download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdę wściekły.
Rozdział XI
Pani Krane kochała swojego męża bardzo mocno, choć ta miłość
często przynosiła jej łzy i stresy. Pan Krane, jak co dzień, wychodził do
biura.
 Założyłeś kalosze?  zapytała żona troskliwie.  Pada.
 Emmo, proszę cię, przestań za wszelką cenę utrzymywać mnie
przy życiu!
54
RS
Powtarzał to często, za każdym razem raniąc ją jednakowo.
Jego delikatna twarz była niemalże przezroczysta, a zadbane ręce
sprawnie poruszały kulami, przy pomocy których się poruszał. Ani
choroba, ani ból, nawet świadomość bycia kaleką nie odebrały mu
poczucia elegancji. Pozostał nienagannie ubranym dżentelmenem.
Zawsze nosił okrągłe wysokie kołnierze i błyszczące buty z wąskimi
noskami.
 Och, Francis! Nawet nie wiesz, że mogłabym umrzeć dla ciebie
Wyobraziła sobie, jak drwiłby z tego wyznania, gdyby je tylko usłyszał.
Kręciła się wokół męża jak fryga, pokazując mu swoje siwiejące
włosy i nieprzypudrowaną twarz. W zamian mogła liczyć jedynie na
sarkastyczny uśmiech, a raczej grymas wąskich ust.
Zamknęła za nim drzwi. Myślami doprowadziła go do windy, hallu i
wreszcie do czarnego, wielkiego samochodu kupionego dzięki jego
talentowi i pracy. Widziała, jak zaczynają pracować wycieraczki i jak
samochód wjeżdża na ruchliwe ulice. Jej mąż wysiądzie tuż przy
drzwiach biura, a że jego ręce będą zajęte, szofer potrzyma nad nim
parasol i odprowadzi do wejścia. Kiedy już dotrze na miejsce, zajmie się
męskimi sprawami, o których ona nie miała żadnego pojęcia.
Było wiele rzeczy, których nie umiała z nim dzielić. Przypomniała
sobie dni, kiedy była zamężna z innym mężczyzną, kiedy była młoda
zupełnie jak Ellen, tylko może piękniejsza. Jej pierwszy mąż był
łagodny, kochający i wyrozumiały. Mieli dwójkę dzieci. Kiedy pojawił się
Francis Krane, cała ta trójka poszła w zapomnienie. Jej rodzina i
przyjaciele byli oszołomieni, kiedy głośno obwieściła o rozwodzie.
Uważała, że to jedyne wyjście. Kochała go. Dość długo był jej
kochankiem. Czy była inna alternatywa? Pobrali się. Już wtedy nie był
całkiem zdrowy. Jednak nawet kiedy skręcał się z bólu, potrafił
wykrzesać z siebie podniecenie i pożądanie. Wiedziała, że w jego życiu
nie była jedyną...
Emma przeszła do salonu i stanęła na środku. Nie potrafiła
zmienić sobie nastroju, wszystko jedno  stojąc czy siedząc. Przejechała
dłońmi wzdłuż piersi  były ciężkie i obwisłe. W dodatku przerazliwie
blade. Nawet sutki nie miały żywszej barwy. Pamiętała, jakie kiedyś
były doskonałe: sterczące z różowymi brodawkami. Takie, jakie wkrótce
będzie miała Ellen, która powoli zaczynała dojrzewać. Miała już
55
RS
trzynaście lat. Poczuła nagle falę zalewającego ją gorąca i przyspieszone
krążenie krwi w żyłach,
 To nieprawda! Boże, to nie może być prawda!
Przez moment walczyła z rzeczywistością. Wkrótce zreflektowała się
i pomyślała gorzko:  Nawet, gdyby odwrócić czas... Co z tego? %7ładnego
pożytku skoro i tak umiera.
Nie było żadnych wątpliwości. Lekarze dawali mu około trzech lat
życia. Tak szybko minął ten czas. Jak mało było chwil naprawdę
miłych, jak mało należało do niej!
Zegar zaczął wybijać kolejną godzinę tak, jakby chciał przerwać jej
rozmyślania. Był jedyną z niewielu rzeczy, które przywiozła ze sobą z
Bostonu. Naliczyła cztery uderzenia. Ellen wkrótce będzie w domu.
Aha, jeszcze Meg Mitchel, która przychodzi do niej na urodziny.
Była zdumiona energią i zaangażowaniem, jakie wkładała jej córka
w tę nową przyjazń. Przed Meg było to samo, tyle że z Mi-mi. Cóż, ona
osobiście wolała rodzinę Mitchel. Uważała, że rodzina Mi-mi jest zbyt
nowoczesna, jak na jej nowoangielski smak.
Usłyszała, jak dziewczęta otwierają drzwi i z zapałem o czymś
dyskutują. M'msell kręciła się po pokoju. Miała dzisiaj dzień wolny,
jednak zazdrość nie pozwalała jej opuścić Ellen. Może nie tyle zazdrość,
co obawa? Rodzina Meg uznała instytucję guwernantki za całkowicie
zbędną. To mogło wpłynąć na Ellen, a przez Ellen i na nią. M'msell
miała twardą głowę i jasny, galijski rozum. Już na początku swojej
kariery odkryła, że guwernantka jest rzeczywiście osobą niepotrzebną.
Mogła być zastąpiona przez matkę, nauczycielkę w szkole czy też
służącą. To był jej sekret, część jej gry. Przez lata nauczyła się słyszeć
przez ściany i bacznie obserwować wszystko, co działo się obok. Tym
razem pani Krane powiedziała:
 Proszę już iść, M'msell. Marnuje pani swój wolny czas. Ja się
zajmę tymi dzierlatkami.
 Tres bien, madame  odpowiedziała i odeszła.
 Co zamierzacie robić, dziewczynki? Należała do rodziców
łagodnych i wyrozumiałych, nigdy nie przejmowała się zniszczonymi
meblami czy hałasem.
Meg i Ellen zaczęły zabawę bez żadnych wstępów. Tak, jakby
umówiły się po drodze. Ellen wyjęła z kieszeni pudełko balonów i obie
56
RS
zaczęły je nadmuchiwać. Pani Krane obserwowała je, nadal stojąc ze
skrzyżowanymi ramionami. Przez chwilę wydawać by się mogło, że cały
pokój zawirował. Skakały, czołgały się, podrzucały balony i po chwili
łapały je z powrotem.
 Zrozum, nie możemy dotykać podłogi!  wyjaśniła Ellen matce.
Obie wskoczyły na sofę i krzyknęły:
 Jesteśmy rusałkami!
 Rozumiem  odezwała się Emma.
Pani Krane obserwowała je dalej. Zrezygnowana lekceważyła zgrzyt
sprężyn, które uginały się pod ich ciężarem. Co za małpy! Była pewna,
że Ellen udaje. Bardzo łatwo udawało jej się zachowywać pozory i ten
sposób zwodził koleżankę. Po prostu udawała rozbrykane dziecko. Meg
była nim naprawdę. W tę zabawę wkładała całe serce, a jak
przypuszczała pani Krane, można je było łatwo zranić.
Ellen już wkrótce dorośnie. W jej ciele pomału zaczynała się bitwa
kobiety z dziewczynką. Co więcej, Ellen na pewno na tym nie ucierpi.
Dzisiaj bierze udział w tej grze, a za tydzień z łatwością dostosuje się do
innej. Margaret nie. Całe życie szamotać się będzie pomiędzy starymi a
nowymi ideałami.
W międzyczasie pan Krane wrócił do domu. Dziewczynki nadal
biegały i wrzeszczały, ale były już tym zmęczone. Wszedł do pokoju
powoli, ostrożnie podpierając się kulami. Odezwał się spokojnie:
 Nie uważacie, że na razie wystarczy tej zabawy?
 Są rusałkami  wyjaśniła mu żona.
Meg podeszła do niego bliżej i sztywno wyciągnęła rękę. Wszelkie
formalne pozdrowienia zawstydzały ją.
 Dzień dobry. Jak się pan czuje?
 Dzień dobry.  Jego głos był szorstki. Wziął jej rękę i potrząsnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •