[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zataczając szaleńcze wiry wokół rzeczywistego Nathana Weinbergera, czerwona
ćma-nietoperz odbijała się od złotych prętów przenikając z jednego fantomu klatki do
innego. Im dłużej tak krążyła, tym więcej złocistych prętów napotykała na swej drodze.
W końcu zawisła prawie bez ruchu. Zaplątała się w swoje odbicia i nie potrafiła ulecieć
na wolność.
Weinberger obiema rękami zagarnął powietrze. Przestrzeń nad rzeczywistym mate-
racem była pusta; stworu Zmierci nie było tam wcale. Lecz refleksy rąk Weinber-
gera systematycznie penetrowały wszystkie lustrzane odbicia klatki; Weinberger dobrze
wiedział, co robi!
Zmierć trzepotało się rozpaczliwie od jednej klatki do drugiej umykając chwytają-
cym je rękom. Lecz dla Nathana była to jedna i ta sama klatka.
Złapał to.
W jednym z refleksów klatki, trzykrotnie oddalonym od rzeczywistej, ręce-fantomy
zamknęły się na przybyszu. Trzymały mocno. Rzeczywiste ręce człowieka, jak i wszyst-
kie pozostałe ich odbicia, były puste. Tylko ta jedna para, odbita w zwierciadle, zaciska-
ła się ze straszliwą mocą na stworzeniu. Trzymała krzepko. Trzymała ćmę-nietoperza.
Samo Zmierć.
59
To szarpało trzymające je w kleszczowym uścisku dłonie straszliwymi, hakowatymi
skrzydłami, dziobało zakrzywionym dziobem. Z dłoni i nadgarstka krew ciekła gruby-
mi strużkami, a rzeczywisty Nathan krzyknął z bólu; jakkolwiek jego prawdziwe ręce
jak i wszystkie ich odbicia nie wykazywały śladu rany. Tylko te obie dłonie odbi-
te w zwierciadle, trzymające potwora! One tylko były odzierane ze skóry, ranione, szar-
pane, dziobane. I choć były to wyłącznie odbicia dłoni, dłonie-refleksy, Weinberger wył
z bólu.
Mimo męki, jednak mężczyzna nie rozluzniał chwytu i nie puszczał stworzenia. Wal-
czył z nim wytężając całe swe siły, lecz stwór zdawał się być niezmordowany, nie do
zgniecenia jeśli oczywiście Weinberger starał się go zgnieść. Ze skrzywioną twarzą,
z pulsującymi na skroniach żyłami, ściskał przeciwnika z całej mocy. Jego własne, pu-
ste, o napiętych mięśniach i ścięgnach ręce, jakby w półruchu zawisły w powietrzu. Bez
względu na to, jak strasznie stworzenie haratało mu odbicia jego dłoni, on tam, w od-
biciu wytrwale je trzymał. Koście jego palców stały się prętami kolejnej klatki.
Jest już przebudzony zawołała Sally nieświadoma tego, co dzieje się po drugiej
stronie mlecznych szyb. Co się tam wyprawia?
Walczy ze Zmiercią! wrzasnął Jim. Złapał Zmierć! Teraz z tym walczy!
CO???
W tym momencie wykrzywiona twarz Weinbergera skierowała się w stronę, gdzie
był Jim.
Depolaryzuj szkło! ryknął przez ścianę. Rozjaśnij je!
Jim odskoczył jak oparzony od peryskopu, znalazł odpowiedni przycisk i palnął weń
otwartą dłonią.
Sally i on ujrzeli wnętrze klatki! Zwiat lustrzanych odbić znikł. Weinberger stał po-
środku swego wodnego łoża zaciskając kurczowo dłonie puste. Jego palce ściskały
spazmatycznie nic. Jim wiedział, co oznaczają te nieludzkie zaciśnięte pięści, ale na
Sally musiało to wywrzeć wrażenie groteskowej pantomimy.
Weinberger wyciągał Zmierć na zewnątrz. Trzymał już ją tylko w jednej dłoni wycią-
gniętej do przodu na całą długość ramienia. Czyżby chciał ją odrzucić od siebie? Nie,
pokonawszy ją, nie puści chwytu. Drugą, oswobodzoną rękę wzniósł wysoko w pozdro-
wieniu. Mimo okrutnego bólu, wykrzywił twarz w grymasie, który miał być namiast-
ką uśmiechu.
Wyłącz napięcie! krzyknął szorstkim, schrypniętym głosem.
Ten posłusznie nacisnął guzik. Trzaskający metalicznie świst który równie dobrze
mógł być dzwiękiem łopoczących skrzydeł Zmierci lub jej nieartykułowanym głosem
zamarł.
Otwieraj!
Szarpnięciem ramienia Jim odsunął szklaną ścianę. Dopiero w tej chwili przyszło mu
60
na myśl, że może w ten sposób pozwala Zmierci niemożliwej, niepojętej żywej Zmier-
ci odlecieć w świat. Bez płynącego prądu oczka plecionki nie stanowiły już żadnej
przeszkody...
