[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najpotężniejszych czarodziejów w zakonie Tirisfal, a jednak pozostajesz idiotą. To mówi coś
o reszcie zakonu.
Nielas Aran odrzucił głowę do tyłu. Chciał wyglądać na poirytowanego, a wyglądał na
nadąsanego.
- Zaraz, zaczekaj...
- Z pewnością nie sądziłeś, że to wyłącznie twój wrodzony urok sprowadził mnie do
twojej komnaty, ani też że twój dowcip i fantazja odwróciły moją uwagę od dyskusji na temat
rytuałów przyzywania? Z pewnością uświadamiasz sobie, że nie jestem pod wrażeniem twojej
pozycji na dworze niczym jakaś wiejska pasterka? I z pewnością musisz sobie uświadamiać,
że uwiedzenie działa w obie strony? Nie jesteś aż tak wielkim idiotą, prawda, Nielasie
Aranie?
- Oczywiście, że nie - odpowiedział dworski czarodziej, najwyrazniej zraniony przez
jej słowa bardziej, niż chciał się do tego przyznać. - Sądziłem tylko, że jak cywilizowani
ludzie zjemy we dwoje śniadanie.
Aegwynn uśmiechnęła się, a Khadgar widział, że był to okrutny uśmiech.
- Jestem równie stara co wiele z dynastii i już pod koniec pierwszego stulecia życia
zrezygnowałam z dziewczęcych kaprysów. Doskonale wiedziałam, co robię, gdy
wczorajszego wieczora przyszłam do twoich komnat.
- Myślałem... - zaczął Nielas. - Ja tylko myślałem...
- %7łe ty, z całego zakonu, będziesz właśnie tym, który oczaruje i poskromi wielką,
dziką strażniczkę? - dopowiedziała Aegwynn, uśmiechając się coraz szerzej. - %7łe nagniesz ją
do swojej woli tam, gdzie innym się nie powiodło, dzięki swojemu urokowi, dowcipowi i
buduarowym sztuczkom? Zaprzęgniesz moc Tirisfalen do własnego rydwanu? Nie
rozśmieszaj mnie, Nielasie Aranie. I tak straciłeś większość ze swojego potencjału, nie mów
mi, że życie na królewskim dworze zupełnie cię zepsuło. Pozostaw mi choć trochę szacunku
wobec ciebie.
- Ale jeśli nie byłaś pod wrażeniem - powiedział Nielas, usiłując pojąć to, co mówiła
Aegwynn - jeśli mnie nie chciałaś, to dlaczego my...
Aegwynn odpowiedziała mu.
- Przybyłam do Stormwind po jedyną rzecz, której sama nie mogłam sobie dać,
odpowiedniego ojca dla mojego dziedzica. Tak, Nielasie Aranie, możesz powiedzieć innym
magom zakonu, że udało ci się spędzić noc z wielką i potężną strażniczką. Ale będziesz ich
musiał też poinformować, że umożliwiłeś mi przekazanie mocy w taki sposób, by zakon nie
miał w tej kwestii nic do powiedzenia.
- Naprawdę? - Mężczyzna zaczął uświadamiać sobie skutki swych działań. - Pewnie
tak. Ale zakonowi nie spodoba się, że...
- Nim manipuluję? Sprzeciwiam się? Oszukuję? - dopowiedziała Aegwynn. - Nie, nie
spodoba się. Ale członkowie zakonu nie wystąpią przeciwko tobie, obawiając się, że mogę
być nadal tobą zainteresowana. I może znajdziesz jakieś pocieszenie w tym, że ze wszystkich
magów i czarodziejów ty posiadałeś największy potencjał. Twoje nasienie ochroni i wzmocni
moje dziecko i uczyni je naczyniem dla mej mocy. A gdy syn już narodzi się i zostanie
wykarmiony, ty właśnie będziesz go wychowywał, tutaj, ponieważ chcę, żeby podążył moją
ścieżką, a nawet zakon nie chciałby stracić takiej możliwości wywarcia na niego wpływu.
Nielas Aran potrząsnął głową.
- Aleja... - Przerwał na chwilę. - Ale ty... - Znów przerwał. Gdy się w końcu odezwał,
w jego oczach płonął ogień, a w głosie dzwięczała stal. - %7łegnaj, Aegwynn.
- %7łegnaj, Nielasie Aranie - odpowiedziała Aegwynn. - Było... przyjemnie. -
Powiedziawszy to, obróciła się na pięcie i wyszła z komnaty.
Nielas Aran, najwyższy czarodziej na dworze Azeroth, spiskowiec z zakonu Tirisfal, a
teraz przyszły ojciec strażnika Medivha, usiadł przy idealnie zastawionym stole. Podniósł
złoty widelec i zaczął go obracać w palcach. W końcu westchnął i upuścił go na ziemię.
Wizja zblakła, nim widelec uderzył o podłogę, a Khadgar usłyszał inny hałas, tym
razem za plecami. Odgłos buta na zimnym kamieniu. Cichy szelest płaszcza. Nie był sam.
Khadgar odwrócił się, ale ku swej udręce ujrzał tylko mignięcie czarnego płaszcza.
Wysłannik szpiegował go. Już wystarczająco zle, że zostawał odprawiany za każdym razem,
gdy Medivh spotykał się z nieznajomym - a teraz wysłannik chodził sobie do woli po wieży i
go szpiegował!
Khadgar natychmiast zerwał się i ruszył biegiem. Nim dotarł do wejścia, jego cel już
znikł, lecz młodzieniec usłyszał szelest tkaniny ocierającej się o schody. Niżej, w okolicach
komnat gościnnych.
Khadgar również popędził po schodach. Ich zakrzywienie sprawi, że przybysz będzie
trzymać się zewnętrznej krawędzi, gdzie stopnie były szersze i pewniejsze. Młody mag tak
wiele razy spieszył po tych schodach, że zgrabnie zeskakiwał po dwa i trzy, tuż przy
wewnętrznej ich krawędzi.
W połowie drogi do poziomu gości Khadgar ujrzał na ścianie cień swojej ofiary. Gdy
dotarł na dół, ujrzał okrytą płaszczem postać, która przechodziła właśnie przez łukowate
przejście, w stronę drzwi. Gdy wysłannik dotrze do komnat gościnnych, Khadgar straci
okazję. Młodzieniec jednym susem zeskoczył z czterech ostatnich stopni i rzucił się do
przodu, by chwycić postać za ramię.
Jego dłoń zacisnęła się na materiale i twardych mięśniach. Obrócił swoją ofiarę do
ściany.
- Mag chętnie się dowie o twoim szpiegowaniu... - zaczął mówić, lecz słowa zamarły
na jego wargach, gdy płaszcz opadł, odkrywając wysłannika.
Postać była odziana w skórzany strój podróżny, wysokie sznurowane buty, czarne
spodnie i czarną jedwabną bluzkę. Była dobrze umięśniona i Khadgar nie wątpił, że całą
drogę jechała konno. Ale jej skóra była zielona, a gdy kaptur płaszcza opadł, ukazała się orcza
twarz z wystającymi kłami. Z masy czarnych włosów wystawały duże zielone uszy.
- Ork! - krzyknął Khadgar i zareagował odruchowo. Uniósł dłoń i wymruczał słowo
mocy, zbierając magiczną energię konieczną do przebicia wroga magicznym pociskiem.
Nie zdołał dokończyć. Gdy tylko otworzył usta, kobieta wyrzuciła nogę do góry, na
wysokość piersi. Kolanem odepchnęła jego dłoń na bok. Jej ciężko obuta stopa trafiła
Khadgara w policzek. Młodzieniec stracił równowagę.
Khadgar zatoczył się do tyłu i poczuł krew w ustach - w wyniku ciosu musiał ugryzć
się w policzek. Ponownie spróbował wystrzelić pocisk, lecz orczyca była szybka, szybsza niż
uzbrojeni wojownicy, z którymi walczył wcześniej. Już zmniejszyła odległość między nimi i
wbiła mu pięść w brzuch, wyciskając dech z piersi i uniemożliwiając skoncentrowanie się.
Młody mag warknął i porzucił magię na rzecz bardziej bezpośredniego podejścia.
Wciąż czując ból zadanego przez nią ciosu, obrócił się na bok, chwycił kobietę za ramię i
wytrącił ją z równowagi. Na jej twarzy o barwie jadeitu pojawił się wyraz zaskoczenia, ale
tylko na chwilę. Orczyca mocno stanęła na ziemi, pociągnęła Khadgara do siebie, po czym
elegancko wyswobodziła się z jego uchwytu i odwróciła go.
Khadgar poczuł korzenny aromat, gdy orczyca przyciągnęła go do siebie, po czym
młodzieniec został rzucony w głąb korytarza. Potoczył się po kamiennej posadzce, odbił od
ściany i w końcu zatrzymał na czyichś nogach.
Podniósłszy wzrok, Khadgar ujrzał kasztelana, który wpatrywał się w niego z niejaką
troską.
- Moroes! - krzyknął Khadgar. - Wracaj! Zciągnij maga! W wieży mamy orka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
najpotężniejszych czarodziejów w zakonie Tirisfal, a jednak pozostajesz idiotą. To mówi coś
o reszcie zakonu.
Nielas Aran odrzucił głowę do tyłu. Chciał wyglądać na poirytowanego, a wyglądał na
nadąsanego.
- Zaraz, zaczekaj...
- Z pewnością nie sądziłeś, że to wyłącznie twój wrodzony urok sprowadził mnie do
twojej komnaty, ani też że twój dowcip i fantazja odwróciły moją uwagę od dyskusji na temat
rytuałów przyzywania? Z pewnością uświadamiasz sobie, że nie jestem pod wrażeniem twojej
pozycji na dworze niczym jakaś wiejska pasterka? I z pewnością musisz sobie uświadamiać,
że uwiedzenie działa w obie strony? Nie jesteś aż tak wielkim idiotą, prawda, Nielasie
Aranie?
- Oczywiście, że nie - odpowiedział dworski czarodziej, najwyrazniej zraniony przez
jej słowa bardziej, niż chciał się do tego przyznać. - Sądziłem tylko, że jak cywilizowani
ludzie zjemy we dwoje śniadanie.
Aegwynn uśmiechnęła się, a Khadgar widział, że był to okrutny uśmiech.
- Jestem równie stara co wiele z dynastii i już pod koniec pierwszego stulecia życia
zrezygnowałam z dziewczęcych kaprysów. Doskonale wiedziałam, co robię, gdy
wczorajszego wieczora przyszłam do twoich komnat.
- Myślałem... - zaczął Nielas. - Ja tylko myślałem...
- %7łe ty, z całego zakonu, będziesz właśnie tym, który oczaruje i poskromi wielką,
dziką strażniczkę? - dopowiedziała Aegwynn, uśmiechając się coraz szerzej. - %7łe nagniesz ją
do swojej woli tam, gdzie innym się nie powiodło, dzięki swojemu urokowi, dowcipowi i
buduarowym sztuczkom? Zaprzęgniesz moc Tirisfalen do własnego rydwanu? Nie
rozśmieszaj mnie, Nielasie Aranie. I tak straciłeś większość ze swojego potencjału, nie mów
mi, że życie na królewskim dworze zupełnie cię zepsuło. Pozostaw mi choć trochę szacunku
wobec ciebie.
- Ale jeśli nie byłaś pod wrażeniem - powiedział Nielas, usiłując pojąć to, co mówiła
Aegwynn - jeśli mnie nie chciałaś, to dlaczego my...
Aegwynn odpowiedziała mu.
- Przybyłam do Stormwind po jedyną rzecz, której sama nie mogłam sobie dać,
odpowiedniego ojca dla mojego dziedzica. Tak, Nielasie Aranie, możesz powiedzieć innym
magom zakonu, że udało ci się spędzić noc z wielką i potężną strażniczką. Ale będziesz ich
musiał też poinformować, że umożliwiłeś mi przekazanie mocy w taki sposób, by zakon nie
miał w tej kwestii nic do powiedzenia.
- Naprawdę? - Mężczyzna zaczął uświadamiać sobie skutki swych działań. - Pewnie
tak. Ale zakonowi nie spodoba się, że...
- Nim manipuluję? Sprzeciwiam się? Oszukuję? - dopowiedziała Aegwynn. - Nie, nie
spodoba się. Ale członkowie zakonu nie wystąpią przeciwko tobie, obawiając się, że mogę
być nadal tobą zainteresowana. I może znajdziesz jakieś pocieszenie w tym, że ze wszystkich
magów i czarodziejów ty posiadałeś największy potencjał. Twoje nasienie ochroni i wzmocni
moje dziecko i uczyni je naczyniem dla mej mocy. A gdy syn już narodzi się i zostanie
wykarmiony, ty właśnie będziesz go wychowywał, tutaj, ponieważ chcę, żeby podążył moją
ścieżką, a nawet zakon nie chciałby stracić takiej możliwości wywarcia na niego wpływu.
Nielas Aran potrząsnął głową.
- Aleja... - Przerwał na chwilę. - Ale ty... - Znów przerwał. Gdy się w końcu odezwał,
w jego oczach płonął ogień, a w głosie dzwięczała stal. - %7łegnaj, Aegwynn.
- %7łegnaj, Nielasie Aranie - odpowiedziała Aegwynn. - Było... przyjemnie. -
Powiedziawszy to, obróciła się na pięcie i wyszła z komnaty.
Nielas Aran, najwyższy czarodziej na dworze Azeroth, spiskowiec z zakonu Tirisfal, a
teraz przyszły ojciec strażnika Medivha, usiadł przy idealnie zastawionym stole. Podniósł
złoty widelec i zaczął go obracać w palcach. W końcu westchnął i upuścił go na ziemię.
Wizja zblakła, nim widelec uderzył o podłogę, a Khadgar usłyszał inny hałas, tym
razem za plecami. Odgłos buta na zimnym kamieniu. Cichy szelest płaszcza. Nie był sam.
Khadgar odwrócił się, ale ku swej udręce ujrzał tylko mignięcie czarnego płaszcza.
Wysłannik szpiegował go. Już wystarczająco zle, że zostawał odprawiany za każdym razem,
gdy Medivh spotykał się z nieznajomym - a teraz wysłannik chodził sobie do woli po wieży i
go szpiegował!
Khadgar natychmiast zerwał się i ruszył biegiem. Nim dotarł do wejścia, jego cel już
znikł, lecz młodzieniec usłyszał szelest tkaniny ocierającej się o schody. Niżej, w okolicach
komnat gościnnych.
Khadgar również popędził po schodach. Ich zakrzywienie sprawi, że przybysz będzie
trzymać się zewnętrznej krawędzi, gdzie stopnie były szersze i pewniejsze. Młody mag tak
wiele razy spieszył po tych schodach, że zgrabnie zeskakiwał po dwa i trzy, tuż przy
wewnętrznej ich krawędzi.
W połowie drogi do poziomu gości Khadgar ujrzał na ścianie cień swojej ofiary. Gdy
dotarł na dół, ujrzał okrytą płaszczem postać, która przechodziła właśnie przez łukowate
przejście, w stronę drzwi. Gdy wysłannik dotrze do komnat gościnnych, Khadgar straci
okazję. Młodzieniec jednym susem zeskoczył z czterech ostatnich stopni i rzucił się do
przodu, by chwycić postać za ramię.
Jego dłoń zacisnęła się na materiale i twardych mięśniach. Obrócił swoją ofiarę do
ściany.
- Mag chętnie się dowie o twoim szpiegowaniu... - zaczął mówić, lecz słowa zamarły
na jego wargach, gdy płaszcz opadł, odkrywając wysłannika.
Postać była odziana w skórzany strój podróżny, wysokie sznurowane buty, czarne
spodnie i czarną jedwabną bluzkę. Była dobrze umięśniona i Khadgar nie wątpił, że całą
drogę jechała konno. Ale jej skóra była zielona, a gdy kaptur płaszcza opadł, ukazała się orcza
twarz z wystającymi kłami. Z masy czarnych włosów wystawały duże zielone uszy.
- Ork! - krzyknął Khadgar i zareagował odruchowo. Uniósł dłoń i wymruczał słowo
mocy, zbierając magiczną energię konieczną do przebicia wroga magicznym pociskiem.
Nie zdołał dokończyć. Gdy tylko otworzył usta, kobieta wyrzuciła nogę do góry, na
wysokość piersi. Kolanem odepchnęła jego dłoń na bok. Jej ciężko obuta stopa trafiła
Khadgara w policzek. Młodzieniec stracił równowagę.
Khadgar zatoczył się do tyłu i poczuł krew w ustach - w wyniku ciosu musiał ugryzć
się w policzek. Ponownie spróbował wystrzelić pocisk, lecz orczyca była szybka, szybsza niż
uzbrojeni wojownicy, z którymi walczył wcześniej. Już zmniejszyła odległość między nimi i
wbiła mu pięść w brzuch, wyciskając dech z piersi i uniemożliwiając skoncentrowanie się.
Młody mag warknął i porzucił magię na rzecz bardziej bezpośredniego podejścia.
Wciąż czując ból zadanego przez nią ciosu, obrócił się na bok, chwycił kobietę za ramię i
wytrącił ją z równowagi. Na jej twarzy o barwie jadeitu pojawił się wyraz zaskoczenia, ale
tylko na chwilę. Orczyca mocno stanęła na ziemi, pociągnęła Khadgara do siebie, po czym
elegancko wyswobodziła się z jego uchwytu i odwróciła go.
Khadgar poczuł korzenny aromat, gdy orczyca przyciągnęła go do siebie, po czym
młodzieniec został rzucony w głąb korytarza. Potoczył się po kamiennej posadzce, odbił od
ściany i w końcu zatrzymał na czyichś nogach.
Podniósłszy wzrok, Khadgar ujrzał kasztelana, który wpatrywał się w niego z niejaką
troską.
- Moroes! - krzyknął Khadgar. - Wracaj! Zciągnij maga! W wieży mamy orka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]