[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W drzwiach pojawiła się jakaś kobieta i coś do mnie krzyknęła, ale nie zatrzymałem się, żeby
jej słuchać. Musiałem uciec stąd, zanim zarządzą alarm i zaczną poszukiwania. Wszystko się
skomplikowało.
Bolały mnie przeguby rąk. Spojrzałem na nie mijając najbliższą latarnię i zobaczyłem,
że dłonie mam zupełnie białe. W dodatku zaczynały drętwieć. Kajdanki były tak ciasne, że
tamowały krążenie krwi. Słabe poczucie winy, że załatwiłem faceta, zniknęło w mgnieniu
oka. Musiałem zdjąć to świństwo z rąk i to szybko. Mogłem się z tym uporać tylko w moim
biurze.
Doszedłem tam omijając główne ulice i trzymając się z dala od ludzi. Ale kiedy
dotarłem do tylnych drzwi budynku, palce miałem już zdrętwiałe i sztywne. Zupełnie
straciłem w nich czucie.
Wyjęcie kluczy z kieszeni zajęło mi zbyt dużo czasu, a gdy w końcu mi się to udało,
natychmiast je upuściłem. Potem nie byłem w stanie ich podnieść. Mogłem jedynie
powłóczyć nieczułymi dłońmi po kluczach.
Są ciężkie chwile w życiu, ale ta była najcięższa z tych, których kiedykolwiek
doświadczyłem. Po prostu nie byłem w stanie zrobić tego, co musiałem zrobić. Byłem skoń-
czony, zbity i przegrany. Nie mogłem się dostać do budynku. Nie mogłem sam sobie pomóc.
Nie trzeba mieć dyplomu lekarza medycyny, by się domyślić, że jeśli wkrótce nie zdejmę
kajdanków, to przez resztę życia będę się posługiwać plastikowymi dłońmi. Tak to będzie.
- Tak nie będzie! - usłyszałem swój wściekły szept. - Wykop te drzwi, zrób coś,
otwórz je palcami u nóg.
Nie, nie nogami! Niezdarnie, zmartwiałymi palcami grzebałem w kluczach, aż
oddzieliłem właściwy. Wtedy pochyliłem się nad nim i dotknąłem go językiem, wyczuwając
jego położenie i nie zwracając uwagi na brud i kurz.
Jeśli kiedykolwiek kusiłoby cię, żeby otworzyć zamek mając klucz w zębach, a
kajdanki na rękach, mam bardzo zwięzłą radę: nie rób tego. Trzeba wykrzywiać głowę na
wszystkie strony, żeby wsadzić klucz do dziurki. Potem przekręcać ją, żeby przekręcić klucz,
a potem walnąć głową w drzwi, żeby się otworzyły...
W końcu mi się udało i wpadłem do środka, waląc twarzą w podłogę, z pełną
świadomością, że muszę jeszcze powtórzyć to wszystko na górze. Fakt, że mi się to udało i w
końcu wleciałem na pysk do biura, świadczy raczej o mojej odporności i zaciętości niż
inteligenci. Byłem zbyt spanikowany, żeby myśleć. Mogłem tylko reagować. Aokciem
zatrzasnąłem drzwi i potykając się dotarłem do mojego warsztatu. Zwaliłem pudło z
narzędziami na podłogę i kopałem jego zawartość, aż znalazłem wibropiłę. Uniosłem ją
zębami, po czym udało mi się umieścić ją w otwartej szufladzie biurka i utrzymać w miejscu,
gdy łokciem zatrzasnąłem szufladę. Zatrzasnąłem ją jednocześnie na własnej wardze, co
spowodowało niezły potok krwi. Nie zwróciłem na to uwagi. Przeguby rąk mi płonęły, ale
same dłonie już nic nie czuły. Były białe i wyglądały jak martwe. Straciłem za dużo czasu.
Aokciem przekręciłem piłę, potem podsunąłem kajdanki pod ostrze, rozsuwając ręce, żeby
napiąć łańcuch. Ostrze zabzyczało przerazliwie i łańcuch już był odcięty, a ręce rozchyliły się
szeroko.
Teraz nadszedł czas na bardziej ekscytujące zajęcie, czyli rozcięcie kajdanków z
jednoczesnym zachowaniem własnego ciała w całości. Za dużo naraz chciałem. Zanim
skończyłem, biurko, ściana i podłoga ociekały krwią. Ale zdjąłem kajdanki i moje dłonie
zaróżowiły się, gdy wróciło krążenie.
Po tym wszystkim jedyne, na co miałem ochotę, to paść na krzesło i patrzeć na
kapiącą krew. Siedziałem tak chyba z minutę, aż zaczęło ustępować odrętwienie i zaczął się
ból. Z wysiłkiem wstałem i dowlokłem się do szafki z lekarstwami. Złapałem ją i całą
zakrwawiłem, wytrząsając z niej pigułki przeciwbólowe, z których dwie udało mi się połknąć.
Skoro już tu byłem, wyciągnąłem także środki odkażające i bandaże i oczyściłem
rany. Były paskudnie poszarpane, ale nie głębokie, a wiec nie niebezpieczne. Obandażowałem
je, spojrzałem w lustro i aż się wzdrygnąłem. Należało coś zrobić również z dolną wargą...
Na ulicy zawyła syrena policyjna i zdałem sobie sprawę, że najwyższy czas, żeby coś
wreszcie wymyślić i zaplanować.
Byłem w kłopocie. Billville nie jest duże i do tej pory wszystkie drogi wylotowe z
miasta są już na pewno zablokowane. Sam bym to zrobił, gdybym szukał zbiega. Na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
W drzwiach pojawiła się jakaś kobieta i coś do mnie krzyknęła, ale nie zatrzymałem się, żeby
jej słuchać. Musiałem uciec stąd, zanim zarządzą alarm i zaczną poszukiwania. Wszystko się
skomplikowało.
Bolały mnie przeguby rąk. Spojrzałem na nie mijając najbliższą latarnię i zobaczyłem,
że dłonie mam zupełnie białe. W dodatku zaczynały drętwieć. Kajdanki były tak ciasne, że
tamowały krążenie krwi. Słabe poczucie winy, że załatwiłem faceta, zniknęło w mgnieniu
oka. Musiałem zdjąć to świństwo z rąk i to szybko. Mogłem się z tym uporać tylko w moim
biurze.
Doszedłem tam omijając główne ulice i trzymając się z dala od ludzi. Ale kiedy
dotarłem do tylnych drzwi budynku, palce miałem już zdrętwiałe i sztywne. Zupełnie
straciłem w nich czucie.
Wyjęcie kluczy z kieszeni zajęło mi zbyt dużo czasu, a gdy w końcu mi się to udało,
natychmiast je upuściłem. Potem nie byłem w stanie ich podnieść. Mogłem jedynie
powłóczyć nieczułymi dłońmi po kluczach.
Są ciężkie chwile w życiu, ale ta była najcięższa z tych, których kiedykolwiek
doświadczyłem. Po prostu nie byłem w stanie zrobić tego, co musiałem zrobić. Byłem skoń-
czony, zbity i przegrany. Nie mogłem się dostać do budynku. Nie mogłem sam sobie pomóc.
Nie trzeba mieć dyplomu lekarza medycyny, by się domyślić, że jeśli wkrótce nie zdejmę
kajdanków, to przez resztę życia będę się posługiwać plastikowymi dłońmi. Tak to będzie.
- Tak nie będzie! - usłyszałem swój wściekły szept. - Wykop te drzwi, zrób coś,
otwórz je palcami u nóg.
Nie, nie nogami! Niezdarnie, zmartwiałymi palcami grzebałem w kluczach, aż
oddzieliłem właściwy. Wtedy pochyliłem się nad nim i dotknąłem go językiem, wyczuwając
jego położenie i nie zwracając uwagi na brud i kurz.
Jeśli kiedykolwiek kusiłoby cię, żeby otworzyć zamek mając klucz w zębach, a
kajdanki na rękach, mam bardzo zwięzłą radę: nie rób tego. Trzeba wykrzywiać głowę na
wszystkie strony, żeby wsadzić klucz do dziurki. Potem przekręcać ją, żeby przekręcić klucz,
a potem walnąć głową w drzwi, żeby się otworzyły...
W końcu mi się udało i wpadłem do środka, waląc twarzą w podłogę, z pełną
świadomością, że muszę jeszcze powtórzyć to wszystko na górze. Fakt, że mi się to udało i w
końcu wleciałem na pysk do biura, świadczy raczej o mojej odporności i zaciętości niż
inteligenci. Byłem zbyt spanikowany, żeby myśleć. Mogłem tylko reagować. Aokciem
zatrzasnąłem drzwi i potykając się dotarłem do mojego warsztatu. Zwaliłem pudło z
narzędziami na podłogę i kopałem jego zawartość, aż znalazłem wibropiłę. Uniosłem ją
zębami, po czym udało mi się umieścić ją w otwartej szufladzie biurka i utrzymać w miejscu,
gdy łokciem zatrzasnąłem szufladę. Zatrzasnąłem ją jednocześnie na własnej wardze, co
spowodowało niezły potok krwi. Nie zwróciłem na to uwagi. Przeguby rąk mi płonęły, ale
same dłonie już nic nie czuły. Były białe i wyglądały jak martwe. Straciłem za dużo czasu.
Aokciem przekręciłem piłę, potem podsunąłem kajdanki pod ostrze, rozsuwając ręce, żeby
napiąć łańcuch. Ostrze zabzyczało przerazliwie i łańcuch już był odcięty, a ręce rozchyliły się
szeroko.
Teraz nadszedł czas na bardziej ekscytujące zajęcie, czyli rozcięcie kajdanków z
jednoczesnym zachowaniem własnego ciała w całości. Za dużo naraz chciałem. Zanim
skończyłem, biurko, ściana i podłoga ociekały krwią. Ale zdjąłem kajdanki i moje dłonie
zaróżowiły się, gdy wróciło krążenie.
Po tym wszystkim jedyne, na co miałem ochotę, to paść na krzesło i patrzeć na
kapiącą krew. Siedziałem tak chyba z minutę, aż zaczęło ustępować odrętwienie i zaczął się
ból. Z wysiłkiem wstałem i dowlokłem się do szafki z lekarstwami. Złapałem ją i całą
zakrwawiłem, wytrząsając z niej pigułki przeciwbólowe, z których dwie udało mi się połknąć.
Skoro już tu byłem, wyciągnąłem także środki odkażające i bandaże i oczyściłem
rany. Były paskudnie poszarpane, ale nie głębokie, a wiec nie niebezpieczne. Obandażowałem
je, spojrzałem w lustro i aż się wzdrygnąłem. Należało coś zrobić również z dolną wargą...
Na ulicy zawyła syrena policyjna i zdałem sobie sprawę, że najwyższy czas, żeby coś
wreszcie wymyślić i zaplanować.
Byłem w kłopocie. Billville nie jest duże i do tej pory wszystkie drogi wylotowe z
miasta są już na pewno zablokowane. Sam bym to zrobił, gdybym szukał zbiega. Na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]