[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udawać maleńki witraż w hallu rezydencji. Rudowłosy
artysta uniósł lekko brwi, kiedy zza ściany dobiegło głośne
skrzypnięcie.
Stara kanapa w biurze nie była zbyt wygodna. Zrobi
jeszcze jedno lub dwa okna, zanim tam wejdzie. W końcu
wcale nie miał ochoty znowu wrócić na ulicę. Te londyńskie
ulice nawet w środku lata były paskudnie wilgotne.
Poza tym gdy ujrzał na własne oczy, że tych dwoje łączy
prawdziwe uczucie, iluzja nie dawała mu już takiej przyjem-
318
KLEJNOT
ności jak kiedyś. Uważał, że jego kuzyneczka to niezły
oryginał. Wcale nie przeszkadzało jej to, że poślubia
sklepikarza. On sam nie miałby nic przeciw temu, żeby też
kiedyś spotkać podobną kobietę - prawdziwą kobietę, nie
iluzję.
Ale tymczasem miał niezłą zabawę, siedząc z boku
i przyglądając się rozkwitającej miłości córki markiza
i człowieka, który sam zarabiał na życie. Z przyjemnością
myślał o tym, że to on sam jest częściowo odpowiedzialny
za miłosne odgłosy, które dobiegały z pokoju obok - on
i naszyjnik z rubinem, oczywiście.
Pogwizdując, pstryknął palcami i wyjął spomiędzy nich
maleńki klejnot. Za chwilę miał wsunąć go do szufladki
miniaturowego sekretarzyka, czekającego na swe miejsce
w replice rezydencji. Promienie południowego słońca
rozpalały rubinową czerwień kamyka. Rudowłosy magik
uśmiechnął się do siebie.
Teraz, gdy Reginald Montague miał prawdziwy klejnot,
nie będzie nawet pamiętał o tym kawałku szkła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
udawać maleńki witraż w hallu rezydencji. Rudowłosy
artysta uniósł lekko brwi, kiedy zza ściany dobiegło głośne
skrzypnięcie.
Stara kanapa w biurze nie była zbyt wygodna. Zrobi
jeszcze jedno lub dwa okna, zanim tam wejdzie. W końcu
wcale nie miał ochoty znowu wrócić na ulicę. Te londyńskie
ulice nawet w środku lata były paskudnie wilgotne.
Poza tym gdy ujrzał na własne oczy, że tych dwoje łączy
prawdziwe uczucie, iluzja nie dawała mu już takiej przyjem-
318
KLEJNOT
ności jak kiedyś. Uważał, że jego kuzyneczka to niezły
oryginał. Wcale nie przeszkadzało jej to, że poślubia
sklepikarza. On sam nie miałby nic przeciw temu, żeby też
kiedyś spotkać podobną kobietę - prawdziwą kobietę, nie
iluzję.
Ale tymczasem miał niezłą zabawę, siedząc z boku
i przyglądając się rozkwitającej miłości córki markiza
i człowieka, który sam zarabiał na życie. Z przyjemnością
myślał o tym, że to on sam jest częściowo odpowiedzialny
za miłosne odgłosy, które dobiegały z pokoju obok - on
i naszyjnik z rubinem, oczywiście.
Pogwizdując, pstryknął palcami i wyjął spomiędzy nich
maleńki klejnot. Za chwilę miał wsunąć go do szufladki
miniaturowego sekretarzyka, czekającego na swe miejsce
w replice rezydencji. Promienie południowego słońca
rozpalały rubinową czerwień kamyka. Rudowłosy magik
uśmiechnął się do siebie.
Teraz, gdy Reginald Montague miał prawdziwy klejnot,
nie będzie nawet pamiętał o tym kawałku szkła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]