[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spojrzenia. Czuła nerwowe kłucie w żołądku.
- Tak. Z Kirkiem. - Przeczesała ręką włosy.
Nie potrafiła ukryć napięcia.
Lance przyglądał się jej w milczeniu.
- Jak się czuje? - spytał, nie ruszając się
z miejsca.
- Dobrze. Wspaniale. Dziś rano wzięli z Pam
ślub.
Zaczęła krążyć po pokoju; to pogładziła palcem
bezcenną porcelanową figurkę, to poprawiła kwia
ty w wazonie.
- To cię cieszy? - spytał Lance, podchodząc do
barku. Podniósł butelkę szkockiej, ale po chwili ją
odstawił.
- Ogromnie. - Zamierzała przeprosić męża za
wyrzuty, jakie mu wczoraj czyniła. - Lance, słu
chaj, ja...
Kiedy się odwróciła, stał tuż za nią. Zaskoczona
cofnęła się. Zdziwiło go jej zachowanie.
- Nie umiem przepraszać - rzekł, wsuwając
ręce do kieszeni - ale powinienem. - Intensywnie
wpatrywał się w jej oczy, jakby czegoś w nich
OSTATNI WIRA%7Å‚
236
szukał, lecz sam nie zdradzał żadnych emocji.
- Przepraszam cię za to, co mówiłem, i za to, co się
stało. Daję ci słowo honoru, że taka sytuacja więcej
się nie powtórzy.
Jego oficjalny ton zbił ją z tropu. Chciała mu
tyle powiedzieć, ale nie potrafiła rozmawiać z tym
uprzejmym obcym mężczyzną. Spuściwszy gło
wę, utkwiła spojrzenie w pięknym perskim dywa
nie.
- Nie dostanę rozgrzeszenia? - spytał cicho.
Podniosła wzrok. Na twarzy Lance'a zauważyła
oznaki zmęczenia. Odruchowo pogładziła go po
policzku.
- Zapomnijmy o kłótni, dobrze? Oboje mówili
śmy rzeczy, których nie powinniśmy byli mówić.
Ja też nie lubię przepraszać...
Owinął wokół palca kosmyk jej włosów.
- JesteÅ› dziwnÄ… mieszankÄ… kotka i tygrysicy.
Zapomniałem, jaka potrafisz być słodka i urocza.
Kocham ciÄ™, Foxy.
- Lance! - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Tak
strasznie za tobą tęskniłam. Obudziłam się rano,
a ciebie już nie było. Dom wydał mi się taki pusty...
- Poszedłem do biura. - Wsunąwszy ręce pod
bluzę żony, zaczął ją gładzić po plecach. - Mogłaś
zadzwonić, jak się czułaś samotna.
- O mało nie zadzwoniłam, ale potem uzna
łam... - Westchnęła i szczęśliwa zamknęła oczy.
-Nie chciałam, żebyś pomyślał, że cię kontroluję.
Nora Roberts 237
- Głuptasie, przecież jesteś moją żoną.
- Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Poza
tym nie wiem, co żonie wolno. Nie znam zasad...
- Zasady sami ustalamy. - Pocałował ją czule
w usta.
- Mmm, wypijemy dziś szampana? - szepnęła
mu do ucha.
- Za Kirka i Pam? - Ponownie ją pocałował.
- Najpierw za nas - odparła z uśmiechem. -
Dopiero potem za nich.
- Dobrze. A jutro pójdziemy do kina i kupimy
sobie popcorn.
- Och tak! - Twarz się jej rozpromieniła. - Na
jakiÅ› Å‚zawy film. Albo na komediÄ™. A potem
pójdziemy na pizzę z pepperoni.
- Co za wymagajÄ…ca kobieta.
Roześmiawszy się wesoło, zacisnął palce na jej
dłoni. I nagle zesztywniał. Wyczuwając zmianę
w jego nastroju, Foxy popatrzyła na ich złączone
ręce; na swoich nadgarstkach zobaczyła fioletowe
sińce.
- Należą ci się kolejne przeprosiny - oznajmił
Lance tym samym tonem co na poczÄ…tku.
- Przestań, błagam. Nic się nie stało.
- Przeciwnie. Stało się. - Zdumiał ją chłód
w jego głosie.
- Nie cierpiÄ™, jak jesteÅ› taki! - Nie potrafiÄ…c
sobie znalezć miejsca, zaczęła krążyć po pokoju.
- Taki uprzejmy i sztywny. Jeśli masz być zły, to
238 OSTATNI WIRA%7Å‚
bądz, ale normalnie. Krzyknij, przeklnij, stłucz
coś. Ale nie stój jak słup. Nienawidzę słupów.
- Foxy... - Kąciki warg mu zadrżały. - Dlacze
go wszystko tak bardzo komplikujesz?
- Ja niczego nie komplikuję. Podniosła z ka
napy poduszkę i cisnęła ją przez pokój. - Przeciw
nie, staram się uprościć. Mam prostą naturę...
- Złożoną. Bardzo złożoną.
- Nie, nieprawda! - Tupnęła nogą, zła, że
znów się nie mogą dogadać. - Ty niczego nie
rozumiesz. - Odgarnęła z twarzy włosy. - Idę na
górę.
Poszła do łazienki, odkręciła kran, nasypała do
wanny różnych soli i ściągnęła ubranie. Co za
kretyn, pomyślała, zanurzając się w pianie. A ja
kretynka. Dobrana z nas para! ZaciskajÄ…c gniewnie
zęby, chwyciła gąbkę i zaczęła się szorować.
Tłumaczyła w myślach sobie: Muszę przestać
go kochać. Muszę, bo inaczej całe życie będę
zachowywać się jak idiotka.
Nagle w drzwiach łazienki pojawiła się głowa.
- Nie będę ci przeszkadzał? - spytał Lance,
wchodząc do środka. - Chciałbym się ogolić.
Miał na sobie spodnie i koszulę; marynarkę
zostawił w sypialni. Nie czekając na odpowiedz,
otworzył szafkę nad umywalką.
- Postanowiłam, że będę cię nienawidzić
- oznajmiła, patrząc, jak Lance rozprowadza po
twarzy krem do golenia.
Nora Roberts
239
- Tak? - Jego oczy napotkały w lustrze jej
wzrok. - Znowu?
Zirytowało ją, że się z niej śmieje.
- Owszem, znowu. Kiedyś mi się to udawało,
teraz też się uda.
- Nie wątpię. - Przejechał maszynką po poli
czku. - Z wiekiem nabywamy doświadczenia.
Rozezlona rzuciła w niego mokrą gąbką; trafiła
między łopatki. Poczuła satysfakcję, a po chwili
strach. Nie puści tego płazem, pomyślała. Lance
odłożył maszynkę do golenia i podniósłszy z pod
łogi gąbkę, wolnym krokiem ruszył w stronę wan
ny. Nie, przecież mnie nie utopi, pomyślała z ros
nącą obawą Foxy. Kiedy nerwowo rozważała swo
je opcje, Lance usiadł na krawędzi wanny.
Bez słowa wrzucił gąbkę do wody. Foxy skiero
wała za nią wzrok. Zanim się zorientowała, czym
to grozi, Lance położył rękę na jej głowie i we
pchnął ją pod pianę. Wynurzyła się, plując i kasz
ląc. Mokre włosy lepiły się jej do ramion i poli
czków.
- Nienawidzę cię! - zawołała, przecierając
oczy. - Będę pielęgnowała w sobie tę nienawiść,
będę...
- Słusznie - przerwał jej. - Każdy powinien
mieć jakieś hobby.
- Och ty!
Niewiele się zastanawiając, chlusnęła mu wodą
w twarz. Zamarła z przerażenia, pewna, że za
240 OSTATNI WIRA%7Å‚
moment spotka jÄ… sroga kara. Ku jej zdumieniu,
Lance zsunÄ…Å‚ siÄ™ do wanny. W ubraniu. Poziom
wody wzrósł, piana spłynęła na podłogę. Foxy
zaczęła trząść się ze śmiechu.
- Brakuje ci piÄ…tej klepki, wiesz? - powiedzia
ła. - Jesteś wariat! - Zacisnęła ręce na krawędzi
wanny. - Uważaj, bo mnie utopisz! - zawołała,
kiedy przysunął ją do siebie i znów zaczęła dusić
się ze śmiechu.
- Nie mam zamiaru cię topić. Mam zamiar się
z tobą kochać. - Jedną ręką objął ją w talii, drugą
delikatnie gładził po namydlonej piersi. - Skoro
rzuciłaś we mnie gąbką, potem chlusnęłaś wodą...
potraktowałem to jako zaproszenie do wspólnej
zabawy.
Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, zamknął
jej usta pocałunkiem.
- Powinniśmy porozmawiać... - szepnęła,
wzdychając błogo.
- Jutro. Jutro wszystko sobie wyjaśnimy. - Je
go ręce błądziły po jej ciele. - Dziś pragnę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
spojrzenia. Czuła nerwowe kłucie w żołądku.
- Tak. Z Kirkiem. - Przeczesała ręką włosy.
Nie potrafiła ukryć napięcia.
Lance przyglądał się jej w milczeniu.
- Jak się czuje? - spytał, nie ruszając się
z miejsca.
- Dobrze. Wspaniale. Dziś rano wzięli z Pam
ślub.
Zaczęła krążyć po pokoju; to pogładziła palcem
bezcenną porcelanową figurkę, to poprawiła kwia
ty w wazonie.
- To cię cieszy? - spytał Lance, podchodząc do
barku. Podniósł butelkę szkockiej, ale po chwili ją
odstawił.
- Ogromnie. - Zamierzała przeprosić męża za
wyrzuty, jakie mu wczoraj czyniła. - Lance, słu
chaj, ja...
Kiedy się odwróciła, stał tuż za nią. Zaskoczona
cofnęła się. Zdziwiło go jej zachowanie.
- Nie umiem przepraszać - rzekł, wsuwając
ręce do kieszeni - ale powinienem. - Intensywnie
wpatrywał się w jej oczy, jakby czegoś w nich
OSTATNI WIRA%7Å‚
236
szukał, lecz sam nie zdradzał żadnych emocji.
- Przepraszam cię za to, co mówiłem, i za to, co się
stało. Daję ci słowo honoru, że taka sytuacja więcej
się nie powtórzy.
Jego oficjalny ton zbił ją z tropu. Chciała mu
tyle powiedzieć, ale nie potrafiła rozmawiać z tym
uprzejmym obcym mężczyzną. Spuściwszy gło
wę, utkwiła spojrzenie w pięknym perskim dywa
nie.
- Nie dostanę rozgrzeszenia? - spytał cicho.
Podniosła wzrok. Na twarzy Lance'a zauważyła
oznaki zmęczenia. Odruchowo pogładziła go po
policzku.
- Zapomnijmy o kłótni, dobrze? Oboje mówili
śmy rzeczy, których nie powinniśmy byli mówić.
Ja też nie lubię przepraszać...
Owinął wokół palca kosmyk jej włosów.
- JesteÅ› dziwnÄ… mieszankÄ… kotka i tygrysicy.
Zapomniałem, jaka potrafisz być słodka i urocza.
Kocham ciÄ™, Foxy.
- Lance! - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Tak
strasznie za tobą tęskniłam. Obudziłam się rano,
a ciebie już nie było. Dom wydał mi się taki pusty...
- Poszedłem do biura. - Wsunąwszy ręce pod
bluzę żony, zaczął ją gładzić po plecach. - Mogłaś
zadzwonić, jak się czułaś samotna.
- O mało nie zadzwoniłam, ale potem uzna
łam... - Westchnęła i szczęśliwa zamknęła oczy.
-Nie chciałam, żebyś pomyślał, że cię kontroluję.
Nora Roberts 237
- Głuptasie, przecież jesteś moją żoną.
- Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Poza
tym nie wiem, co żonie wolno. Nie znam zasad...
- Zasady sami ustalamy. - Pocałował ją czule
w usta.
- Mmm, wypijemy dziś szampana? - szepnęła
mu do ucha.
- Za Kirka i Pam? - Ponownie ją pocałował.
- Najpierw za nas - odparła z uśmiechem. -
Dopiero potem za nich.
- Dobrze. A jutro pójdziemy do kina i kupimy
sobie popcorn.
- Och tak! - Twarz się jej rozpromieniła. - Na
jakiÅ› Å‚zawy film. Albo na komediÄ™. A potem
pójdziemy na pizzę z pepperoni.
- Co za wymagajÄ…ca kobieta.
Roześmiawszy się wesoło, zacisnął palce na jej
dłoni. I nagle zesztywniał. Wyczuwając zmianę
w jego nastroju, Foxy popatrzyła na ich złączone
ręce; na swoich nadgarstkach zobaczyła fioletowe
sińce.
- Należą ci się kolejne przeprosiny - oznajmił
Lance tym samym tonem co na poczÄ…tku.
- Przestań, błagam. Nic się nie stało.
- Przeciwnie. Stało się. - Zdumiał ją chłód
w jego głosie.
- Nie cierpiÄ™, jak jesteÅ› taki! - Nie potrafiÄ…c
sobie znalezć miejsca, zaczęła krążyć po pokoju.
- Taki uprzejmy i sztywny. Jeśli masz być zły, to
238 OSTATNI WIRA%7Å‚
bądz, ale normalnie. Krzyknij, przeklnij, stłucz
coś. Ale nie stój jak słup. Nienawidzę słupów.
- Foxy... - Kąciki warg mu zadrżały. - Dlacze
go wszystko tak bardzo komplikujesz?
- Ja niczego nie komplikuję. Podniosła z ka
napy poduszkę i cisnęła ją przez pokój. - Przeciw
nie, staram się uprościć. Mam prostą naturę...
- Złożoną. Bardzo złożoną.
- Nie, nieprawda! - Tupnęła nogą, zła, że
znów się nie mogą dogadać. - Ty niczego nie
rozumiesz. - Odgarnęła z twarzy włosy. - Idę na
górę.
Poszła do łazienki, odkręciła kran, nasypała do
wanny różnych soli i ściągnęła ubranie. Co za
kretyn, pomyślała, zanurzając się w pianie. A ja
kretynka. Dobrana z nas para! ZaciskajÄ…c gniewnie
zęby, chwyciła gąbkę i zaczęła się szorować.
Tłumaczyła w myślach sobie: Muszę przestać
go kochać. Muszę, bo inaczej całe życie będę
zachowywać się jak idiotka.
Nagle w drzwiach łazienki pojawiła się głowa.
- Nie będę ci przeszkadzał? - spytał Lance,
wchodząc do środka. - Chciałbym się ogolić.
Miał na sobie spodnie i koszulę; marynarkę
zostawił w sypialni. Nie czekając na odpowiedz,
otworzył szafkę nad umywalką.
- Postanowiłam, że będę cię nienawidzić
- oznajmiła, patrząc, jak Lance rozprowadza po
twarzy krem do golenia.
Nora Roberts
239
- Tak? - Jego oczy napotkały w lustrze jej
wzrok. - Znowu?
Zirytowało ją, że się z niej śmieje.
- Owszem, znowu. Kiedyś mi się to udawało,
teraz też się uda.
- Nie wątpię. - Przejechał maszynką po poli
czku. - Z wiekiem nabywamy doświadczenia.
Rozezlona rzuciła w niego mokrą gąbką; trafiła
między łopatki. Poczuła satysfakcję, a po chwili
strach. Nie puści tego płazem, pomyślała. Lance
odłożył maszynkę do golenia i podniósłszy z pod
łogi gąbkę, wolnym krokiem ruszył w stronę wan
ny. Nie, przecież mnie nie utopi, pomyślała z ros
nącą obawą Foxy. Kiedy nerwowo rozważała swo
je opcje, Lance usiadł na krawędzi wanny.
Bez słowa wrzucił gąbkę do wody. Foxy skiero
wała za nią wzrok. Zanim się zorientowała, czym
to grozi, Lance położył rękę na jej głowie i we
pchnął ją pod pianę. Wynurzyła się, plując i kasz
ląc. Mokre włosy lepiły się jej do ramion i poli
czków.
- Nienawidzę cię! - zawołała, przecierając
oczy. - Będę pielęgnowała w sobie tę nienawiść,
będę...
- Słusznie - przerwał jej. - Każdy powinien
mieć jakieś hobby.
- Och ty!
Niewiele się zastanawiając, chlusnęła mu wodą
w twarz. Zamarła z przerażenia, pewna, że za
240 OSTATNI WIRA%7Å‚
moment spotka jÄ… sroga kara. Ku jej zdumieniu,
Lance zsunÄ…Å‚ siÄ™ do wanny. W ubraniu. Poziom
wody wzrósł, piana spłynęła na podłogę. Foxy
zaczęła trząść się ze śmiechu.
- Brakuje ci piÄ…tej klepki, wiesz? - powiedzia
ła. - Jesteś wariat! - Zacisnęła ręce na krawędzi
wanny. - Uważaj, bo mnie utopisz! - zawołała,
kiedy przysunął ją do siebie i znów zaczęła dusić
się ze śmiechu.
- Nie mam zamiaru cię topić. Mam zamiar się
z tobą kochać. - Jedną ręką objął ją w talii, drugą
delikatnie gładził po namydlonej piersi. - Skoro
rzuciłaś we mnie gąbką, potem chlusnęłaś wodą...
potraktowałem to jako zaproszenie do wspólnej
zabawy.
Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, zamknął
jej usta pocałunkiem.
- Powinniśmy porozmawiać... - szepnęła,
wzdychając błogo.
- Jutro. Jutro wszystko sobie wyjaśnimy. - Je
go ręce błądziły po jej ciele. - Dziś pragnę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]