download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

115
R
L
T
pamięci.
 Kiedy upadł, obaj byliśmy równie zaskoczeni  wyznał. Pamiętał, jak
drań wytrzeszczał na niego oczy, pełne strachu i złości.  Jak większości
tyranów, bicie sprawiało mu przyjemność, ale tylko wtedy, kiedy on wymie-
rzał ciosy Więc leżał na podłodze i patrzył na mnie, jakby mi wyrosła druga
głowa.
Mama przy tym była, miała świeżo podbite oko.  Zaśmiał się krótko. 
Byłem z siebie tak cholernie dumny, oczekiwałem, że będzie mnie teraz czcić
jak bohatera.
 I co?  spytała szeptem Melinda.
Sean wziął oddech i odparł beznamiętnie:
 Padła na kolana obok Erica, krzycząc, żebym wynosił się z domu.
 Co takiego?!
Reakcja Melindy sprawiła, że lekko się uśmiechnął, lecz wciąż na nią
nie patrzył. Obawiał się, że nie byłby w stanie dokończyć tej historii.
 Eric odepchnął ją i wyszedł z domu, przeklinając i kuśtykając, co,
muszę przyznać, było powodem mojej satysfakcji. Mama wybiegła za nim 
dodał Sean.  Wcześniej znów kazała mi opuścić dom i oznajmiła, że nie chce
mnie więcej widzieć.
 To straszne.  Melinda uwolniła się z jego uścisku i spojrzała na
niego.
Teraz nie mógł już tego uniknąć, na dnie jej niebieskich oczu dostrzegł
wzburzenie. Doceniał to. Ale to była dawno miniona przeszłość.
 To już nieważne  zapewnił ją, choć w sercu wciąż nosił małą zadrę.
Nadal po tylu latach pamiętał wyraz twarzy matki. I tak jak zawsze, gdy
to wspomnienie zakradało się do niego, usiłował nazwać jej minę. Niesmak?
Furia? Nienawiść? Najnowszego siniaka na jej policzku, żółtych i zielonych
116
R
L
T
smug, nie zakryła nawet gruba warstwa podkładu. Pomimo tego matka
broniła tego drania.
Sean wciąż miał w uszach jej głos.
 On mnie kocha, troszczy się o mnie. Nie miałeś prawa tego robić.
Jesteś taki sam jak twój ojciec egoista, który ma wszystkich gdzieś .
 Dokąd się udałeś?  Melinda przywołała go do terazniejszości.
Sean oparł głowę o łóżko.
 Zadzwoniłem do ojca. Przysłał po mnie samolot. Odtąd mieszkałem u
niego.
 Dzięki Bogu za takiego ojca.
Sean zaśmiał się.
 Niewiele osób powiedziałoby tak o Benie Kingu.
 Ale ja tak mówię. Twoja mama się myliła.
 Być może, w każdym razie już nigdy jej nie wiedziałem.  Ich oczy
się spotkały.  Zmarła przed paru laty.
 Czy Eric...
 Nie  rzucił szybko.  To był wypadek samochodowy, jacyś turyści
potrącili ją wieczorem po ciemku.
 Tak mi przykro, Sean.  Na jej twarzy współczucie łączyło się z
wściekłością na los, który go spotkał.  Twoje wyrzuty sumienia są
nieuzasadnione. Zachowałeś się jak trzeba.
Sean widział, jak bardzo pragnęła mu pomóc, pocieszyć go, i patrzył na
to poruszony. Była jedyną osobą poza jego braćmi, którą obchodziło, co czuje
Sean. Której zależało na tym, by czuł się dobrze. Raptem zdał sobie sprawę,
że to wspomnienie pozwoliło mu się szczęśliwie zdystansować od
przeszłości. Dotąd mu to nie wychodziło, a teraz musiał przyznać, że od
dawna nie czuł się tak wolny.
117
R
L
T
 A ty nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia z powodu dzisiejszego
dnia  rzekł cicho.  W tym, że człowiek chce żyć, nie ma nic złego.
Melinda pogłaskała jego policzek opuszkami palców. Chwycił ją za
rękę i wycisnął całusa we wnętrzu jej dłoni.
 Pozbądz się poczucia winy. Wierz mi, że jeśli tego nie zrobisz, ono
cię zniszczy.
Melinda spuściła wzrok na zdjęcie, które wciąż ściskała w dłoni. Sean
także popatrzył na oprawioną fotografię. Steven Hardesty budził w nim
niekłamaną wrogość. Nie dopuści do tego, by Melinda zrezygnowała przez
niego z normalnego życia.
Stanowczym ruchem odebrał jej zdjęcie i położył je na nocnym stoliku.
 Stevena już nie ma, Melindo.
Melinda wzięła długi drżący oddech.
 Wiem.
 Sądzisz, że chciałby, żebyś do końca życia była w żałobie?
 Nie.
 Pozwól mu odejść. Bądz ze mną.  Ujął ją pod brodę, spojrzał w jej
zaczerwienione od płaczu oczy.  To dla ciebie bezpieczna sytuacja, jesteśmy
razem tymczasowo.  Otarł resztki jej łez i pochylił się, by pocałować ją w
czoło.
 Wykorzystaj mnie i wylecz swoje serce. Nie zostanę tu długo.
Niczego od ciebie nie oczekuję, nie będzie żadnych komplikacji.
No tak, trochę egoistycznie myślał przy tym o własnych
przyjemnościach, gdyż pragnął Melindy bardziej niż powietrza. Ale nie
kłamał, przecież z nią nie zostanie. Jeśli zaś uda mu się wyrwać ją z
przeszłości, zaplanowane rozstanie przyjdzie im o wiele łatwiej.
Tęskny uśmiech uniósł kącik jej warg. Sean po raz pierwszy od wejścia
118
R
L
T
do pokoju odetchnął swobodniej.
 Nie zamierzałam kompletnie się załamać  powiedziała.
 W porządku.
 Nie, nie w porządku  odparła.  Kiedy tu przyszłam, chciałam wziąć
prysznic i zaczekać na ciebie. Wtedy zobaczyłam...  głos jej się załamał,
zerknęła na leżące zdjęcie.  I nagle to wszystko do mnie wróciło. %7łe jego już
nie ma, a ja jestem tutaj, z tobą. Z tobą było mi dobrze i to mnie jeszcze
bardziej przygnębiło. Mówię bez sensu, co?
 Przeciwnie.  Sean zaczesał jej włosy za ucho. Kiedy ją przytulił,
poczuł płynące od niej ciepło. Nie to gorąco związane z innym dotykiem, lecz
coś głębszego, trudnego do określenia.
Melinda wtuliła się w niego, a on objął ją mocniej.
 To był długi dzień  szepnęła.
 Taa. Zmęczona?
Podniosła na niego wzrok i pokręciła głową.
 Cieszę się  rzekł z uśmiechem.
Kiedy Sean ją pocałował, Melinda nie mogła dłużej się okłamywać.
Wciąż żyła, jak powiedział Sean, i nie zamierzała ukrywać się przed życiem.
Chciała bez wyrzutów sumienia spełniać swoje pragnienia.
Pragnęła Seana.
Sami nie wiedzieli kiedy, zostali znów nadzy Sean się zabezpieczył i nie
tracąc czasu, pociągnął Melindę na łóżko. Obsypywał jej ciało pocałunkami,
rozpalał ją pieszczotami warg i języka. Głaskał jej piersi, a ona wiła się pod
nim i wyginała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •