun. Ojej! Cemu nie
miałby wziąć. Takie malowanie! I skąd mu się zachciało strzylać? I jeszcze z czego?! Wczo-
raj powiada do mnie ja muszę strzylać z najgrubszą harmatą. Owej! Już sobie nie mógł wy-
brać mniejszy pistolet! Takie nieszczęście, takie nieszczęście!...
Nic, nic, moja karczmarko! Na człowieka wyjdzie, żołnierzem zostanie!
Ja wim! Ale, co jemu po tym. Jego dziadek po mojej babce to buł rabin wielka persona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]