[ Pobierz całość w formacie PDF ]
historyków uznany za jedynie celowy, spotkał się z upartym sprzeciwem J3irgera i
innych.
Szulc powiódł zdumionym wzrokiem po towarzyszach, jak. gdyby po raz pierwszy ich
ujrzał czy przejrzał.
W końcu jednak stanęło na tym, że on i Johnson sami zaatakują tej nocy Prescott,
podczas gdy Birge ze swym oddziałem' pośpieszy na parowcu do Ogdensburga,
zaokrętuje tam nowych ochotników i wróci natychmiast z odsieczą.
Na krótko przed pomocą była to niedziela, dzień 11 listopada wszystkie trzy
statki, spuszczone z lin, poszły każdy
233'
dwa inne ku swej niesławie.
%7łaglowiec z oddziałem Johnsona jakimś tajemniczym przypadkiem osiadł wnet na
mielizaie, a że to było akurat tuż przy brzegu amerykańskim, wojacy dopłynęli do
lądu i gdzieś w ciemnościach się zawieruszyli. Tymczasem Birge płynął dalej na
parowcu i dobił szczęśliwie w poniedziałek rano do Ogdensburga, lecz gdy tylko
poczuł się na ziemi amerykańskiej, zachorował, a wraz z nim większość jego
oficerów i ludzi, którzy wszyscy rozproszyli się po domach. I ten oddział, tak
samo jak Johnsona, przestał istnieć jako jednostka bojowa.
Jedynie Szulc udał się na swym żaglowcu w wyznaczonym kierunku i nad ranem
podpłynął pod Prescott. Lecz zastał miasto już zaalarmowane i gotowe do obrony.
Ponieważ z nastaniem dnia nie widział Johnsona na rzece, słusznie zaniechał
ataku i tylko płynąc jakie trzy kilometry w dół rzeki, wylądował na brzegu
kanadyjskim w pobliżu opuszczonego wiatraka. Stało tam kilka masywnych budynków
jakby stworzonych na redutę. Obsadził je swymi .ludzmi i zaczął skrzętnie
wznosić szańce, ażeby stworzyć przyczółek, zanim nadpłyną posiłki z
amerykańskiego brzegu. Wierzył, że lada chwila nadpłyną.
Tak oto Mikołaj Szulc, były major wojsk polskich, wszedł do wojny z Kanadą
awangarda sił mających wyzwolić kraj od jarzma i krzywdy.
S. BITWA O WIATRAK
Spodziewane posiłki oczywiście nie nadeszły, bo trudno było nazwać posiłkami
tych kilku zuchów, którzy zdjęci wyrzutami sumienia, w ciągu poniedziałku,
przypłynęli na łódkach z Ogdensburga. Oni to przywiezli Szuleowi hiobowe wieści
ciosach odsieczy.
Cytowany już E. A. Theller określa sprawę następująco: Historia zapisała
niewiale przykładów takiego tchórzostwa, wiarołomstwa i braku decyzji jak u J.
Ward Birge'a..."
Kanady. W tej decyzji był heroizm, nie było szaleństwa. Doświadczony żołnierz
trzezwo oceniał sytuację wojskową. Był niezłomnie przekonany, że jego pojawienie
się w ciemiężonym kraju stanie się hasłem do ogólnego powstania, jak o tym przez
całe lato Lyons Mackenzie i wszyscy uchodzcy kanadyjscy przekonywali jego i loże
strzeleckie. Trochę też wierzył, że amerykańscy towarzysze broni w końcu się
opamiętają i przybędą z pomocą.
Tak minął poniedziałek i tylko pod koniec dnia pojawiła się: na rzece angielska
kanonierka. Dała kilka razy ognia do zabudowań, ale przywitana armatkami
przyczółka, szybko się-wycofała. Ochotnicy nadstawiali ucha w stronę lądu,
spodziewając się lada chwila przybycia powstańców kanadyjskich,. lecz ląd był
głuchy i nie odpowiadał. Przez całą noc nikt się nie zjawił.
We wtorek o świcie usłyszano odgłos zbliżającego się od Ogdensburga parowca i
gdy w mgle porannej patrioci ujrzeli na pokładzie postacie żołnierskie, ogarnęła
ich szalona radość::
Posiłki idą, posiłki!
Nie. Był to oddział rządowego wojska amerykańskiego. Stany Zjednoczone nie
chciały mieć zatargu dyplomatycznego^ więc oto zabierały Szulcowi żaglowiec, na
którym znajdowała się jeszcze nie wyładowana część amunicji i żywności. Była to
dotkliwa strata. Zaledwie Amerykanie się oddalili, przypłynęło kilka angielskich
kanonierek i otworzyło regularny ogień artyleryjski, na który zresztą
energicznie odpowiadano.
Na lądzie zauważono wreszcie grupy uzbrojonych łudzi. Znów przykre
rozczarowanie! To wierna Anglii milicja, zawzięta, dysząca nienawiścią do
bandytów", ta sama, która przed rokiem szalała żądzą wieszania powstańców. Gdy
zebrało się tych ludzi około pół tysiąca, przypuścili atak zasypując oblężonych
obfitym gradem ołowiu. Odparci, nacierali drugi raz i trzeci, i czwarty, dufni w
swą liczebną przewagę, rozjuszeni. Dopiero poważne straty, jakie ponieśli, i
ciągłe
234
23$
Oddział amerykańskich ochotników Szulca znakomicie zdał próbę ognia. Była to
młodzież ideowa, dość karna, od kilku tygodni przebywając pod wpływem i musztrą
polskiego majora. Składała się przeważnie z rodowitych Amerykanów, a wśród nich
było także kilku Polaków i kilkunastu Niemców. Gdy pod wieczór przeciwnik
zaprzestał ataków, by! pobity i porażony. Okazało się jednak, że również i
oddział Szulca poniósł straty dochodzące w zabitych i rannych do jednej trzeciej
całości, nie licząc kilkunastu ochotników odciętych przez wroga i wziętych do
niewoli.
Szerokość rzeki, w tym miejscu chyba nie większa niż półtora kilometra,
pozwalała z amerykańskiego brzegu dokładnie obserwować przebieg walki. Brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
historyków uznany za jedynie celowy, spotkał się z upartym sprzeciwem J3irgera i
innych.
Szulc powiódł zdumionym wzrokiem po towarzyszach, jak. gdyby po raz pierwszy ich
ujrzał czy przejrzał.
W końcu jednak stanęło na tym, że on i Johnson sami zaatakują tej nocy Prescott,
podczas gdy Birge ze swym oddziałem' pośpieszy na parowcu do Ogdensburga,
zaokrętuje tam nowych ochotników i wróci natychmiast z odsieczą.
Na krótko przed pomocą była to niedziela, dzień 11 listopada wszystkie trzy
statki, spuszczone z lin, poszły każdy
233'
dwa inne ku swej niesławie.
%7łaglowiec z oddziałem Johnsona jakimś tajemniczym przypadkiem osiadł wnet na
mielizaie, a że to było akurat tuż przy brzegu amerykańskim, wojacy dopłynęli do
lądu i gdzieś w ciemnościach się zawieruszyli. Tymczasem Birge płynął dalej na
parowcu i dobił szczęśliwie w poniedziałek rano do Ogdensburga, lecz gdy tylko
poczuł się na ziemi amerykańskiej, zachorował, a wraz z nim większość jego
oficerów i ludzi, którzy wszyscy rozproszyli się po domach. I ten oddział, tak
samo jak Johnsona, przestał istnieć jako jednostka bojowa.
Jedynie Szulc udał się na swym żaglowcu w wyznaczonym kierunku i nad ranem
podpłynął pod Prescott. Lecz zastał miasto już zaalarmowane i gotowe do obrony.
Ponieważ z nastaniem dnia nie widział Johnsona na rzece, słusznie zaniechał
ataku i tylko płynąc jakie trzy kilometry w dół rzeki, wylądował na brzegu
kanadyjskim w pobliżu opuszczonego wiatraka. Stało tam kilka masywnych budynków
jakby stworzonych na redutę. Obsadził je swymi .ludzmi i zaczął skrzętnie
wznosić szańce, ażeby stworzyć przyczółek, zanim nadpłyną posiłki z
amerykańskiego brzegu. Wierzył, że lada chwila nadpłyną.
Tak oto Mikołaj Szulc, były major wojsk polskich, wszedł do wojny z Kanadą
awangarda sił mających wyzwolić kraj od jarzma i krzywdy.
S. BITWA O WIATRAK
Spodziewane posiłki oczywiście nie nadeszły, bo trudno było nazwać posiłkami
tych kilku zuchów, którzy zdjęci wyrzutami sumienia, w ciągu poniedziałku,
przypłynęli na łódkach z Ogdensburga. Oni to przywiezli Szuleowi hiobowe wieści
ciosach odsieczy.
Cytowany już E. A. Theller określa sprawę następująco: Historia zapisała
niewiale przykładów takiego tchórzostwa, wiarołomstwa i braku decyzji jak u J.
Ward Birge'a..."
Kanady. W tej decyzji był heroizm, nie było szaleństwa. Doświadczony żołnierz
trzezwo oceniał sytuację wojskową. Był niezłomnie przekonany, że jego pojawienie
się w ciemiężonym kraju stanie się hasłem do ogólnego powstania, jak o tym przez
całe lato Lyons Mackenzie i wszyscy uchodzcy kanadyjscy przekonywali jego i loże
strzeleckie. Trochę też wierzył, że amerykańscy towarzysze broni w końcu się
opamiętają i przybędą z pomocą.
Tak minął poniedziałek i tylko pod koniec dnia pojawiła się: na rzece angielska
kanonierka. Dała kilka razy ognia do zabudowań, ale przywitana armatkami
przyczółka, szybko się-wycofała. Ochotnicy nadstawiali ucha w stronę lądu,
spodziewając się lada chwila przybycia powstańców kanadyjskich,. lecz ląd był
głuchy i nie odpowiadał. Przez całą noc nikt się nie zjawił.
We wtorek o świcie usłyszano odgłos zbliżającego się od Ogdensburga parowca i
gdy w mgle porannej patrioci ujrzeli na pokładzie postacie żołnierskie, ogarnęła
ich szalona radość::
Posiłki idą, posiłki!
Nie. Był to oddział rządowego wojska amerykańskiego. Stany Zjednoczone nie
chciały mieć zatargu dyplomatycznego^ więc oto zabierały Szulcowi żaglowiec, na
którym znajdowała się jeszcze nie wyładowana część amunicji i żywności. Była to
dotkliwa strata. Zaledwie Amerykanie się oddalili, przypłynęło kilka angielskich
kanonierek i otworzyło regularny ogień artyleryjski, na który zresztą
energicznie odpowiadano.
Na lądzie zauważono wreszcie grupy uzbrojonych łudzi. Znów przykre
rozczarowanie! To wierna Anglii milicja, zawzięta, dysząca nienawiścią do
bandytów", ta sama, która przed rokiem szalała żądzą wieszania powstańców. Gdy
zebrało się tych ludzi około pół tysiąca, przypuścili atak zasypując oblężonych
obfitym gradem ołowiu. Odparci, nacierali drugi raz i trzeci, i czwarty, dufni w
swą liczebną przewagę, rozjuszeni. Dopiero poważne straty, jakie ponieśli, i
ciągłe
234
23$
Oddział amerykańskich ochotników Szulca znakomicie zdał próbę ognia. Była to
młodzież ideowa, dość karna, od kilku tygodni przebywając pod wpływem i musztrą
polskiego majora. Składała się przeważnie z rodowitych Amerykanów, a wśród nich
było także kilku Polaków i kilkunastu Niemców. Gdy pod wieczór przeciwnik
zaprzestał ataków, by! pobity i porażony. Okazało się jednak, że również i
oddział Szulca poniósł straty dochodzące w zabitych i rannych do jednej trzeciej
całości, nie licząc kilkunastu ochotników odciętych przez wroga i wziętych do
niewoli.
Szerokość rzeki, w tym miejscu chyba nie większa niż półtora kilometra,
pozwalała z amerykańskiego brzegu dokładnie obserwować przebieg walki. Brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]