[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Phoebe podniosła głowę znad komputera i uśmiechnęła się do zastępcy szeryfa.
- Cześć, Drake. Marie powiedziała, że obiecałeś przynieść nam obiad. Dzięki!
- Drobiazg. Sam też zgłodniałem. W czasie patrolu wypadałoby coś przekąsić -
odparł, wchodząc do gabinetu z dwoma zestawami obiadowymi. - Jestem na służbie,
więc muszę zjeść w radiowozie. To dla ciebie i dla Marie.
Phoebe wystukała numer wewnętrzny księgowości.
- Marie, jest tu Drake. Przywiózł pyszne papu.
- Już lecę!
- Przynajmniej jedna osoba ucieszyła się z mojej wizyty, choć to tylko kuzynka -
narzekał żartobliwie. Przyjrzał się Phoebe i dodał:
- Jesteś trochę wytrącona z równowagi.
- Owszem - przyznała, zamykając program. Spojrzała na Drake'a bardzo
zafrasowana.
- Przed godziną dzwonił jakiś facet. Może to wariat, ale wydawał się mocno
przestraszony.
Drake natychmiast spoważniał i podszedł bliżej.
- O co mu chodziło?
- Wspomniał o szkielecie neandertalczyka znalezionym jakoby w jaskini na
terenie jednej z budów - odparła, streszczając rozmowę.
- Szybko odłożył słuchawkę. Próbowałam dowiedzieć się w centrali
telefonicznej, z jakiego numeru dzwonił, ale nie mogli tego ustalić.
- Szczątki neandertalczyka. Pasjonujące - mruknął ironicznie.
Uśmiechnęła się przepraszająco, bo zapomniała, te dzięki rekomendacji
muzeum Drake studiował zaocznie archeologię.
- Moim zdaniem mamy do czynienia z dowcipnisiem.
- Pewnie to spragniony mocnych wrażeń maturzysta. Namierzymy żartownisia.
To pewnie jeden z tych, którzy wysyłają do swojej szkoły informację o podłożonej
bombie, ale nie chce im się pójść do sklepu po nową papeterię i piszą na papierze
listowym tatusia - odparł lekceważąco Drake.
Phoebe pokiwała głową.
- Dzięki za sałatkę. - Wskazała przyniesione pudła i sięgnęła do torebki po
portfel.
- Wciąż nie udaje mi się namówić cię na randkę. Mam teraz dwa niespełnione
marzenia: zjeść tu obiad w towarzystwie miłych pan i spotkać się z tobą - oznajmił
Drake. - No, muszę lecieć. Marie zajrzała do gabinetu szefowej.
- Umieram z głodu! Dzięki, Drake. Jesteś aniołem, choć takich rzeczy nie
powinno się mówić kuzynowi.
Drake kpiąco uniósł brwi.
- Nareszcie ktoś mnie docenił - odparł ponuro, rzucając znaczące spojrzenie na
Phoebe.
- Moja szefowa niestety skreśliła wszystkich facetów.
- Dlaczego?
Marie, spiorunowana wzrokiem przez Phoebe, pojednawczym gestem uniosła
ręce i ze skruszoną miną zmieniła temat.
ROZDZIAA TRZECI
Następnego ranka zaraz po przebudzeniu Phoebe usłyszała wycie syren
dobiegające z krętej górskiej drogi biegnącej w pobliżu Jej małego domu. Jazda autem
po tej okolicy nie była łatwa. Zdarzało się, że turyści tracili panowanie nad kierownicą
i wypadali poza barierki ochronne, prosto w przepaść.
Ubrała się, nakarmiła psa i wypiła filiżankę kawy, a potem wsiadła do starego
forda. O tej porze parking muzeum był na ogół pusty. Dziś przed samym wejściem stał
radiowóz z włączonym silnikiem.
Zachmurzona wysiadła z samochodu, a potem sięgnęła po torebkę i aktówkę.
W tej samej chwili z radiowozu wysiadł Drake. Nie uśmiechał się i sprawiał wrażenie
mocno zakłopotanego.
- Cześć - przywitała go. - Co jest? Położył dłoń na kaburze służbowego
rewolweru i podszedł bliżej.
- Podobno wczoraj dzwonił do ciebie jakiś facet. Wspomniał o szkielecie,
dobrze mówię.
- Owszem - przyznała z ociąganiem.
- Podał nazwisko?
- Nie.
- Co o nim wiesz? - wypytywał dalej Drake.
- Twierdził, że jest antropologiem...
- Cholera jasna!
Phoebe popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Po raz pierwszy
widziała zazwyczaj pogodnego i uśmiechniętego Drake'a w tak podłym humorze.
- Co się stało? - zapytała.
- Znalezliśmy zwłoki w rezerwacie - odparł cicho.
- Co takiego? - Zamrugała gwałtownie. - W rezerwacie?
Drake pokiwał głową, a potem dodał:
- Raczej na jego obrzeżach. Zapewne był Czirokezem, bo miał przy sobie
indiańską kartę identyfikacyjną. Fragment z numerem i nazwiskiem został oderwany.
Znalezliśmy też legitymację Towarzystwa Antropologicznego. Zakładamy, że to
własność denata. W legitymacji oraz prawie jazdy brak fragmentów z nazwiskiem.
Ktoś celowo zniszczył dokumenty.
- Twoim zdaniem dzwonił do mnie człowiek, który potem został zabity?
- Na to wygląda. Nie mamy prawa wejść na terytorium Czirokezów, chyba że
zostaniemy o to poproszeni. Sprawą powinni zająć się agenci federalni. Na szczęście
mój kuzyn jest policjantem w rezerwacie, więc mam informacje z pierwszej ręki. Od
niego wiem, że FBI przyśle agenta, który poprowadzi śledztwo. Facet pracuje w
niedawno zorganizowanym wydziale do spraw przestępczości wśród Indian. Muszę
cię uprzedzić, że prawdopodobnie zechce cię przesłuchać.
- Dlaczego?
- Wiele wskazuje na to, że jesteś ostatnią osobą, z którą rozmawiał denat. Przy
telefonie w jego pokoju znaleziono notes. Zapisał w nim twój numer. Z tego powodu
kuzyn Richard do mnie zadzwonił. Wie, że często bywam w muzeum. - Zatroskany
popatrzył na Phoebe. - Twój rozmówca został zamordowany w motelu niedaleko
Chenocetah, gdzie się zatrzymał, albo na mało uczęszczanej polnej drodze. Tam
znaleziono zwłoki. Droga przylega do placu budowy, a za nim jest góra naszpikowana
jaskiniami. Wczesnym rankiem biegaczka znalazła zwłoki na poboczu. Ktoś strzelił
facetowi w tył głowy. Biedaczka, przeżyła szok. Leży w szpitalu, bo nie może dojść do
siebie - ciągnął.
Phoebe oparła się o kolumnę werandy, Z wrażenia zaparło jej dech w piersiach.
Kto by pomyślał, że będzie zamieszana w śledztwo dotyczące morderstwa!
Potrzebowała trochę czasu, żeby ochłonąć.
- Wiem, co czuła. Chyba mnie również przydałaby się krótka kuracja - odparła
ponuro.
- Nic ci nie grozi... tak mi się przynajmniej wydaje - mruknął Drake.
- Słucham? - Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Nie wiemy, kto go zabił i dlaczego - odparł Drake. - Nie można wykluczyć, że
opowieści denata to bujda, ale nawet gdyby tak było... Cóż, w okolicy realizowane są [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Phoebe podniosła głowę znad komputera i uśmiechnęła się do zastępcy szeryfa.
- Cześć, Drake. Marie powiedziała, że obiecałeś przynieść nam obiad. Dzięki!
- Drobiazg. Sam też zgłodniałem. W czasie patrolu wypadałoby coś przekąsić -
odparł, wchodząc do gabinetu z dwoma zestawami obiadowymi. - Jestem na służbie,
więc muszę zjeść w radiowozie. To dla ciebie i dla Marie.
Phoebe wystukała numer wewnętrzny księgowości.
- Marie, jest tu Drake. Przywiózł pyszne papu.
- Już lecę!
- Przynajmniej jedna osoba ucieszyła się z mojej wizyty, choć to tylko kuzynka -
narzekał żartobliwie. Przyjrzał się Phoebe i dodał:
- Jesteś trochę wytrącona z równowagi.
- Owszem - przyznała, zamykając program. Spojrzała na Drake'a bardzo
zafrasowana.
- Przed godziną dzwonił jakiś facet. Może to wariat, ale wydawał się mocno
przestraszony.
Drake natychmiast spoważniał i podszedł bliżej.
- O co mu chodziło?
- Wspomniał o szkielecie neandertalczyka znalezionym jakoby w jaskini na
terenie jednej z budów - odparła, streszczając rozmowę.
- Szybko odłożył słuchawkę. Próbowałam dowiedzieć się w centrali
telefonicznej, z jakiego numeru dzwonił, ale nie mogli tego ustalić.
- Szczątki neandertalczyka. Pasjonujące - mruknął ironicznie.
Uśmiechnęła się przepraszająco, bo zapomniała, te dzięki rekomendacji
muzeum Drake studiował zaocznie archeologię.
- Moim zdaniem mamy do czynienia z dowcipnisiem.
- Pewnie to spragniony mocnych wrażeń maturzysta. Namierzymy żartownisia.
To pewnie jeden z tych, którzy wysyłają do swojej szkoły informację o podłożonej
bombie, ale nie chce im się pójść do sklepu po nową papeterię i piszą na papierze
listowym tatusia - odparł lekceważąco Drake.
Phoebe pokiwała głową.
- Dzięki za sałatkę. - Wskazała przyniesione pudła i sięgnęła do torebki po
portfel.
- Wciąż nie udaje mi się namówić cię na randkę. Mam teraz dwa niespełnione
marzenia: zjeść tu obiad w towarzystwie miłych pan i spotkać się z tobą - oznajmił
Drake. - No, muszę lecieć. Marie zajrzała do gabinetu szefowej.
- Umieram z głodu! Dzięki, Drake. Jesteś aniołem, choć takich rzeczy nie
powinno się mówić kuzynowi.
Drake kpiąco uniósł brwi.
- Nareszcie ktoś mnie docenił - odparł ponuro, rzucając znaczące spojrzenie na
Phoebe.
- Moja szefowa niestety skreśliła wszystkich facetów.
- Dlaczego?
Marie, spiorunowana wzrokiem przez Phoebe, pojednawczym gestem uniosła
ręce i ze skruszoną miną zmieniła temat.
ROZDZIAA TRZECI
Następnego ranka zaraz po przebudzeniu Phoebe usłyszała wycie syren
dobiegające z krętej górskiej drogi biegnącej w pobliżu Jej małego domu. Jazda autem
po tej okolicy nie była łatwa. Zdarzało się, że turyści tracili panowanie nad kierownicą
i wypadali poza barierki ochronne, prosto w przepaść.
Ubrała się, nakarmiła psa i wypiła filiżankę kawy, a potem wsiadła do starego
forda. O tej porze parking muzeum był na ogół pusty. Dziś przed samym wejściem stał
radiowóz z włączonym silnikiem.
Zachmurzona wysiadła z samochodu, a potem sięgnęła po torebkę i aktówkę.
W tej samej chwili z radiowozu wysiadł Drake. Nie uśmiechał się i sprawiał wrażenie
mocno zakłopotanego.
- Cześć - przywitała go. - Co jest? Położył dłoń na kaburze służbowego
rewolweru i podszedł bliżej.
- Podobno wczoraj dzwonił do ciebie jakiś facet. Wspomniał o szkielecie,
dobrze mówię.
- Owszem - przyznała z ociąganiem.
- Podał nazwisko?
- Nie.
- Co o nim wiesz? - wypytywał dalej Drake.
- Twierdził, że jest antropologiem...
- Cholera jasna!
Phoebe popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Po raz pierwszy
widziała zazwyczaj pogodnego i uśmiechniętego Drake'a w tak podłym humorze.
- Co się stało? - zapytała.
- Znalezliśmy zwłoki w rezerwacie - odparł cicho.
- Co takiego? - Zamrugała gwałtownie. - W rezerwacie?
Drake pokiwał głową, a potem dodał:
- Raczej na jego obrzeżach. Zapewne był Czirokezem, bo miał przy sobie
indiańską kartę identyfikacyjną. Fragment z numerem i nazwiskiem został oderwany.
Znalezliśmy też legitymację Towarzystwa Antropologicznego. Zakładamy, że to
własność denata. W legitymacji oraz prawie jazdy brak fragmentów z nazwiskiem.
Ktoś celowo zniszczył dokumenty.
- Twoim zdaniem dzwonił do mnie człowiek, który potem został zabity?
- Na to wygląda. Nie mamy prawa wejść na terytorium Czirokezów, chyba że
zostaniemy o to poproszeni. Sprawą powinni zająć się agenci federalni. Na szczęście
mój kuzyn jest policjantem w rezerwacie, więc mam informacje z pierwszej ręki. Od
niego wiem, że FBI przyśle agenta, który poprowadzi śledztwo. Facet pracuje w
niedawno zorganizowanym wydziale do spraw przestępczości wśród Indian. Muszę
cię uprzedzić, że prawdopodobnie zechce cię przesłuchać.
- Dlaczego?
- Wiele wskazuje na to, że jesteś ostatnią osobą, z którą rozmawiał denat. Przy
telefonie w jego pokoju znaleziono notes. Zapisał w nim twój numer. Z tego powodu
kuzyn Richard do mnie zadzwonił. Wie, że często bywam w muzeum. - Zatroskany
popatrzył na Phoebe. - Twój rozmówca został zamordowany w motelu niedaleko
Chenocetah, gdzie się zatrzymał, albo na mało uczęszczanej polnej drodze. Tam
znaleziono zwłoki. Droga przylega do placu budowy, a za nim jest góra naszpikowana
jaskiniami. Wczesnym rankiem biegaczka znalazła zwłoki na poboczu. Ktoś strzelił
facetowi w tył głowy. Biedaczka, przeżyła szok. Leży w szpitalu, bo nie może dojść do
siebie - ciągnął.
Phoebe oparła się o kolumnę werandy, Z wrażenia zaparło jej dech w piersiach.
Kto by pomyślał, że będzie zamieszana w śledztwo dotyczące morderstwa!
Potrzebowała trochę czasu, żeby ochłonąć.
- Wiem, co czuła. Chyba mnie również przydałaby się krótka kuracja - odparła
ponuro.
- Nic ci nie grozi... tak mi się przynajmniej wydaje - mruknął Drake.
- Słucham? - Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Nie wiemy, kto go zabił i dlaczego - odparł Drake. - Nie można wykluczyć, że
opowieści denata to bujda, ale nawet gdyby tak było... Cóż, w okolicy realizowane są [ Pobierz całość w formacie PDF ]