download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jimmy najwyrazniej nie mógł znalezć słów. Znowu otwierał usta parokrotnie i nic się
z nich nie dobywało.
- Dobrze, Jimmy. Pytam przez chorobliwą ciekawość, zupełnie nieoficjalnie: w jaki
sposób przemyciłeś to na statek?
- Hmm... w  sprzęcie rekreacyjnym".
- No, nie kłamiesz. Ale ile to waży?
- Tylko dwadzieścia kilogramów.
- Aadne mi tylko! Jednakże mniej, niż myślałem. Jestem nawet zdumiony, że można
zbudować rower powietrzny tak lekki.
- Bywają i takie, które ważą piętnaście, ale są zbyt wątłe i zawodzą na zakrętach.
Ważka to absolutny pewniak. W każdym calu nadaje się do akrobatyki powietrznej.
- Ważka... Dobra nazwa. Jeszcze powiedz, jak zamierzasz użyć tego roweru, żebym
mógł zdecydować, co tu będzie właściwsze: awans czy sąd wojenny. Z tym że jedno zgoła nie
wyklucza drugiego.
25. Dziewiczy lot
Ważka z pewnością była dobrą nazwą. Latający rower miał długie, przezroczyste,
prawie niewidoczne skrzydła, które w chwilach, gdy światło padało na nie pod pewnymi
kątami, mieniły się barwami tęczy, jak gdyby bańka mydlana spowijała delikatny układ
elementów z aerofolii. Powłoka, chociaż z błony organicznej o grubości zaledwie kilku
molekuł, była dostatecznie mocna, żeby wytrzymać pęd powietrza o prędkości pięćdziesięciu
kilometrów na godzinę.
Pilot - będący zarazem napędem i systemem sterowania Ważki - siedział, a raczej na
wpół leżał, żeby zmniejszyć opór powietrza, na maleńkim siodełku w samym środku
ciężkości. Kierownicę stanowił pojedynczy drążek, który dawał się przesuwać do tyłu i do
przodu, w prawo i w lewo. Jedynym instrumentem był kawałek obciążonej wstążki
przyczepionej na przodzie, pokazującej względny kierunek wiatru.
Odkąd ten latający rower zmontowano na Piaście, Jimmy Pak nie pozwalał nikomu go
dotykać. Pod niezgrabną ręką mógłby pęknąć któryś człon z pojedynczego włókna, a te
migotliwe skrzydła, kusząc swoim nieodpartym powabem wścibskie palce, również mogły
ulec uszkodzeniu. Trudno było ludziom uwierzyć, że tam naprawdę coś jest.
Patrząc, jak Jimmy wsiada do tego urządzenia, Norton poczuł wątpliwości. Niech
tylko jedno z tych śmigiełek trzaśnie, kiedy Ważka już przeleci na tamtą stronę Morza
Cylindrycznego, a Jimmy będzie miał powrót odcięty, choćby szczęśliwie tam wylądował.
Pogwałcił również uświęconą regułę badań kosmicznych: oto człowiek wyrusza samotnie na
teren nieznany, gdzie nie sposób w razie potrzeby udzielić mu pomocy. Norton pocieszał się
tylko tym, że przez cały czas będą mogli widzieć Jimmy'ego i zachowywać z nim łączność -
wiadomo więc będzie, co go spotkało, gdyby rzeczywiście doszło do jakiegoś nieszczęścia.
Jimmy zdawał sobie sprawę, że takiej wspaniałej sposobności nie wolno zmarnować:
jeśli się wierzy w los czy przeznaczenie, byłoby rzuceniem wyzwania samym bogom
pominięcie tej jedynej dla badaczy okazji, bo jakże inaczej można by dotrzeć na południe
Ramy, ujrzeć z bliska tajemnice bieguna południowego? Wiedział doprawdy lepiej niż
ktokolwiek inny z załogi, czym ryzykuje. Na tym polega hazard. Jeżeli się przegra, trudno:
nie zawsze hazardzistę czeka wygrana...
- A teraz, Jimmy, posłuchaj - powiedziała pani chirurg Ernst. - Nie przemęczaj się, to
bardzo ważne. Pamiętaj, że zawartość tlenu tutaj na osi jest nadal bardzo niska. Kiedy tylko
zabraknie ci tchu, zatrzymuj się i dotleniaj przez trzydzieści sekund, ale nie dłużej.
Jimmy przytaknął z roztargnieniem, wypróbowując zespół przyrządów do sterowania.
Cały ten zespół, tworzący jedno z wysięgnikiem o długości pięciu metrów za szczątkowym
kokpitem, zaczął się kręcić, i już zaraz kłapiaste lotki w połowie skrzydła poruszały się na
zmianę to w górę, to w dół.
- Mam ci zakręcić śmigło? - zapytał Joe Calvert, nie mogąc się oprzeć wspomnieniom
filmów wojennych sprzed dwustu lat. - Zapłon! Kontakt! - Prawdopodobnie nikt oprócz
Jimmy'ego nie wiedział, o czym on mówi, ale trochę to rozładowało nastrój napięcia.
Bardzo powoli Jimmy wprawił w ruch pedały. Szeroka, wątła łopatka śmigła - jak
skrzydło, delikatny szkielet z rozpiętą na nim migotliwą błoną - zaczęła się obracać. Po
wykonaniu kilku obrotów stała się niewidoczna. Ważka już leciała. ,
Oddaliła się od Piasty i powoli sunęła pionowo wzdłuż osi Ramy. Po przebyciu stu
metrów Jimmy przestał pedałować: dziwny to był widok - pojazd wyraznie aerodynamiczny,
zawieszony nieruchomo w powietrzu. Chyba po raz pierwszy zdarzyło się kiedykolwiek coś
takiego, z wyjątkiem, być może, prób na bardzo ograniczoną skalę w którejś z większych
stacji kosmicznych.
- Jak idzie?!- zawołał Norton.
- Reakcja dobra, stabilność kiepska. Ale ja wiem dlaczego. Nie ma przyciągania.
Będzie lepiej o kilometr niżej.
- Zaczekaj! Czy to bezpieczne?
Norton wiedział, że tracąc wysokość Jimmy zrezygnowałby z głównej zalety swojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •