[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ważne, że zupełnie nie wiedziała, jak się do niej ustosunkować.
- Twój brak doświadczenia z mężczyznami jest porażający, Nat - zażartowała kiedyś jej przyja-
ciółka. - Nigdy nie spotkałaś takiego, którego po prostu musiałabyś mieć?
Aż do tej pory nie.
- Co cię tak rozbawiło? - spytał Ludovic, widząc jej minę.
- Po prostu przyszła mi do głowy zwariowana myśl.
- Powiesz mi jaka?
- Nie. - Wzruszyła ramionami i odgarnęła włosy za ucho. - A przynajmniej nie teraz. Możesz
opowiedzieć mi coś więcej o swoich rodzicach, zanim ich poznam? Chciałabym też kupić twojej
mamie jakiś drobiazg. Może bukiet kwiatów?
- Oczywiście, ale ona ma ogród pełen kwiatów. Nie musisz się kłopotać prezentem. Ty sama bę-
dziesz dla nich wystarczającym podarkiem, Natalie.
- Ale przecież nie jestem twoją narzeczoną. To wszystko jest tylko udawane.
Mięsień w jego policzku poruszył się.
- Wiem o tym.
- Uważam, że należy przynieść jakiś podarek osobie, która po raz pierwszy zaprasza cię do
swojego domu, nie sądzisz?
Ludovic westchnął.
- Skoro tak ci na tym zależy, zatrzymamy się po drodze i kupimy jej wazon, do którego będzie
mogła wstawiać swoje kwiaty, dobrze?
Natalie uśmiechnęła się.
- Bardzo chętnie. A teraz opowiedz mi o niej trochę. Jaka jest twoja mama? Naprawdę chcia-
łabym wiedzieć.
Twarz Ludovica przybrała łagodny wyraz, jakby myśl o matce była niezwykle przyjemna.
- Jest piękną kobietą i wspaniałą matką. Lubi ludzi i lubi sprawiać, żeby wszyscy się z nią
dobrze czuli. Co więcej mogę powiedzieć? - W jego oczach pojawiło się rozbawienie. - Jest doskonałą
kucharką i doskonałą krawcową. Zanim poznała mojego ojca, szyła suknie. Ojciec we wszystkim na
niej polega. Ale nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że ci to powiedziałem. To typowy
macho i lubi być tak postrzegany. A teraz chciałbym prosić, żebyś zrobiła jedną rzecz.
- Co takiego?
Ludovic pochylił się do przodu, tak że wyraźnie widziała każdą rzęsę i najdrobniejszą
zmarszczkę wokół oczu.
- Możesz się postarać nie wyglądać tak kusząco, kiedy się uśmiechasz? W przeciwnym wy-
padku będę zmuszony zmyć ci ten uśmiech pocałunkiem, zerwać z ciebie tę niewinną sukienkę, którą
kupiła ci mama, i wszystko inne, co pod nią masz.
Natalie z trudem stłumiła jęk.
- Nie sądzę, żeby... To znaczy, uważam, że powinniśmy...
- Spróbować?
Sięgnęła po papierową serwetkę, żeby wytrzeć usta.
- Wydaje mi się, że powinniśmy pozostać przy bardziej neutralnych tematach.
- Nawet jeśli patrzenie w te twoje niewinne szare oczy doprowadza mnie do szaleństwa?
Chętnie powiedziałbym ci, co zrobiłbym z tobą w łóżku.
- Naprawdę wzbudzam w tobie takie uczucia?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie. Tymczasem jednak musimy jechać do rodziców. Chyba
pora, żeby się do tego spotkania przygotować.
- Ile nam zajmie dojechanie tam?
- Około godziny.
- Gdzie dokładnie mieszkają twoi rodzice?
- Jakieś cztery kilometry od Lindos. Całe szczęście mają blisko do morza.
- Tam właśnie dorastałeś?
W jego oczach pojawił się niepokój. Wciąż denerwował się przed spotkaniem z rodzicami, a
ona nie wiedziała, jak mu pomóc.
- Tak. Tam właśnie wychowaliśmy się razem z Theo. Mieliśmy wspaniałe dzieciństwo. Rodzice
dawali nam dużo swobody. Często przed szkołą chodziliśmy się bawić na plażę. Potem biegliśmy do
domu na śniadanie.
- Śniadanie? Myślałam, że w Grecji pija się rano jedynie kawę.
- Moja mama uważa, że śniadanie jest bardzo ważne. Dawała nam psomi, czyli bułki z ziarnem
sezamowym, i miękki ser.
- Och, uwielbiam psomi. Moja mama często je piecze, zwłaszcza gdy ktoś do nas przychodzi.
- Będziesz musiała powiedzieć o tym mojej mamie. Na pewno będzie się chciała dowiedzieć jak
najwięcej o twojej. - Dotknął dłonią jej policzka i westchnął. - Chyba powinniśmy się zbierać. Jeśli
chcesz wiedzieć jeszcze coś, spytasz mnie po drodze.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył w stronę domu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
ważne, że zupełnie nie wiedziała, jak się do niej ustosunkować.
- Twój brak doświadczenia z mężczyznami jest porażający, Nat - zażartowała kiedyś jej przyja-
ciółka. - Nigdy nie spotkałaś takiego, którego po prostu musiałabyś mieć?
Aż do tej pory nie.
- Co cię tak rozbawiło? - spytał Ludovic, widząc jej minę.
- Po prostu przyszła mi do głowy zwariowana myśl.
- Powiesz mi jaka?
- Nie. - Wzruszyła ramionami i odgarnęła włosy za ucho. - A przynajmniej nie teraz. Możesz
opowiedzieć mi coś więcej o swoich rodzicach, zanim ich poznam? Chciałabym też kupić twojej
mamie jakiś drobiazg. Może bukiet kwiatów?
- Oczywiście, ale ona ma ogród pełen kwiatów. Nie musisz się kłopotać prezentem. Ty sama bę-
dziesz dla nich wystarczającym podarkiem, Natalie.
- Ale przecież nie jestem twoją narzeczoną. To wszystko jest tylko udawane.
Mięsień w jego policzku poruszył się.
- Wiem o tym.
- Uważam, że należy przynieść jakiś podarek osobie, która po raz pierwszy zaprasza cię do
swojego domu, nie sądzisz?
Ludovic westchnął.
- Skoro tak ci na tym zależy, zatrzymamy się po drodze i kupimy jej wazon, do którego będzie
mogła wstawiać swoje kwiaty, dobrze?
Natalie uśmiechnęła się.
- Bardzo chętnie. A teraz opowiedz mi o niej trochę. Jaka jest twoja mama? Naprawdę chcia-
łabym wiedzieć.
Twarz Ludovica przybrała łagodny wyraz, jakby myśl o matce była niezwykle przyjemna.
- Jest piękną kobietą i wspaniałą matką. Lubi ludzi i lubi sprawiać, żeby wszyscy się z nią
dobrze czuli. Co więcej mogę powiedzieć? - W jego oczach pojawiło się rozbawienie. - Jest doskonałą
kucharką i doskonałą krawcową. Zanim poznała mojego ojca, szyła suknie. Ojciec we wszystkim na
niej polega. Ale nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że ci to powiedziałem. To typowy
macho i lubi być tak postrzegany. A teraz chciałbym prosić, żebyś zrobiła jedną rzecz.
- Co takiego?
Ludovic pochylił się do przodu, tak że wyraźnie widziała każdą rzęsę i najdrobniejszą
zmarszczkę wokół oczu.
- Możesz się postarać nie wyglądać tak kusząco, kiedy się uśmiechasz? W przeciwnym wy-
padku będę zmuszony zmyć ci ten uśmiech pocałunkiem, zerwać z ciebie tę niewinną sukienkę, którą
kupiła ci mama, i wszystko inne, co pod nią masz.
Natalie z trudem stłumiła jęk.
- Nie sądzę, żeby... To znaczy, uważam, że powinniśmy...
- Spróbować?
Sięgnęła po papierową serwetkę, żeby wytrzeć usta.
- Wydaje mi się, że powinniśmy pozostać przy bardziej neutralnych tematach.
- Nawet jeśli patrzenie w te twoje niewinne szare oczy doprowadza mnie do szaleństwa?
Chętnie powiedziałbym ci, co zrobiłbym z tobą w łóżku.
- Naprawdę wzbudzam w tobie takie uczucia?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie. Tymczasem jednak musimy jechać do rodziców. Chyba
pora, żeby się do tego spotkania przygotować.
- Ile nam zajmie dojechanie tam?
- Około godziny.
- Gdzie dokładnie mieszkają twoi rodzice?
- Jakieś cztery kilometry od Lindos. Całe szczęście mają blisko do morza.
- Tam właśnie dorastałeś?
W jego oczach pojawił się niepokój. Wciąż denerwował się przed spotkaniem z rodzicami, a
ona nie wiedziała, jak mu pomóc.
- Tak. Tam właśnie wychowaliśmy się razem z Theo. Mieliśmy wspaniałe dzieciństwo. Rodzice
dawali nam dużo swobody. Często przed szkołą chodziliśmy się bawić na plażę. Potem biegliśmy do
domu na śniadanie.
- Śniadanie? Myślałam, że w Grecji pija się rano jedynie kawę.
- Moja mama uważa, że śniadanie jest bardzo ważne. Dawała nam psomi, czyli bułki z ziarnem
sezamowym, i miękki ser.
- Och, uwielbiam psomi. Moja mama często je piecze, zwłaszcza gdy ktoś do nas przychodzi.
- Będziesz musiała powiedzieć o tym mojej mamie. Na pewno będzie się chciała dowiedzieć jak
najwięcej o twojej. - Dotknął dłonią jej policzka i westchnął. - Chyba powinniśmy się zbierać. Jeśli
chcesz wiedzieć jeszcze coś, spytasz mnie po drodze.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył w stronę domu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY [ Pobierz całość w formacie PDF ]