[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postanowiłem na razie obejrzeć dokładnie pierścionek. Był piękny i taki jakiś... staromodny
może nawet zabytkowy? Intrygowało mnie również wygrawerowane po wewnętrznej stronie
obrączki nazwisko, które wczoraj z takim trudem odczytałem: Giuseppe Cantori, 1819. Skąd ja cię
znam, kolego?
Teofil Przyzba!" wstrząsnęła mną odkrywcza myśl. Drżąc z emocji, przekopałem szufladę z
niemieszczącymi się na półkach książkami i przeczytanymi czasopismami.
Wydana w 1994 roku, mocno już podniszczona, broszura zatytułowana Trombolińskie tajemnice
autorstwa zagorzałego miłośnika naszego miasta, Teofila Przyzby, niejednokrotnie pobudzała moją
wyobraznię, opowiadając o zaginionych skarbach, czekających na odkrycie podziemiach i
intrygujących wydarzeniach.
Otworzyłem książkę na spisie treści i przeczytałem półgłosem:
187
Rozdział szósty czyli historia tragicznej miłości Giuseppe Cantoriego do Teresy Trombollini.
U góry strony widniała reprodukcja ryciny przedstawiającej smukłego młodzieńca z zaczesanym do
góry lokiem, ubranego w kamizelkę i długi żakiet z szerokimi klapami oraz w obcisłe spodnie. Na
drugim planie można było rozpoznać częściowo przysłonięty drzewami pałacyk hrabiego von
Bittza obecnie siedzibę trombolińskiego muzeum. Pod rysunkiem wił się odręczny podpis: G.
Cantori, Juni 1819.
Pomagając sobie palcem, wodziłem wzrokiem po zapisanych maczkiem linijkach, na nowo
odkrywając zapomnianą historię.
...porzuciwszy Florencję, czas jakiś mieszkał w Paryżu, gdzie w marcu 1817 roku spotkał
przebywającego tam z rodzinną wizytą Aleksandra hrabiego von Bittza wraz z poślubioną niedawno
Teresą Trombollini, pośrednio skoligaconą z zamordowanym w Rzymie sekretarzem poselstwa
francuskiego, Hugonem Bassville.
Młodsza od swojego męża o dwadzieścia lat Teresa na cześć której stary hrabia przemianował
część rodzinnych włości, nadając dwuipółtysięcznej wówczas osadzie nazwę Trombollstadt od
pierwszego wejrzenia zakochała się w młodym, obiecującym poecie. Na nieszczęście dla obojga,
żar jej niewieściego serca spotkał się z wzajemnością. Od tego momentu losy kochanków coraz
mocniej się ze sobą splatają.
Po ukazaniu się dzieła Promessi sposi" nazwisko Cantori stało się głośne, toteż w czerwcu 1819
roku, wytęskniony oraz ośmielony ożywioną korespondencją ze swą oblubienicą, Giuseppe
postanawia pod byle pretekstem odwiedzić pałac w Trombolinie.
188
Wcześniej, opłaciwszy sowicie paryskich jubilerów, Cantori zamawia pierścień z oprawnym w
złoto brylantem, mimo ryzyka każąc wygrawerować na obrączce swoje nazwisko. Pierścień ma być
prezentem, którym poeta chce przypieczętować tajemny związek kochanków.
Cantori odwiedza Teresę, dowiadując się ku swej radości iż jaśnie pan małżonek od dnia
wczorajszego spędza czas na łowach w pobliskich borach. Ośmielony szczęśliwym zbiegiem
okoliczności jako że w owych czasach polowania trwały nawet i tydzień cały Giuseppe
zostaje na noc w pałacu.
Niestety, lojalna służba rychło powiadamia hrabiego o niespodziewanej wizycie. Ten, śpiesząc
czynić honory gospodarza domu, wczesnym rankiem spotyka tak poważanego gościa śpiącego u
boku Teresy w hrabiowskim łożu.
Zakłuty sztyletem Giuseppe został pochowany na skraju pałacowego cmentarza, skąd po wielu
staraniach ekshumowała go zrozpaczona rodzina. Prochy nieszczęsnego kochanka po dziś dzień
spoczywają na florenckim cmentarzu, w grobowcu, który stał się miejscem pielgrzymek
zakochanych.
Ofiarowany Teresie pierścień dar Giuseppe po drugiej wojnie światowej zaginął, by
niespodziewanie odnalezć się w 1993 roku w Muzeum Miasta Odessa, skąd został wykupiony przez
znanego filantropa Ksawerego Trzaśkiewicza-Strugałłę i przekazany włodarzom Trombolina.
Czytałem tę historię z wypiekami na twarzy aż do chwili, w której uświadomiłem sobie, jaki
skarb trzymam w zaciśniętej dłoni. Wtedy natychmiast pobladłem.
189
Janek, obiad! Brzmiący niczym wołanie z zaświatów głos mamy przerwał gonitwę myśli.
Sprawdziłem czas. Jakimś tajemniczym sposobem nadeszła już czwarta po południu, czyli pora
rodzinnego obiadu.
Na samą myśl o jedzeniu odbiło mi się biohumusem.
Idę! odkrzyknąłem, rozglądając się w panice po pokoju. W końcu, z braku bezpieczniejszego
miejsca, włożyłem pierścionek pod poduszkę.
Rozmawiałem z sąsiadem rzekł ojciec na powitanie. Glut przyjrzał mi się z żywym
zainteresowaniem.
Ja też rozmawiałem z sąsiadem powiedział. - Dał ci dla mnie jabłka.
Nie teraz," Krzysiu. Rozmawiam z twoim bratem. Ojciec popatrzył mi w oczy Kiedy zamiast
imienia używał określeń zastępczych, mogłem się spodziewać dłuższego wykładu.
Mama, udając, że wcale nie słucha, nakładała na talerze obiad a dokładniej: jajecznicę i frytki z
mrożonki, czyli znów coś na szybko".
Pan Karol skarży się, że zwodzisz go z malowaniem ogrodzenia. Była już o tym mowa w
ubiegłym tygodniu.
Przecież dopiero wczoraj... przerwałem mu, oburzony.
W ubiegłym tygodniu zasugerowałem ci, że powinieneś się bardziej udzielać w domu.
Komputer został schowany, więc chyba masz czas... Wywód stawał się monotonny, co
zwiastowało nadciągającą burzę. Powiedz, czym
190
jesteś tak zajęty? Przecież ze szkoły wróciłeś ponad godzinę temu.
I powiedz, gdzie są moje urodzinowe jabłka od pana sąsiada! wtrącił Glut.
Jabłka są w przedpokoju, za moim plecakiem... Jak to: urodzinowe? jęknąłem. Masz
dzisiaj urodziny?
Tylko nie mów, że zapomniałeś o urodzinach Krzysia! Talerz z obiadem uderzył o stół, a
krople gorącego tłuszczu wsiąkły w moje spodnie. Mama spojrzała na mnie jak głodna pantera na
upatrzoną ofiarę. Nawet pan Karol pamiętał, obcy człowiek!
Glut, wykorzystując moje niskie notowania, przytulił się do ojca z udawanym szlochem.
Podminowana atmosfera odebrała mi resztki rozsądku.
Może nie powinienem, ale... oblizałem spierzchnięte wargi .. .dobrze wiecie, jak lubię się
z nim droczyć. Pewnie, że pamiętałem o jego... eee, urodzinach. Przecież kupiłem mu prezent.
Ojciec wyglądał na zbitego z tropu. Prawdopodobnie przyszykował sobie dłuższą mowę
wychowawczą z wieńczącym całość projektem wymyślnej kary, a tu proszę, nagłe
rozczarowanie.
No i co dla mnie masz? ekscytował się Glut, który jeszcze przed chwilą łkał ojcu w koszulę.
Bo tatuś kupił mi czołg!
Tomeczku, kupiłeś dziecku czołg? zdenerwowała się mama. A jak wyrośnie z niego
gangster albo, przypuśćmy, terrorysta?! Biedaczka, nie zauważyła, że jej młodsza
191
pociecha już od dawna jest wytrawnym gangsterem i terrorystą.
Ale co chcesz mi dać? Zniecierpliwiony właściciel czołgu domagał się natychmiastowej
odpowiedzi.
Zaczekaj zwlokłem się z krzesła. Zaraz ci przyniosę.
