download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciemnościach nocy. Zajrzała do szafy, świecąc sobie przy tym
mini-latarką. Wybrała wreszcie spodnie do joggingu i
bawełnianą podkoszulkę. Wsunęła do kieszeni identyfikator.
Jeżeli ją przyłapią, to przynajmniej nikt jej nie zarzuci, że
włóczy się po nocy bez żadnego dokumentu. Wzięła też ze
sobą klucze, mając nadzieję, że jej powrót do domu będzie
wyglądał nieco inaczej niż wyjście. Jeśli uda jej się przyłapać
Cala na gorącym uczynku, to nie będzie musiała martwić się
ochroniarzami przed jej domem.
Spojrzała na wąski otwór w murze i wróciła do kuchni po
krzesło. Okno było stosunkowo wysoko, i wspięła się więc na
palce i udało jej się przełożyć jedną [nogę przez tą dziurę w
murze. Następnie wsunęła ramię, głowę i tułów. Otwór był
faktycznie bardzo wąski. Poczuła piekący ból; coś zadrapało ją
w pośladek. Zignorowała ten ból i po chwili znalazła się po
drugiej stronie muru. Nie było już drogi odwrotu. Od ziemi
dzieliły ją jakieś dwa metry, musiała liczyć się z tym, że się
niezle potłucze. A jeśli skręci kark lub złamie rękę albo nogę?
Zderzenie z ziemią było bardziej bolesne, niż przewidywała.
Teren pod oknem wysypany był bowiem drobnymi
kamyczkami. Przewróciła się, raniąc sobie skroń i policzek, zaś
w jej lewej dłoni utkwiły mikroskopijne drobinki. Syknęła z
bólu, ale po chwili podniosła się i otrzepała ubranie. Nie
zamierzała przecież czekać w tym miejscu, aż ją nakryją.
Kręciło się jej w głowie i nie wiedziała, czy to z powodu
upadku, czy skoku adrenaliny bo przecież nie mogła
zaprzeczyć, że była zdenerwowana. Uszła może jakieś sto
metrów i przycupnęła w pobliskich krzakach. Obrażenia jednak
dały jej się we znaki. Delikatnie oczyściła dłoń i bolące kolana,
obejrzała też zranione miejsce na pośladku. Na szczęście już
nie leciała jej krew. Delikatnie dotknęła dłonią policzka.
Zadrapania piekły, jakby płonęły żywym ogniem. Zawahała się
na moment. A może nie powinna się ukrywać? Jeśli będzie
124
zachowywała się zwyczajnie, może nikt nie zwróci na nią
uwagi?
Joe odrzucił prześcieradło i zerwał się na równe nogi.
Dłużej nie był w stanie tego znieść. Dosłownie wskoczył w
spodnie i buty, naciągnął na siebie podkoszulek. To już nie
chodziło o sprawy służbowe, ale o jego życie. A długa,
bezsenna noc do reszty wyczerpała jego cierpliwość. Spojrzał
na zegarek i z niedowierzaniem pokręcił głową. Dopiero
druga? To niemożliwe, pomyślał. Wiedział, że nie zaśnie,
dopóki nie porozmawia z Caroline. Chciał usłyszeć od niej,
dlaczego to zrobiła, chciał, żeby mu to jakoś wyjaśniła, chciał
zrozumieć. Niech mu powie to prosto w oczy.
Zdecydował, że pójdzie piechotą. Miał nadzieję, że ta krótka
przechadzka ukoi trochę jego skołatane nerwy. Był dosłownie
bliski eksplozji, czuł wyraznie, jak narasta w nim wściekłość i
rozczarowanie. Ostatni raz stracił nad sobą kontrolę gdy miał
sześć lat i przyrzekł sobie wtedy, że nigdy więcej się to nie
powtórzy. Ale nie mógł się przecież spodziewać, że
kiedykolwiek przydarzy mu się w życiu coś tak
bezsensownego. Tak, Caroline wystawiła jego cierpliwość na
ciężką próbę.
Nie przeszedł jeszcze nawet połowy drogi, gdy dostrzegł w
ciemności szczupłą sylwetkę, podążającą z naprzeciwka. W
pierwszej chwili pomyślał, że ma halucynacje. Ukrył się za
pobliskim krzewem i przycupnął w oczekiwaniu na to, co
nastąpi. Nie miał najmniejszych wątpliwości, kto to był. Jasne
włosy, wąskie ramiona i ten szczególny sposób, w jaki
poruszała biodrami. Czyżby szła do niego, żeby się z nim
spotkać? Poczuł, jak jego serce przyspiesza bieg. Jakim cudem
ominęła ochraniarzy? Sprawa wydawała się być bardziej
skomplikowana, niż się spodziewał. Przecież sam ustalił z
kapitanem Hodge'em, że będą pilnować i jej kwatery całą noc.
Słyszał przecież na własne uszy, jak Hodge wydawał
125
odpowiednie rozkazy. A tymczasem ona, jak gdyby nigdy nic,
spacerowała sobie tu o drugiej w nocy, nic nie robiąc sobie z
żadnych zakazów. Nikogo z ochrony nie było w polu widzenia.
Przeszła obok niego, nie zauważając go. Dopiero gdy znalazła
się w bezpiecznej odległości, bezszelestnie ruszył za nią. Przez
ułamek sekundy miał jeszcze nadzieję, że skręci na drogę
prowadzącą do jego kwatery. Lecz ku jego rozczarowaniu, szła
wprost na budynki, w których znajdowały się biura zespołu
laserowego.
Poczuł w sobie narastającą do granic wytrzymałości
wściekłość. Miał ochotę złapać ją za ramiona i potrząsnąć nią
na tyle mocno, żeby wreszcie oprzytomniała. Co ona
wyprawiać Czyżby nie zdawała sobie sprawy, w jakich
znalazła się tarapatach?- Musiała wiedzieć, a jej obecny czyn
dobitnie świadczył o jej winie. Zapewne miała zamiar
dokończyć swe zdradzieckie dzieło. Przez moment zastanawiał
się, czy przypadkiem nie powiadomić ochrony. Doszedł jednak
do wniosku, i sam zajmie się tą sprawą i zdecydował się ją
śledzić. Pomyślał, że właściwie przyłapanie jej na gorącym
uczynku sprawiłoby mu niemal fizyczną przyjemność.
Obserwował, jak Caroline się zatrzymuje, jak wyjmuje coś z
kieszeni i przyczepia do koszulki. Identyfikator? Dlaczego
Hodge jej go nie odebrał? Najwyrazniej nie widział takiej
potrzeby. Tak bardzo był przekonany o niezawodności swoich
ludzi, że i on zaniedbał w oczywisty sposób swoje obowiązki.
Znowu ogarnęła go wściekłość, tym razem wściekłość na
siebie i na Hodge'a. Byli kompletnymi idiotami, dyletantami, a
przecież tu chodziło o bezpieczeństwo Nocnego Jastrzębia.
Przechytrzyła ich wszystkich. I co z tego, że nie wolno było jej
opuścić bazy? Dla niej tym lepiej, tu mogła narobić niezłego
bigosu.
Spojrzał w stronę ich biura i ku swemu zdziwieniu dostrzegł
na górze przytłumione światło. A więc ktoś już tam był? Ale
kto? Caroline też to zauważyła. Widział, jak odwróciła głowę
126
w kierunku światła. Podeszła do drzwi, otworzyła je i po cichu
wśliznęła się do środka. Nie dalej niż po dwudziestu sekundach
i on był już wewnątrz budynku. Nie miał przy sobie
identyfikatora, bo przecież nie przewidział takiego rozwoju
sytuacji. Wiedział, że natychmiast zostanie zaalarmowana
ochrona. Ale nie było to teraz ważne. Caroline wchodziła
właśnie do pomieszczeń biurowych.
- Co ty tu robisz? Dlaczego użyłeś mojego identyfikatora? -
krzyknęła z wściekłością do kogoś, kto znajdował się w
pomieszczeniu. - Nie sądzisz, że wszystkie czujniki oszaleją,
gdy zarejestrują, że Caroline Evans dwa razy pod rząd weszła
do budynku, wcale go nie opuszczając? Jaki masz w tym
interes? Dlaczego chcesz sabotować ten projekt, zdrajco!
Kompletna idiotka, zaklął w duchu Joe. Wpakowała się tam,
bez żadnych zabezpieczeń, a zdrajca może być przecież
niebezpieczny. Bezszelestnie puścił się biegiem w stronę
drzwi, modląc się w duchu, by zdążył przed wystrzałem z
pistoletu. W tym samym momencie usłyszał nagły, raptowny
ruch, a potem krótki jęk, poprzedzony odgłosem uderzenia.
Wpadł do środka i ujrzał Caroline leżącą na podłodze. Cal
Gilchrist stał przed monitorem komputera.
- Za pózno - powiedział i spojrzał w kierunku Joego.
W tym momencie Joe poczuł silne uderzenie w skroń. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •