download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie dzisiaj - odezwał się Stuart, zanim Gage zdą\ył otworzyć usta. - Mamy przed sobą świe\o
zaręczoną parę, Tuck. Nie chcą marnować wieczoru na rozmowy o strategii kampanii wyborczej.
Fields, wcią\ uśmiechnięty, spojrzał na pierścionek Deborah, ale nie był zadowolony.
- Gratuluję.
- Cieszy mnie myśl, \e poznali się dzięki nam. - Stuart, jak zwykle wylewny, objął ramieniem
Fieldsa. - Przecie\ to stało się w moim hotelu podczas twojego benefisu.
- Tworzymy jedną szczęśliwą rodzinę. - Fields spojrzał na Gage'a. Poparcie Guthriego było mu po-
trzebne. - śenisz się ze wspaniałą kobietą, świetną prawniczką. Parę razy przyprawiła mnie o ból
głowy, ale uwielbiam jej zasady.
Ton Gage'a był chłodny, acz grzeczny.
- Ja równie\.
Stuart znów wybuchnął dudniącym śmiechem.
- Ja podziwiam w niej coś więcej ni\ tylko zasady. - Mrugnął znacząco do Deborah - Bez obrazy.
A teraz wracajmy do polityki i zostawmy tych dwoje w spokoju.
- Drań! - syknęła Deborah, gdy znalezli się poza zasięgiem głosu. - Chciał ci się podlizać.
- Nie. - Gage stuknął kieliszkiem w jej kieliszek. - Nam obojgu.
Ponad jej ramieniem zobaczył moment, w którym Jerry Bower usłyszał najświe\szą wiadomość. A\
podskoczył i zaczął rozglądać się dokoła. Gage prawie mógł usłyszeć, jak wzdycha, spoglądając na
plecy Deborah.
- Nie mogę się doczekać, kiedy go przyskrzynimy.
W jej głosie było tyle jadu, \e Gage nakrył dłonią jej rękę i mocno uścisnął.
- Spokojnie. To ju\ długo nie potrwa.
Była taka prześliczna. Gage le\ał w łó\ku, wpatrzony w Deborah. Wiedział, \e śpi głębokim snem,
nasycona miłością i wyczerpana namiętnością. Chciał, by przespała spokojnie a\ do rana.
Nie mógł znieść myśli, \e były takie chwile, gdy budziła się w środku nocy i nie znajdowała go
przy sobie. Ale tej nocy poczuł zbli\ające się niebezpieczeństwo i pragnął się upewnić, \e ona śpi.
Wstał i zaczął się po cichu ubierać. Słyszał jej oddech, powolny i równomierny, i to go uspokoiło.
W księ\ycowej poświacie zobaczył swoje odbicie w lustrze. Nie, nie odbicie, pomyślał. Własny cień.
Wsunąwszy dłonie w opięte czarne rękawiczki, otworzył szufladę. W środku le\ał policyjny
rewolwer kaliber 38, którego rękojeść znał lepiej ni\ uścisk dłoni przyjaciela. Ale nie u\ył go od tamtej
pamiętnej nocy w dokach, przed czterema laty.
Nie było potrzeby.
88
Tej nocy jednak znów ją poczuł. Nie walcząc ju\ z instynktem, wsunął pistolet do kabury i zapiął ją
w pasie.
Otworzył panel i zatrzymał się. Chciał jeszcze raz popatrzeć na śpiącą Deborah. Teraz wyczuwał
ju\ niebezpieczeństwo - gorzki smak w ustach, w gardle. Jedyną pociechą był fakt, \e jej nic się nie
stanie. A on wróci. Obiecał to przecie\ sobie i jej. Los nie mógłby zadać takiego zabójczego ciosu dwa
razy w \yciu.
Wszedł do tunelu i zniknął w ciemności.
Po niespełna godzinie telefon wyrwał Deborah ze snu. Nieprzywykła do telefonów o tej porze, mru-
cząc coś do Gage'a, namacała słuchawkę, która sturlała się z aparatu.
- Halo?
- Seniorita!
Głos Montegi podziałał na nią jak kubeł zimnej wody.
- Czego chcesz?
- Mamy go. Tak łatwo było zastawić sidła.
- Co?
Przera\ona sięgnęła w stronę Gage'a, ale nim jej dłonie natrafiły na pustą pościel, ju\ wiedziała.
- O czym ty mówisz? - Głos dr\ał jej z trwogi.
- On \yje. Na razie chcemy, \eby \ył. Jeśli ty te\ tego chcesz, to przyjedz szybko, sama.
Wymienimy go za wszystkie twoje papiery, wszystkie akta. Wszystko, co masz.
Zakryła ręką usta, próbując grać na zwłokę, dopóki będzie w stanie pomyśleć.
- Zabijesz nas oboje.
- Być mo\e. Ale mo\esz być pewna, \e go zabiję, je\eli ty nie przyjdziesz. Spotkamy się w
magazynie na East River Drive. East River Drive trzysta dwadzieścia pięć. Dojazd zajmie ci pół
godziny. Jak będzie to trwało dłu\ej, obetnę mu prawą dłoń.
Deborah poczuła gwałtowny skurcz \ołądka.
- Będę tam. Tylko nie zrób mu nic złego. Chciałabym jeszcze z nim porozmawiać...
Montega odło\ył słuchawkę.
Deborah wyskoczyła z łó\ka. Narzucając szlafrok, pobiegła do pokoju Franka. Jeden rzut oka
wystarczył jej, by stwierdzić, \e pokój jest pusty. Zbiegła więc na dół, gdzie zastała panią Greenbaum
w łó\ku, oglądającą stary film, z puszką orzeszków w ręce.
- Gdzie jest Frank?
- Wyszedł do całodobowej wypo\yczalni wideo i po pizzę. Postanowiliśmy zrobić sobie festiwal
braci Marx. Coś się stało?
Deborah ukryła twarz w dłoniach i zaczęła się kiwać. Musiała coś wymyślić.
- Frank wróci za dwadzieścia minut.
- To za pózno. - Deborah opuściła ręce. Nie było ju\ ani chwili do stracenia. - Powiedz mu, \e
miałam telefon i musiałam jechać. Przeka\ mu, \e chodzi o Gage'a.
- Widzę, \e masz kłopoty. Mów, o co chodzi.
- Nie, powtórz mu to, proszę. Jak tylko wróci. Ze pojechałam na East River Drive trzysta
dwadzieścia pięć.
- Nie mo\esz. - Lil zaczęła gramolić się z łó\ka - Nie mo\esz tam jechać sama o tej porze.
- Muszę. Powiedz Frankowi, \e musiałam. - Chwyciła Lil za ręce.- To sprawa \ycia i śmierci!
- Zadzwonimy po policję...
- Nie. Powtórz tylko Frankowi wszystko, o czym ci mówiłam. I powiedz mu, o której wyszłam.
Obiecaj mi to.
- Oczywiście, ale... Deborah ju\ wybiegła.
Kilka bezcennych minut zajęło jej ubranie się i spakowanie wydruków do teczki. Gdy dobiegła do
samochodu, dłonie miała mokre od potu. Pędząc przez ulice, w myślach powtarzała jak mantrę imię
Gage'a. Z gardłem ściśniętym paniką patrzyła, jak zegar na desce rozdzielczej odmierza minuty.
Nemezis, niczym duch, obserwował wymianę narkotyków na pieniądze. Tysiące banknotów za
tysiące gramów cierpienia. Nabywca rozciął jedną z torebek na próbę, nabrał odrobinę białego proszku
i wsypał go do fiolki, by sprawdzić jego czystość. Diler przeliczał banknoty
Kiedy obaj uznali, \e są zadowoleni, dobito targu. Wymienili niewiele słów. To nie był przyjemny
interes.
89
Nemezis patrzył, jak nabywca zabiera swój nędzny towar i odchodzi. Wiedział, \e będzie mógł
szybko i bez trudu odnalezć tego mę\czyznę, poczuł jednak ukłucie \alu. Gdyby nie to, \e tropił
większą aferę, z największą przyjemnością wrzuciłby obu kontrahentów wraz z ich towarem do rzeki.
Odgłos kroków odbił się echem. W wysokim budynku z pustaków była świetna akustyka. Ró\ne
pudła i skrzynie piętrzyły się pod ścianami oraz na długich, metalowych półkach. Narzędzia i
półprodukty le\ały stłoczone na stołach warsztatowych. Du\y wózek widłowy, słu\ący do przewo\enia
zmagazynowanych tam stosów drewna, stał przy aluminiowej bramie do gara\u. Chocia\ wokół
rozchodził się zapach trocin, potę\ne piły zamarły w grobowym milczeniu.
Nagłe do pomieszczenia wszedł Montega.
- Oto nasze pierwsze trofeum tej nocy. - Podszedł do walizki pełnej gotówki, odpychając obstawę.
- Przyjdzie ktoś jeszcze bogatszy.
Zamknął walizkę.
- Kiedy się pojawi, wprowadz go tutaj.
Gdy tak stał, niewidoczny jak powietrze, którym oddychał, dłonie zaciskały mu się w pięści. Teraz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •