download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie stać was na trochę kłamstwa... dla dobra przyjaciela?!
Karain zdawał się nie zwracać na nas uwagi, lecz gdy Hollis podniósł wieko szkatułki,
oczy jego pobiegły ku niej  tak jak i nasze. Purpurowy atłas, którym była wysłana, rozgorzał
jaskrawą, barwną plamą w ponurej atmosferze; zjawił się wyrazny cel dla wzroku, przycią-
gający oczy.
VI
Hollis patrzył z uśmiechem w głąb szkatułki. Odbył niedawno wycieczkę do kraju przez
Kanał Angielski. Nie było go sześć miesięcy i zjawił się w sam czas, aby wyruszyć z nami na
tę ostatnią wyprawę. Nigdy przedtem nie widzieliśmy tej szkatułki. Hollis trzymał nad nią
ręce i mówił do nas ironicznym tonem, ale twarz jego stała się poważna, jak gdyby wymawiał
potężne zaklęcie nad przedmiotami leżącymi w szkatułce.
 Każdego z nas  mówił, urywając co chwila, przy czym pauzy dotkliwsze były od słów 
każdego z nas  zgodzicie się z tym chyba  prześladowało wspomnienie o jakiejś kobiecie...
23
A co się tyczy przyjaciół... przyjaciół porzuconych mimochodem... ech! spytajcie sami sie-
bie...
Urwał. Karain patrzył z natężeniem w szkatułkę. Głośny hałas rozległ się na górze na po-
kładzie. Jackson rzekł z powagą:
 Nie bądzże takim, podłym cynikiem.
 Ach, ty poczciwino!  rzekł posępnie Hollis.  Dowiesz się zaraz... Przecież ten Malaj
był naszym przyjacielem...
Powtórzył kilka razy w zamyśleniu:  Malaj... przyjacielem. Malaj, przyjacielem  jak
gdyby przeciwstawiał te słowa i ważył, po czym ciągnął już prędzej:
 Porządny chłop, dżentelmen w swoim rodzaju. Nie możemy, że tak powiem, odwrócić
się plecami do jego zwierzeń i ufności, jaką w nas pokłada. Ci Malaje poddają się łatwo wra-
żeniom; szalenie są nerwowi, jak wiecie  a więc...
Zwrócił się raptem do mnie:
 Ty go znasz najlepiej  odezwał się rzeczowym tonem.  Czy uważasz, że jest fanaty-
kiem? To znaczy... czy bardzo ściśle trzyma się swoich wierzeń?
 Nie zdaje mi się  wyjąkałem.
 Rzecz w tym, że tu chodzi o wizerunek... wyryty portret  mruknął zagadkowo i zwrócił
się znów do szkatułki. Zanurzył w niej palce. Wargi Karaina rozchyliły się, a oczy błyszczały;
Patrzyliśmy w głąb szkatułki.
Było tam parę zwitków bawełny, papierek igieł, kawałek jedwabnej wstążki granatowego
koloru, gabinetowa fotografia, na którą Hollis spojrzał ukradkiem, nim ją  odwróconą  po-
łożył na stole. Zdążyłem spostrzec, że była to fotografia młodej panny. Wśród mnóstwa róż-
nych drobiazgów leżał tam pęk kwiatów, wąska biała rękawiczka o wielu guzikach, cienka
paczka listów starannie związanych. Amulety białych ludzi! Czary i talizmany! Czary, które
krzepią ducha, które miażdżą go bez litości; czary, których moc wyrywa westchnienie z piersi
młodzieńca, a na twarz starca sprowadza uśmiech. Potężne amulety, co przyciągają radosne
marzenia i myśli pełne żalu; co kruszą twarde serca, a miękkie hartują na niezłomną stal; Da-
ry niebios  rzeczy ziemskie...
Hollis szperał w szkatułce.
I wydało mi się przez tę chwilę oczekiwania, %7łe kabina szkunera zapełnia się niewidzial-
nym żyjącym tętnem lekkich oddechów. Wszystkie duchy wygnane z niewiernego Zachodu
przez ludzi, którzy twierdzą, że posiedli mądrość i swobodę, i spokój  wszystkie bezdomne
duchy niewiernego świata pojawiły się nagle wokół Hollisa, schylonego nad szkatułką;
wszystkie wygnane i czarowne duchy kochanych ongi kobiet; wszystkie piękne i tkliwe du-
chy ideałów  zachowanych w pamięci, zapomnianych, umiłowanych, znienawidzonych,
wszystkie odepchnięte i pełne wyrzutu duchy przyjaciół  podziwianych, uwielbianych, da-
rzonych ufnością, spotwarzonych, zdradzonych, zabranych przez śmierć  wszystkie te duchy
przybyły z niegościnnych okolic ziemi, aby stłoczyć się w mrocznej kajucie, jak gdyby ta
kajuta była jedyną ich ostoją na szerokim świecie, opanowanym przez zwątpienie, jedynym
zródłem wiary i zadośćuczynienia... Minęła sekunda  i wszystko znikło. Tylko Hollis stał
naprzeciw nas, a w jego palcach błyszczał jakiś drobny przedmiot. Wyglądało to na pienią-
żek.
 Znalazłem nareszcie  rzekł.
Podniósł przedmiot do góry. Była to pensowa moneta z roku jubileuszowego  pozłacana,
z dziurką przebitą u brzegu. Hollis spojrzał na Karaina.
Oto amulet dla naszego przyjaciela  rzekł do nas.  Rzecz sama przez się niezmiernie po-
tężna, jak wiecie  pieniądz  a wyobraznia Karaina już pracuje. Ten włóczęga pełen jest lo-
jalności. Oby tylko jego purytanizm nie spłoszył się wizerunkiem...
24
Nie odrzekliśmy nic. Nie wiedzieliśmy, czy to ma nas zgorszyć, czy rozśmieszyć, czy
przynieść nam ulgę. Hollis, zbliżywszy się do Karaina  który wstał jak gdyby strwożony 
podniósł monetę i przemówił po malajsku.
 Oto wizerunek wielkiej królowej i najpotężniejsza ze wszystkich rzeczy znanych białym
ludziom  rzekł uroczyście.
Karain zakrył dłonią rękojeść krysa na znak czci i utkwił wzrok w głowie ozdobionej ko-
roną.
 Niezwyciężona. Pobożna  szepnął.
 Potężniejsza jest niż Sulejman Mędrzec, który, jak wiesz, rozkazywał duchom  ciągnął
Hollis poważnie.  Ja ci to daję.
Trzymał monetę na wyciągniętej dłoni i, patrząc na nas w zamyśleniu, odezwał się po an-
gielsku:
 Ona także rozkazuje duchowi swego narodu: potężny ten demon, sumienny, bezwzględ-
ny, nieposkromiony... czyni wiele dobrego  niechcący... wiele dobrego... od czasu do czasu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •