[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejściowego. Dalej istnieje jeszcze wiele wyższych stopni, na które Duch Zwięty może
człowieka wprowadzić, wiele łask, których nie będziemy tutaj omawiać.
Ogromnie ciekawy jest fakt, że w tradycjach tak od siebie odległych jak modlitwa Jezusa" i
tej, której przedstawicielem jest święty Jan od Krzyża - choć proponuje się tak różne drogi - gdy
chodzi o opisy łask kontemplacji, do której te drogi prowadzą, spotyka się niemal identyczne
wyrażenia. Gdy święty Jan od Krzyża opisuje kontemplację, na przykład, jako słodki oddech
miłości", wydaje nam się, że mamy do czynienia z językiem Filokalii.
Rozdział 2
Rana serca powrót spis treści
Podamy teraz kilka uwag, które będą podsumowaniem tego, co powiedzieliśmy w
poprzednich rozdziałach: pierwszeństwo miłości, kontemplacja, modlitwa serca,
człowieczeństwo Jezusa...
Doświadczenie pokazuje, że aby naprawdę wejść w głąb modlitwy, trzeba zostać
wprowadzonym w stan bierności, w którym Bóg i dusza spotykają się w ukryciu, trzeba też,
żeby nasze serce zostało zranione... Zranione miłością Boga, zranione pragnieniem
Ukochanego. Modlitwa może naprawdę zejść w głąb i tam pozostać jedynie za cenę takiego
zranienia. Bóg musi nas dotknąć na poziomie na tyle głębokim, żebyśmy całą naszą istotą nie
mogli już się bez Niego obejść. Bez tej rany miłości nasza modlitwa pozostanie jedynie
intelektualnym albo pobożnym ćwiczeniem, nigdy nie stanie się głęboką komunią z Tym, kto
pozwoli, żeby Jego serce zostało przebite, zranione z miłości do nas.
Mówiliśmy o człowieczeństwie Jezusa jako pośrednictwie pomiędzy nami a Bogiem.
Najważniejszym miejscem ludzkiego ciała Jezusa jest Jego zranione serce. Zostało ono otwarte,
żeby Boska miłość mogła wypłynąć, żebyśmy dzięki temu mieli bezpośredni dostęp do Boga.
Nie możemy czerpać ze zdrojów Jego miłości, jeśli nasze serce nie zostało otwarte podobną
raną. Dopiero wówczas może naprawdę dojść do spotkania w miłości, co stanowi przecież
jedyny cel kontemplacji. Wtedy staje się ona tym, czym powinna być: trwaniem serca w Sercu.
Ranę, z której wypływa w nas miłość, możemy odczuwać w różny sposób: jako pragnienie,
niespokojne poszukiwanie Ukochanego, żal i ból z powodu grzechu, jako agonię nieobecności.
Może z niej płynąć zalewająca duszę błogość, niewyrażalne szczęście, ale może też być ogniem
pełnym żaru i bólu. Uczyni z nas istoty na zawsze naznaczone przez Boga, nieznajdujące w
życiu innego zadowolenia niż życie w Nim.
Pan, objawiając się nam, chce nas oczywiście uzdrawiać. Uzdrawiać z naszego
rozgoryczenia, błędów, prawdziwego lub fałszywego poczucia winy, z tego, co w nas
zatwardziałe... Wiemy o tym i mamy nadzieję, że wszystko to uzdrowi. Ale powinniśmy
zrozumieć, że w pewnym sensie bardziej zależy Mu na tym, żeby nas zranić niż uzdrowić.
Raniąc nas coraz głębiej, przygotowuje nasze prawdziwe uzdrowienie. Niezależnie od tego,
jaką postawę Bóg obiera względem nas, czy wydaje się niezwykle bliski czy też bardzo daleki,
czuły czy też obojętny (w modlitwie wewnętrznej możliwe są wszystkie te zmiany), Jego cel
jest zawsze taki sam: zranić nas głębiej miłością.
W Traktacie o Miłości Bożej Franciszka Salezego znajduje się piękny rozdział, w którym
święty ukazuje, jak Bóg na różne sposoby zbliża się, żeby zranić duszę miłością. Gdy wydaje
się, że Bóg nas opuścił, zostawił nas samych z naszymi problemami, w oschłości, czyni to po
to, by żywiej nas dotknąć.
Biedna dusza, raczej gotowa jest zginąć niż obrazić Boga, nie odczuwa pomimo to żaru, a
wręcz przeciwnie - niezwykłą oschłość, która powoduje, że cała jest jakby odrętwiała i od czasu
do czasu popada w bardzo wyrazne błędy. Taka dusza zostaje bardzo głęboko zraniona. Wydaje
jej się, że Bóg nie widzi, jak bardzo Go kocha, skoro porzuca ją jak stworzenie, które do Niego
nie należy. W swoich strapieniach, rozproszeniu i oschłości sądzi, że Pan kieruje do niej
wymówkÄ™: «Jak możesz mówić, że Mnie kochasz, skoro twoja dusza jest daleko ode Mnie?» Te
słowa ranią jej serce jak strzała, ale ten ból pochodzi z miłości; gdyby nie kochała, nie byłaby
tak zgnębiona na samą myśl o braku miłości".
Bóg mocniej nas nieraz rani, pozostawiając w ubóstwie, niż uzdrawiając!
Mniej zależy Mu na tym, żebyśmy byli doskonali, a bardziej, żeby nas z Sobą związać.
Doskonałość (przynajmniej według naszych wyobrażeń...) uczyniłaby nas samowystarczalnymi
i niezależnymi, podczas gdy zranienie sprawia, że jesteśmy ubodzy, a to prowadzi do komunii z
Nim. Jedynie ta komunia się liczy. Nie to, by osiągnąć idealną doskonałość, lecz to, by nie móc
się obejść bez Boga, być związanym z Nim nieustannie, zarówno w cnocie, jak w ubóstwie. W
taki sposób, żeby Jego miłość bez przerwy mogła spływać na nas, żebyśmy żyli w nieustannej
konieczności oddawania się Jemu, ponieważ to pozostaje Jedynym dla nas rozwiązaniem.
Ta prawda wyjaśnia bardzo wiele z naszego życia duchowego. Tłumaczy dlaczego Jezus nie
uwolnił Pawła od jego ościenia dla ciała, od owego wysłannika Szatana, który go policzkował,
lecz odpowiedział mu: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (por. 2
Kor 12,7-9).
Wyjaśnia też, dlaczego mali i ubodzy, zranieni przez życie, często otrzymują łaski modlitwy
wewnętrznej, których nie spotykamy u bogatych.
1. Modlitwa wewnętrzna - trwać z otwarta raną powrót spis treści
Modlitwa wewnętrzna to trwanie z otwartą raną miłości, trwanie, które nie pozwala jej się
zasklepić. Ta prawda powinna nas prowadzić i mówić nam, jaką postawę mamy przyjąć w
czasie modlitwy. Gdy czujemy, że rana może się zamknąć, że grozi nam rutyna, lenistwo, utrata
pierwszej miłości, wówczas trzeba działać, trzeba się obudzić, obudzić serce, używając
wszelkich możliwych środków: medytacji, rozmyślania. Trzeba uczynić wysiłek i posługując
się przenośnią świętej Teresy z Avila, iść tak daleko, jak tylko możemy o własnych siłach, aby
zaczerpnąć brakującej wody. Pan zlituje się nad nami i pozwoli nam zapłakać. Nieraz będzie to
wymagać trudu: Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę
ukochanego mej duszy (Pnp 3,2).
Gdy serce pozostaje stale otwarte, miłość może płynąć bez przeszkód - czasem gwałtownie,
a czasami niezwykle łagodnie. Mówiliśmy już, że poruszenia Boskiej miłości bywają niemal
nieodczuwalne. Miłość może płynąć, ponieważ serce pozostaje obudzone, czujne: Ja śpię, lecz
serce moje czuwa (Pnp 5,2). Należy wówczas po prostu oddawać się temu przepływowi, nie
robiąc nic innego, przyzwalając nań, lub robiąc tylko to, co w sposób naturalny sama miłość
podpowiada nam jako odpowiedz.
Mówiliśmy już, że początek modlitwy może być bardzo różny. Wspomnieliśmy o medytacji
oraz o modlitwie Jezusa; są to tylko przykłady. Myślę, że zwłaszcza dzisiaj, w naszym tak
szczególnym wieku, gdy jesteśmy tak zranieni, gdy Bóg tak bardzo się śpieszy, tradycyjny
układ następowania po sobie kolejnych etapów życia duchowego nieraz zostaje zburzony.
Bardzo często ludzie zostają zanurzeni w głęboką modlitwę wewnętrzną zupełnie nagle, bez
żadnego przygotowania. Dzięki łasce nawrócenia, wylaniu darów Ducha Zwiętego w Odnowie
Charyzmatycznej (lub gdzie indziej!), dzięki jakiemuś opatrznościowemu wydarzeniu, w
którym Bóg do nich przemówił, otrzymują ową ranę niemal natychmiast. To, co wówczas od [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
przejściowego. Dalej istnieje jeszcze wiele wyższych stopni, na które Duch Zwięty może
człowieka wprowadzić, wiele łask, których nie będziemy tutaj omawiać.
Ogromnie ciekawy jest fakt, że w tradycjach tak od siebie odległych jak modlitwa Jezusa" i
tej, której przedstawicielem jest święty Jan od Krzyża - choć proponuje się tak różne drogi - gdy
chodzi o opisy łask kontemplacji, do której te drogi prowadzą, spotyka się niemal identyczne
wyrażenia. Gdy święty Jan od Krzyża opisuje kontemplację, na przykład, jako słodki oddech
miłości", wydaje nam się, że mamy do czynienia z językiem Filokalii.
Rozdział 2
Rana serca powrót spis treści
Podamy teraz kilka uwag, które będą podsumowaniem tego, co powiedzieliśmy w
poprzednich rozdziałach: pierwszeństwo miłości, kontemplacja, modlitwa serca,
człowieczeństwo Jezusa...
Doświadczenie pokazuje, że aby naprawdę wejść w głąb modlitwy, trzeba zostać
wprowadzonym w stan bierności, w którym Bóg i dusza spotykają się w ukryciu, trzeba też,
żeby nasze serce zostało zranione... Zranione miłością Boga, zranione pragnieniem
Ukochanego. Modlitwa może naprawdę zejść w głąb i tam pozostać jedynie za cenę takiego
zranienia. Bóg musi nas dotknąć na poziomie na tyle głębokim, żebyśmy całą naszą istotą nie
mogli już się bez Niego obejść. Bez tej rany miłości nasza modlitwa pozostanie jedynie
intelektualnym albo pobożnym ćwiczeniem, nigdy nie stanie się głęboką komunią z Tym, kto
pozwoli, żeby Jego serce zostało przebite, zranione z miłości do nas.
Mówiliśmy o człowieczeństwie Jezusa jako pośrednictwie pomiędzy nami a Bogiem.
Najważniejszym miejscem ludzkiego ciała Jezusa jest Jego zranione serce. Zostało ono otwarte,
żeby Boska miłość mogła wypłynąć, żebyśmy dzięki temu mieli bezpośredni dostęp do Boga.
Nie możemy czerpać ze zdrojów Jego miłości, jeśli nasze serce nie zostało otwarte podobną
raną. Dopiero wówczas może naprawdę dojść do spotkania w miłości, co stanowi przecież
jedyny cel kontemplacji. Wtedy staje się ona tym, czym powinna być: trwaniem serca w Sercu.
Ranę, z której wypływa w nas miłość, możemy odczuwać w różny sposób: jako pragnienie,
niespokojne poszukiwanie Ukochanego, żal i ból z powodu grzechu, jako agonię nieobecności.
Może z niej płynąć zalewająca duszę błogość, niewyrażalne szczęście, ale może też być ogniem
pełnym żaru i bólu. Uczyni z nas istoty na zawsze naznaczone przez Boga, nieznajdujące w
życiu innego zadowolenia niż życie w Nim.
Pan, objawiając się nam, chce nas oczywiście uzdrawiać. Uzdrawiać z naszego
rozgoryczenia, błędów, prawdziwego lub fałszywego poczucia winy, z tego, co w nas
zatwardziałe... Wiemy o tym i mamy nadzieję, że wszystko to uzdrowi. Ale powinniśmy
zrozumieć, że w pewnym sensie bardziej zależy Mu na tym, żeby nas zranić niż uzdrowić.
Raniąc nas coraz głębiej, przygotowuje nasze prawdziwe uzdrowienie. Niezależnie od tego,
jaką postawę Bóg obiera względem nas, czy wydaje się niezwykle bliski czy też bardzo daleki,
czuły czy też obojętny (w modlitwie wewnętrznej możliwe są wszystkie te zmiany), Jego cel
jest zawsze taki sam: zranić nas głębiej miłością.
W Traktacie o Miłości Bożej Franciszka Salezego znajduje się piękny rozdział, w którym
święty ukazuje, jak Bóg na różne sposoby zbliża się, żeby zranić duszę miłością. Gdy wydaje
się, że Bóg nas opuścił, zostawił nas samych z naszymi problemami, w oschłości, czyni to po
to, by żywiej nas dotknąć.
Biedna dusza, raczej gotowa jest zginąć niż obrazić Boga, nie odczuwa pomimo to żaru, a
wręcz przeciwnie - niezwykłą oschłość, która powoduje, że cała jest jakby odrętwiała i od czasu
do czasu popada w bardzo wyrazne błędy. Taka dusza zostaje bardzo głęboko zraniona. Wydaje
jej się, że Bóg nie widzi, jak bardzo Go kocha, skoro porzuca ją jak stworzenie, które do Niego
nie należy. W swoich strapieniach, rozproszeniu i oschłości sądzi, że Pan kieruje do niej
wymówkÄ™: «Jak możesz mówić, że Mnie kochasz, skoro twoja dusza jest daleko ode Mnie?» Te
słowa ranią jej serce jak strzała, ale ten ból pochodzi z miłości; gdyby nie kochała, nie byłaby
tak zgnębiona na samą myśl o braku miłości".
Bóg mocniej nas nieraz rani, pozostawiając w ubóstwie, niż uzdrawiając!
Mniej zależy Mu na tym, żebyśmy byli doskonali, a bardziej, żeby nas z Sobą związać.
Doskonałość (przynajmniej według naszych wyobrażeń...) uczyniłaby nas samowystarczalnymi
i niezależnymi, podczas gdy zranienie sprawia, że jesteśmy ubodzy, a to prowadzi do komunii z
Nim. Jedynie ta komunia się liczy. Nie to, by osiągnąć idealną doskonałość, lecz to, by nie móc
się obejść bez Boga, być związanym z Nim nieustannie, zarówno w cnocie, jak w ubóstwie. W
taki sposób, żeby Jego miłość bez przerwy mogła spływać na nas, żebyśmy żyli w nieustannej
konieczności oddawania się Jemu, ponieważ to pozostaje Jedynym dla nas rozwiązaniem.
Ta prawda wyjaśnia bardzo wiele z naszego życia duchowego. Tłumaczy dlaczego Jezus nie
uwolnił Pawła od jego ościenia dla ciała, od owego wysłannika Szatana, który go policzkował,
lecz odpowiedział mu: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (por. 2
Kor 12,7-9).
Wyjaśnia też, dlaczego mali i ubodzy, zranieni przez życie, często otrzymują łaski modlitwy
wewnętrznej, których nie spotykamy u bogatych.
1. Modlitwa wewnętrzna - trwać z otwarta raną powrót spis treści
Modlitwa wewnętrzna to trwanie z otwartą raną miłości, trwanie, które nie pozwala jej się
zasklepić. Ta prawda powinna nas prowadzić i mówić nam, jaką postawę mamy przyjąć w
czasie modlitwy. Gdy czujemy, że rana może się zamknąć, że grozi nam rutyna, lenistwo, utrata
pierwszej miłości, wówczas trzeba działać, trzeba się obudzić, obudzić serce, używając
wszelkich możliwych środków: medytacji, rozmyślania. Trzeba uczynić wysiłek i posługując
się przenośnią świętej Teresy z Avila, iść tak daleko, jak tylko możemy o własnych siłach, aby
zaczerpnąć brakującej wody. Pan zlituje się nad nami i pozwoli nam zapłakać. Nieraz będzie to
wymagać trudu: Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę
ukochanego mej duszy (Pnp 3,2).
Gdy serce pozostaje stale otwarte, miłość może płynąć bez przeszkód - czasem gwałtownie,
a czasami niezwykle łagodnie. Mówiliśmy już, że poruszenia Boskiej miłości bywają niemal
nieodczuwalne. Miłość może płynąć, ponieważ serce pozostaje obudzone, czujne: Ja śpię, lecz
serce moje czuwa (Pnp 5,2). Należy wówczas po prostu oddawać się temu przepływowi, nie
robiąc nic innego, przyzwalając nań, lub robiąc tylko to, co w sposób naturalny sama miłość
podpowiada nam jako odpowiedz.
Mówiliśmy już, że początek modlitwy może być bardzo różny. Wspomnieliśmy o medytacji
oraz o modlitwie Jezusa; są to tylko przykłady. Myślę, że zwłaszcza dzisiaj, w naszym tak
szczególnym wieku, gdy jesteśmy tak zranieni, gdy Bóg tak bardzo się śpieszy, tradycyjny
układ następowania po sobie kolejnych etapów życia duchowego nieraz zostaje zburzony.
Bardzo często ludzie zostają zanurzeni w głęboką modlitwę wewnętrzną zupełnie nagle, bez
żadnego przygotowania. Dzięki łasce nawrócenia, wylaniu darów Ducha Zwiętego w Odnowie
Charyzmatycznej (lub gdzie indziej!), dzięki jakiemuś opatrznościowemu wydarzeniu, w
którym Bóg do nich przemówił, otrzymują ową ranę niemal natychmiast. To, co wówczas od [ Pobierz całość w formacie PDF ]