download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w nich, syta miłosnych wrażeń? Wystarczyło zatopić spojrzenie w jego oczach, by wie-
dzieć, że jest utalentowanym i namiętnym kochankiem. Seksualny magnetyzm, jakim
promieniował, był tym potężniejszy, że całkowicie naturalny. Niektórzy mężczyzni go
mieli, inni zaś nie, i nie miało to nic wspólnego z wyglądem czy też majątkiem.
Zac skupiał się na kierowaniu pojazdem w gęstym ruchu ulicznym. Pogoda dodat-
kowo pogarszała sprawę. Rachel z trudem otrząsnęła się ze swoich erotycznych fantazji.
Na szczęście jej myśli były jej słodką tajemnicą i nie musiała ich nikomu ujawniać. Sku-
piła wzrok na drodze. Zamieć gęstniała z każdą chwilą.
- Jest coraz gorzej - zauważyła po chwili.
Zac był świetnym kierowcą, ale śnieg sprawiał, że sznur aut wlókł się z prędkością
sześciu mil na godzinę do szosy A3. Podróż miała potrwać około godziny, w tych wa-
runkach było to jednak niemożliwe. Jak dotąd, minęli dwie kolizje i jeden samochód po-
rzucony na poboczu. Na jezdni leżała już kilkucentymetrowa warstwa śniegu, który padał
ze straszliwą zajadłością.
- Nie martw się - pocieszył, nie patrząc na nią. - Nic się nie stanie. Ta zamieć to
zabawa w porównaniu z tym, co mamy w Kanadzie. Tam to są dopiero śnieżyce.
Rachel pomyślała z niepokojem, że kanadyjskie władze potrafią sobie radzić z ka-
prysami zimowej aury, podczas gdy w Anglii...
Gdy dotarli do skrzyżowania z tablicą Guildford, Portsmouth, udało im się przeje-
chać dwadzieścia mil w półtorej godziny. Według GPS-u mieli jeszcze ponad dziesięć
mil do celu. Zac nie odezwał się od kwadransa, skupiony na jezdzie śladem potężnego
range rovera, który przebijał się przez zaspy z imponującą skutecznością. Pojazd wkrótce
skręcił jednak w boczną drogę. Rachel zerknęła na Zaca. Wspaniały aston martin nie był
przeznaczony do jazdy w takich warunkach. To oznaczało kłopoty.
- Wszystko w porządku - odezwał się Zac, jakby czytał w jej myślach. - Dwie trze-
cie drogi mamy za sobą.
R
L
T
A jedną trzecią przed sobą, dopowiedziała w duchu. Wizje erotycznych łóżkowych
zabaw z Zakiem już dawno uleciały; od pół godziny dręczyły ją obrazy astona w rowie,
rozbitego w czołowym zderzeniu lub zaklinowanego pod ciężarówką. Przy małej pręd-
kości pierwsza opcja zdawała się najlepsza - przynajmniej by przeżyli.
Sportowy wóz wykonał już parę spektakularnych poślizgów, teraz zaś zataczał na
jezdni powolny łuk jak łyżwiarz olimpijski. Na szczęście szosa była akurat pusta, więc
pokaz skończył się częściowo w rowie, tyłem do kierunku jazdy.
Zac zaklął pod nosem. Rachel była szczęśliwa, że się zatrzymali. Odetchnęła z
prawdziwą ulgą. Przeżyli. Należało to uznać za sukces.
- Cholera, przepraszam - rzekł Zac przez zaciśnięte zęby.
Po raz pierwszy stracił nieco pewności siebie. Rachel żałowała, że na lunch zjadła
tylko lekką kanapkę. W brzuchu burczało jej z głodu. Za oknami panowała nieprzenik-
niona ciemność. Jak okiem sięgnąć nie było widać świateł znamionujących ludzkie sie-
dziby.
- Mniej więcej milę temu minęliśmy pub - Zac jak zwykle odpowiedział na jej my-
śli. - Jak sądzisz, dasz radę tam dojść?
Wobec braku sensownej alternatywy odpowiedz mogła być tylko jedna. Skinęła
głową, przeklinając się w duchu za pomysł włożenia nowych - zamszowych kozaków na
wysokim obcasie, które kosztowały majątek. Wszystko było jednak lepsze od zamar-
znięcia w zasypanym śniegiem aucie. Na szczęście przypomniała sobie zapakowane do
walizki solidne buty na grubej podeszwie i ortalionową kurtkę kupioną w zeszłym roku
na spędzane w Szkocji święta. Poprosiła Zaca, by dostał się do jej bagażu i wyjął wspo-
mniane rzeczy.
- Jasne - powiedział. - To miło z twojej strony, że nie zalałaś mnie pretensjami, że
wpakowałem nas w kłopoty.
Z trudem ignorując jego oszałamiającą bliskość, uśmiechnęła się ze swobodą, z
której była dumna, zważywszy na okoliczności.
- Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Zresztą mogło się skończyć znacz-
nie gorzej.
R
L
T
Przebrana w kurtkę i buty z niemałym wysiłkiem wygramoliła się z auta zawieszo-
nego w rowie pod nieco dziwnym kątem. Gęsty śnieg pędzony porywistym wiatrem siekł
ją w policzki. Było straszliwie zimno.
Zac zamknął samochód, wziął jedną walizkę pod pachę, a drugą do ręki i objął ją
wolnym ramieniem. Zrazu protestowała, lecz po chwili była mu wdzięczna za wsparcie.
Wicher omal jej nie przewrócił. Potężne ciało Zaca posuwało się naprzód jak taran, osła-
niając Rachel.
Minęła chyba cała wieczność, zanim pokonali zakręt i dojrzeli w oddali światła pu-
bu. Mając oczy na wpół zalepione śniegiem, Rachel pomyślała z ulgą, że nigdy w życiu
nie odczuła większej radości.
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - Zac przytulił ją mocniej. - W porządku?
Zasapana, pokiwała głową w milczeniu.
- Jesteś wspaniała. - Nachylił się i pocałował ją tkliwie; natychmiast poczuła się
rozgrzana.
Biały Zając był osiemnastowieczną wiejską gospodą, ze ścianami wyłożonymi dę-
biną i kilkoma kominkami, na których żywo płonął ogień. Gdy Zac otworzył poczerniałe
drewniane drzwi i oboje gnani wichrem nieomal wpadli do ciepłego, przytulnego wnę-
trza, gwar rozmów na moment przycichł, po czym właścicielka pospieszyła do nich zza
kontuaru, a goście podjęli przerwane wątki.
- Państwo są pewnie ofiarami śnieżycy? - spytała domyślnie, gdy pokrywająca ich
warstwa śniegu zaczęła topnieć w cieple gospody, tworząc kałużę na kamiennej posadz-
ce. - Co za straszna noc! Ostrzegano przed śniegiem, ale coś takiego...? Musieli państwo
zostawić samochód przy drodze?
- O milę czy dwie stąd - odrzekł Zac.
- Proszę usiąść przy kominku. Pewnie się państwo wybierali w jakieś ładne miej-
sce? - Ruchem brody wskazała walizki. - Zaraz podam drinka na ogrzanie. Najlepsza bę-
dzie brandy. - Uśmiechnęła się do Rachel, która odpowiedziała uśmiechem.
W pubie było tłoczno. Zac musiał pomyśleć o tym samym, gdyż odparł:
- Jechaliśmy na weekend do przyjaciół. Czy ma pani dwa wolne pokoje?
Pulchna kobieta załamała ręce.
R
L
T
- Och, normalnie nie byłoby problemu, ale mamy na weekend grupę turystów. -
Zatoczyła koło ramieniem. - Mogę zaproponować jedynie pokoik na strychu, który naj-
częściej jest wolny, bo sufit w nim jest naprawdę niski, a do tego te strome schody... - Z
powątpiewaniem oszacowała wysoki wzrost Zaca. - Trzymam go na wszelki wypadek.
Przynajmniej jest tam ciepło, bo wymieniłam okna.
- Bierzemy. - Rachel wolałaby się zwinąć w kłębek przed kominkiem, niż znów
wyjść na śnieżycę i mróz. - Czy kuchnia jeszcze pracuje? - spytała z nadzieją.
- Oczywiście, moja droga. Jest dopiero wpół do ósmej - odrzekła z uśmiechem ko-
bieta. - Pokażę państwu pokój, a potem przy drinkach obejrzycie sobie menu.
Zwiat wrócił na właściwe tory. Gdy ruszyli za właścicielką, Zac ujął Rachel za ra- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •