[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Jak pan nazwie tych ludzi, mister Stamm?!
Komik uderzył pięścią w stół i pełen oburzenia opadł na drewnianą ławkę. Nie potok, lecz
ocean jadowitych, wściekłych słów wytrysnął z jego ust, okolonych od dawna już nie golonym
zarostem. Niechaj okaże mu współczucie chociaż kasjer! Pannisko, sentymentalna płaksa, nie
spełniła prośby tego, bez którego runęłaby ta paskudna buda! Nie okazać uprzejmości (nie
mówię już o przysłudze) pierwszemu komikowi, którego przed dziesięciu laty zapraszano do
teatrów stołecznych! Oburzające!
W tym biednym teatrze jest bardziej niż zimno. W psiej budzie na pewno nie jest zimniej.
Stary kasjer mądrze robi, że siedzi w futrze i ciepłych kaloszach. Na oknie – lód, a po podło-
dze hula wiatr, którego mógłby pozazdrościć nawet biegun północny. Drzwi są nieszczelne i
brzegi ich są białe od szronu. Do diabła! Za zimno nawet, by się złościć.
– Popamięta mnie! – zakończył komik swą filipikę.
Położył nogi na ławkę i przykrył je połą futra, które odziedziczył przed dwunastu laty w
spadku po pewnym przyjacielu aktorze, zmarłym na suchoty. Wtulił się głębiej w futra, umilkł
i pod kołnierzem chuchał na pierś.
Język milczał, lecz za to pracował mózg. Szukał jakiegoś wyjścia. Trzeba, żeby nie wiem
co, zemścić się na tej zuchwałej, bezczelnej dziewczynie!
Komik nie zakrył futrem oczu, dał im swobodę: patrzcie, ile wam się podoba... Oczy prze-
cież nie marzną. W kasie nie ma nic ciekawego dla oka. Stół przy drewnianej przegródce,
przed stołem ławka, na ławce stary kasjer w psim futrze i filcowych butach. Wszystko jest
55
szare, codzienne, stare... Nawet brud jest stary. Na stole leży nie zaczęta książka biletowa.
Kupujących jeszcze nie ma. Zaczną przychodzić w porze obiadowej. Oprócz stołu, ławki,
biletów i kupy papierów w kącie – nie ma nic. Okropna nędza i okropna nuda!
Zresztą, przepraszam: jest w kasie jeden przedmiot luksusu. Przedmiot ten leży pod stołem
wraz z niepotrzebnymi papierami, których się nie wymiata tylko dlatego, że jest zimno.
Zresztą miotła gdzieś się zapodziała.
Pod stołem leży duży arkusz tektury, zakurzony i postrzępiony. Kasjer depcze go kalosza-
mi, pluje na niego bez ceregieli. Ten właśnie arkusz jest przedmiotem luksusu. Wypisano na
nim wielkimi literami: „Na dzisiejszy spektakl wszystkie bilety wyprzedane”. Przez cały czas
swego istnienia ani razu nie miał okazji wisieć nad okienkiem kasy i nikt z publiczności nie
może się szczycić tym, że go widział. Piękny napis, lecz złośliwy! Jaka szkoda, że nie znaj-
duje zastosowania. Publiczność nie lubi go, ale za to wszyscy aktorzy są w nim zakochani!
Oczy komika błądzące po ścianach i podłodze nie mogły nie dostrzec tego klejnotu. Komik
nie należy do tych, co szybko kombinują, ale tym razem skombinował. Dojrzawszy tekturowy
arkusz, stuknął się w czoło i zawołał:
– Świetnie! Mam pomysł!
Pochylił się i wyciągnął opowieść o wyprzedanych biletach.
– Świetne! Nadzwyczajne! To będzie ją kosztować drożej niż niebieski szlafrok z czerwo-
nymi chwastami!
W dziesięć minut potem tekturowy arkusz wisiał nad okienkiem kasy po raz pierwszy i
ostatni od czasu swego istnienia i... kłamał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
– Jak pan nazwie tych ludzi, mister Stamm?!
Komik uderzył pięścią w stół i pełen oburzenia opadł na drewnianą ławkę. Nie potok, lecz
ocean jadowitych, wściekłych słów wytrysnął z jego ust, okolonych od dawna już nie golonym
zarostem. Niechaj okaże mu współczucie chociaż kasjer! Pannisko, sentymentalna płaksa, nie
spełniła prośby tego, bez którego runęłaby ta paskudna buda! Nie okazać uprzejmości (nie
mówię już o przysłudze) pierwszemu komikowi, którego przed dziesięciu laty zapraszano do
teatrów stołecznych! Oburzające!
W tym biednym teatrze jest bardziej niż zimno. W psiej budzie na pewno nie jest zimniej.
Stary kasjer mądrze robi, że siedzi w futrze i ciepłych kaloszach. Na oknie – lód, a po podło-
dze hula wiatr, którego mógłby pozazdrościć nawet biegun północny. Drzwi są nieszczelne i
brzegi ich są białe od szronu. Do diabła! Za zimno nawet, by się złościć.
– Popamięta mnie! – zakończył komik swą filipikę.
Położył nogi na ławkę i przykrył je połą futra, które odziedziczył przed dwunastu laty w
spadku po pewnym przyjacielu aktorze, zmarłym na suchoty. Wtulił się głębiej w futra, umilkł
i pod kołnierzem chuchał na pierś.
Język milczał, lecz za to pracował mózg. Szukał jakiegoś wyjścia. Trzeba, żeby nie wiem
co, zemścić się na tej zuchwałej, bezczelnej dziewczynie!
Komik nie zakrył futrem oczu, dał im swobodę: patrzcie, ile wam się podoba... Oczy prze-
cież nie marzną. W kasie nie ma nic ciekawego dla oka. Stół przy drewnianej przegródce,
przed stołem ławka, na ławce stary kasjer w psim futrze i filcowych butach. Wszystko jest
55
szare, codzienne, stare... Nawet brud jest stary. Na stole leży nie zaczęta książka biletowa.
Kupujących jeszcze nie ma. Zaczną przychodzić w porze obiadowej. Oprócz stołu, ławki,
biletów i kupy papierów w kącie – nie ma nic. Okropna nędza i okropna nuda!
Zresztą, przepraszam: jest w kasie jeden przedmiot luksusu. Przedmiot ten leży pod stołem
wraz z niepotrzebnymi papierami, których się nie wymiata tylko dlatego, że jest zimno.
Zresztą miotła gdzieś się zapodziała.
Pod stołem leży duży arkusz tektury, zakurzony i postrzępiony. Kasjer depcze go kalosza-
mi, pluje na niego bez ceregieli. Ten właśnie arkusz jest przedmiotem luksusu. Wypisano na
nim wielkimi literami: „Na dzisiejszy spektakl wszystkie bilety wyprzedane”. Przez cały czas
swego istnienia ani razu nie miał okazji wisieć nad okienkiem kasy i nikt z publiczności nie
może się szczycić tym, że go widział. Piękny napis, lecz złośliwy! Jaka szkoda, że nie znaj-
duje zastosowania. Publiczność nie lubi go, ale za to wszyscy aktorzy są w nim zakochani!
Oczy komika błądzące po ścianach i podłodze nie mogły nie dostrzec tego klejnotu. Komik
nie należy do tych, co szybko kombinują, ale tym razem skombinował. Dojrzawszy tekturowy
arkusz, stuknął się w czoło i zawołał:
– Świetnie! Mam pomysł!
Pochylił się i wyciągnął opowieść o wyprzedanych biletach.
– Świetne! Nadzwyczajne! To będzie ją kosztować drożej niż niebieski szlafrok z czerwo-
nymi chwastami!
W dziesięć minut potem tekturowy arkusz wisiał nad okienkiem kasy po raz pierwszy i
ostatni od czasu swego istnienia i... kłamał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]