Poszedłem do mojego pokoju, słysząc nieudolne tłumaczenia i wywody ojca na temat męskości, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Postanowiłem na razie obejrzeć dokładnie pierścionek. Był piękny i taki jakiś... staromodny
może nawet zabytkowy? Intrygowało mnie również wygrawerowane po wewnętrznej stronie
obrączki nazwisko, które wczoraj z takim trudem odczytałem: Giuseppe Cantori, 1819. Skąd ja cię
znam, kolego?
Teofil Przyzba!" wstrząsnęła mną odkrywcza myśl. Drżąc z emocji, przekopałem szufladę z
niemieszczącymi się na półkach książkami i przeczytanymi czasopismami.
Wydana w 1994 roku, mocno już podniszczona, broszura zatytułowana Trombolińskie tajemnice
autorstwa zagorzałego miłośnika naszego miasta, Teofila Przyzby, niejednokrotnie pobudzała moją
wyobraznię, opowiadając o zaginionych skarbach, czekających na odkrycie podziemiach i
intrygujących wydarzeniach.
Otworzyłem książkę na spisie treści i przeczytałem półgłosem:
187
Rozdział szósty czyli historia tragicznej miłości Giuseppe Cantoriego do Teresy Trombollini.
U góry strony widniała reprodukcja ryciny przedstawiającej smukłego młodzieńca z zaczesanym do
góry lokiem, ubranego w kamizelkę i długi żakiet z szerokimi klapami oraz w obcisłe spodnie. Na
drugim planie można było rozpoznać częściowo przysłonięty drzewami pałacyk hrabiego von
Bittza obecnie siedzibę trombolińskiego muzeum. Pod rysunkiem wił się odręczny podpis: G.
Cantori, Juni 1819.
Pomagając sobie palcem, wodziłem wzrokiem po zapisanych maczkiem linijkach, na nowo
odkrywając zapomnianą historię.
...porzuciwszy Florencję, czas jakiś mieszkał w Paryżu, gdzie w marcu 1817 roku spotkał
przebywającego tam z rodzinną wizytą Aleksandra hrabiego von Bittza wraz z poślubioną niedawno
Teresą Trombollini, pośrednio skoligaconą z zamordowanym w Rzymie sekretarzem poselstwa
francuskiego, Hugonem Bassville.
Młodsza od swojego męża o dwadzieścia lat Teresa na cześć której stary hrabia przemianował
część rodzinnych włości, nadając dwuipółtysięcznej wówczas osadzie nazwę Trombollstadt od
pierwszego wejrzenia zakochała się w młodym, obiecującym poecie. Na nieszczęście dla obojga,
żar jej niewieściego serca spotkał się z wzajemnością. Od tego momentu losy kochanków coraz
mocniej się ze sobą splatają.
Po ukazaniu się dzieła Promessi sposi" nazwisko Cantori stało się głośne, toteż w czerwcu 1819
roku, wytęskniony oraz ośmielony ożywioną korespondencją ze swą oblubienicą, Giuseppe
postanawia pod byle pretekstem odwiedzić pałac w Trombolinie.
188
Wcześniej, opłaciwszy sowicie paryskich jubilerów, Cantori zamawia pierścień z oprawnym w
złoto brylantem, mimo ryzyka każąc wygrawerować na obrączce swoje nazwisko. Pierścień ma być
prezentem, którym poeta chce przypieczętować tajemny związek kochanków.
Cantori odwiedza Teresę, dowiadując się ku swej radości iż jaśnie pan małżonek od dnia
wczorajszego spędza czas na łowach w pobliskich borach. Ośmielony szczęśliwym zbiegiem
okoliczności jako że w owych czasach polowania trwały nawet i tydzień cały Giuseppe
zostaje na noc w pałacu.
Niestety, lojalna służba rychło powiadamia hrabiego o niespodziewanej wizycie. Ten, śpiesząc
czynić honory gospodarza domu, wczesnym rankiem spotyka tak poważanego gościa śpiącego u
boku Teresy w hrabiowskim łożu.
Zakłuty sztyletem Giuseppe został pochowany na skraju pałacowego cmentarza, skąd po wielu
staraniach ekshumowała go zrozpaczona rodzina. Prochy nieszczęsnego kochanka po dziś dzień
spoczywają na florenckim cmentarzu, w grobowcu, który stał się miejscem pielgrzymek
zakochanych.
