[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Montaigne, Szekspir czy Pascal, wedle których homo sapiens" to homo de-mens", szaleniec
i kuglarz, istota wieloraka, złożona, nosząca pod czaszką cały kosmos snów, fantazmatów i
marzeń.
- I duszę - dodał Hawryłko. - Duszę pełną Boga, gdyż stworzoną przez Boga.
- Raczej pełną Biblii, drogi księżulu - skorygował profesor. - Biblii tak bardzo bliskiej
Kapitałowi" i teoriom komunizmu, a zarazem jak dalekiej, jak im wrogiej. Wrzuć
człowieka do kałuży i głoś mu, by poprzestał na tym miejscu gdzie umieściła go Opatrzność
-a udowodnisz, że jesteś wyznawcą porządku biblijnego, nie zaś walki klas. Summa
summarum - gdy spojrzymy...
- Nie chce być złośliwy, panie profesorze, zresztą nie umiałbym być równie złośliwy
co pan
- wtrącił Hanusz - jednak pragnę spytać: kogo pan bardziej lekceważy, Boga czy
Marksa?
- Więc zauważył pan, doktorku, jak są podobni? Te imponujące brody, niby srebrne
cokoły fizjonomii proroków!... Odpowiem panu - Boga nie lekceważę, chociaż mam wobec
Niego stosunek inny zupełnie aniżeli ci wszyscy, co biegają do kościoła licząc na Niebo po
znajomości.
- Gadaj pan zdrów, profesorze, nie zrazisz wierzących! - obruszył się Kortoń. - Nie po
to chodzimy klękać u stóp krucyfiksów.
- A po co?! - zdziwił się Sedlak. - Po uzyskanie odpuszczenia za zabójstwo prezydenta
Narutowicza, panowie endecy?
Kortoń zerwał się, mając kułaki ściśnięte i mord we wzroku, lecz tym razem nie
Krzyżanowski czy Godlewski, lecz sam hrabia przerwał scysję, mówiąc grzmiącym głosem
feudała:
-Dosyć, panowie! Dosyć tych awantur, nie chcę tu już widzieć żadnych bijatyk!
Również bijatyk partyjnych na słowa, bo zebraliśmy się w zupełnie innym celu.
Przypominam, że mamy ustalić kto zostanie wykupiony z rąk Gestapo. Mertel przypomniał
swoje:
- Mamy też obowiązek patriotyczny! Powtarzam: panowie Trygier i Ostrowski muszą
być wykupieni dla... dla racji wyższych, ogólnonarodowych, nie waham się rzec: w imię racji
stanu. Myślę, że wszyscy tu obecni, może za wyjątkiem pana poczmistrza, dobrze to
rozumieją...
- Nie wszyscy, panie Mertel - rzekł Malewicz.
- Ja również nie - dodał Hanusz.
- A jeśli idzie o propozycje - kontynuował radca - to sądzę, że wśród wykupionych
winni być: dyrektor Kuzmicz, burmistrz Wencel, no i profesor Stasinka z całą pewnością.
- Popieram te kandydatury, proszę panów -ogłosił Sedlak. - Kuzmicz koniecznie!
- Tak więc... - chciał finalizować dysputę Krzyżanowski.
- I koniecznie pan sędzia Iwicki! - zawołał aptekarz.
Mertla ogarnęła pasja:
- No to pięknie! Już mamy czterech: Kuzmicza, Wencla, Stasinkę, Iwickiego, czyli bez
Trygiera i Ostrowskiego! Do ciężkiej cholery - dla tych dwóch miejsce musi być! Ludzie, czy
wy nie rozumiecie, że...
- Panowie, tak można się kłócić przez kilka dób! - wyhamował Mertla redaktor Kłos.
-Rozstrzygnijmy głosowaniem, niech zadecyduje większość zebranych.
- Racja! - krzyknął naczelnik urzędu pocztowego.
- Owszem, to bardzo słuszna propozycja - przyłączył się jubiler.
- Też tak uważam - zgodził się policjant.
- A dlaczego większość? - spytał dyrektor sali kinowej.
Mertel powtórzył pytanie, jakby był echem Kortonia:
- Właśnie, czemu większość, proszę panów?
- Dlatego, że większość to więcej niż mniejszość - wyjaśnił mu Bartnicki.
- Tylko z matematycznego punktu widzenia.
- Również z demokratycznego - poprawił Kłos. - Na większości zasadza się każda
demokracja.
- A ochlokracja to nie? - spytał profesor, uśmiechając się kpiarsko.
- Mówię o prawdziwej demokracji!
- Tak? I co pan uważa za prawdziwą demokrację ?
- Wolny wybór, profesorze, wolny wybór.
- Czyli jaki?
- Taki, który jest nieprzymuszoną demonstracją wielu ludzi myślących identycznie. A
więc głosujących tak samo.
Stańczak pokiwał głową ze zrozumieniem:
- Jasne! Jeżeli duża liczba wierzących w to samo stanowi argument, wtedy łatwo dojść
do wniosku; żryjmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić!
-Pan znowu żartuje, panie profesorze! - westchnął Kłos. - Ma pan coś serio przeciwko
demokracji?
- Niewiele, kochany redaktorka Tylko to, że w demokracji głosy ludzi
wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów,
łotrów i prostytutek. A ponieważ w każdym państwie jest więcej głupków, szubrawców i
kobiet zle się prowadzących niż ludzi rozumnych i prawych - to trzeba przyznać, że
demokracja nie jest bezbłędna jeśli patrzeć na nią od strony wyborczych urn.
Duży ścienny zegar wybił godzinę, detonując kolejną interwencję mecenasa
Krzyżanowskiego:
- Panie profesorze, pańskie spekulacje, sofizmaty i bon-moty są zachwycające, tylko
myślę, że w naszej sytuacji są one stratą czasu. Brak czasu na takie popisy, gdy chodzi o
ludzkie życie! Jestem za propozycją pana redaktora, niech decyduje większość.
- Racja, panowie, racja! - ożywił się przodownik Godlewski. - Nie widzę przy tym sto- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Montaigne, Szekspir czy Pascal, wedle których homo sapiens" to homo de-mens", szaleniec
i kuglarz, istota wieloraka, złożona, nosząca pod czaszką cały kosmos snów, fantazmatów i
marzeń.
- I duszę - dodał Hawryłko. - Duszę pełną Boga, gdyż stworzoną przez Boga.
- Raczej pełną Biblii, drogi księżulu - skorygował profesor. - Biblii tak bardzo bliskiej
Kapitałowi" i teoriom komunizmu, a zarazem jak dalekiej, jak im wrogiej. Wrzuć
człowieka do kałuży i głoś mu, by poprzestał na tym miejscu gdzie umieściła go Opatrzność
-a udowodnisz, że jesteś wyznawcą porządku biblijnego, nie zaś walki klas. Summa
summarum - gdy spojrzymy...
- Nie chce być złośliwy, panie profesorze, zresztą nie umiałbym być równie złośliwy
co pan
- wtrącił Hanusz - jednak pragnę spytać: kogo pan bardziej lekceważy, Boga czy
Marksa?
- Więc zauważył pan, doktorku, jak są podobni? Te imponujące brody, niby srebrne
cokoły fizjonomii proroków!... Odpowiem panu - Boga nie lekceważę, chociaż mam wobec
Niego stosunek inny zupełnie aniżeli ci wszyscy, co biegają do kościoła licząc na Niebo po
znajomości.
- Gadaj pan zdrów, profesorze, nie zrazisz wierzących! - obruszył się Kortoń. - Nie po
to chodzimy klękać u stóp krucyfiksów.
- A po co?! - zdziwił się Sedlak. - Po uzyskanie odpuszczenia za zabójstwo prezydenta
Narutowicza, panowie endecy?
Kortoń zerwał się, mając kułaki ściśnięte i mord we wzroku, lecz tym razem nie
Krzyżanowski czy Godlewski, lecz sam hrabia przerwał scysję, mówiąc grzmiącym głosem
feudała:
-Dosyć, panowie! Dosyć tych awantur, nie chcę tu już widzieć żadnych bijatyk!
Również bijatyk partyjnych na słowa, bo zebraliśmy się w zupełnie innym celu.
Przypominam, że mamy ustalić kto zostanie wykupiony z rąk Gestapo. Mertel przypomniał
swoje:
- Mamy też obowiązek patriotyczny! Powtarzam: panowie Trygier i Ostrowski muszą
być wykupieni dla... dla racji wyższych, ogólnonarodowych, nie waham się rzec: w imię racji
stanu. Myślę, że wszyscy tu obecni, może za wyjątkiem pana poczmistrza, dobrze to
rozumieją...
- Nie wszyscy, panie Mertel - rzekł Malewicz.
- Ja również nie - dodał Hanusz.
- A jeśli idzie o propozycje - kontynuował radca - to sądzę, że wśród wykupionych
winni być: dyrektor Kuzmicz, burmistrz Wencel, no i profesor Stasinka z całą pewnością.
- Popieram te kandydatury, proszę panów -ogłosił Sedlak. - Kuzmicz koniecznie!
- Tak więc... - chciał finalizować dysputę Krzyżanowski.
- I koniecznie pan sędzia Iwicki! - zawołał aptekarz.
Mertla ogarnęła pasja:
- No to pięknie! Już mamy czterech: Kuzmicza, Wencla, Stasinkę, Iwickiego, czyli bez
Trygiera i Ostrowskiego! Do ciężkiej cholery - dla tych dwóch miejsce musi być! Ludzie, czy
wy nie rozumiecie, że...
- Panowie, tak można się kłócić przez kilka dób! - wyhamował Mertla redaktor Kłos.
-Rozstrzygnijmy głosowaniem, niech zadecyduje większość zebranych.
- Racja! - krzyknął naczelnik urzędu pocztowego.
- Owszem, to bardzo słuszna propozycja - przyłączył się jubiler.
- Też tak uważam - zgodził się policjant.
- A dlaczego większość? - spytał dyrektor sali kinowej.
Mertel powtórzył pytanie, jakby był echem Kortonia:
- Właśnie, czemu większość, proszę panów?
- Dlatego, że większość to więcej niż mniejszość - wyjaśnił mu Bartnicki.
- Tylko z matematycznego punktu widzenia.
- Również z demokratycznego - poprawił Kłos. - Na większości zasadza się każda
demokracja.
- A ochlokracja to nie? - spytał profesor, uśmiechając się kpiarsko.
- Mówię o prawdziwej demokracji!
- Tak? I co pan uważa za prawdziwą demokrację ?
- Wolny wybór, profesorze, wolny wybór.
- Czyli jaki?
- Taki, który jest nieprzymuszoną demonstracją wielu ludzi myślących identycznie. A
więc głosujących tak samo.
Stańczak pokiwał głową ze zrozumieniem:
- Jasne! Jeżeli duża liczba wierzących w to samo stanowi argument, wtedy łatwo dojść
do wniosku; żryjmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić!
-Pan znowu żartuje, panie profesorze! - westchnął Kłos. - Ma pan coś serio przeciwko
demokracji?
- Niewiele, kochany redaktorka Tylko to, że w demokracji głosy ludzi
wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów,
łotrów i prostytutek. A ponieważ w każdym państwie jest więcej głupków, szubrawców i
kobiet zle się prowadzących niż ludzi rozumnych i prawych - to trzeba przyznać, że
demokracja nie jest bezbłędna jeśli patrzeć na nią od strony wyborczych urn.
Duży ścienny zegar wybił godzinę, detonując kolejną interwencję mecenasa
Krzyżanowskiego:
- Panie profesorze, pańskie spekulacje, sofizmaty i bon-moty są zachwycające, tylko
myślę, że w naszej sytuacji są one stratą czasu. Brak czasu na takie popisy, gdy chodzi o
ludzkie życie! Jestem za propozycją pana redaktora, niech decyduje większość.
- Racja, panowie, racja! - ożywił się przodownik Godlewski. - Nie widzę przy tym sto- [ Pobierz całość w formacie PDF ]