download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Witaj...  powiedziałem niepewnie, bo nie miałem pojęcia, kim on jest.  Witaj,
witaj, proszę, wejdz!
 Wspaniale, że pan do nas zajrzał, panie Aleksandrze! Z największą chęcią przed-
stawię panu trasę mojego rekonesansu, o którym miałem przyjemność opowiedzieć
panu, kiedy spotkaliśmy się w lesie. Otóż proszę prześledzić tę czerwoną linię i te zie-
lone kółka, którymi oznaczyłem szczególnie ważne dla nas miejsca. Mówię dla nas, bo
nie wątpię, że po krótkiej chwili zastanowienia, o którą był pan tak uprzejmy mnie pro-
sić, zainwestuje pan swój mały kapitalik, pozostały po kupnie domu, w ten mój do-
prawdy rewelacyjny interes.
 Nie zmieniłeś się ani trochę, Marcinie  powiedział Aleksander.
Poklepał mnie po ramieniu, a potem skłonił się nisko Achmedowi.
 Może innym razem zechce pan wprowadzić mnie w te szczegóły, panie Achmedzie,
dziś niestety jestem niesłychanie zajęty.
Od dawna zauważyłem, że każdy, kto rozmawia z Achmedem, staje się z miejsca nie-
bywale uprzejmy i dbały o swój sposób wysławiania, Aleksander był tego niezbitym do-
wodem. W stosunku do mnie mniej był oficjalny.
 Mam do ciebie prośbę, chciałbym skorzystać z telefonu, bo nasz ciągle jeszcze
jest nie podłączony, a komórkę zostawiłem w domu, chodziłem nawet do automatu, ale
68
tylko pożarł mi kartę.
 Ależ proszę cię bardzo, nie ma sprawy.
 Muszę zadzwonić do Alki, bo rano przywiezli glazurę do łazienki, a coś mi się wy-
daje, że ona zamawiała trochę inny odcień.
Weszliśmy do mojego gabinetu, podsunąłem mu krzesło i już chciałem zostawić go
samego, żeby mógł swobodnie rozmawiać, kiedy nagle uprzytomniłem sobie, że ten
Aleksander to chyba jest Olo. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Oczywiście! Teraz
odkryłem prawie zapomniane przeze mnie, ale przecież jeszcze czytelne rysy wtopione
w otyłą twarz, zmienioną przez wielką, siwiejącą brodę. To on wsadził kiedyś swoje
trzy grosze między Madę i mnie, ale pamiętam, że mimo wszystko zawsze go lubiłem.
Teraz stał przede mną już nie wysoki drągal, tylko dobroduszny, niedzwiedziowaty pan
z brzuszkiem. I Ala! Ala z blizną po wypadku.
 Olu  przyznałem się.  Ty wiesz, że ja ciebie w pierwszej chwili nie poznałem!
 A co w tym dziwnego, tyle lat! Alka poznała ciebie z miejsca, mówiła, że tylko
przez moment nie mogła się połapać, czy rzeczywiście ciebie zna, czy tylko kogoś jej
przypominasz. Jeszcze tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do Mady i wyklepała
jej, że będziesz naszym sąsiadem. Mada siedzi w Osadzie, wiesz? Pojechała na całe lato,
tłumaczy tam jakąś książkę, bo ona w ogóle tłumaczy z francuskiego, z tego się utrzy-
muje.
 A jej syn?
 On też tam pojechał ze swoją dziewczyną. Mada jest na to wszystko wściekła, bo
dziewczyna Kacpra strasznie ją wkurza. Nie wiem czemu bo to miłe stworzenie, był
z nią kiedyś u nas na obiedzie, bardzo nam się podobała. A twoja córka? Alka mówiła,
że masz córkę.
 Mam córkę Martynę. Ona z kolei wybrała sobie wędrowne wakacje. Najpierw
przepadła, w ogóle się nie odzywała, ale ostatnio zaczęła do mnie telefonować, nigdy nie
wiem skąd, bo dzwoni z automatu.
 Nasi są na obozie sportowym. Mamy dwóch synów, poznasz ich, oczywiście. Grają
w kosza, fajne chłopaki.
 To Mada już wie, że będziecie mieszkać ze mną drzwi w drzwi?
 Wie.
Patrzył na mnie przez chwilę, wreszcie dorzucił z zadumą:
 No tak, będzie wam dziwnie spotkać się znowu po tylu latach. Szmat czasu, dużo
się wydarzyło, inne życie.
 Prawda, z pewnością będzie dziwnie. No cóż, dzwoń, Olu, nie będę ci dłużej prze-
szkadzał.
Chciałem być sam, żeby zebrać myśli. Mada w Osadzie. Kacper z jakąś dziewczyną.
Biedna moja Tina. Sprzedam ten dom, kupię mniejszy, gdzie indziej. Skorzystam z tego,
69
że jest teraz u mnie Achmed, który może zostać ze zwierzętami, wezmę parę dni urlopu
i wyjadę. Do Grecji, do Włoch. Do Osady? Tak, pojadę do Osady.
Stanąłem w otwartych drzwiach tarasu i patrzyłem przez chwilę na ciągnący się
w głębi ogród, jego gęsta zieleń zawsze działała na mnie kojąco. Nie sprzedam tego
domu, lubię go. Nie pojadę do Osady, po co? Może któregoś dnia spotkam Madę na
ulicy, między domem Ola a naszym, ale co z tego? Nic. Tiny tylko mi żal, bo będzie jej
smutno, jeśli zobaczy kiedyś przez okno tego saksofonistę, który będzie szedł ze swoją
dziewczyną na obiad do Alki. Psy wariowały na trawniku, Linda trzymała w pysku
gruby kij, a Lenzo i Tofi wyrywali go na zmianę. Wszystko wskazywało na to, że jesz-
cze nie wszystkie osty zostały usunięte z sierści Tofiego, zawołałem go, ale nie chciał
przyjść.
 Faktury się zgadzają  powiedział Olo wchodząc na taras.
 Chyba jednak przywiezli nam tę glazurę, którą Ala wybrała, widocznie tylko mnie
się zdawało, że powinna być ciut ciemniejsza, wiesz, człowiek na gorące dmucha, część
kafli mam już na ścianie, głupio by się stało, gdyby raptem zaczęli kłaść coś w innym od-
cieniu. Trzymałem te płytki jedną obok drugiej, patrzyłem, oglądałem przy takim świe- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •