[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stawić.
Minęła minuta, może dwie. Theo opuścił ręce i wypro-
stował się. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Nie wiedziałem, że tu jesteś.
Annie weszła do pokoju.
- Theo, tak mi przykro...
- Claudia ci powiedziała?
- Tak. - Zbliżyła się do niego, dotknęła dłonią jego po-
liczka. Chociaż Theo starał się zachować dzielną minę, wi-
działa, jak bardzo wstrząsnęła nim ta wiadomość. - Nie ro-
zumiem tego. Jak uczelnia może coś takiego robić?
- Jak? Bardzo łatwo, jak widać.
- Ale tak zupełnie bez ostrzeżenia?
S
R
- Zazwyczaj, gdy nie zamierza się przedłużyć z kimś
kontraktu, sygnalizuje się to wykładowcy z pewnym wy-
przedzeniem. Nie ma jednak przepisu, który zabraniałby
przeprowadzić to w ten sposób.
- Może to i zgodne z przepisami, ale tak się nie robi. To
okrutne! - Kiedy nie odpowiedział, spytała: - Czemu aku-
rat Claudia przyjechała z tą wiadomością?
- Ponieważ to ona kieruje wydziałem.
- Co takiego?! To ona cię zatrudnia?
- Co w tym dziwnego? - Ujrzawszy jej wyraz twarzy, do-
dał: - To bardzo inteligentna i kompetentna kobieta.
Annie prychnęła z pogardą.
- Nawet jeśli, to postępuje nieetycznie, wyrzucając cię
w ten sposób. - Zacisnęła usta, by nie powiedzieć, co na-
prawdę myśli, ale nie wytrzymała. - Czy ona aby nie jest
w tobie zakochana?
Theo aż drgnął z zaskoczenia.
- Skądże! - zaprotestował, odwracając wzrok.
A więc to tak... Potwierdzały się jej najgorsze przypusz-
czenia.
- Czy coś was kiedyś łączyło?
Spojrzał jej prosto w oczy i ujął ją za rękę.
- Tak, ale dawno. Od dwóch lat to tylko przeszłość.
- Może dla ciebie, lecz nie dla niej. Kto powiedział, że
zazdrość to zielonooki potwór? Szekspir? W każdym razie
widzieliśmy dziś tego potwora w akcji.
Zdecydowanie potrząsnął głową.
- Nie, nawet gdyby Claudia jeszcze coś do mnie czuła,
nigdy by się nie zniżyła do czegoś podobnego.
Annie wystarczyło spędzić w towarzystwie tej kobiety
pół godziny, by nie mieć żadnych wątpliwości co do tego,
S
R
do jakich niskich czynów Claudia jest zdolna, gdy tylko
służy to jej celom.
- Nie zgadzam się z tobą, przykro mi. Sam powiedziałeś,
że jest inteligentna i kompetentna, tymczasem zwolniła jed-
nego z najlepszych wykładowców, co nie jest ani logiczne, ani
sensowne. Musiały więc kierować nią inne pobudki.
- Nie możesz wiedzieć, jakim jestem wykładowcą.
- Tak się składa, że wiem. Uczyłeś kiedyś Mel, opowia-
dała mi o tobie. Jednak to, co się stało, nie ma nic wspól-
nego z jakością twojej pracy. - Podeszła do okna i stanęła
plecami do Thea, gdyż nie wiedziała, czy zdoła w dosta-
tecznym stopniu zapanować nad emocjami. Lepiej, by nie
widział wyrazu jej twarzy. - Wyrzucono cię z mojego po-
wodu. - Z trudem zdławiła szloch. - To przeze mnie masz
problemy.
- Nie! Nie możesz tak mówić! - zareagował gwałtownie.
- To nie ma absolutnie nic wspólnego z nami.
Jemu więc Claudia nic nie powiedziała. Sprytnie. Bar-
dzo sprytnie.
- Niestety, ma. Uwierz mi. Gdybyśmy się rozstali, twój
kontrakt zostałby od razu przedłużony.
Theo podniósł się zza biurka, podszedł do niej i ujął ją
za ramiona.
- Mylisz się, nic podobnego by nie nastąpiło. Na uniwer-
sytecie nie załatwia się spraw w ten sposób.
Annie zamknęła oczy, by powstrzymać łzy, lecz bez
skutku. Gdy Theo ujrzał, że Annie płacze, przygarnął ją
mocno do siebie.
- Nie wolno ci nawet myśleć o rozstaniu ze mną.
Poczuła gorące pocałunki na szyi, mokrym policzku,
skroni. Potem Theo obrócił ją ku sobie.
S
R
- Ta cała historia to naprawdę nie twoja wina.
Annie wiedziała lepiej, ale gdy dotknął wargami jej ust,
zapomniała o wszystkim. Pózniej pomyśli o tym, co po-
winna zrobić. To znaczy wiedziała, co musi zrobić... Ale
to potem...
Poddała się pocałunkom i pieszczotom Thea. Już o ni-
czym nie myślała. Jak i o czym miałaby myśleć, gdy rozpi-
nał guziki jej bluzki? Gdy wyciągała mu koszulę ze spodni?
Gdy przesuwał wargami po jej skórze wzdłuż koronko-
wych ramiączek staniczka? Gdy sięgała do suwaka jego
dżinsów?
Liczyło się jedynie to, że byli razem, ofiarowując sobie
nawzajem niezmierzoną czułość i zachwyt, wyrażając swo-
je uczucia w najszczerszy, najbardziej intymny sposób.
Potem ubrali się i chichocząc cicho, pozbierali papiery,
które zrzucili z biurka Thea. Poszli do kuchni, gdzie pod-
grzali jedzenie z tajskiej restauracji i zjedli je, siedząc po
turecku na podłodze w pokoju dziennym, popijając schło-
dzonym winem i podziwiając przepyszny bukiet lilii.
- Co teraz zrobisz? - spytała Annie, gdy sprzątnęli po
kolacji.
- Zacznę szukać pracy.
- Czy w Brisbane znajdzie się inna posada wykładowcy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
stawić.
Minęła minuta, może dwie. Theo opuścił ręce i wypro-
stował się. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Nie wiedziałem, że tu jesteś.
Annie weszła do pokoju.
- Theo, tak mi przykro...
- Claudia ci powiedziała?
- Tak. - Zbliżyła się do niego, dotknęła dłonią jego po-
liczka. Chociaż Theo starał się zachować dzielną minę, wi-
działa, jak bardzo wstrząsnęła nim ta wiadomość. - Nie ro-
zumiem tego. Jak uczelnia może coś takiego robić?
- Jak? Bardzo łatwo, jak widać.
- Ale tak zupełnie bez ostrzeżenia?
S
R
- Zazwyczaj, gdy nie zamierza się przedłużyć z kimś
kontraktu, sygnalizuje się to wykładowcy z pewnym wy-
przedzeniem. Nie ma jednak przepisu, który zabraniałby
przeprowadzić to w ten sposób.
- Może to i zgodne z przepisami, ale tak się nie robi. To
okrutne! - Kiedy nie odpowiedział, spytała: - Czemu aku-
rat Claudia przyjechała z tą wiadomością?
- Ponieważ to ona kieruje wydziałem.
- Co takiego?! To ona cię zatrudnia?
- Co w tym dziwnego? - Ujrzawszy jej wyraz twarzy, do-
dał: - To bardzo inteligentna i kompetentna kobieta.
Annie prychnęła z pogardą.
- Nawet jeśli, to postępuje nieetycznie, wyrzucając cię
w ten sposób. - Zacisnęła usta, by nie powiedzieć, co na-
prawdę myśli, ale nie wytrzymała. - Czy ona aby nie jest
w tobie zakochana?
Theo aż drgnął z zaskoczenia.
- Skądże! - zaprotestował, odwracając wzrok.
A więc to tak... Potwierdzały się jej najgorsze przypusz-
czenia.
- Czy coś was kiedyś łączyło?
Spojrzał jej prosto w oczy i ujął ją za rękę.
- Tak, ale dawno. Od dwóch lat to tylko przeszłość.
- Może dla ciebie, lecz nie dla niej. Kto powiedział, że
zazdrość to zielonooki potwór? Szekspir? W każdym razie
widzieliśmy dziś tego potwora w akcji.
Zdecydowanie potrząsnął głową.
- Nie, nawet gdyby Claudia jeszcze coś do mnie czuła,
nigdy by się nie zniżyła do czegoś podobnego.
Annie wystarczyło spędzić w towarzystwie tej kobiety
pół godziny, by nie mieć żadnych wątpliwości co do tego,
S
R
do jakich niskich czynów Claudia jest zdolna, gdy tylko
służy to jej celom.
- Nie zgadzam się z tobą, przykro mi. Sam powiedziałeś,
że jest inteligentna i kompetentna, tymczasem zwolniła jed-
nego z najlepszych wykładowców, co nie jest ani logiczne, ani
sensowne. Musiały więc kierować nią inne pobudki.
- Nie możesz wiedzieć, jakim jestem wykładowcą.
- Tak się składa, że wiem. Uczyłeś kiedyś Mel, opowia-
dała mi o tobie. Jednak to, co się stało, nie ma nic wspól-
nego z jakością twojej pracy. - Podeszła do okna i stanęła
plecami do Thea, gdyż nie wiedziała, czy zdoła w dosta-
tecznym stopniu zapanować nad emocjami. Lepiej, by nie
widział wyrazu jej twarzy. - Wyrzucono cię z mojego po-
wodu. - Z trudem zdławiła szloch. - To przeze mnie masz
problemy.
- Nie! Nie możesz tak mówić! - zareagował gwałtownie.
- To nie ma absolutnie nic wspólnego z nami.
Jemu więc Claudia nic nie powiedziała. Sprytnie. Bar-
dzo sprytnie.
- Niestety, ma. Uwierz mi. Gdybyśmy się rozstali, twój
kontrakt zostałby od razu przedłużony.
Theo podniósł się zza biurka, podszedł do niej i ujął ją
za ramiona.
- Mylisz się, nic podobnego by nie nastąpiło. Na uniwer-
sytecie nie załatwia się spraw w ten sposób.
Annie zamknęła oczy, by powstrzymać łzy, lecz bez
skutku. Gdy Theo ujrzał, że Annie płacze, przygarnął ją
mocno do siebie.
- Nie wolno ci nawet myśleć o rozstaniu ze mną.
Poczuła gorące pocałunki na szyi, mokrym policzku,
skroni. Potem Theo obrócił ją ku sobie.
S
R
- Ta cała historia to naprawdę nie twoja wina.
Annie wiedziała lepiej, ale gdy dotknął wargami jej ust,
zapomniała o wszystkim. Pózniej pomyśli o tym, co po-
winna zrobić. To znaczy wiedziała, co musi zrobić... Ale
to potem...
Poddała się pocałunkom i pieszczotom Thea. Już o ni-
czym nie myślała. Jak i o czym miałaby myśleć, gdy rozpi-
nał guziki jej bluzki? Gdy wyciągała mu koszulę ze spodni?
Gdy przesuwał wargami po jej skórze wzdłuż koronko-
wych ramiączek staniczka? Gdy sięgała do suwaka jego
dżinsów?
Liczyło się jedynie to, że byli razem, ofiarowując sobie
nawzajem niezmierzoną czułość i zachwyt, wyrażając swo-
je uczucia w najszczerszy, najbardziej intymny sposób.
Potem ubrali się i chichocząc cicho, pozbierali papiery,
które zrzucili z biurka Thea. Poszli do kuchni, gdzie pod-
grzali jedzenie z tajskiej restauracji i zjedli je, siedząc po
turecku na podłodze w pokoju dziennym, popijając schło-
dzonym winem i podziwiając przepyszny bukiet lilii.
- Co teraz zrobisz? - spytała Annie, gdy sprzątnęli po
kolacji.
- Zacznę szukać pracy.
- Czy w Brisbane znajdzie się inna posada wykładowcy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]