[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stacyjki i nastawiła radio na pełny regulator, wybuchnęła
płaczem.
ROZDZIAA SZÓSTY
Cieszyła się, że w izbie przyjęć panował duży ruch, tak
duży, że pozwalał zapomnieć o własnych kłopotach i o
bliskości Declana.
- Centrum Powiadamiania Ratunkowego na linii! -
zawołała Sue. - Dyspozytor chce rozmawiać z siostrą dyżurną.
- Dziękuję - powiedziała Lila i przytrzymując słuchawkę
ramieniem, podała Sue plastikową nerkę. - Zanieś to do boksu
trzeciego. Pacjentka ma mdłości. I jak będziesz miała moment,
podaj jej maxolon, który zapisał Declan - poleciła, a do
mikrofonu powiedziała: - Mówi siostra Bailey.
- Siostro, wieziemy do was czterdziestopięcioletnią
kobietę. Spadła z konia. Utrata przytomności, możliwy też
uraz nogi w kostce.
Lila zdziwiła się. Dlaczego dyspozytor uznał za stosowne
uprzedzić ją o tak prostym przypadku?
- Rzecz w tym - dodał głos w słuchawce - że
poszkodowana to wasza naczelna pielęgniarka.
- Hester Randall!
- Tak. Z początku nie chciała się zgodzić na przewiezienie
do szpitala, ale potrzebne jest szycie, poza tym poszkodowana
jest w szoku. Pomyślałem, że dobrze będzie was uprzedzić.
- Oczywiście. Dziękuję.
Biedna Kobyła, pomyślała Lila. Wiedziała, jak bardzo
krępujący będzie dla niej pobyt w szpitalu w charakterze
pacjentki. W tej sytuacji, odsuwajÄ…c animozje na bok,
postanowiła dołożyć starań, by zapewnić jej maksimum
prywatności.
- Może w czymś pomóc? - spytała znienacka Vera. Ze
swoimi ogorzałymi policzkami, czerwonymi ustami,
potarganymi włosami i zniszczoną kurtką sprawiała wrażenie
przybysza z innej planety. - Wyglądacie na bardzo zajętych -
dodała.
- Bo jesteśmy - odparła Lila, starając się zachować
Å‚agodny ton. - Ale ktoÅ› zajmie siÄ™ twojÄ… nogÄ…, jak tylko siÄ™ tu
trochę uspokoi - obiecała.
- Nie martw się o mnie, kochaniutka. Wiesz, że mogę
poczekać. Tylko nie chcę siedzieć bezczynnie. Na pewno jest
coÅ› dla mnie do roboty.
Najlepiej by było, gdyby Vera usiadła gdzieś z boku i nie
odzywała się, ale Lila nie miała serca tak potraktować
biedaczki. Wiedziała, że dopóki kobieta nie dostanie jakiegoś
zajęcia, nie przestanie napraszać się z pomocą. Wzięła więc
naręcze ścierek do kurzu i plastikowych toreb do koszy na
śmieci i podając je Verze, powiedziała:
- To wszystko trzeba poskładać. Przepraszam, że cię tym
obarczam, ale naprawdę nie wiemy, w co ręce włożyć.
- Z przyjemnością, kochaniutka - ucieszyła się Vera i
obdarzyła Lilę bezzębnym uśmiechem.
- Tylko postaraj się złożyć starannie i równiutko, bo
inaczej szefowa będzie niezadowolona. Dobrze?
Lila zajęła się teraz przygotowaniem boksu dla Hester.
Miała tylko nadzieję, że przełożona nie zobaczy Very
bawiącej się szpitalnymi zapasami, bo dostałaby chyba ataku
apopleksji. Martwiła się, że po reprymendzie w sprawie
dodatkowych śniadań nie będzie mogła rano nakarmić Very.
Ale nikt nie może jej zabronić dać bezdomnej trochę herbaty i
biszkoptów z własnych zapasów pielęgniarek.
Telefon od dyspozytora był z jego strony trafnym
posunięciem. Hester była bardzo zdenerwowana rolą
pacjentki, chociaż jedno spojrzenie na jej spuchniętą i
podrapaną twarz utwierdziło Lilę w przekonaniu, że
interwencja lekarza jest konieczna. WskazujÄ…c ratownikom
drogę do boksu numer jeden, uśmiechnęła się ciepło do
szefowej i powiedziała:
- Witaj, Hester. Przeniesiemy cię na łóżko i postaramy
się, żeby ci było trochę wygodniej.
- Sama dam sobie radę - syknęła Hester i odepchnęła ręce
Lili. Spróbowała usiąść, lecz zagryzając wargi z bólu, opadła z
powrotem na nosze.
Kolejne próby okazały się także daremne.
- Może gdybym ja uniosła chorą nogę, byłoby ci łatwiej?
- zaproponowała Lila spokojnym, rzeczowym tonem.
Słabe skinienie głowy świadczyło o tym, że żelazna dama
nareszcie gotowa jest przyjąć pomoc. Lila zauważyła tylko, że
kiedy już Hester znalazła się na szpitalnym łóżku, pospiesznie
naciągnęła na siebie koc. Jeden z ratowników spojrzeniem dał
znak Lili, że chciałby zamienić z nią słowo. Lila przykryła
chorą jeszcze jednym kocem i wyśliznęła się na korytarz.
- Poza upadkiem z konia przytrafiło jej się jeszcze inne
drobne nieszczęście - szepnął ratownik. - Nic dziwnego,
wziąwszy pod uwagę, że przeleżała w trawie cztery albo
nawet pięć godzin. Oczywiście nie chce się do tego przyznać.
Proponowaliśmy, że przetniemy jej spodnie i przebierzemy ją
w koszulę, ale nawet słyszeć o tym nie chciała.
Przyjemniaczka ta siostry szefowa, nie ma co.
- To bardzo kulturalna osoba. - Lila udawała, że nie wie,
co ratownik ma na myśli.
- Siostro Bailey! - rozległo się gniewne wołanie, które
wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. - Siostro!
- Już jestem, Hester. Zaraz założę ci kartę i obejrzę
kostkę. Potem pomogę ci się przebrać w koszulę, a jak
przyjdzie Declan, to cię wstępnie zbada. Już z nim
rozmawiałam. Jak tylko stwierdzi, że twój stan jest stabilny,
zadzwonimy po doktora Hinkleya.
- Zupełnie niepotrzebnie - zaprotestowała Hester. -
Obandażujcie mi tylko nogę. Mam nadzieję, że do tego czasu
zjawi się mój mąż i zabierze mnie do domu.
- Posłuchaj, Hester. Nie upieraj się. Wiesz, że nie
wystarczy tylko zabandażować nogę, prawda? A teraz
opowiedz mi, jak to się stało?
- Ratownicy na pewno...
- Oczywiście, ale muszę usłyszeć to z twoich ust, żeby
zapisać w karcie.
- Jechałam i spadłam - odparła Hester niechętnie.
- Ale dlaczego? Co się stało? - dopytywała się Lila,
chociaż widziała, że jej naleganie najwyrazniej irytuje
przełożoną. Musiała jednak ustalić, czy był to po prostu
nieszczęśliwy zbieg okoliczności, a nie omdlenie albo, na
przykład, nagły atak konwulsji.
- Trigger poderwał się... Coś go musiało wystraszyć.
Potem mnie zrzucił. Ale wszystko pamiętam - dodała
pospiesznie. - Nie straciłam przytomności.
Lila milczała, zajęta przykładaniem jałowego opatrunku
do otarcia na czole Hester. Dopiero po chwili spytała:
- Jesteś całkiem pewna?
- Może rzeczywiście straciłam przytomność, ale tylko na
kilka sekund, nie dłużej - przyznała Hester. - Trigger wciąż
jeszcze zachowywał się niespokojnie, więc to nie mogło trwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
stacyjki i nastawiła radio na pełny regulator, wybuchnęła
płaczem.
ROZDZIAA SZÓSTY
Cieszyła się, że w izbie przyjęć panował duży ruch, tak
duży, że pozwalał zapomnieć o własnych kłopotach i o
bliskości Declana.
- Centrum Powiadamiania Ratunkowego na linii! -
zawołała Sue. - Dyspozytor chce rozmawiać z siostrą dyżurną.
- Dziękuję - powiedziała Lila i przytrzymując słuchawkę
ramieniem, podała Sue plastikową nerkę. - Zanieś to do boksu
trzeciego. Pacjentka ma mdłości. I jak będziesz miała moment,
podaj jej maxolon, który zapisał Declan - poleciła, a do
mikrofonu powiedziała: - Mówi siostra Bailey.
- Siostro, wieziemy do was czterdziestopięcioletnią
kobietę. Spadła z konia. Utrata przytomności, możliwy też
uraz nogi w kostce.
Lila zdziwiła się. Dlaczego dyspozytor uznał za stosowne
uprzedzić ją o tak prostym przypadku?
- Rzecz w tym - dodał głos w słuchawce - że
poszkodowana to wasza naczelna pielęgniarka.
- Hester Randall!
- Tak. Z początku nie chciała się zgodzić na przewiezienie
do szpitala, ale potrzebne jest szycie, poza tym poszkodowana
jest w szoku. Pomyślałem, że dobrze będzie was uprzedzić.
- Oczywiście. Dziękuję.
Biedna Kobyła, pomyślała Lila. Wiedziała, jak bardzo
krępujący będzie dla niej pobyt w szpitalu w charakterze
pacjentki. W tej sytuacji, odsuwajÄ…c animozje na bok,
postanowiła dołożyć starań, by zapewnić jej maksimum
prywatności.
- Może w czymś pomóc? - spytała znienacka Vera. Ze
swoimi ogorzałymi policzkami, czerwonymi ustami,
potarganymi włosami i zniszczoną kurtką sprawiała wrażenie
przybysza z innej planety. - Wyglądacie na bardzo zajętych -
dodała.
- Bo jesteśmy - odparła Lila, starając się zachować
Å‚agodny ton. - Ale ktoÅ› zajmie siÄ™ twojÄ… nogÄ…, jak tylko siÄ™ tu
trochę uspokoi - obiecała.
- Nie martw się o mnie, kochaniutka. Wiesz, że mogę
poczekać. Tylko nie chcę siedzieć bezczynnie. Na pewno jest
coÅ› dla mnie do roboty.
Najlepiej by było, gdyby Vera usiadła gdzieś z boku i nie
odzywała się, ale Lila nie miała serca tak potraktować
biedaczki. Wiedziała, że dopóki kobieta nie dostanie jakiegoś
zajęcia, nie przestanie napraszać się z pomocą. Wzięła więc
naręcze ścierek do kurzu i plastikowych toreb do koszy na
śmieci i podając je Verze, powiedziała:
- To wszystko trzeba poskładać. Przepraszam, że cię tym
obarczam, ale naprawdę nie wiemy, w co ręce włożyć.
- Z przyjemnością, kochaniutka - ucieszyła się Vera i
obdarzyła Lilę bezzębnym uśmiechem.
- Tylko postaraj się złożyć starannie i równiutko, bo
inaczej szefowa będzie niezadowolona. Dobrze?
Lila zajęła się teraz przygotowaniem boksu dla Hester.
Miała tylko nadzieję, że przełożona nie zobaczy Very
bawiącej się szpitalnymi zapasami, bo dostałaby chyba ataku
apopleksji. Martwiła się, że po reprymendzie w sprawie
dodatkowych śniadań nie będzie mogła rano nakarmić Very.
Ale nikt nie może jej zabronić dać bezdomnej trochę herbaty i
biszkoptów z własnych zapasów pielęgniarek.
Telefon od dyspozytora był z jego strony trafnym
posunięciem. Hester była bardzo zdenerwowana rolą
pacjentki, chociaż jedno spojrzenie na jej spuchniętą i
podrapaną twarz utwierdziło Lilę w przekonaniu, że
interwencja lekarza jest konieczna. WskazujÄ…c ratownikom
drogę do boksu numer jeden, uśmiechnęła się ciepło do
szefowej i powiedziała:
- Witaj, Hester. Przeniesiemy cię na łóżko i postaramy
się, żeby ci było trochę wygodniej.
- Sama dam sobie radę - syknęła Hester i odepchnęła ręce
Lili. Spróbowała usiąść, lecz zagryzając wargi z bólu, opadła z
powrotem na nosze.
Kolejne próby okazały się także daremne.
- Może gdybym ja uniosła chorą nogę, byłoby ci łatwiej?
- zaproponowała Lila spokojnym, rzeczowym tonem.
Słabe skinienie głowy świadczyło o tym, że żelazna dama
nareszcie gotowa jest przyjąć pomoc. Lila zauważyła tylko, że
kiedy już Hester znalazła się na szpitalnym łóżku, pospiesznie
naciągnęła na siebie koc. Jeden z ratowników spojrzeniem dał
znak Lili, że chciałby zamienić z nią słowo. Lila przykryła
chorą jeszcze jednym kocem i wyśliznęła się na korytarz.
- Poza upadkiem z konia przytrafiło jej się jeszcze inne
drobne nieszczęście - szepnął ratownik. - Nic dziwnego,
wziąwszy pod uwagę, że przeleżała w trawie cztery albo
nawet pięć godzin. Oczywiście nie chce się do tego przyznać.
Proponowaliśmy, że przetniemy jej spodnie i przebierzemy ją
w koszulę, ale nawet słyszeć o tym nie chciała.
Przyjemniaczka ta siostry szefowa, nie ma co.
- To bardzo kulturalna osoba. - Lila udawała, że nie wie,
co ratownik ma na myśli.
- Siostro Bailey! - rozległo się gniewne wołanie, które
wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. - Siostro!
- Już jestem, Hester. Zaraz założę ci kartę i obejrzę
kostkę. Potem pomogę ci się przebrać w koszulę, a jak
przyjdzie Declan, to cię wstępnie zbada. Już z nim
rozmawiałam. Jak tylko stwierdzi, że twój stan jest stabilny,
zadzwonimy po doktora Hinkleya.
- Zupełnie niepotrzebnie - zaprotestowała Hester. -
Obandażujcie mi tylko nogę. Mam nadzieję, że do tego czasu
zjawi się mój mąż i zabierze mnie do domu.
- Posłuchaj, Hester. Nie upieraj się. Wiesz, że nie
wystarczy tylko zabandażować nogę, prawda? A teraz
opowiedz mi, jak to się stało?
- Ratownicy na pewno...
- Oczywiście, ale muszę usłyszeć to z twoich ust, żeby
zapisać w karcie.
- Jechałam i spadłam - odparła Hester niechętnie.
- Ale dlaczego? Co się stało? - dopytywała się Lila,
chociaż widziała, że jej naleganie najwyrazniej irytuje
przełożoną. Musiała jednak ustalić, czy był to po prostu
nieszczęśliwy zbieg okoliczności, a nie omdlenie albo, na
przykład, nagły atak konwulsji.
- Trigger poderwał się... Coś go musiało wystraszyć.
Potem mnie zrzucił. Ale wszystko pamiętam - dodała
pospiesznie. - Nie straciłam przytomności.
Lila milczała, zajęta przykładaniem jałowego opatrunku
do otarcia na czole Hester. Dopiero po chwili spytała:
- Jesteś całkiem pewna?
- Może rzeczywiście straciłam przytomność, ale tylko na
kilka sekund, nie dłużej - przyznała Hester. - Trigger wciąż
jeszcze zachowywał się niespokojnie, więc to nie mogło trwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]