Ofiarowany Teresie pierścień dar Giuseppe po drugiej wojnie światowej zaginął, by
niespodziewanie odnalezć się w 1993 roku w Muzeum Miasta Odessa, skąd został wykupiony przez
znanego filantropa Ksawerego Trzaśkiewicza-Strugałłę i przekazany włodarzom Trombolina.
Czytałem tę historię z wypiekami na twarzy aż do chwili, w której uświadomiłem sobie, jaki
skarb trzymam w zaciśniętej dłoni. Wtedy natychmiast pobladłem.
189
Janek, obiad! Brzmiący niczym wołanie z zaświatów głos mamy przerwał gonitwę myśli.
Sprawdziłem czas. Jakimś tajemniczym sposobem nadeszła już czwarta po południu, czyli pora
rodzinnego obiadu.
Na samą myśl o jedzeniu odbiło mi się biohumusem.
Idę! odkrzyknąłem, rozglądając się w panice po pokoju. W końcu, z braku bezpieczniejszego
miejsca, włożyłem pierścionek pod poduszkę.
Rozmawiałem z sąsiadem rzekł ojciec na powitanie. Glut przyjrzał mi się z żywym
zainteresowaniem.
Ja też rozmawiałem z sąsiadem powiedział. - Dał ci dla mnie jabłka.
Nie teraz," Krzysiu. Rozmawiam z twoim bratem. Ojciec popatrzył mi w oczy Kiedy zamiast
imienia używał określeń zastępczych, mogłem się spodziewać dłuższego wykładu.
Mama, udając, że wcale nie słucha, nakładała na talerze obiad a dokładniej: jajecznicę i frytki z
mrożonki, czyli znów coś na szybko".
Pan Karol skarży się, że zwodzisz go z malowaniem ogrodzenia. Była już o tym mowa w
ubiegłym tygodniu.
Przecież dopiero wczoraj... przerwałem mu, oburzony.
W ubiegłym tygodniu zasugerowałem ci, że powinieneś się bardziej udzielać w domu.
Komputer został schowany, więc chyba masz czas... Wywód stawał się monotonny, co
zwiastowało nadciągającą burzę. Powiedz, czym
190
jesteś tak zajęty? Przecież ze szkoły wróciłeś ponad godzinę temu.
I powiedz, gdzie są moje urodzinowe jabłka od pana sąsiada! wtrącił Glut.
Jabłka są w przedpokoju, za moim plecakiem... Jak to: urodzinowe? jęknąłem. Masz
dzisiaj urodziny?
Tylko nie mów, że zapomniałeś o urodzinach Krzysia! Talerz z obiadem uderzył o stół, a
krople gorącego tłuszczu wsiąkły w moje spodnie. Mama spojrzała na mnie jak głodna pantera na
upatrzoną ofiarę. Nawet pan Karol pamiętał, obcy człowiek!
Glut, wykorzystując moje niskie notowania, przytulił się do ojca z udawanym szlochem.
Podminowana atmosfera odebrała mi resztki rozsądku.
Może nie powinienem, ale... oblizałem spierzchnięte wargi .. .dobrze wiecie, jak lubię się
z nim droczyć. Pewnie, że pamiętałem o jego... eee, urodzinach. Przecież kupiłem mu prezent.
Ojciec wyglądał na zbitego z tropu. Prawdopodobnie przyszykował sobie dłuższą mowę
wychowawczą z wieńczącym całość projektem wymyślnej kary, a tu proszę, nagłe
rozczarowanie.
No i co dla mnie masz? ekscytował się Glut, który jeszcze przed chwilą łkał ojcu w koszulę.
Bo tatuś kupił mi czołg!
Tomeczku, kupiłeś dziecku czołg? zdenerwowała się mama. A jak wyrośnie z niego
gangster albo, przypuśćmy, terrorysta?! Biedaczka, nie zauważyła, że jej młodsza
191
pociecha już od dawna jest wytrawnym gangsterem i terrorystą.
Ale co chcesz mi dać? Zniecierpliwiony właściciel czołgu domagał się natychmiastowej
odpowiedzi.
Zaczekaj zwlokłem się z krzesła. Zaraz ci przyniosę.
Poszedłem do mojego pokoju, słysząc nieudolne tłumaczenia i wywody ojca na temat męskości, [ Pobierz całość w formacie PDF ]