Weinberger dostrzegł jego wahanie i rozterkę.
Głupcze, przecież trzymam to mocno! krzyknął stojąc wciąż po drugiej stronie
klatki. Nawet do głowy mu nie przyszło, że może bez kłopotów już przedrzeć się przez
pajęczą plecionkę przewodów. Najwidoczniej nie miał zamiaru niszczyć swego wyna-
lazku.
Tego tu nie ma! Nie ma w tym tutaj ! To jest stale w odbiciu tam to trzy-
mam!
Trzyma? Czy naprawdę trzyma? A może to tylko ból, tak głęboki ból poraził mu ner-
wy, że nie wie, co mówi, nie wie, co robi, wciąż sądzi, że toczy walkę? Może tylko mu się
wydaje, że trzyma obce stworzenie, tak jak inwalida odczuwa ból w amputowanej dło-
ni?
Ale Jim w to nie wierzył! Weinberger naprawdę trzyma stwora w zaciśniętej garści.
Wszystkie odbicia zniknęły tam, gdzie zazwyczaj znikają. Lecz gdzie by nie było to miej-
sce, jego odbite dłonie muszą tam stale istnieć, w kształcie i pozycji jego rzeczywistych,
z krwi i kości, rąk...
Jim zdejmował z szyi klucz szarpiąc nerwowo łańcuszek. Dwukrotnie próbował, za-
nim jego roztrzęsione dłonie trafiły wreszcie do dziurki. Przekręcił klucz, pociągnął
drzwi ku sobie i klatka stanęła otworem.
Weinberger wypełzł na zewnątrz, wyprostował się i stanął obok Jima i Sally. Zaci-
śniętą kurczowo dłoń trzymał wyprostowaną daleko od siebie, a na twarzy malowała
się mu udręka i duma.
XI
Gdy Jim zatonął już w fotelu-strąku, Resnick oparł się mocno dłońmi o blat biurka i
zaczął przestępować z nogi na nogę.
Ten Dom nie jest teatrem absurdu...!
Był nadzwyczaj zdenerwowany. Gdyby usiadł, zaciąłby się i nie mógłby sklecić ani
jednego zdania.
Sally Costello opowiedziała oczywiście wszystko Claudio Menottiemu, a ten z kolei [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
Zataczając szaleńcze wiry wokół rzeczywistego Nathana Weinbergera, czerwona
ćma-nietoperz odbijała się od złotych prętów przenikając z jednego fantomu klatki do
innego. Im dłużej tak krążyła, tym więcej złocistych prętów napotykała na swej drodze.
W końcu zawisła prawie bez ruchu. Zaplątała się w swoje odbicia i nie potrafiła ulecieć
na wolność.
Weinberger obiema rękami zagarnął powietrze. Przestrzeń nad rzeczywistym mate-
racem była pusta; stworu Zmierci nie było tam wcale. Lecz refleksy rąk Weinber-
gera systematycznie penetrowały wszystkie lustrzane odbicia klatki; Weinberger dobrze
wiedział, co robi!
Zmierć trzepotało się rozpaczliwie od jednej klatki do drugiej umykając chwytają-
cym je rękom. Lecz dla Nathana była to jedna i ta sama klatka.
Złapał to.
W jednym z refleksów klatki, trzykrotnie oddalonym od rzeczywistej, ręce-fantomy
zamknęły się na przybyszu. Trzymały mocno. Rzeczywiste ręce człowieka, jak i wszyst-
kie pozostałe ich odbicia, były puste. Tylko ta jedna para, odbita w zwierciadle, zaciska-
ła się ze straszliwą mocą na stworzeniu. Trzymała krzepko. Trzymała ćmę-nietoperza.
Samo Zmierć.
59
To szarpało trzymające je w kleszczowym uścisku dłonie straszliwymi, hakowatymi
skrzydłami, dziobało zakrzywionym dziobem. Z dłoni i nadgarstka krew ciekła gruby-
mi strużkami, a rzeczywisty Nathan krzyknął z bólu; jakkolwiek jego prawdziwe ręce
jak i wszystkie ich odbicia nie wykazywały śladu rany. Tylko te obie dłonie odbi-
te w zwierciadle, trzymające potwora! One tylko były odzierane ze skóry, ranione, szar-
pane, dziobane. I choć były to wyłącznie odbicia dłoni, dłonie-refleksy, Weinberger wył
z bólu.
Mimo męki, jednak mężczyzna nie rozluzniał chwytu i nie puszczał stworzenia. Wal-
czył z nim wytężając całe swe siły, lecz stwór zdawał się być niezmordowany, nie do
zgniecenia jeśli oczywiście Weinberger starał się go zgnieść. Ze skrzywioną twarzą,
z pulsującymi na skroniach żyłami, ściskał przeciwnika z całej mocy. Jego własne, pu-
ste, o napiętych mięśniach i ścięgnach ręce, jakby w półruchu zawisły w powietrzu. Bez
względu na to, jak strasznie stworzenie haratało mu odbicia jego dłoni, on tam, w od-
biciu wytrwale je trzymał. Koście jego palców stały się prętami kolejnej klatki.
Jest już przebudzony zawołała Sally nieświadoma tego, co dzieje się po drugiej
stronie mlecznych szyb. Co się tam wyprawia?
Walczy ze Zmiercią! wrzasnął Jim. Złapał Zmierć! Teraz z tym walczy!
CO???
W tym momencie wykrzywiona twarz Weinbergera skierowała się w stronę, gdzie
był Jim.
Depolaryzuj szkło! ryknął przez ścianę. Rozjaśnij je!
Jim odskoczył jak oparzony od peryskopu, znalazł odpowiedni przycisk i palnął weń
otwartą dłonią.
Sally i on ujrzeli wnętrze klatki! Zwiat lustrzanych odbić znikł. Weinberger stał po-
środku swego wodnego łoża zaciskając kurczowo dłonie puste. Jego palce ściskały
spazmatycznie nic. Jim wiedział, co oznaczają te nieludzkie zaciśnięte pięści, ale na
Sally musiało to wywrzeć wrażenie groteskowej pantomimy.
Weinberger wyciągał Zmierć na zewnątrz. Trzymał już ją tylko w jednej dłoni wycią-
gniętej do przodu na całą długość ramienia. Czyżby chciał ją odrzucić od siebie? Nie,
pokonawszy ją, nie puści chwytu. Drugą, oswobodzoną rękę wzniósł wysoko w pozdro-
wieniu. Mimo okrutnego bólu, wykrzywił twarz w grymasie, który miał być namiast-
ką uśmiechu.
Wyłącz napięcie! krzyknął szorstkim, schrypniętym głosem.
Ten posłusznie nacisnął guzik. Trzaskający metalicznie świst który równie dobrze
mógł być dzwiękiem łopoczących skrzydeł Zmierci lub jej nieartykułowanym głosem
zamarł.
Otwieraj!
Szarpnięciem ramienia Jim odsunął szklaną ścianę. Dopiero w tej chwili przyszło mu
60
na myśl, że może w ten sposób pozwala Zmierci niemożliwej, niepojętej żywej Zmier-
ci odlecieć w świat. Bez płynącego prądu oczka plecionki nie stanowiły już żadnej
przeszkody...
Weinberger dostrzegł jego wahanie i rozterkę.
Głupcze, przecież trzymam to mocno! krzyknął stojąc wciąż po drugiej stronie
klatki. Nawet do głowy mu nie przyszło, że może bez kłopotów już przedrzeć się przez
pajęczą plecionkę przewodów. Najwidoczniej nie miał zamiaru niszczyć swego wyna-
lazku.
Tego tu nie ma! Nie ma w tym tutaj ! To jest stale w odbiciu tam to trzy-
mam!
Trzyma? Czy naprawdę trzyma? A może to tylko ból, tak głęboki ból poraził mu ner-
wy, że nie wie, co mówi, nie wie, co robi, wciąż sądzi, że toczy walkę? Może tylko mu się
wydaje, że trzyma obce stworzenie, tak jak inwalida odczuwa ból w amputowanej dło-
ni?
Ale Jim w to nie wierzył! Weinberger naprawdę trzyma stwora w zaciśniętej garści.
Wszystkie odbicia zniknęły tam, gdzie zazwyczaj znikają. Lecz gdzie by nie było to miej-
sce, jego odbite dłonie muszą tam stale istnieć, w kształcie i pozycji jego rzeczywistych,
z krwi i kości, rąk...
Jim zdejmował z szyi klucz szarpiąc nerwowo łańcuszek. Dwukrotnie próbował, za-
nim jego roztrzęsione dłonie trafiły wreszcie do dziurki. Przekręcił klucz, pociągnął
drzwi ku sobie i klatka stanęła otworem.
Weinberger wypełzł na zewnątrz, wyprostował się i stanął obok Jima i Sally. Zaci-
śniętą kurczowo dłoń trzymał wyprostowaną daleko od siebie, a na twarzy malowała
się mu udręka i duma.
XI
Gdy Jim zatonął już w fotelu-strąku, Resnick oparł się mocno dłońmi o blat biurka i
zaczął przestępować z nogi na nogę.
Ten Dom nie jest teatrem absurdu...!
Był nadzwyczaj zdenerwowany. Gdyby usiadł, zaciąłby się i nie mógłby sklecić ani
jednego zdania.
Sally Costello opowiedziała oczywiście wszystko Claudio Menottiemu, a ten z kolei [ Pobierz całość w formacie PDF ]