[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tylko gdy nie mam królowej - przypomina. - Tylko gdy przez wiele lat muszę żyć bez niej. I tylko dlatego, że mój lud zaczął
się niepokoić. Dobrze o tym wiesz. Jedynie w ten sposób mogłem zachować władzę. A teraz... panuje chaos. Nie masz pojęcia,
jakie straszne rzeczy się dzieją.
Wiem, że ma na myśli dom, w którym uwięziliśmy wszystkie piksy kilka miesięcy temu. Ale przypominam sobie, jak porwali
Jaya Dahlberga i przywiązali go do łóżka. Oszalał ze strachu. Na całym ciele miał ślady ugryzień -w miejscach, z których wysysali
mu krew. Piksy stały dokoła niego, dokoła mnie, jakbyśmy leżeli na ołtarzu ofiarnym.
-Wiem, Zaro, że uważasz mnie za potwora. Twoja matka też, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie powinienem był nigdy pozwolić
jej odejść. Nie powinienem był pozwolić, byście żyły beze mnie. - Przełyka ślinę. - Jednak gdy pragnienie stało się zbyt potężne...
Zacząłem tracić kontrolę. A teraz...
- Co teraz?
- Nie wszystkie piksy są takie jak ja. I nie wszyscy królowie są do mnie podobni.
- O czym ty mówisz? - W moim sercu budzi się nadzieja. Może tamten piks miał rację?
- O tym, że większość z nas nie ma litości, wyrzutów sumienia, nie przeszkadzają im tortury czy śmierć człowieka. Zabijanie
dla nich to nie ostateczne wyjście, ale codzienność.
Przecież ten piks, którego uwolniłam... Mówił coś zupełnie innego. Patrzę w oczy ojca. Moje i jego mają ten sam kształt,
delikatnie unoszą się w kącikach.
- Co chcesz mi powiedzieć?
- Oni nadchodzą.
- Gdzie?
16
- Idą tutaj.
Issie spogląda na mnie przerażona. Wydaje mi się, że nawet wiatr na chwilę ucichł. Dopiero po kilku sekundach zrywa się na
nowo, uderzając w nas ze zdwojoną siłą.
- Już tu są - zwracam się do ojca. - Kilka piksów już się pojawiło w okolicy i wsadziliśmy ich do waszego domu.
Wzdycha i odpowiada:
Ale żaden z nich nie był królem. To tylko zwiadowcy. Wiesz, jaka to różnica, Zaro. Twoja skóra reaguje tylko na królów
albo na tych, którzy mogą nimi zostać.
Gęsia skórka - orientuje się Issie.
Co? Co ja mam z tym wspólnego?
To dlatego, że szukasz partnera. Odpowiadasz na wezwanie siły - tłumaczy ojciec.
Ale ja mam partnera! Krzywię się na sam dzwięk tego słowa i natychmiast się poprawiam: - Mam chłopaka. I jeszcze...
nie byliśmy razem.
On jest zwierzęciem stwierdza ojciec.
On jest człowiekiem. I w dodatku bohaterem. Nie jest zwierzęciem odcinam się.
Oczywiście nie mamy nic przeciwko zwierzętom wtrąca Issie nieco nerwowo. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zawsze
umieszcza się je na samym dole hierarchii. Jeśli zabije się psa, trafia się do więzienia na mniej niż rok, ale jeśli człowieka na
zawsze. No i ptaki... Każdy może sobie zabijać ptaki, chyba że są na liście gatunków chronionych.
Ignoruję Is, która zawsze tak paple, gdy jest zdenerwowana, i próbuję dowiedzieć się więcej. Pytam więc:
Dlaczego się tu pojawiają?
Bo wiedzą, że nie mam pełnej władzy i jestem osłabiony. Każdy chce więcej poddanych, większego terytorium.
Wkładam ręce do kieszeni.
Po prostu ich powstrzymamy. To proste. Ojciec kręci głową.
Jeden z nich znajdzie nasz dom. Zatrudnią ludzi, by zdjęli metalowe osłony, które założyliście. Uwolnią nas, a moi... moi
poddani są głodni. Podążą za nowym królem i zapanuje chaos. A bez królowej nie będę w stanie ich kontrolować. Wiesz o tym
dobrze, Zaro. Z tego powodu stało się to, co się stało.
Rozumiem, co mówi, ale nie sprowadziłam go tutaj, by słuchać jego wyjaśnień.
W takim razie co to wszystko" ma wspólnego z Nickiem?
Twój zwierzak... ironizuje twój piękniś...
Piękniś? dziwi się Issie.
Chłopak. To takie staroświeckie słowo na określenie chłopaka - wyjaśniam niecierpliwie.
W spojrzeniu ojca dostrzegam złość.
Twój piękniś samowolnie obwołał się także strażnikiem całego miasta oraz twoim.
No i co z tego? - Ciągłe gadanie o tym, że Nick ma nas chronić, strasznie mnie wkurza. Sama potrafię o siebie zadbać.
Ojciec porusza bezgłośnie ustami, jakby ćwiczył następną kwestię, aż w końcu mówi:
Gdy nadejdą kolejne piksy... ich król nie będzie troszczył się o Nicka i jego dobre samopoczucie. A jako że Nick jest dość
sporych rozmiarów i stanie na linii ognia tuż obok ciebie... Inny król nie będzie przejmował się śmiercią jakiegoś
zmiennokształtnego. Zrobi wszystko, by zdobyć nagrody.
Nagrody? W liczbie mnogiej? - Issie nie może się powstrzymać. Ale mówi jakoś dziwnie rozwlekle, jakby słowa wychodziły
z jej ust sto razy wolniej niż zazwyczaj i unosiły się w zimnym powietrzu.
Tak. W mnogiej. Nagrody. - Ojciec kręci się niespokojnie. Ma niewidzące, przepełnione cierpieniem spojrzenie.
-Czyli?
Moje piksy, moje terytorium i ciebie.
Wiatr znów się wzmaga, popychając mnie i Issie bliżej samochodu. Nasze włosy latają jak szalone wokół twarzy. Gdy po chwili
udaje nam się wyprostować, próbuję wcisnąć kolejne pasma za kołnierz kurtki.
Jesteś zła zauważa ojciec.
-Naprawdę? Co ty powiesz? - rzucam sarkastycznie. Nie przejmuję się.
- Pewnie błyskawice, które ciskasz oczami, to dobra podpowiedz - odzywa się Is.
Obruszam się:
- Po prostu nie lubię, gdy mówi się o mnie jak o nagrodzie. To seksistowski tekst.
- Seksistowski i obrazliwy - dodaje Issie. - A także typowy dla męskiego stereotypu, według którego wszystkie kobiety mają
być uległe.
- No właśnie.
Ojciec spuszcza wzrok.
- To moja wina, Zaro. Połowa twoich genów pochodzi ode mnie.
- Jestem człowiekiem - prostuję zdecydowanie. Nawet smak miętowego tic-taca w ustach przyprawia mnie o mdłości.
- Nie wszystkie piksy lubią torturować. Tylko te złe, zaniedbane, które nie mają przywódcy... Albo takie, które mają
przywódcę okrutnego lub słabego, albo pozbawionego królowej. Niektóre z nas stoją po dobrej stronie, inne po złej. A niektóre -
17
jak ja - utknęły gdzieś pomiędzy okolicznościami i przeznaczeniem ciągnie ojciec bez zająknięcia. - Zara jest człowiekiem, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Tylko gdy nie mam królowej - przypomina. - Tylko gdy przez wiele lat muszę żyć bez niej. I tylko dlatego, że mój lud zaczął
się niepokoić. Dobrze o tym wiesz. Jedynie w ten sposób mogłem zachować władzę. A teraz... panuje chaos. Nie masz pojęcia,
jakie straszne rzeczy się dzieją.
Wiem, że ma na myśli dom, w którym uwięziliśmy wszystkie piksy kilka miesięcy temu. Ale przypominam sobie, jak porwali
Jaya Dahlberga i przywiązali go do łóżka. Oszalał ze strachu. Na całym ciele miał ślady ugryzień -w miejscach, z których wysysali
mu krew. Piksy stały dokoła niego, dokoła mnie, jakbyśmy leżeli na ołtarzu ofiarnym.
-Wiem, Zaro, że uważasz mnie za potwora. Twoja matka też, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie powinienem był nigdy pozwolić
jej odejść. Nie powinienem był pozwolić, byście żyły beze mnie. - Przełyka ślinę. - Jednak gdy pragnienie stało się zbyt potężne...
Zacząłem tracić kontrolę. A teraz...
- Co teraz?
- Nie wszystkie piksy są takie jak ja. I nie wszyscy królowie są do mnie podobni.
- O czym ty mówisz? - W moim sercu budzi się nadzieja. Może tamten piks miał rację?
- O tym, że większość z nas nie ma litości, wyrzutów sumienia, nie przeszkadzają im tortury czy śmierć człowieka. Zabijanie
dla nich to nie ostateczne wyjście, ale codzienność.
Przecież ten piks, którego uwolniłam... Mówił coś zupełnie innego. Patrzę w oczy ojca. Moje i jego mają ten sam kształt,
delikatnie unoszą się w kącikach.
- Co chcesz mi powiedzieć?
- Oni nadchodzą.
- Gdzie?
16
- Idą tutaj.
Issie spogląda na mnie przerażona. Wydaje mi się, że nawet wiatr na chwilę ucichł. Dopiero po kilku sekundach zrywa się na
nowo, uderzając w nas ze zdwojoną siłą.
- Już tu są - zwracam się do ojca. - Kilka piksów już się pojawiło w okolicy i wsadziliśmy ich do waszego domu.
Wzdycha i odpowiada:
Ale żaden z nich nie był królem. To tylko zwiadowcy. Wiesz, jaka to różnica, Zaro. Twoja skóra reaguje tylko na królów
albo na tych, którzy mogą nimi zostać.
Gęsia skórka - orientuje się Issie.
Co? Co ja mam z tym wspólnego?
To dlatego, że szukasz partnera. Odpowiadasz na wezwanie siły - tłumaczy ojciec.
Ale ja mam partnera! Krzywię się na sam dzwięk tego słowa i natychmiast się poprawiam: - Mam chłopaka. I jeszcze...
nie byliśmy razem.
On jest zwierzęciem stwierdza ojciec.
On jest człowiekiem. I w dodatku bohaterem. Nie jest zwierzęciem odcinam się.
Oczywiście nie mamy nic przeciwko zwierzętom wtrąca Issie nieco nerwowo. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zawsze
umieszcza się je na samym dole hierarchii. Jeśli zabije się psa, trafia się do więzienia na mniej niż rok, ale jeśli człowieka na
zawsze. No i ptaki... Każdy może sobie zabijać ptaki, chyba że są na liście gatunków chronionych.
Ignoruję Is, która zawsze tak paple, gdy jest zdenerwowana, i próbuję dowiedzieć się więcej. Pytam więc:
Dlaczego się tu pojawiają?
Bo wiedzą, że nie mam pełnej władzy i jestem osłabiony. Każdy chce więcej poddanych, większego terytorium.
Wkładam ręce do kieszeni.
Po prostu ich powstrzymamy. To proste. Ojciec kręci głową.
Jeden z nich znajdzie nasz dom. Zatrudnią ludzi, by zdjęli metalowe osłony, które założyliście. Uwolnią nas, a moi... moi
poddani są głodni. Podążą za nowym królem i zapanuje chaos. A bez królowej nie będę w stanie ich kontrolować. Wiesz o tym
dobrze, Zaro. Z tego powodu stało się to, co się stało.
Rozumiem, co mówi, ale nie sprowadziłam go tutaj, by słuchać jego wyjaśnień.
W takim razie co to wszystko" ma wspólnego z Nickiem?
Twój zwierzak... ironizuje twój piękniś...
Piękniś? dziwi się Issie.
Chłopak. To takie staroświeckie słowo na określenie chłopaka - wyjaśniam niecierpliwie.
W spojrzeniu ojca dostrzegam złość.
Twój piękniś samowolnie obwołał się także strażnikiem całego miasta oraz twoim.
No i co z tego? - Ciągłe gadanie o tym, że Nick ma nas chronić, strasznie mnie wkurza. Sama potrafię o siebie zadbać.
Ojciec porusza bezgłośnie ustami, jakby ćwiczył następną kwestię, aż w końcu mówi:
Gdy nadejdą kolejne piksy... ich król nie będzie troszczył się o Nicka i jego dobre samopoczucie. A jako że Nick jest dość
sporych rozmiarów i stanie na linii ognia tuż obok ciebie... Inny król nie będzie przejmował się śmiercią jakiegoś
zmiennokształtnego. Zrobi wszystko, by zdobyć nagrody.
Nagrody? W liczbie mnogiej? - Issie nie może się powstrzymać. Ale mówi jakoś dziwnie rozwlekle, jakby słowa wychodziły
z jej ust sto razy wolniej niż zazwyczaj i unosiły się w zimnym powietrzu.
Tak. W mnogiej. Nagrody. - Ojciec kręci się niespokojnie. Ma niewidzące, przepełnione cierpieniem spojrzenie.
-Czyli?
Moje piksy, moje terytorium i ciebie.
Wiatr znów się wzmaga, popychając mnie i Issie bliżej samochodu. Nasze włosy latają jak szalone wokół twarzy. Gdy po chwili
udaje nam się wyprostować, próbuję wcisnąć kolejne pasma za kołnierz kurtki.
Jesteś zła zauważa ojciec.
-Naprawdę? Co ty powiesz? - rzucam sarkastycznie. Nie przejmuję się.
- Pewnie błyskawice, które ciskasz oczami, to dobra podpowiedz - odzywa się Is.
Obruszam się:
- Po prostu nie lubię, gdy mówi się o mnie jak o nagrodzie. To seksistowski tekst.
- Seksistowski i obrazliwy - dodaje Issie. - A także typowy dla męskiego stereotypu, według którego wszystkie kobiety mają
być uległe.
- No właśnie.
Ojciec spuszcza wzrok.
- To moja wina, Zaro. Połowa twoich genów pochodzi ode mnie.
- Jestem człowiekiem - prostuję zdecydowanie. Nawet smak miętowego tic-taca w ustach przyprawia mnie o mdłości.
- Nie wszystkie piksy lubią torturować. Tylko te złe, zaniedbane, które nie mają przywódcy... Albo takie, które mają
przywódcę okrutnego lub słabego, albo pozbawionego królowej. Niektóre z nas stoją po dobrej stronie, inne po złej. A niektóre -
17
jak ja - utknęły gdzieś pomiędzy okolicznościami i przeznaczeniem ciągnie ojciec bez zająknięcia. - Zara jest człowiekiem, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]