download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samą porę, bo gdyby nie zdążył, to tato mógłby umrzeć od jadu. Ta
skolopendra spadła na tatę z sufitu, kiedy spał, i nie była duża, ale i tak
RS
122
będzie od jej ugryzienia blizna na uchu na całe życie. Tak powiedział
doktor.
Moje łóżko stało w samym kącie baraku. Pewnego wieczora pani
Wojciechowska umyła swojego małego Waldka i niosła go  na barana" do
łóżka. Chłopczyk wlepił oczy w ścianę nad moim łóżkiem i krzyknął:
- Kalaluch! Mamo, jaki duży kalaluch!
- Gdzie syneczku?
Pokazał paluszkiem na moje łóżko. Wisiała tam ogromna skolopendra
zwinięta w podkowę.
Narobiłyśmy krzyku, tata rzucił w nią butem, ale nie trafił. Spadła
jednak na łóżko i zaczęła uciekać. Wszyscy pomknęli do wyjścia, bo ona
miała więcej niż czterdzieści centymetrów długości i gdyby kogoś ugryzła,
na pewno by umarł. Mężczyzni zaczęli gonić ją z młotkami, a ona uciekała
prędko na swoich stu czy sześćdziesięciu nogach. Mimo że w końcu ją
zabili, baliśmy się kłaść do łóżek, ale po pewnym czasie sen nas zmorzył.
Na szczęście była to ostatnia skolopendra, która przyszła do naszego
baraku.
Dwudziestego czwartego grudnia zawiezli wszystkich ludzi z Nyali do
portu i przez pół dnia dzwigi wrzucały do ładowni bagaże. Mama patrzyła
na to ze zgrozą, bo bała się, żeby nie pękła nasza skrzynka z maszyną do
szycia.
Płyniemy olbrzymim statkiem australijskim  Asturias". W czasie wojny
został zatopiony w jednym z portów na Oceanie Spokojnym, ale udało się
go wydobyć, naprawić i wygląda przepięknie. My jesteśmy teraz na
górnych pokładach, bo na dole zamknięto jeńców włoskich.
Piątego dnia zobaczyłam wreszcie ziemię. Wydawała się z daleka szara
jak piasek i dopiero kiedy podpłynęliśmy blisko, widać było na niej góry i
drzewa. Długo staliśmy na redzie, bo w porcie nie było dla nas miejsca.
Kiedy zbliżaliśmy się do Adenu, jeszcze daleko od brzegu podpłynęły
do nas dziesiątki łódek i na pokładach zaroiło się od handlarzy. Wokół
statku pływali mali arabscy chłopcy i tak ślicznie nurkowali po wrzucane
do wody pieniążki, że postanowiłam też im coś wrzucić.
Pobiegłam do kajuty, ale nie było tam nikogo z rodziców. Leżała jednak
torebka mamy. Portmonetka też była. Wzięłam ją na pokład. Nie było w
niej drobnych pieniędzy, tylko monety dwu- i pięcioszylingowe oraz
piętnaście papierowych dolarów.
RS
123
Stanęłam przy burcie i wybrałam sobie najmniejszego Arabka. Miał już
policzki wypchane monetami, ale pływał dalej i patrzył w górę.
Zagwizdałam na niego, od razu zauważył, więc rzuciłam mu dwa szylingi.
Plusnęły, chłopak zniknął pod wodą, a za chwilę wypłynął z wyciągniętą
ręką, pokazując mi monetę. Byłam zachwycona i rzucałam mu monety
jeszcze kilka razy, dopóki w torebce nie zostały same papierowe dolary.
Wtedy jeden handlarz, który mi się przyglądał od dłuższej chwili, wziął
mnie za ramię i pokazał jakiś mały kamyczek. Nie spuszczał oczu z mojej
portmonetki, a ja oglądałam czarny kamyczek i zastanawiałam się, do
czego może mi być potrzebny. Okazało się, że to diament. Handlarz chciał
za niego tylko dziesięć dolarów. Bardzo się ucieszyłam, bo przecież jeśli
ten diament trochę oszlifować, to stanie się brylantem i mama będzie
bardzo bogata. Postanowiłam, że diament kupię, ale jeszcze trochę
chciałam się z Arabem potargować, bo wszyscy, którzy coś od niego
kupowali, tak robili.
Arab podniósł ręce do góry i zaczął lamentować. yle mówił po
angielsku, ale zrozumiałam, że jeśli zapłacę mu mniej, będzie zrujnowany
i jego małe dzieci poumierają z głodu. Potem poradził mi, żebym
przejechała kamyczkiem po szybie. Posłuchałam go i w szkle zrobiła się
głęboka rysa.
Zobaczył to oficer angielski siedzący przy barku za szybą, otworzył
okno i złapał mnie za rękę. Dowiedział się, że chcę kupić diament, zabrał
mi go, wypędził Araba ze statku i kazał się zaprowadzić do mojej mamy.
Weszliśmy do kajuty, w której panował teraz bałagan, bo mama
wszystko poprzewracała szukając portmonetki. Była zapłakana, gdyż
znajdowały się w niej wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy.
- Mamusiu, po co szukasz, ja ją mam!
- Gdzie ją znalazłaś?
- W twojej torebce.
- Co? Wzięłaś ją stamtąd?
Mama zajrzała do portmonetki. Brakowało pięćdziesięciu szylingów.
Pewnie tych, które wyrzuciłam chłopczykowi za burtę. Myślałam, że było
ich mniej.
- Mamusiu, bardzo przepraszam, ale ten chłopczyk był bardzo biedny i
tak pięknie po te monety nurkował!
Mamę to wcale nie ucieszyło. Kiedy oficer opowiedział jej, że do tego
chciałam jeszcze kupić diament za resztę pieniędzy, omal nie zemdlała.
RS
124
Przyszedł tata i cały postój w Adenie miałam zmarnowany. Tak gderali, że
nawet nie cieszył mnie widok nieznanego miasta rysującego się na tle
wysokich skalistych gór.
Dopiero na Morzu Czerwonym zapomnieli o pieniądzach. To morze
głupio się nazywa, bo naprawdę jest szafirowo-zielone. Z całą pewnością
znam się na kolorach. Ale są w nim duże ryby latające, które często
wyskakują z wody i wyglądają wtedy jak olbrzymie jaskółki.
Koło Kairu przepłynęliśmy wolniutko o zmierzchu. Jeszcze nigdy nie
widziałam takiego wielkiego miasta. Nocą, kiedy staliśmy w Suezie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •