[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewidzące oczy pluszowej papugi. - Nawet nie to, żeby nie
miała talentu. Nie chciałabym być wobec niej niesprawiedliwa.
Chyba po prostu szczęście się do niej nigdy nie uśmiechnęło. No
i... ciągle miała do czynienia ze złymi ludzmi. - Pogłaskała
pluszową główkę papugi delikatnie i z wahaniem, jakby
obawiając się, że zabawka może nagle ożyć i dziobnąć ją.
- Ci zli ludzie to byli zli mężczyzni, prawda? I to wszystko się
działo na twoich oczach? - Patrzył na jej piękny profil i czuł
bezradną wściekłość na to, że tyle było w niej smutku.
- No właśnie. Ci mężczyzni to był jej prawdziwy nałóg. Nie
mogła się bez nich obejść, a jeden był gorszy od drugiego. -
Pogładziła palcem satynowy dziób papugi.
- I niektórzy z nich chcieli cię wykorzystać. Próbowali robić z
tobą różne rzeczy - powiedział bez emocji, tak jakby stwierdzał
fakt, a nie pytał. Ale ten udany spokój dużo go kosztował. Czuł
pęczniejący w gardle bolesny węzeł, coś, czego nie doświadczył
od czasu śmierci Melly.
- Tak. Próbowali robić ze mną różne rzeczy. - Uniosła głowę i
spojrzała mu w oczy. - Gdy zaczęłam dorastać. Ale nigdy im na
nic nie pozwoliłam. - Zacisnęła szczęki i wysunęła do przodu
podbródek. - Grozili mi. Dostałam parę razy. Walczyłam do
upadłego. Nie pozwoliłam sobie niczego zrobić. - W oczach jej
malował się smutek.
Skinął głową, próbując pozbyć się tego zacisku w gardle.
- Wiem, że potrafisz walczyć. A co się stało z ciotką?
- Z Rhondą? Rozchorowała się. Straciła głos. Nie było mowy
o śpiewaniu. Musiała pracować jako sobowtór w tym nocnym
RS
98
klubie. Jego właścicielka, Evelyn... to znaczy, jedna z
właścicielek... taka bardzo daleka krewna, przygarnęła nas tam
po prostu. - Przełknęła ślinę i bawiła się przez chwilę
kieliszkiem. - Potem z Rhondą było coraz gorzej i Evelyn
pozwoliła mi ją zastępować. A musiała jeszcze ukrywać to, że
byłam niepełnoletnia. Ale trzeba było płacić rachunki za
lekarzy, badania. Potem Rhonda umarła i były... nowe rachunki.
I wszystko to udało mi się spłacić. A teraz... - Nikki przygryzła
wargi i wyprostowała się. - Teraz, gdy wrócę, będę mogła
wreszcie odejść z tego klubu. Zdobędę dyplom kosmetyczki i
będę miała prawdziwy zawód. Rozumiesz? Z ubezpieczalnią i
tak dalej...
- Rozumiem. - Pokiwał głową. - Teraz już wiele rozumiem.
- Widzisz, nie miałam takiego dzieciństwa jak przeciętne
dziecko. - Nikki zaczęła głaskać pluszową papugę i robiła to tak,
jak przedtem: nieśmiało i jakby z roztargnieniem. - Rhonda
pracowała raz tu, raz tam. Stale byłyśmy w drodze. Catskills,
Miami, Boston. Koncerty, festiwale. To nie dla mnie. Zawsze
chciałam osiąść gdzieś, zapuścić korzenie.
- Dokładnie tego właśnie nigdy nie chciałem. - Gil pociągnął
długi łyk piwa. - Nie mogłem się doczekać, kiedy wyruszę z
Monterey. Tęskniłem za szerokim światem, przygodą. Dlatego
tak mi się podobała praca przy filmach. Od rana do wieczora na
planie, ciągle gdzie indziej. Rodzice myśleli, że zwariowałem.
Chcieli, żebym został profesorem, tak jak brat.
Nikki wzruszyła ramionami i siląc się na filozoficzny spokój
stwierdziła:
- Pan Bóg rozmaitych ma stołowników. Ale wiesz - dodała po
chwili - chyba nie moglibyśmy bardziej różnić się od siebie,
prawda?
- Chyba tak - zgodził się.
Siedzieli jeszcze chwilę w milczeniu. Nie mogli doczekać się
kelnerki, która ciągle nie przynosiła zamówionego jedzenia i
zdecydowali, że z niego zrezygnują. Gil zostawił na stoliku
RS
99
dwudziestodolarowy banknot i w momencie, gdy Nikki
podnosiła się z krzesła ujął ją za rękę. Drgnęła i zrobiła jakiś
obronny gest.
- Słuchaj - powiedział poważnym tonem, nachylając się na
tyle, by móc spojrzeć w jej zalęknione oczy. - Tego rodzaju
dotyk naprawdę w niczym ci nie zagraża. Przecież to nic nie
znaczy. Zwykła grzeczność. Przyjęty zwyczaj towarzyski.
Rozumiesz?
Wzruszyła ramionami, a ręka, której dotykał, pozostała nadal
napięta.
- Zwietnie - powiedziała. - Nie chciałabym, żeby to cokolwiek
znaczyło.
- I kiedy w hotelu znowu cię będę dotykał - mówił dalej,
zmarszczywszy brwi - to pamiętaj, że to również nic nie znaczy.
Na tym polega nasza praca. Nie musisz się spinać z tego
powodu.
Skinęła głową, z zastygłym, nieobecnym wyrazem twarzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
niewidzące oczy pluszowej papugi. - Nawet nie to, żeby nie
miała talentu. Nie chciałabym być wobec niej niesprawiedliwa.
Chyba po prostu szczęście się do niej nigdy nie uśmiechnęło. No
i... ciągle miała do czynienia ze złymi ludzmi. - Pogłaskała
pluszową główkę papugi delikatnie i z wahaniem, jakby
obawiając się, że zabawka może nagle ożyć i dziobnąć ją.
- Ci zli ludzie to byli zli mężczyzni, prawda? I to wszystko się
działo na twoich oczach? - Patrzył na jej piękny profil i czuł
bezradną wściekłość na to, że tyle było w niej smutku.
- No właśnie. Ci mężczyzni to był jej prawdziwy nałóg. Nie
mogła się bez nich obejść, a jeden był gorszy od drugiego. -
Pogładziła palcem satynowy dziób papugi.
- I niektórzy z nich chcieli cię wykorzystać. Próbowali robić z
tobą różne rzeczy - powiedział bez emocji, tak jakby stwierdzał
fakt, a nie pytał. Ale ten udany spokój dużo go kosztował. Czuł
pęczniejący w gardle bolesny węzeł, coś, czego nie doświadczył
od czasu śmierci Melly.
- Tak. Próbowali robić ze mną różne rzeczy. - Uniosła głowę i
spojrzała mu w oczy. - Gdy zaczęłam dorastać. Ale nigdy im na
nic nie pozwoliłam. - Zacisnęła szczęki i wysunęła do przodu
podbródek. - Grozili mi. Dostałam parę razy. Walczyłam do
upadłego. Nie pozwoliłam sobie niczego zrobić. - W oczach jej
malował się smutek.
Skinął głową, próbując pozbyć się tego zacisku w gardle.
- Wiem, że potrafisz walczyć. A co się stało z ciotką?
- Z Rhondą? Rozchorowała się. Straciła głos. Nie było mowy
o śpiewaniu. Musiała pracować jako sobowtór w tym nocnym
RS
98
klubie. Jego właścicielka, Evelyn... to znaczy, jedna z
właścicielek... taka bardzo daleka krewna, przygarnęła nas tam
po prostu. - Przełknęła ślinę i bawiła się przez chwilę
kieliszkiem. - Potem z Rhondą było coraz gorzej i Evelyn
pozwoliła mi ją zastępować. A musiała jeszcze ukrywać to, że
byłam niepełnoletnia. Ale trzeba było płacić rachunki za
lekarzy, badania. Potem Rhonda umarła i były... nowe rachunki.
I wszystko to udało mi się spłacić. A teraz... - Nikki przygryzła
wargi i wyprostowała się. - Teraz, gdy wrócę, będę mogła
wreszcie odejść z tego klubu. Zdobędę dyplom kosmetyczki i
będę miała prawdziwy zawód. Rozumiesz? Z ubezpieczalnią i
tak dalej...
- Rozumiem. - Pokiwał głową. - Teraz już wiele rozumiem.
- Widzisz, nie miałam takiego dzieciństwa jak przeciętne
dziecko. - Nikki zaczęła głaskać pluszową papugę i robiła to tak,
jak przedtem: nieśmiało i jakby z roztargnieniem. - Rhonda
pracowała raz tu, raz tam. Stale byłyśmy w drodze. Catskills,
Miami, Boston. Koncerty, festiwale. To nie dla mnie. Zawsze
chciałam osiąść gdzieś, zapuścić korzenie.
- Dokładnie tego właśnie nigdy nie chciałem. - Gil pociągnął
długi łyk piwa. - Nie mogłem się doczekać, kiedy wyruszę z
Monterey. Tęskniłem za szerokim światem, przygodą. Dlatego
tak mi się podobała praca przy filmach. Od rana do wieczora na
planie, ciągle gdzie indziej. Rodzice myśleli, że zwariowałem.
Chcieli, żebym został profesorem, tak jak brat.
Nikki wzruszyła ramionami i siląc się na filozoficzny spokój
stwierdziła:
- Pan Bóg rozmaitych ma stołowników. Ale wiesz - dodała po
chwili - chyba nie moglibyśmy bardziej różnić się od siebie,
prawda?
- Chyba tak - zgodził się.
Siedzieli jeszcze chwilę w milczeniu. Nie mogli doczekać się
kelnerki, która ciągle nie przynosiła zamówionego jedzenia i
zdecydowali, że z niego zrezygnują. Gil zostawił na stoliku
RS
99
dwudziestodolarowy banknot i w momencie, gdy Nikki
podnosiła się z krzesła ujął ją za rękę. Drgnęła i zrobiła jakiś
obronny gest.
- Słuchaj - powiedział poważnym tonem, nachylając się na
tyle, by móc spojrzeć w jej zalęknione oczy. - Tego rodzaju
dotyk naprawdę w niczym ci nie zagraża. Przecież to nic nie
znaczy. Zwykła grzeczność. Przyjęty zwyczaj towarzyski.
Rozumiesz?
Wzruszyła ramionami, a ręka, której dotykał, pozostała nadal
napięta.
- Zwietnie - powiedziała. - Nie chciałabym, żeby to cokolwiek
znaczyło.
- I kiedy w hotelu znowu cię będę dotykał - mówił dalej,
zmarszczywszy brwi - to pamiętaj, że to również nic nie znaczy.
Na tym polega nasza praca. Nie musisz się spinać z tego
powodu.
Skinęła głową, z zastygłym, nieobecnym wyrazem twarzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]