[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najbliższym stole ustawił świecę, by im było jasno w czasie ataku. Obydwaj wstrzymali dech i
postąpili w stronę drzwi, za którymi wciąż zakłócał ciszę nocną szelest przechadzki tam i z
powrotem, tam i z powrotem.
Jekyll! Chcę się z tobą widzieć zawołał donośnie adwokat i umilkł na moment, lecz
nie otrzymał odpowiedzi. Ostrzegam lojalnie! Mamy uzasadnione powody do obaw. Chcesz czy
nie chcesz, musimy się zobaczyć. Zgodzisz się na to lub użyjemy siły!
Uttersonie odpowiedział płaczliwy głos. Ulituj się, na miłosierdzie boskie!
Ha! To nie głos Jekylla, lecz Hyde'a! krzyknął adwokat. Do drzwi, Poole!
Kamerdyner zamachnął się potężnie. Cios wstrząsnął starą budowlą, obite czerwonym
filcem drzwi podskoczyły na ryglu i zawiasach. W gabinecie rozbrzmiał zwierzęcy wrzask
śmiertelnej trwogi. Siekiera wznosiła się i opadała cztery razy. Deski trzeszczały, futryna dygotała
w murze. Ale drzewo było twarde, a okucia wybornej roboty, toteż dopiero za piątym ciosem zamek
puścił i porąbane drzwi padły na dywan w gabinecie.
Zdobywcy, jak gdyby oszołomieni krótkotrwałym hałasem i ciszą, która nagle zapanowała,
cofnęli się i trwożnie zajrzeli do środka. Mieli przed sobą przestronny gabinet rozjaśniony
ciepłym blaskiem lampy.
Ogień tańczył i huczał na kominku, czajnik nucił cieniutkim głosikiem, opodal zaś czekała zastawa
do herbaty. Parę szuflad było otwartych Na biurku papiery leżały w doskonałym ładzie. Zacisznie i
przytulnie. Gdyby nie oszklone szafki pełne medykamentów, rzekłbyś, najzwyklejszy pokój, jakich
nie brak w Londynie.
Pośrodku leżał mężczyzna drgający jeszcze i dziwacznie powykręcany. Pan Utterson i Poole
22
© BLACK & WHITE Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
zbliżyli się na palcach, odwrócili ciało na wznak i spojrzeli w twarz Edwarda Hyde'a. Miał na sobie
ubranie o wiele za duże, miary doktora Jekylla. Mięśnie twarzy poruszały się, stwarzając pozór
życia, lecz życie opuściło już ów kształt ludzki. Zgnieciona fiolka w dłoni i silny zapach gorzkich
migdałów, unoszący się w powietrzu, powiedziały staremu juryście, iż ogląda zwłoki samobójcy.
Za pózno na ratunek lub karę orzekł poważnie pan Utterson. Hyde odszedł, by zdać
sprawę z żywota. Pozostaje nam jedno: odszukać ciało twojego pana.
Stara budowla składała się właściwie z dwóch pomieszczeń. Prawie cały parter zajmowało
oświetlone z góry prosektorium, gabinet zaś stanowił w głębi półpiętro i miał trzy okna z widokiem
na zaułek. Z prosektorium do drzwi na boczną uliczkę wiódł korytarz połączony schodkami z
drugim wejściem do gabinetu. Ponadto było tylko kilka ciemnych schowków i przestronna piwnica.
Nie marnując czasu adwokat i kamerdyner jęli przetrząsać te zakątki. Ze schowkami skończyli
szybko, gdyż stały pustką, a pył podnoszący się przy otwieraniu drzwi dowodził, że nikt nie
zaglądał tam od dawna. W piwnicy leżały wprawdzie stosy rupieci, przeważnie z czasów
znakomitego chirurga poprzednika doktora Jekylla ale misterna sieć pajęczyn niewątpliwie od
lat pieczętowała wejście, a więc dalsze poszukiwania nie miałyby sensu. Nigdzie nie było śladu
pana domu żywego ani umarłego.
Poole tupnął w kamienną posadzkę korytarza i mruknął nasłuchując echa:
Tutaj musi być pogrzebany.
Albo uciekł dodał adwokat i zbliżył się do drzwi wiodących na boczną uliczkę, by obejrzeć
je z bliska.
Były zamknięte. W pobliżu na kamiennej płycie leżał klucz pokryty już rdzą.
Chyba od dawna nikt go nie używał powiedział pan Utterson.
Używał! powtórzył kamerdyner niby echo. Nie widzi pan mecenas, że złamany?
Zupełnie, jak gdyby go ktoś przygniótł obcasem.
Aha zdziwił się adwokat. I nawet na pęknięciu zdążył zardzewieć. Nic nie pojmuję,
Poole. Wracajmy do gabinetu.
Wymienili pełne lęku spojrzenia, bez słowa weszli na schodki i zerkając od czasu do czasu
na nieruchome już zwłoki, poczęli dokładniej przetrząsać gabinet. Na jednym ze stołów zauważyli
kilka szklanych spodków z rozmaitymi dozami białego proszku. Wyglądało to tak, jak gdyby
nieszczęsny doktor Jekyll nie zdążył skończyć jakiegoś doświadczenia chemicznego, jak gdyby coś
mu przeszkodziło.
To ten sam lek, który mu ciągle znosiłem powiedział Poole.
W tej chwili czajnik zagotował się i począł głośno syczeć, co zwabiło poszukiwaczy w
stronę kominka. Wygodny fotel przysunięto blisko ognia, a nieco dalej, lecz w zasięgu ręki, czekała
gotowa zastawa. Nawet cukier był już w filiżance. Na półce stało kilka książek, jedna zaś leżała
otwarta na stoliczku z przyborami do herbaty. Pana Uttersona zdumiały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
najbliższym stole ustawił świecę, by im było jasno w czasie ataku. Obydwaj wstrzymali dech i
postąpili w stronę drzwi, za którymi wciąż zakłócał ciszę nocną szelest przechadzki tam i z
powrotem, tam i z powrotem.
Jekyll! Chcę się z tobą widzieć zawołał donośnie adwokat i umilkł na moment, lecz
nie otrzymał odpowiedzi. Ostrzegam lojalnie! Mamy uzasadnione powody do obaw. Chcesz czy
nie chcesz, musimy się zobaczyć. Zgodzisz się na to lub użyjemy siły!
Uttersonie odpowiedział płaczliwy głos. Ulituj się, na miłosierdzie boskie!
Ha! To nie głos Jekylla, lecz Hyde'a! krzyknął adwokat. Do drzwi, Poole!
Kamerdyner zamachnął się potężnie. Cios wstrząsnął starą budowlą, obite czerwonym
filcem drzwi podskoczyły na ryglu i zawiasach. W gabinecie rozbrzmiał zwierzęcy wrzask
śmiertelnej trwogi. Siekiera wznosiła się i opadała cztery razy. Deski trzeszczały, futryna dygotała
w murze. Ale drzewo było twarde, a okucia wybornej roboty, toteż dopiero za piątym ciosem zamek
puścił i porąbane drzwi padły na dywan w gabinecie.
Zdobywcy, jak gdyby oszołomieni krótkotrwałym hałasem i ciszą, która nagle zapanowała,
cofnęli się i trwożnie zajrzeli do środka. Mieli przed sobą przestronny gabinet rozjaśniony
ciepłym blaskiem lampy.
Ogień tańczył i huczał na kominku, czajnik nucił cieniutkim głosikiem, opodal zaś czekała zastawa
do herbaty. Parę szuflad było otwartych Na biurku papiery leżały w doskonałym ładzie. Zacisznie i
przytulnie. Gdyby nie oszklone szafki pełne medykamentów, rzekłbyś, najzwyklejszy pokój, jakich
nie brak w Londynie.
Pośrodku leżał mężczyzna drgający jeszcze i dziwacznie powykręcany. Pan Utterson i Poole
22
© BLACK & WHITE Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
zbliżyli się na palcach, odwrócili ciało na wznak i spojrzeli w twarz Edwarda Hyde'a. Miał na sobie
ubranie o wiele za duże, miary doktora Jekylla. Mięśnie twarzy poruszały się, stwarzając pozór
życia, lecz życie opuściło już ów kształt ludzki. Zgnieciona fiolka w dłoni i silny zapach gorzkich
migdałów, unoszący się w powietrzu, powiedziały staremu juryście, iż ogląda zwłoki samobójcy.
Za pózno na ratunek lub karę orzekł poważnie pan Utterson. Hyde odszedł, by zdać
sprawę z żywota. Pozostaje nam jedno: odszukać ciało twojego pana.
Stara budowla składała się właściwie z dwóch pomieszczeń. Prawie cały parter zajmowało
oświetlone z góry prosektorium, gabinet zaś stanowił w głębi półpiętro i miał trzy okna z widokiem
na zaułek. Z prosektorium do drzwi na boczną uliczkę wiódł korytarz połączony schodkami z
drugim wejściem do gabinetu. Ponadto było tylko kilka ciemnych schowków i przestronna piwnica.
Nie marnując czasu adwokat i kamerdyner jęli przetrząsać te zakątki. Ze schowkami skończyli
szybko, gdyż stały pustką, a pył podnoszący się przy otwieraniu drzwi dowodził, że nikt nie
zaglądał tam od dawna. W piwnicy leżały wprawdzie stosy rupieci, przeważnie z czasów
znakomitego chirurga poprzednika doktora Jekylla ale misterna sieć pajęczyn niewątpliwie od
lat pieczętowała wejście, a więc dalsze poszukiwania nie miałyby sensu. Nigdzie nie było śladu
pana domu żywego ani umarłego.
Poole tupnął w kamienną posadzkę korytarza i mruknął nasłuchując echa:
Tutaj musi być pogrzebany.
Albo uciekł dodał adwokat i zbliżył się do drzwi wiodących na boczną uliczkę, by obejrzeć
je z bliska.
Były zamknięte. W pobliżu na kamiennej płycie leżał klucz pokryty już rdzą.
Chyba od dawna nikt go nie używał powiedział pan Utterson.
Używał! powtórzył kamerdyner niby echo. Nie widzi pan mecenas, że złamany?
Zupełnie, jak gdyby go ktoś przygniótł obcasem.
Aha zdziwił się adwokat. I nawet na pęknięciu zdążył zardzewieć. Nic nie pojmuję,
Poole. Wracajmy do gabinetu.
Wymienili pełne lęku spojrzenia, bez słowa weszli na schodki i zerkając od czasu do czasu
na nieruchome już zwłoki, poczęli dokładniej przetrząsać gabinet. Na jednym ze stołów zauważyli
kilka szklanych spodków z rozmaitymi dozami białego proszku. Wyglądało to tak, jak gdyby
nieszczęsny doktor Jekyll nie zdążył skończyć jakiegoś doświadczenia chemicznego, jak gdyby coś
mu przeszkodziło.
To ten sam lek, który mu ciągle znosiłem powiedział Poole.
W tej chwili czajnik zagotował się i począł głośno syczeć, co zwabiło poszukiwaczy w
stronę kominka. Wygodny fotel przysunięto blisko ognia, a nieco dalej, lecz w zasięgu ręki, czekała
gotowa zastawa. Nawet cukier był już w filiżance. Na półce stało kilka książek, jedna zaś leżała
otwarta na stoliczku z przyborami do herbaty. Pana Uttersona zdumiały [ Pobierz całość w formacie PDF ]